"Płace pracowników to tylko 46 proc.naszego PKB, 10 proc. mniej, niż średnia UE" - mówi premier. Istotnie, to jeden z głównych polskich problemów. Ale recepty Morawieckiego to w większości hasła luźno związane z tematem. Tymczasem kilka konkretnych i sprawdzonych rozwiązań jest na wyciągnięcie ręki
"Musimy wypracować naszą oryginalną drogę do nowoczesnej gospodarki, jeżeli chcemy - a chcemy tego najbardziej - żeby Polacy zarabiali więcej" - mówił podczas exposé premier Mateusz Morawiecki.
My też - nie całkiem bezinteresownie - chcemy, żeby Polki i Polacy zarabiali więcej. Sprawdziliśmy więc, co może zrobić polski rząd, żeby w tym pomóc. Okazuje się, że niekoniecznie to, o czym najchętniej mówi premier Morawiecki.
Udział płac polskich pracowników w Polsce to tylko 46% naszego PKB, 10% niżej, niż wynosi średnia unijna.
Premier ma rację, choć posługuje się nieco przestarzałymi danymi - różnica między Polską a UE nie jest tak duża, ale płace faktycznie stanowią u nas stosunkowo małą cześć PKB. Dlaczego ten wskaźnik jest istotny? Bo to właśnie dzięki niemu wiemy, jaka część owoców wzrostu gospodarczego trafia do pracowników, a jaka stanowi zyski kapitału.
Na tle Unii Europejskiej wypadamy po prostu źle.
Niestety, od kilku dekad wskaźnik udziału płac w PKB spada niemal na całym świecie. Polska nie jest wyjątkiem.
Przyczyny tego globalnego zjawiska są przedmiotem jednej z najważniejszych debat ekonomicznych. Bo też konsekwencje są niezwykle groźne: wzrost nierówności, zanik klasy średniej i utrata politycznej stabilności w demokracjach najbardziej dotkniętych tym zjawiskiem. Najczęściej wskazywane przyczyny to globalizacja, wzrost udziału rynku finansowego, robotyzacja, spadek znaczenia związków zawodowych i deregulacja gospodarki, na której zyskują najsilniejsi gracze.
Od lat 90. w Polsce płace nie nadążają za wzrostem gospodarczym, choć w ostatnich latach ten proces się zatrzymał. Komisja Europejska szacuje nawet, że nasz wskaźnik udziału płac w PKB nawet nieco wzrośnie w najbliższym czasie (od 1992 roku spadł o prawie 15 pkt. proc.) Co sprawiło, że polscy pracownicy łapią oddech? Eksperci przepytani przez Business Insider Polska wskazują na kilka czynników:
O ile miesięczna płaca minimalna przy kodeksowym zatrudnieniu jest sukcesywnie podnoszona od lat (największą podwyżkę - o 190 zł brutto - mieliśmy w 2008 roku; w 2018 roku płaca minimalna wzrośnie o 100 zł do poziomu 2100 zł brutto), to godzinowa stawka minimalna przy pracy na umowę zlecenie jest już zasługą obecnego rządu. W szczególności minister pracy i polityki społecznej Elżbiety Rafalskiej.
"Mam nadzieję, że ta ustawa kończy czas patologii w wynagradzaniu polskiego pracownika" – mówiła w 2016 roku Rafalska w Sejmie. Posłowie ogromną większością poparli wówczas ustawę o minimalnej stawce godzinowej (przeciw był jedynie posłowie i posłanki Kukiz'15 i Nowoczesnej, którzy okazali się bardziej gorliwi od organizacji przedsiębiorców). I choć Rafalska wykazała się nadmiernym optymizmem mówiąc o końcu patologii, to trudno zaprzeczyć, że ustawa znacząco poprawiła sytuację na polskim rynku pracy, czego przykładem może być choćby cywilizująca się branża ochroniarska, gdzie płace były skandalicznie niskie.
Rząd PiS ma się zatem czym pochwalić. Tym dziwniej brzmi to, co zdaniem Morawieckiego musimy zrobić, "jeżeli chcemy – a chcemy tego najbardziej – żeby Polacy zarabiali więcej". Jest to bowiem dość przypadkowy zestaw haseł.
Morawiecki podczas exposé mówił m.in. o:
Innymi słowy, kwestia płac była dla Morawieckiego jedynie pretekstem do przedstawienia bardzo ogólnej wizji swojego urzędowania. Cześć z tych rzeczy jest ważna, cześć wątpliwa - ogólnie ich związek z rynkiem pracy i zarobkami jest bardzo różny.
Z konkretniejszych rzeczy Morawiecki zapewnił, że rząd będzie podnosił płacę minimalną (trudno, żeby było inaczej, bo to obowiązek ustawowy). Mówił też, że rząd będzie prowadził dialog z partnerami społecznymi w ramach Rady Dialogu Społecznego zrzeszającej związki zawodowe i organizacje przedsiębiorców. Byłaby to trywialna deklaracja, gdyby nie fakt, że za rządu PO-PSL Komisja Trójstronna - poprzedniczka RDS - została całkowicie zmarginalizowana, więc ten rodzaj dialogu społecznego wcale nie jest w Polsce oczywisty.
Niski udział płac w PKB jest dla Morawieckiego przede wszystkim efektem zdominowania Polski przez obcy kapitał. To właśnie ma na myśli twierdząc, że "liczby mówią same za siebie". "Niski udział płac w gospodarce jest efektem takiego, a nie innego modelu rozwoju gospodarczego, w którym wyprzedawaliśmy nasz kapitał" - mówił przyszły premier w listopadzie 2017 roku.
Można by uznać, że taka jest poetyka exposé - mało o konkretach. Jednak w sposobie, jaki premier mówi o płacach, jest też pewien sygnał. Morawiecki z reguły bowiem wykazuje sporą rezerwę, gdy rząd występuje w roli regulatora rynku pracy. Propozycje Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów (któremu przewodniczy Morawiecki) co do wysokości płacy minimalnej - były zdecydowanie bliższe postulatom pracodawców niż związków zawodowych.
Morawiecki troszczy się też m.in. o to, aby nie wylewać Ubera z kąpielą, i życzy sobie, żeby płace rosły, ale nie za bardzo. Znaczący jest też fakt, że krytyczny wobec Morawieckiego jest szef NSZZ "Solidarność" Piotr Duda. "Jeśli nasza współpraca ma wyglądać jak do tej pory, to w perspektywie widzę ulicę, a nie dialog" - mówił Duda po desygnowaniu nowego premiera.
Wiele wskazuje na to, że dla Morawieckiego cywilizowanie rynku pracy jest w najlepszym razie czymś pobocznym wobec fantazji o budowie polskiej potęgi. Tymczasem konkretnych rzeczy, które można zrobić, by poprawić sytuację polskich pracowników jest wiele. I nie wymagają one patriotycznego wzmożenia ani spektakularnych wizji, tylko dobrego prawa i przemyślanych polityk publicznych.
Ustawą, która może zmienić sytuację polskich pracowników, jest zapowiadana nowelizacja kodeksu pracy, nad którą pracuje komisja kodyfikacyjna. Z zapowiedzi wynika, że śmieciówki mają zniknąć, a wszystkim pracownikom ma przysługiwać 26 dni urlopu. Rezultat tych prac mamy poznać w marcu 2018 roku i będzie to faktyczny sprawdzian intencji nowego rządu w sprawach pracowniczych.
Dotychczasowe wystąpienia Morawieckiego nie napawają optymizmem. Podczas exposé winą za marną sytuację polskich pracowników obarczył wyłącznie zagraniczny kapitał (który zresztą sam przez lata reprezentował), a samemu rynkowi pracy poświęcił mniej uwagi niż swojej rodzinie, której długo dziękował - jak amerykański aktor odbierający Oskara.
Dla pracowników to nie najlepsza wróżba - ostatecznie ważniejsze są dla nich stabilne warunki zatrudnienia i godne płace, a nie to, czy zatrudniająca ich firma należy do prawdziwego polskiego patrioty.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze