0:000:00

0:00

"Zaczynamy kampanię wyborczą 2019 roku. Ona będzie w dwóch turach, każda z nich jest ważna, oczywiście ta na jesieni najważniejsza" - tymi słowami Jarosław Kaczyński otwierał konwencję programową PiS 23 lutego. To wtedy prezes Prawa i Sprawiedliwości przedstawił "Nową Piątkę", zwaną też "piątką Kaczyńskiego".

Niedługo później, na zlecenie rządu, zaczęto produkować ulotki, książeczki i bannery promujące "piątkę". Rozpisano przetargi na spoty i wynajem powierzchni reklamowych. W Polskę ruszyły oklejone reklamami busy i parlamentarzyści PiS.

Oficjalnie to tylko reklamy rządowych programów, które tylko przypadkowo

  • zbiegają się w czasie z kampanią wyborczą do Parlamentu Europejskiego;
  • ogłoszone zostały nie przez premiera lecz przez prezesa partii;
  • wykorzystują hasła zaczerpnięte wprost z przedwyborczych wieców PiS ("Polska sercem Europy").

Całą tę machinę zasila budżet kancelarii premiera i poszczególnych ministerstw.

Według kodeksu wyborczego, przedwyborcza promocja partii powinna być finansowana przez komitet wyborczy i prezentowana z odpowiednim oznaczeniem. PiS omija tę regułę.

Jako materiał finansowany przez komitet wyborczy oznacza bowiem na przykład materiały dotyczące "piątki", które zamieszcza na Twitterze. Ubezpiecza się jednak - na zdjęciu nie zobaczymy haseł "Emerytura plus" ani "500 plus na pierwsze dziecko", tylko "Rodzina" oraz "Starsi i słabsi".

Innymi słowy - programy rządu i program wyborczy partii jest ten sam, ale używamy innych słów. Za tanie grafiki w internecie płaci komitet wyborczy, wszystkie drogie przedsięwzięcia opłacane są z kasy KPRM i ministerstw.

Na dobry początek reklamy za 1,5 mln zł

Zgodnie z prawem, kampanię wyborczą mogą finansować wyłącznie komitety wyborcze (art. 84 par.1 kodeksu wyborczego). Każdy z komitetów tworzy swój fundusz wyborczy, który może być zasilany tylko wpłatami własnymi partii oraz darowiznami od osób fizycznych (obowiązują limity). Komitet wyborczy może także skorzystać np. z nieodpłatnej pracy wolontariuszy rozdających ulotki, czy z udzielonego nieodpłatnie przez osobę fizyczną miejsca pod reklamę (art. 132 par. 5).

Zgodnie z prawem, partie ani komitety wyborcze nie mogą przyjmować pieniędzy od firm, organizacji ani instytucji.

Promocja programów z "Nowej Piątki" finansowana jest z pieniędzy rządu. Jakiego rzędu są to kwoty?

Kancelaria Prezesa Rady Ministrów już 22 marca ogłosiła oficjalny przetarg na zakup powierzchni reklamowej w dwóch ogólnopolskich dziennikach. Na tym jednak nie koniec. Kilka dni później pojawiło się kolejne ogłoszenie. Tym razem dotyczące realizacji spotów reklamowych. Każde z tych zamówień kancelaria wyceniła na ok. 760 tysięcy złotych, czyli razem - ponad półtora miliona. Dokumenty dostępne są na stronie KPRM.

Koszty oczywiście pokrywa sama kancelaria premiera.

Art. 84. § 1. Prawo zgłaszania kandydatów w wyborach przysługuje komitetom wyborczym. Komitety wyborcze wykonują również inne czynności wyborcze, a w szczególności prowadzą na zasadzie wyłączności kampanię wyborczą na rzecz kandydatów.

Art. 126. Wydatki ponoszone przez komitety wyborcze w związku z zarządzonymi wyborami są pokrywane z ich źródeł własnych.

Art. 132. § 1. Środki finansowe komitetu wyborczego partii politycznej mogą pochodzić wyłącznie z funduszu wyborczego tej partii, tworzonego na podstawie przepisów ustawy z dnia 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych (Dz. U. z 2017 r. poz. 876 i 1089).

Busy, ulotki, bannery

Od kilku tygodni kampania realizowana jest jednak również w terenie. Ulotki i książeczki informujące o "nowej piątce" kolportowane są nie tylko przez parlamentarzystów PiS (o tym za chwilę).

W regionach rząd oddelegował do tego zadania kogo tylko mógł: pracowników urzędów wojewódzkich, pracowników ZUS, a nawet samych wojewodów. Ci wszyscy ludzie zatem, w godzinach pracy, promują program partii rządzącej.

Temu tournée towarzyszą również busy oklejone symbolami "nowej piątki". Samochody, jak zauważył poseł PO Krzysztof Brejza, są tego samego modelu, co policyjne furgonetki. Na zdjęciach na masce niektórych z nich widać też policyjne lizaki i koguty.

Wojewoda pomorski Dariusz Drelich okazał się jeszcze bardziej gorliwy i zaordynował naklejenie reklam "nowej piątki" na samochody Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Gdańsku. Naklejki zniknęły, gdy sprawą zainteresowały się media, ale podobne sytuacje mają miejsce w całej Polsce - samorządy zalewa merchandising "piątki Kaczyńskiego".

W urzędach kolportowane są nie tylko ulotki, ale na korytarzach rozstawia się nawet bannery, jak widać na zdjęciu, które przysłał OKO.press pracownik jednego z urzędów gminnych w Wielkopolsce. Takie działanie każe stawiać nie tylko pytanie dotyczące finansowania kampanii, ale też naruszania art. 108 kodeksu wyborczego, który zakazuje agitacji w budynkach administracji samorządowej.

Bo znów: ulotki są bardziej reklamą programu PiS, niż praktyczną informacją skierowaną do obywateli. Nie ma tam żadnych technicznych wskazówek - jak i czy ubiegać się o konkretne środki. Są za to wyliczenia: do ilu osób w Polsce trafią pieniądze, jakie wartości przyświecały rządowi przy wprowadzaniu programów w życie, a także gdzie w budżecie rząd znajdzie oszczędności, by je sfinansować.

Przede wszystkim jednak, zarówno w książeczce informacyjnej jak i w skrótowej ulotce, na samym początku widzimy Mateusza Morawieckiego, łopoczącą flagę Polski i nieśmiało wyzierającą spod niej flagę Unii Europejskiej. Oraz zdania, że europejskość ważna jest dla Polaków, bo to podnoszenie standardu życia i jakości usług. I że to cele "Nowej Piątki".

Nie jest to oczywiście pierwszy raz, gdy PiS finansuje sobie promocję wyborczą rządowymi pieniędzmi.

W czerwcu 2018 roku, w trakcie kampanii samorządowej, głośno było o ulotkach z wizerunkiem Mateusza Morawieckiego, które rozdawano w szkołach. W niektórych przypadkach - nawet samym uczniom. Oficjalnie była to akcja informacyjna Ministerstwa Pracy, która miała promować rządowy projekt "Dobry start". Jej łączny koszt wyniósł 242,5 tysiąca złotych.

Przeczytaj także:

Agitacja w miejscach zakazanych

Ulotki i "piątkobusy" to jednak tylko element wspomagający przedwyborczą promocję. W teren ruszyli również sami politycy PiS. Nie tylko ci należący do rządu, ale też szeregowi parlamentarzyści. Ci, którzy kandydują do Parlamentu Europejskiego, odwiedzają oczywiście swoje okręgi wyborcze.

Kwalifikowanym przypadkiem są jednak politycy PiS, którzy swoje spotkania organizują w urzędach samorządu terytorialnego. Jak już wspominaliśmy - agitowanie na terenie urzędów administracji rządowej i administracji samorządu terytorialnego jest przez kodeks bezwarunkowo zakazane.

Za złamanie tego przepisu grozi 5 tysięcy złotych grzywny, a wyroki w tej sprawie już w Polsce zapadały. Najbardziej znanym przypadkiem jest prof. Waldemar Paruch, obecnie szef doradców KPRM, a w 2014 lider lubelskiej listy PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Parucha ukarano za agitowanie na terenie ratusza w Łukowie. Nie pomogły wyjaśnienia, że nie wiedział, że to teren urzędu, a sala była imienia Jana Pawła II.

Art. 108. § 1. Zabrania się prowadzenia agitacji wyborczej: 1) na terenie urzędów administracji rządowej i administracji samorządu terytorialnego oraz sądów; 2) na terenie zakładów pracy w sposób i formach zakłócających normalne funkcjonowanie; 3) na terenie jednostek wojskowych i innych jednostek organizacyjnych podległych Ministrowi Obrony Narodowej oraz oddziałów obrony cywilnej, a także skoszarowanych jednostek podległych ministrowi właściwemu do spraw wewnętrznych. § 2. Zabroniona jest agitacja wyborcza na terenie szkół wobec uczniów. § 3. Za agitację wyborczą nie uznaje się prowadzonych przez szkołę zajęć z zakresu edukacji obywatelskiej polegającej na upowszechnianiu wśród uczniów wiedzy o prawach i obowiązkach obywateli, znaczeniu wyborów w funkcjonowaniu demokratycznego państwa prawnego oraz zasadach organizacji wyborów. § 4. Na podmiotach wymienionych w § 1 i 3 spoczywa obowiązek właściwego oznaczenia terenu i znajdujących się na nim budynków.

W rozpisce na stronie PiS znaleźć można kilka przykładów agitacji w urzędach w ciągu zaledwie kilkunastu ostatnich dni (pamiętajmy, że nie wszystkie spotkania jednak są tam ewidencjonowane, zatem skala zjawiska może być jeszcze większa).

  • Beata Mazurek - startuje w okręgu lubelskim, 31 marca spotkała się w Urzędzie Gminy w Fajsławicach;
  • Michał Jach - startuje w okręgu zachodniopomorskim i lubuskim, 30 marca spotkanie w Urzędzie Gminy w Starej Dąbrowie, 31 marca w Urzędzie Miasta i Gminy w Goleniowie;
  • Wojciech Kossakowski - startuje w okręgu podlaskim i warmińsko-mazurskim, 29 marca spotkanie w Starostwie Powiatowym w Olecku;
  • Iwona Arent - startuje w okręgu podlaskim i warmińsko-mazurskim, 23 marca spotkała się w Urzędzie Gminy w Barcianach.

Osobnym przypadkiem może być także wystąpienie Beaty Szydło w Rząsce koło Krakowa. Wicepremier i kandydatka do PE z tego okręgu była 24 marca gościem uroczystości ślubowania żołnierzy 11 Małopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Szydło z obronnością nie ma żadnych związków, za to Rząska leży w jej okręgu wyborczym. Sama wicepremier chwaliła się na Twitterze, że tweetup, który odbył się 22 marca, czyli na początku rzeczonego weekendu, to "nowy rozdział kampanii w Krakowie".

Tymczasem art. 108 kodeksu wyborczego również zakazuje agitacji na terenie jednostek wojskowych i innych jednostek podległych MON.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze