0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Cezary Aszkielo...

„Propozycja podatku od nadmiarowych zysków banków uruchomiła reakcję pro-bankowego lobby, które rzuciło się do ataku w obronie »filarów naszego rozwoju«. Dowiadujemy się, że banków nie wolno tykać, bo grozi to jakimś strasznym kataklizmem. A w ogóle i tak nie warto nic robić, bo banki wszystko odbiją sobie na klientach. Niezła mieszanka zastraszania i powielania postaw »wyuczonej bezradności« – napisała 30 marca w mediach społecznościowych ministra Funduszy i Polityki Regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.

Jednak pomysł nowego podatku będzie trudno przeprowadzić przez ścieżkę legislacyjną, bo Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Aktywów Państwowych są przeciwne. Skąd więc tak silne emocje u ministry Pełczyńskiej-Nałęcz? I o jakich zyskach mówimy?

Banki i zyski: 42 mld zł na plusie

W zeszłym roku banki zarobiły rekordowe 42 mld zł. To roczny koszt programu 500+ przed przekształceniem go w 800+. Specjaliści mówią jasno – to wynik utrzymujących się wysokich stóp procentowych. Stopy bywały już wcześniej w historii III RP wyższe, na koniec lat 90. przekraczały nawet 20 proc., a w XXI wiek wchodziliśmy z wysokością stóp na poziomie 10 proc. Ale od tego momentu minęło już ćwierć wieku, a Polska się wzbogaciła. Druga dekada XXI wieku to niższe stopy niż dziś. Stąd też rekordowe zyski banków.

Spójrzmy na wykres:

Na wykresie widać, że chociaż linie nie przebiegają równolegle, to wzrost zysków banków przy rosnących stopach jest wyraźny. Stosunkowa stabilność stóp między 2013 a 2019 rokiem dała stabilne i stałe zyski banków w okolicach 14 mld zł co roku. Ale wysoka podwyżka stóp po 2020 roku zaowocowała rekordowymi zyskami w 2024 roku.

Skąd wzięły się wysokie stopy?

Przypomnijmy – NBP znacznie podniosło stopy procentowe w 2022 roku w odpowiedzi na rosnącą inflację. Wyższe stopy procentowe oznaczają wyższe koszty udzielania kredytów. Droższy kredyt to mniej pieniędzy na rynku, a to w konsekwencji ma zmniejszyć popyt i ostatecznie obniżyć inflację. Ta od lipca 2024 roku mieści się nieustannie między 4 a 5 proc. i uporczywie trzyma się tego poziomu. Stopy procentowe utrzymują się jednak powyżej 5 proc. od maja 2022 roku, niemal trzy lata. W tym czasie silnie wzrosły ceny mieszkań i koszty kredytów mieszkaniowych. Oraz zyski banków.

Trudno się dziwić irytacji konsumentów, którzy widzą, że ich rata kredytu wciąż jest rekordowo wysoka, a banki wypłacają sobie ogromne dywidendy.

Miliardy wypływają zagranicę

Tracą więc konsumenci. Kto zyskuje?

„Przychody odsetkowe zamiast do tych, którzy te pieniądze w banku trzymają, do starszej kobiety, która ma otwarty rachunek od dekad, trafiają do dużych graczy, do właścicieli banków, w tym za granicę” – tłumaczy dla OKO.press dr Michał Możdżeń, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

„Dywidendy z banków trafiły też do sektora publicznego – w zeszłym roku ta kwota wyniosła około 3 mld zł. Ale głównym beneficjentem obecnej sytuacji pozostają jednak spółki matki za granicą. 7,5 mld zł poszło w zeszłym roku do Hiszpanii, Holandii, USA i Francji – przede wszystkim do tych krajów. To pieniądze, które stanowią makroekonomiczne obciążenie dla bilansu płatniczego i kursu walutowego” – tłumaczy Możdżeń.

Niskie oprocentowania depozytów

Sytuację konsumentów pogarszają bardzo niskie oprocentowania depozytów bankowych. Skąd bierze się ta sytuacja? Dr Możdżeń zwraca uwagę, że w normalnej sytuacji przy wysokich stopach procentowych banki powinny być zainteresowane podnoszeniem oprocentowania depozytów. W ten sposób zbierają środki na pokrycie dla udzielanych kredytów.

Możdżeń: „W praktyce to tak nie działa. Nigdzie na świecie nie ma proporcjonalnego podwyższania oprocentowania depozytów do oprocentowania kredytów. Dlatego banki zawsze zarabiają na podwyżce stóp procentowych. Polskie banki na takiej podwyżce korzystają silniej niż inne banki w UE, dlatego, że mają sporą nadpłynność – około 300 mld zł”.

To spójne z tym, co pisała ministra Pełczyńska-Nałęcz w mediach społecznościowych: „banki duszą dzisiaj polski rozwój. Mając nadmiar pieniędzy, w ogóle nie muszą zabiegać o klienta”.

Zdaniem dr. Możdżenia źródeł tej sytuacji trzeba szukać jeszcze w latach 90.:

„Po kryzysie finansowym w Azji w 1997 roku wszystkie kraje, które bały się podobnego kryzysu u siebie, zaczęły na potęgę skupować waluty obce, przede wszystkim dolara i jednocześnie osłabiać swoje waluty. W ten sposób akumulowały rezerwy. NBP do dziś jest w tym obszarze bardzo aktywny, szczególnie po 2004 roku, kiedy zaczęły do nas spływać inwestycje zagraniczne i fundusze unijne w dużej ilości”.

Nadpłynność

Jak mówi ekspert, NBP emitował złotówki, by kupić zagraniczne waluty. Złotówki te trafiały do banków. W ten sposób, w większej niż w innych krajach skali, trafiają tam do dziś.

„Dlatego jest ich bardzo dużo w sektorze bankowym. Są de facto odkładane w formie depozytów gospodarstw domowych. To sprawia, że banki dysponują olbrzymią ilością płynnych środków, które mogą zaangażować np. w zabezpieczenie kredytu. W Polsce popyt na kredyt, poza kredytem hipotecznym, jest strukturalnie słaby” – mówi Możdżeń.

Firmy mają problemy z uzyskaniem kredytów, regulacje zniechęcają banki do pożyczania im pieniędzy ze względu na większe ryzyko. Firmy najczęściej inwestują więc własne środki.

Możdżeń: „W efekcie bilans banków w relacji do ich płynności nie jest duży. Mamy w Polsce stosunkowo mały system finansowy.

Płynność, którą mają dzisiaj banki, umożliwiałaby zbudowanie akcji kredytowej mniej więcej trzy razy większej niż obecnie.

Banki mają nadpokrycie kredytów przy pomocy depozytów, więc nie przejmują się oferowaniem klientom atrakcyjnych ofert lokat. Jednocześnie, gdy wzrastają stopy procentowe, to spada popyt na kredyt, co dodatkowo zniechęca banki do aktywnego poszukiwania depozytów”.

Nadzwyczajne zyski

To prowadzi do wniosku, że wysokie zyski banków z ostatnich dwóch lat (w tym roku najpewniej będzie podobnie jak w 2024 roku, w lutym zysk banków wyniósł 4,1 mld zł) są „nadzwyczajne” i mogą być źródłem dodatkowego dochodu dla państwa. Tak uważają i ministra Pełczyńska-Nałęcz i dr Modżeń:

„Mamy dziś sytuację, w której model bankowości deponent-kredytobiorca się załamuje. Pośrednik – bank – zbiera całą śmietankę. I robi to nie dlatego, że bankowcy się szczególnie napracowali, tylko dlatego, że są podwyższone stopy procentowe i nieproporcjonalnie słabo wzrosło oprocentowanie nowych depozytów.

Rozwiązań jest kilka. Jeśli uznamy, że to są nadzwyczajne zyski – a ja tak uważam, to można narzucić podatek od takich zysków, albo rozważyć regulacyjne podwyższenie oprocentowania depozytów. Ja preferuję pierwsze rozwiązanie, bo to daje rządowi konkretne, szybkie dochody i swobodę dysponowania nimi”.

Kalibracja podatku

Czy to jednak uczciwe rozwiązanie na tak różnorodnym rynku? Jedne banki mają bowiem ogromne zyski, inne nie raportują niemal żadnych, m.in. przez liczne sprawy frankowe.

„Podatek można skalibrować w ten sposób, by nie dotykał banków, które uczciwie oprocentowują depozyty. Tak, by omijał banki, które mają relatywnie za niski zwrot z kapitału. Gdy stopy procentowe spadną, podatek ten byłby niemal zerowy. Nie chodzi przecież o to, żeby uciskać banki” – przekonuje dr Możdżeń.

I uważa, że dzisiejsza klasa polityczna nie jest wobec banków krytyczna.

„Minister Domański odrzuca potencjalne 10 mld zł z proponowanego podatku i mówi, że banki płacą dywidendę. Ale ona dla rządu wynosi 3 mld zł i nie spadłaby przecież do zera w efekcie zmniejszenia zysków sektora o jedną czwartą. Istotną korzyścią z takiego podatku w porównaniu do innych rozwiązań jest fakt, że w niewielkim stopniu ingeruje on w bodźce banków do udzielania kredytów”.

Polska rzeczywiście jest dziś krajem z najwyższymi marżami kredytów w Unii Europejskiej.

Niska konkurencyjność

Dr Wojciech Paczos, ekonomista w Cardiff University jest jednak zdania, że marże same w sobie nie są problemem:

„One są sygnałem czegoś głębszego – problemu niskiej konkurencyjności polskiego sektora bankowego. W teorii bankowości na rynku doskonale konkurencyjnym marża nie będzie zależała od poziomu stóp procentowych. Ale na rynku monopolistycznym (albo oligopolistycznym) marża będzie się zwiększała wraz ze wzrostem stóp procentowych. Jeśli coś takiego obserwujemy dzisiaj w Polsce, to znaczy, że sektorowi jest bliżej do modelu oligopolistycznego niż do modelu konkurencyjnego”.

Zdaniem dr. Paczosa wysokie stopy procentowe są osobnym problemem od wysokich marż. Ale to, że występują one na raz, w jego ocenie oznacza, że problemem jest poziom konkurencji w sektorze.

Ekonomista mówi nam, że widzi cztery wyjścia:

  • Obniżka stóp procentowych – wtedy owszem, marże też spadną, ale nie zniknie podstawowy problem.
  • Zwiększenie konkurencyjności sektora – ale to długi proces i nie przyniesie rozwiązania na już.
  • Podatek od manny z nieba – ale to leczenie objawów.
  • Rozmowa z właścicielami banków.

Minister może więcej

Dr Paczos mówi OKO.press, że na pierwszy rzut oka pomysł rozmowy z właścicielami banków wydaje się być absurdalny. Ale jego zdaniem w Polsce ze względu na strukturę sektora jest to możliwe. A jest tak, ponieważ, przypomnijmy – skarb państwa ma około 30 proc. aktywów całego sektora i sprawuje efektywną kontrolę na jego połową.

Dr Paczos: „Ten Skarb Państwa ma jednego przedstawiciela – Ministra Aktywów Państwowych, który obsadza zarządy i rady nadzorcze banków. Minister reprezentuje interes obywateli, który powinien być zdefiniowany inaczej, niż interes właścicieli banków prywatnych. Właściciele banków prywatnych czekają na dywidendy. Obywatele oczekują stabilności sektora i dostępności kredytu”.

Komentarz ministra aktywów państwowych Jakuba Jaworowskiego do słów ministry Pełczyńskiej Nałęcz sugeruje jednak, że może on nie być zainteresowany zmianą podejścia do banków. W marcu mówił on:

„Nie uważam, że były to nadmiarowe zyski, są one elementem cyklu gospodarczego i dosyć wysokich stóp procentowych, a nie odpowiadają za nie ani banki, ani rząd (...), te nawoływania są nie na miejscu”.

Nasz drugi ekspert nie jest też zwolennikiem wprowadzania dodatkowego podatku od zysków bankowych. Jego zdaniem rozwiązanie to może mieć sporo skutków ubocznych.

„Wymaga to ustawy, ta wymaga konsensusu i podpisu prezydenta, wymaga czasu, więc istnieje ryzyko, że wejdzie w życie, jak już nadmiarowych zysków nie będzie (bo spadną stopy procentowe). Oraz najważniejszy problem podatków – łatwo się je nakłada, trudno zdejmuje. Nie jestem zwolennikiem nakładania podatków ad hoc, wolę takie, które działają stale i systematycznie”.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.

Komentarze