Właściwie każdy lekarz przed 35. rokiem życia, który nas leczy, to rezydent. Co 10. z nich chce wyjechać za granicę: ich wynagrodzenie nie drgnęło od 2009 roku, podczas gdy średnia krajowa wzrosła o prawie 1000 zł. Od 2 października 2017 prowadzą strajk głodowy i nie zamierzają się poddać. Ich główny postulat: zwiększenie nakładów na zdrowie do 6,8 proc PKB
Marysia z Warszawy właśnie skończyła staż w szpitalu w Kielcach i czeka na wyniki konkursu, który rozstrzygnie, czy dostała się na rezydenturę w wymarzonej specjalizacji – radiologii. Rozmawiamy, siedząc na materacach w hallu Szpitala Pediatrycznego przy Żwirki i Wigury, na których śpią rezydenci. Marysia głoduje od 4 dni: "Już wcześniej pisałam do Porozumienia Rezydentów, że jestem gotowa przyjechać na protest. Kilka dni temu dostałam odpowiedź, że potrzebują nowych osób. No i jestem. Ciężko opisać, jak działa mózg po czterech dniach głodówki. Mam poczucie pewnego odrealnienia – czasem patrzę na jakieś rzeczy i nie wyglądają tak, jak powinny. Nie mam ostrej percepcji rzeczywistości".
Młodzi lekarze głodują już 27. dobę. 16 października Porozumienie Zawodów Medycznych, zrzeszające 12 związków zawodowych, w tym m.in. lekarzy specjalistów, pielęgniarki i fizjoterapeutów, ogłosiło, że włącza się w protest lekarzy rezydentów, który staje się "protestem głodowym całej służby zdrowia". Głodówka rozlewa się też poza Warszawę – na razie głodować zaczęli lekarze rezydenci w Szczecinie, Gdańsku, Wrocławiu, Krakowie, Łodzi, Lesznie i w Płocku, ale to jeszcze nie koniec. Nowe miejsca protestu głodowego można śledzić na interaktywnej mapie, przygotowanej przez OKO.press.
KLIKNIJ na mapę aby przejść do mapy interaktywnej
Oktawia właśnie skończyła staż w Płońsku i chce robić specjalizację z chorób wewnętrznych. Na początku nie chciała się angażować w protest: "Nie podobało mi się, że media skupiają się tylko na naszych postulatach dotyczących podwyżek. Ale
kiedy do protestu włączyło się Porozumienie Zawodów Medycznych i skupiliśmy się głównie na postulacie zwiększenia nakładów finansowych, to poczułam, że to jest mój protest. Bo nie chodzi o nasze pensje, ale o cały sposób funkcjonowania służby zdrowia. No i przyjechałam".
Marysia deklaruje, że będzie głodować, dopóki da radę i dopóki będzie taka potrzeba. Ale zdaje sobie sprawę, że ta forma protestu trochę się wyczerpuje: "Najwyżej, jeżeli będzie taka konieczność, to będziemy protestować w inny sposób, na przykład poprzez wypowiadania klauzuli opt-out albo przez to, że wszyscy rezydenci będą pracować tylko w jednym miejscu pracy".
Teoretycznie młodym lekarzom wolno pracować maksimum 48 godzin tygodniowo w szpitalu, ale większość podpisuje klauzulę opt-out – zrzeka się prawa do regulowanego czasu pracy. Plus 24-godzinne dyżury, kilka razy w miesiącu, co daje ok. 250 godzin miesięcznie spędzanych w samym szpitalu. A żeby się utrzymać, lekarze-rezydenci dorabiają – na izbach przyjęć, na SOR-ach (szpitalnych oddziałach ratunkowych – red.), na nocnej pomocy lekarskiej.
Pani Beata z Targówka jest emerytowaną księgową i choruje na tarczycę. Na wizytę lekarską czeka pół roku. Przyjechała razem z koleżanką Marią, emerytowaną hydrolożką, do Szpitala Pediatrycznego WUM przy Żwirki i Wigury podpisać ustawę obywatelską o zwiększeniu nakładów finansowych przygotowaną przez Porozumienie Rezydentów. "Jestem całym sercem z protestującymi. To jest niedopuszczalne, żeby osoby z takim wykształceniem tak mało zarabiały. Chciałabym zobaczyć, jak minister Radziwiłł przeżyje za pensję lekarze-rezydenta".
Protestują nie tylko młodzi lekarze. Agnieszka pracuje jako fizjoterapeutka w szpitalu na Banacha i 10 lat po studiach zarabia 2100 zł na rękę: "To już maksimum, jakie zarobię na etacie w szpitalu. Niedawno sama miałam problemy z kręgosłupem, musiałam zapisać się na rehabilitację. U mnie w szpitalu udało mi się zapisać na wizytę do lekarza rehabilitacji na za trzy miesiące. Potem dostałam skierowanie i następne pół roku musiałam czekać na wizytę u rehabilitanta". Agnieszka głodowała pięć dni. Skończyła protest, bo zemdlała.
Juliusz Piotrowski jest audiologiem w Poradni Audiologicznej na Banacha i przyszedł do hallu Szpitala Pediatrycznego, żeby okazać poparcie głodującym rezydentom. Właśnie skończył pracę w poradni i na uniwersytecie, a teraz idzie do prywatnej kliniki, gdzie ma trzeci etat. Jeździ też do przychodni w Komorowie i w Siedlcach.
"Chciałbym przyłączyć się do protestu, ale nie mogę. Nie chcę zawieść moich pacjentów. Myślałem, że uda się 1 listopada, ale wtedy też kogoś mi zapisali. Specjalistów i tak brakuje, nie możemy tego zrobić pacjentom. To byłaby ostateczność".
Grzesiek, fizjoterapeuta z Nałęczowa, głoduje od środy: "Ten protest już wiele zmienił. Przede wszystkim podejście pacjentów – zrozumieli, dlaczego mamy mało czasu na jedną wizytę, dlaczego muszą tyle stać w kolejkach. I że to nie jest nasza wina".
Marysia: "Zwiększenie nakładów na służbę zdrowia jest niezbędne, bo nie dość, że rośnie liczba hospitalizacji, to jeszcze ich koszty. To przecież logiczne: rośnie PKB, a więc rosną ceny i koszta pracy – jedzenia, sprzętu, leków. Dlatego będziemy protestować do skutku".
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze