0:000:00

0:00

Komentując rządowy program „Mieszkanie+”, wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka (Kukiz’15) odwołał się do popularnego przekonania, że podatki i składki (emerytalne, zdrowotne) to „kara” nałożona przez państwo na ciężko pracujących obywateli.

Jeżeli się karze ludzi za to, że pracują, to nie będą pracować. Przestańcie ludziom odbierać 40 procent pensji w podatkach, to sami sobie kupią mieszkania (...).
Fałsz - niskie podatki nie budują mieszkań.
Kawa na ławę, TVN 24,05 czerwca 2016

Czy gdyby koszty pracy były niższe, to Polki i Polaków naprawdę byłoby stać na własne lokum?

Zrobiliśmy eksperyment myślowy. W 2014 najwięcej Polaków zarabiało 2469 zł brutto (ostatnio wyliczana przez GUS dominanta), czyli dostawali co miesiąc 1787 zł (netto). Z kolei mediana wynosiła 3291 zł brutto, czyli 2359 netto. Przyjmijmy, że te zarobki reprezentują dwie grupy pracowników: osoby uboższe i średnio majętne. Osób zamożnych ten problem nie dotyczy, bo na własne mieszkania lub domy stać je już teraz.

Praca bez podatków. Pracownik A dostaje pensję 1787 zł netto i kosztuje pracodawcę 2978 zł (z uwzględnieniem składek). Pracownik B zarabia 2359 netto, to dla pracodawcy 3969,95 zł. Tu Tyszka ma rację: łączne koszty pracodawcy są faktycznie o ok. 140 proc. wyższe niż to, co na rękę dostaje pracownik.

Przyjmijmy, że znikają wszystkie składki (m.in. zdrowotna i emerytalna), a obowiązuje jedynie 10-procentowy podatek liniowy postulowany m.in. przez Janusza Korwin-Mikkego. Pracownik A dostawałby wówczas „na rękę” 2680 zł, pracownik B – 3573 zł.

A wymarzone cztery kąty? Średnia cena za metr kwadratowy mieszkania w Polsce w czerwcu 2016 (wg money.pl) to 4491 zł. 50-metrowe mieszkanie kosztuje zatem 224 550 zł (to de facto cena rynkowa poza większymi polskimi miastami; w Warszawie średnia cena za metr to ok. 8 tys. zł ). Gdyby pracownik A odkładał na mieszkanie całą pensję, to mógłby je kupić po ok. 7 latach. Gdyby odkładał połowę pensji – po 14, a jedną trzecią – po 21 latach.

Dla pracownika B ten czas to kolejno: 5, 10, 15 lat.

Długo. W tym czasie trzeba by też zrezygnować ze wszystkich albo większości wydatków. I to przy założeniu, że nie ma inflacji, a nasze oszczędności mają taką samą moc nabywczą.

Może więc kredyt? Gdybyśmy wzięli kredyt hipoteczny na 30 lat na obowiązujacych dziś warunkach, własne lokum (w tym samym wymiarze i cenie za metr) kosztowałoby 393 tys. zł. Odsetki to dodatkowo prawie 169 tys. zł. Miesięcznie spłacalibyśmy 1008 zł raty plus koszty obsługi długu, które w pierwszych latach wynosiłyby nawet 780 zł. Na życie zostaje ok. 1200 zł miesięcznie (pracownik A) albo ok. 1770 zł (pracownik B). Czy to wystarczy?

Przeciętne gospodarstwo domowe wydaje na żywność i napoje bezalkoholowe ok. 24 proc. zarobków, na transport – 9,2 proc. na użytkowanie mieszkania (rachunki) – ok. 20 proc., a na zdrowie (opieka lekarska, leki), komunikację (np. telefon) i odzież w sumie kolejnych 15 proc. dochodów. Te koszty to ponad 58 proc. zarobków, czyli w wypadku pracownika A to (dominanty) 1569,4 zł, dla pracownika B 2072,3 zł.

Oznacza to, że w świecie, w którym podatki są bardzo niskie, statystyczny uboższy Polak (A) z kredytem na mieszkanie na koniec pierwszego miesiąca spłacania miałby w domowym budżecie deficyt 369 zł. Przeciętny pracownik B (mediana) byłby 302 zł na minusie. Dopiero po wielu latach raty kredytu spadłyby o kilkaset złotych, a budżet domowy zacząłby się spinać.

Innymi słowy, nie dość, że przez 30 lat obaj pracownicy przekazywaliby znaczną część swoich dochodów (na początku nawet 60 proc.) na obsługę długu hipotecznego, to i tak na koniec każdego miesiąca musieliby posiłkować się chwilówkami.

Jednocześnie, gdyby podatki były tak niskie, wiele publicznych usług musiałoby podrożeć – i to sporo, bo nie byłyby dofinansowywane z budżetu państwa. Dochodów z podatku 10 proc. nie starczyłoby na bezpłatną edukację, służbę zdrowia, emerytury, programy społeczne, utrzymanie obecnych i budowę nowych dróg, na pociągi i metro, przedszkola i muzea. Gdyby nasi pracownicy kupili mieszkanie na nowym osiedlu, to na nich ciążyłby koszt wybudowania (samemu lub z sąsiadami) nowej drogi i kanalizacji. Ciężko oszacować, ile to wszystko by kosztowało. Niewątpliwie byłoby droższe, niż teraz.

Większości Polaków nie stać na mieszkanie, bo ceny nieruchomości są wysokie. Obniżenie podatków nie rozwiąże tego problemu.

Udostępnij:

Filip Konopczyński

Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze