Po interwencji PIP w sprawie zaległego wynagrodzenia pani Magda lepiej zna swoje prawa i stała się ostrożniejsza w poszukiwaniu pracy. Ale Paweł, Łukasz i Tomasz mają sporo zastrzeżeń do działania inspekcji
Państwowa Inspekcja Pracy przekonuje, że chce być przeciwwagą dla wyzyskiwaczy i wspierać pracowników tam, gdzie nie są w stanie sami wyegzekwować swoich praw. W 2024 roku PIP rozpatrzyła 43,9 tysięcy skarg pracowniczych, w których zostało opisane 78 561 przypadków.
Pracownicy skarżyli się na problemy z umową, pracą na czarno, nieuregulowanymi nadgodzinami czy narażeniem zdrowia w pracy. Najczęściej, zarówno w 2024 roku, jak i latach wcześniejszych, zgłaszano problemy z wypłatą wynagrodzenia – w 2024 roku było to 28 186 zgłoszeń w tej kwestii.
Po co właściwie jest Państwowa Inspekcja Pracy? Jak działania PIP oceniają sami pracownicy?
Przy okazji projektu o zmianie ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy w debacie publicznej, poza wieloma dyskusjami, dotyczącymi proponowanych rozwiązań, pojawiło się pytanie – jak działa PIP? O doświadczenia z PIP zapytałam pracowników, którzy mieli styczność z tą instytucją.
Pani Magda zetknęła się z PIP właśnie w sprawie dotyczącej zaległego wynagrodzenia. Pracowała w firmie produkującej maszyny jako asystentka zarządu. Zarządzała flotą, procesem produkcji maszyn, współpracowała z konstruktorem maszyn, robiła grafiki i oferty, prowadziła negocjacje z zagranicznymi klientami. Była w swoim żywiole.
W pewnym momencie coś się jednak zmieniło.
Szef mówił, że negocjacje z klientem poszły dobrze, a potem odbierała wściekłe telefony od tego samego klienta. Konstruktor maszyn zgłaszał jej nieprawidłowości. Firma podpisywała umowę na nową maszynę, otrzymywała zaliczkę, szef wypłacał sobie pieniądze, a maszyny nie powstawały.
W końcu firma przestała płacić pracownikom.
Upominała się, ale słyszała: „teraz nie mamy, ZUS zajął nam konto”. Dodatkowo firma przestała płacić rachunki, w budynku odcinany był prąd i ogrzewanie. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta.
Kiedy przez trzy kolejne miesiące nie dostała wynagrodzenia, złożyła wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Następnego dnia złożyła skargę do PIP. Podpowiedział jej to inny pracownik, który sam chwalił się, że po skardze do PIP dostał zaległe wynagrodzenie. Wysłała online wszystkie niezbędne dokumenty.
Po miesiącu dostała informację z PIP, że odbyła się kontrola, ale pracodawca twierdzi, że to pani Magda nie rozliczyła się z pobranych zaliczek i nie ma w firmie jej podpisanego wypowiedzenia. Pismo wskazywało, że sprawę trzeba dalej rozstrzygać na drodze sądowej i zawierało informacje, jak to zrobić. Była też w kontakcie telefonicznym z inspektorem, który prostszymi słowami wytłumaczył jej, co ma robić dalej.
Złożyła sprawę do sądu, rozprawa odbyła się ponad pół roku później i trwała 15 minut.
W trakcie rozprawy Sąd Pracy przyznał rację pani Magdzie oraz nakazał wypłatę zaległego wynagrodzenia i ekwiwalentu pieniężnego za urlop. Firma rzekomo nie miała pieniędzy. Dopiero gdy w sprawę zaangażował się komornik, pani Magda dostała zwrot około 9 tys. zł, włączając w to zwrot kosztów sądowych. Wszystko zakończyło się ponad rok po zgłoszeniu skargi do PIP.
Podobną sytuację ze składaniem skargi na nieuczciwego pracodawcę miał pan Paweł, który pracował w firmie transportowej w województwie kujawsko-pomorskim. Zaczął na umowie zlecenie przez pierwsze trzy miesiące i „w nagrodę” miał otrzymać umowę o pracę na kolejne miesiące. Po trzech miesiącach dostał wiadomość, że „współpraca zostaje przerwana z powodu braku zaangażowania i podejścia do współpracowników” i ma oddać ubrania robocze. Był w szoku, prosił o wyjaśnienia, ale nikt nie chciał z nim rozmawiać.
Potem okazało się jeszcze, że nie dostał ostatniej wypłaty. Gdy oddawał ubrania, powiedział szefowi, że jeśli nie otrzyma wynagrodzenia, złoży skargę do PIP. „No to składaj, ja się nie boję” – powiedział szef.
W międzyczasie koledzy pokazali mu wiadomości, w których szef pisze: „Pewnie zastanawiacie się, gdzie są Wasze wypłaty? Był atak hakerski i straciliśmy wszystkie pieniądze”, niedługo potem firma przestała w ogóle działać. PIP próbowała wzywać szefa kilka razy – bez efektu. Sprawa została zamknięta. PIP w swoich sprawozdaniach opisuje takie przypadki jako „niemożliwe do ustalenia”. I wskazuje na przyczyny takich sytuacji: utrudnianie kontroli; zaprzestanie prowadzenia działalności przez podmiot, którego dotyczyło zgłoszenie, brak dokumentacji czy niekompletne zgłoszenia.
Pan Paweł zdecydował się skierować sprawę do Sądu Pracy, ale pozew został zwrócony ze względu na braki formalne. Pan Paweł nie był jedyną osobą zgłaszającą roszczenia wobec tego samego pracodawcy. W międzyczasie odezwała się do niego policja z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą, do której zgłosili się również jego koledzy w związku z niewypłaconymi wynagrodzeniami.
Od kolegów słyszał, że podobno szef został skazany, ale nie zna treści wyroku.
Korzenie powstania inspekcji pracy związane są z ochroną grup szczególnie wrażliwych i narażonych – kobiet i młodocianych. Chociaż przez ostatnie sto lat drastycznie zmienił się rynek pracy, jego wyzwania i zakres problemów pracowniczych – PIP nadal kieruje działania do grup, które z różnych powodów, mogą mieć trudniejszą sytuacją na rynku pracy.
Tak też był w przypadku pana Wojciecha ze Szczecina, który zgłosił się do PIP w swojej pierwszej pracy. Przed maturą pracował w ogólnopolskiej sieci restauracji. Otrzymał nawet umowę o pracę. Okazało się jednak, że pracodawca wykorzystywał jego niewiedzę i nie wypłacał mu wynagrodzenia za urlop. Ze strony PIP dowiedział się, że jako pracownikowi młodocianemu przysługuje mu więcej urlopu.
Zgłosił to do księgowości i dostał potwierdzenie, że rzeczywiście zaszła pomyłka. Wynagrodzenia za okres urlopu nadal jednak nie otrzymywał. Zadzwonił na infolinię PIP. Dobrze wspomina profesjonalizm prawników Inspekcji, otrzymał pomoc, której szukał.
Wiedza jednak nie pomogła – pracodawca był głuchy na argumenty i pieniędzy nie wypłacał.
Pan Wojciech złożył więc wypowiedzenie i czekał, aż otrzyma ekwiwalent za urlop — powinien dostać około 5 tys. zł, na konto wpłynęło zaledwie 2,5 tys.
Złożył więc skargę w PIP, załączył wszystkie potrzebne dokumenty. Po jego skardze odbyła się kontrola, która wykazała, że pracodawca źle rozliczył ekwiwalent i musi wypłacić zaległą cześć. Pracodawca ociągał się z wypłatą, więc pan Wojciech zadzwonił ponownie do inspektorki, która zainterweniowała i szybko dostał brakującą część kwoty na konto.
W 2024 roku PIP przeprowadziła 478 kontroli dotyczących pracowników młodocianych, które potwierdziły powtarzalność problemów. To m.in. braki w ewidencji pracy czy niedopełnienie obowiązków przy przygotowaniu do pracy.
Oprócz kontroli PIP organizuje też inne działania skierowanie do młodych pracowników i innych grup: cudzoziemców, pracujących rodziców czy pracowników z niepełnosprawnościami.
Przykładowo, „Legitna praca” to kampania informacyjna, skierowana do młodych pracowników o tym, jakie są ich prawa – tak, żeby w pierwszej kolejności byli przygotowani na rynek pracy i nie dali się wykorzystać.
Oprócz pracowników i byłych pracowników, z usług PIP korzystają również związki zawodowe. W 2024 roku przedstawiciele związków zawodowych zwrócili się do PIP w sprawach 1 810 problemów, złożyli 866 skarg i uczestniczyli w organizowanych przez PIP szkoleniach.
O współpracy związków zawodowych z PIP rozmawiałam z Blanką Hasterok (Zakładową Społeczną Inspektor Pracy) i Przemysławem Rubachem (Społecznym Inspektorem Pracy), którzy do października 2025 roku działali w OZZ Inicjatywa Pracownicza Amazon, a obecnie są zrzeszeni w OPZZ Konfederacja Pracy w Amazon.
Firma Amazon jest świetnie przygotowana do konfrontacji z pracownikami. Ma pieniądze i kadrę, prawników i specjalistów od BHP. Związek dysponuje ułamkiem tych zasobów, jego działacze to też zwykli pracownicy, nie każdy pracownik jest zrzeszony w związku zawodowym, a siła związków zawodowych zależy od liczby członków.
Latem 2025 roku nasi rozmówcy zastanawiali się nad wzmożoną aktywnością firmy w związku z wysyłaniem na badania medycyny pracy pracowników w wieku przedemerytalnym. Kilka osób zgłosiło się na badania dla osób pracujących z wózkami widłowymi, chociaż wcale takiej pracy nie wykonują. A badania te są wymagające. Starsi pracownicy mogą ich nie zaliczyć i mieć potem problemy w pracy.
„Zastanawiamy się, czy pracodawca nie robi tego celowo, żeby móc zwolnić osoby, które normalnie są chronione, bo są w wieku przedemerytalnym” – opowiadają związkowcy. I tłumaczą, jakie mają ograniczenia jako związek zawodowy.
„Nie mamy całościowego wglądu w sytuację, bo nie wszyscy pracownicy są w związku zawodowym. Mamy podejrzenia, że może tutaj dochodzić do nadużyć, ale sami nie mamy możliwości, żeby dokładnie to sprawdzić”.
PIP takie możliwości ma – w przypadku zgłoszonej skargi, uznania zasadności skargi i podjęcia kontroli może zweryfikować dokumentację pracowniczą.
„Widzimy, że jak już zapadnie jakaś decyzja PIP, to firma do tego się stosuje. Chcielibyśmy, żeby PIP mogła działać szerzej, sprawniej i była bardziej aktywna, bo to związki zawodowe w sporze z pracodawcą są słabszą stroną, zwłaszcza gdy nie ma wsparcia ze strony instytucji, które powinny być gwarantem prawa. A PIP zakłada, że pracownicy i pracodawcy są równymi stronami i stara się wypełnić rolę obiektywnego arbitra”.
O tym, że firma stosuje się do zaleceń PIP, opowiedzieli mi na przykładzie sprawy z wnoszeniem rzeczy osobistych na teren zakładu. W trakcie pandemii, ze względu na kwestie sanitarne, Amazon rozszerzył możliwość wnoszenia rzeczy osobistych o telefon, i ograniczył kontrole na bramkach.
Po pandemii wrócono do ograniczeń i pracownicy nie mieli możliwości wnoszenia takich podstawowych rzeczy czy środki ochrony osobistej, np. tampony czy podpaski, z wyjątkiem telefonu. Po zgłoszeniu tego przez związek zawodowy firma zdecydowała, że rzeczy mogą być wnoszone, ale tylko w specjalnych przezroczystych siatkach. Firma zaczęła te siatki wydawać, a następnie ograniczać ich ilość – więc w praktyce pracownicy mieli trudności z wnoszeniem podstawowych osobistych rzeczy. Po złożeniu skargi do PIP została przyznana racja związkowi zawodowemu i odpowiednie zmiany zostały wprowadzone.
Nie zawsze jednak związek zawodowy jest zadowolony z rezultatów przeprowadzonych kontroli PIP. Zgłaszano do PIP kwestię związaną z przysługującymi im przerwami od pracy. W Amazonie są dwie przerwy 15-minutowe i jedna półgodzinna, która jest bezpłatna i trzeba ją odpracować.
Kodeks pracy mówi, że w przypadku pracy powyżej 9 godzin należą się dwie 15-minutowe przerwy, które wliczone są do czasu pracy. Wszystko powinno być więc w porządku. Tyle teoria.
Ale magazyny Amazona to wielki kompleks. Żeby przejść do stołówki, trzeba poświęcić na to 4-7 minut w dwie strony. Realnie zostaje bardzo mało czasu, żeby zjeść w spokoju i odpocząć, a praca w magazynie to praca fizyczna, która wymaga regeneracji.
Wynikające z przepisów normy są jednak dochowane i nic nie można z tym zrobić. Pani Blanka komentuje: „Wiemy, że w tym przypadku przepisy prawa działają na naszą niekorzyść, ale jest to zwyczajnie nieludzkie. Co z tego, że w teorii są przestrzegane przepisy, skoro realnie nie możemy zjeść i odpocząć? Te kilka minut to sporo w zakładach, gdzie rozlicza się pracowników co do minuty i pracownik powinien mieć zagwarantowany czas na realny odpoczynek”.
W związku ze śmiercią pracownika w magazynie Amazona w Sosnowcu w czerwcu 2025 trwa kontrola Głównego Inspektoratu Pracy. Blanka Hasterok pokłada nadzieję w wynikach kontroli, które przyczynią się do poprawy warunków pracy.
Czasem problemy dotyczą nie jednego pracodawcy, ale całej branży.
Pan Tomasz, operator żurawia i aktywista działający na rzecz BHP w sektorze, mówi, że branża żurawiowa systemowo działa na granicy prawa. Rozporządzenie o BHP w obsłudze żurawi dość szczegółowo opisuje zasady bezpiecznej pracy. Ogranicza czas pracy na żurawiu do 8 godzin.
Pan Tomasz opowiada, że w praktyce budowa zatrudnia właściciela żurawia, który z kolei zatrudnia pośrednika żurawiowego, który z kolei zatrudnia pracowników żurawia, zwykle na podstawie umowy zlecenie lub umowy B2B. W ten sposób odpowiedzialność za pracownika i jego bezpieczeństwo jest rozproszona. Według relacji pana Tomasza, dla wielu pracodawców rodzaj umowy jest wymówką, żeby tych przepisów nie przestrzegać.
Pan Tomasz jasno mówi: „Wprowadzono rozporządzenie dotyczące BHP, ale PIP nie ma narzędzi do egzekwowania tych przepisów”.
W jego ocenie sytuację dodatkowo pogarsza powszechność pracy na podstawie umowę zlecenie lub B2B. Jeżeli zdarzają się umowy o pracę, to często na cześć etatu lub na minimalną krajową — a reszta jest rozliczana pod stołem w kopertach. W niektórych miastach rynek pracy jest bardzo ograniczony – monopol ma jedna lub dwie firmy. Sytuacja sprowadza się do następującego wyboru – albo pracujesz na naszych warunkach, albo nie pracujesz wcale.
Sam pan Tomasz pracował na umowach zlecenie, a gdy upominał się o umowę o pracę, to usłyszał: „nie mogę ci jej dać, bo będę musiał dać wszystkim”. Do tego warunki finansowe nie są atrakcyjne, więc żeby więcej zarobić, operatorzy godzą się na wiele i pracują więcej, niż mówią o tym zalecenia o bezpieczeństwie. I narażają na niebezpieczeństwo siebie i innych.
W ocenie pana Tomasza nawet jeżeli PIP będzie miała możliwość skontrolować taką budowę z żurawiem, to w dokumentach często wszystko będzie się zgadzać. Pracownicy często obawiają się o swoją pracę i nie mówią pełnej prawdy.
Podobnego zdania jest sama PIP, która tak pisała o kontrolach w odniesieniu do całej branży budowlanej:
„Z obserwacji inspektorów pracy wynika, że często po zakończeniu kontroli wszystko wraca do stanu sprzed kontroli (co potwierdza się w odsetku nieprawidłowości stwierdzanych w powtórnych kontrolach u przedsiębiorców)”. Pan Tomasz dodaje, że zwłaszcza w sprawie umów, które powinny być umowami o pracę i powinny chronić pracowników, PIP nic realnie do tej pory nie mogła zrobić.
Ten aspekt ma się zmienić w nowej ustawie. Do tej pory, jeżeli istniało podejrzenie, że pracownik pracuje na umowie zlecenie lub B2B, PIP nie miała możliwości rozstrzygnięcia tego sporu u siebie. PIP lub pracownik, musieli kierować sprawę do sądu. Tylko że zgłoszenie sprawy do sądu wymaga dodatkowego wysiłku i czasu, i, jak podaje uzasadnienie do ustawy, z tego powodu inspektorzy nie kwestionowali umów o zlecenie i B2B tak często, jak mogłoby to mieć miejsce.
Nowe narzędzie w projekcie ustawy, nie oznacza, że każdą umowę cywilnoprawną lub B2B będzie można przekształcić w umowę o pracę. Będzie to możliwe tylko wtedy, gdy zachodzi stosunek pracy. Chodzi o sytuacje, kiedy pracuje się na rzecz określonego pracodawcy, pod jego kierownictwem, w wyznaczonym czasie i miejscu i dostaje się za to wynagrodzenie.
Tyle że propozycja jest szeroko dyskutowana i krytykowana, zwłaszcza ze strony pracodawców, którzy głównie mówią o potencjalnych kosztach, zupełnie ignorując fakt, że obecne traktowanie umów cywilnych i B2B jako „oszczędności” łamie prawa pracownicze.
Sam Główny Inspektor Pracy mówi o tym rozwiązaniu na miękko – że będzie wprowadzane tylko wtedy, kiedy dochodzi do jasnych nadużyć i nie będzie „uszczęśliwiać na siłę etatami”. Czy to w praktyce będzie oznaczać, że inspektorzy przed wprowadzeniem takiego rozwiązania będą pytać się stron, czy dalej, za obopólną zgodą, nie chcą przestrzegać prawa i stosować umowę zlecenie lub B2B, kiedy powinna być umowa o pracę?
Te kwestie ma ułatwić przygotowana przez PIP lista kontrolna, która w 42 punktach ma pomóc ustalić, jaka umowa powinna mieć miejsce.
Dodatkowo pytania rodzi zakres kontroli, w planie na 2025 rok zakłada się, że kontroli ukierunkowanych na tę kwestię ma być raptem… 200. Nie oznacza to, że w przypadku innych kontroli — ogólnych lub o innym zakresie tematycznym, kwestia umów zlecenia i B2B nie może zostać sprawdzona, ale wtedy nie będzie priorytetem.
Pan Tomasz chciałby większych uprawnień PIP, bo bez wprowadzenia poważnych zmian nie widzi szans na poprawę w branży żurawiowej. „Półśrodki nie działają” – w związku z tym zdecydował się pracować za granicą, w normalnych godzinach, na umowę o pracę.
Na wyjazd za granicę zdecydował się również pan Paweł, który ze względu na skalę patologii na rynku pracy w Polsce nie wyobraża sobie powrotu do kraju. „Wolę pracować w Belgii, tam są przestrzegane przepisy, a jak pojawiają się jakieś problemy, to w pierwszej kolejności można zgłosić się do związków zawodowych, które sprawnie działają”. Tutaj czuł się zostawiony sam sobie, przeciwko pracodawcy, który go źle potraktował. Podobne poczucie ma pan Łukasz, który również sądzi się z tym samym pracodawcą. „Nie odpuszczę mu. To, co zrobił, bardzo wpłynęło na moje życie i chcę sprawiedliwości”.
Pan Wojciech sporo wyciągnął ze swojego doświadczenia z PIP. Sam pilnuje swoich praw, ale widział wielu kolegów, w tym studentów prawa, którzy decydują się na pracę na umowie cywilnoprawnej, kiedy powinna mieć miejsce umowa o pracę, i się dziwi – bo przepadają im urlopy, płatne L4 czy ochrona pracy w godzinach nocnych. „Nie wszyscy wiedzą o takich sprawach i dlatego potrzebujemy silnych instytucji, żeby w takich sytuacjach mogły pomóc” – konkluduje.
Pani Magda bardzo pozytywnie ocenia doświadczenia z PIP, dowiedziała się, na co uważać na rynku pracy. A jednak wszystko wskazuje, że jej poprzednia firma działa nadal. Były szef pisze do niej wiadomości, w których namawia ją do powrotu.
Sprawdza opinię o firmie na portalu go.work.pl, wpisy z pracowników 2023 roku i 2025 roku sugerują, że nadal stosowane są nieuczciwe praktyki. Nie zamierza wracać. Po tych doświadczeniach miała bardzo ciężki rok, czuła się wyczerpana.
Później, na rozmowie o pracę w znanej sieci handlowej została zapytana o przyczynę zakończenia pracy i powiedziała, że sprawa skończyła się skargą w PIP. Podziękowali jej, a ona starała się unikać wspominania o tych doświadczeniach na kolejnych rozmowach o pracę. Chociaż zdziwiło ją to – bo czy porządne firmy naprawdę powinny się obawiać pracownika, który zwyczajnie dochodzi swoich praw?
Dziennikarka i badaczka warunków życia i pracy. Jest częścią zespołu Korespondentów EUROFOUND w Polsce. Współautorka raportu o inspekcji pracy i służbach prewencyjnych w Polsce realizowanego na zlecenie Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy (EU-OSHA). Pisze o pracownikach i rynku pracy.
Dziennikarka i badaczka warunków życia i pracy. Jest częścią zespołu Korespondentów EUROFOUND w Polsce. Współautorka raportu o inspekcji pracy i służbach prewencyjnych w Polsce realizowanego na zlecenie Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy (EU-OSHA). Pisze o pracownikach i rynku pracy.
Komentarze