0:000:00

0:00

Polskę rządzoną przez PiS łączy z Węgrami Orbána również to, że oba kraje są krytykowane za nieprzestrzeganie wartości europejskich, zwłaszcza tych zapisanych w Traktacie o Unii Europejskiej w art. 2:

"Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn".

20 grudnia 2017 Komisja Europejska uznała, że w Polsce istnieje „poważne ryzyko naruszania wartości UE” i uruchomiła procedurę ze słynnego artykułu 7 ust.1, której skutkiem może być nawet zawieszenie polskiego prawa do głosowania w UE. W tym celu potrzebna jest jednak jednomyślna zgoda UE.

Uważa się, że to dlatego Morawiecki na pierwszą podróż wybrał właśnie Orbána, Węgry bowiem mogą być jedynym krajem, który sprzeciwi się sankcjom, z uwagi na własne problemy z przestrzeganiem wartości UE.

Przeczytaj także:

Wartości i „wartości”

Nieprzestrzeganie wartości europejskich przez Polskę i Węgry, jak alarmuje dyrektorka ośrodka analitycznego European Policy Institute Heather Grabbe, destabilizuje całą Unię Europejską i może mieć dla niej katastrofalne skutki. Morawiecki i Orbán jednak idą w zaparte i wbrew głosom z całej Europy twierdzą, że Polska i Węgry zapewniają całej Unii „stabilność polityczną” oraz, zamiast przyznać, że odchodzą od zasad zapisanych w traktatach UE, obaj jak gdyby nigdy nic deklarują wiarę w „wartości europejskie”.

Morawiecki na konferencji z Orbánem:

"To dla nas kluczowa część Europy Środkowej i UE, która daje UE solidny wzrost gospodarczy, bezpieczeństwo, również stabilność polityczną i mocno proeuropejską postawę. (...) Wierzymy w Europę, wartości europejskie i chcemy je razem budować".

Czym różnią się „wartości europejskie” Morawieckiego i Orbána od tych zapisanych w traktatach?

Chrześcijańskie korzenie, czyli Europa bez obcych

Jak stwierdził Viktor Orbán, część rozmowy z Morawieckim „była na poziomie filozoficznym”. Wnioski z tej części przedstawiają się następująco:

"Chcielibyśmy, aby Europa pozostała europejska i dlatego odrzucamy migrację. Uważamy, że ważne jest umocnienie rodzin. Jesteśmy przekonani, że umacniając chrześcijańskie korzenie Europy, możemy umocnić całą Europę.

Dziękujemy, że polskie siły wsparły Węgrów w obronie naszych granic i Polska pokazała, że to wspólna sprawa całej UE".

Można powiedzieć, że dalsza część rozmowy również miała charakter „filozoficzny”, Orbán bowiem podjął się obrony populizmu jako wartości politycznej:

"Można to nazwać populizmem, ale musi się wydarzać to, czego chcą ludzie. Ludzie chcą bezpieczeństwa i pokoju, bez zagrożenia terrorystycznego, nie chcą przyjęcia migrantów".

Wtórował mu Morawiecki: "W pełni zgadzamy się z tym podejściem do migracji i oczywiście podtrzymujemy nasze stanowisko nieodmienne od dwóch lat – suwerenne państwa muszą mieć prawo do decydowania kogo przyjmują, a kogo nie. (…) Coraz więcej znaków wskazuje na to, że ten problem migracji będzie bardzo gorący, ale ta wskazówka przesuwa się w kierunku naszego myślenia, że to państwa narodowe decydują, na jakiej zasadzie przyjmować uchodźców".

Orbána i Morawieckiego łączy więc wspólna, „filozoficzna” wizja Europy monokulturowej i zamkniętej na uchodźców. „Wartości europejskie” wynikają wedle nich z „chrześcijańskich korzeni” Europy. Nie jest jasne, w jaki sposób chrześcijaństwo się łączy z zamykaniem się na migrację. Zwłaszcza gdy papież Franciszek, a nawet polski Episkopat, przyjmowanie uchodźców uznają za moralny obowiązek chrześcijan.

Nie ulega jednak wątpliwości, że Węgry Orbána i Polska PiS od 2015 roku konsekwentnie odmawiają przyjmowania jakichkolwiek uchodźców w ramach tzw. mechanizmu relokacji, powołując się na suwerenność państw narodowych. Za to oba bratnie kraje staną przed Trybunałem Sprawiedliwości.

Europa narodów zamiast „imperium”, czyli damy sobie radę bez Niemców

Viktor Orbán odrzucił też wizję silniejszej integracji europejskiej:

"Nie chcemy żyć w »imperium«, tylko w Europie wolnych państw. Jesteśmy przekonani, że jeśli ktoś chce mocnej Europy, a Polska i Węgry chcą, to tylko wtedy możemy to osiągnąć, gdy państwa członkowskie też będą mocne i silne".

Orbán: "Kraje środkowej Europy nie proszą o pieniądze u Niemców, żeby to oni rozwiązali nasze problemy; nie, my chętnie przyjmiemy inwestycje, ale my nie będziemy wymyślać jakichś cwanych sposobów, żeby w jakiś sposób zdobyć niemieckie pieniądze, my chcemy stać na własnych nogach".

Węgry i Polska nie potrzebują więc europejskich (a w szczególności niemieckich) inwestycji, jeśli mają się one wiązać z integracją polityczną. Jest to o tyle zastanawiające, że połączenie integracji ekonomicznej i politycznej było główną ideą europejskiej integracji już od założenia w 1952 roku Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali.

Do tej pory wszystkie polskie rządy po 1989 roku, niezależnie od opcji politycznych, uważały, że to właśnie silna integracja polityczna z Europą zachodnią może być gwarantem suwerenności i politycznej siły Polski. Dopiero PiS zdecydował się obrać przeciwny kurs, systematycznie dezawuując Komisję Europejską i idąc na konfrontację z Niemcami i Francją - najważniejszymi państwami UE.

Samodzielna walka o wolność, czyli od "filozofii" do "historii"

Premier Węgier dodał też, że dla Węgier - i całej Grupy Wyszehradzkiej - istotne jest to, że Polska będzie je reprezentować w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Tym razem Orbán porzucił grunt „filozofii” i podjął tematykę „historyczną”, twierdząc, że Polska będzie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ reprezentować "bardzo unikatowe doświadczenia historyczne", wspólne dla Polski i Węgier:

Dla Zachodu wolność po II wojnie światowej przyniosły wojska amerykańskie. Nam to nie było dane. My, w Środkowej Europie, reprezentujemy tradycję samodzielnej walki o wolność.
Raczej fałsz. Podczas II wojny światowej Węgry były sojusznikiem III Rzeszy
Wspólna konferencja Orbana i Morawieckiego, wpolityce.pl,03 stycznia 2018

Nikt nie odmawia bitnym Madziarom (ani dziarskim Lechitom) bohaterskich zrywów w obronie wolności, ale akurat w czasie II wojny światowej Węgry aż do 1944 roku pozostawały sojusznikiem III Rzeszy.

Sugestia Orbána dotycząca węgierskiej „samodzielnej walki o wolność” podczas II wojny światowej ma więc tyle wspólnego z historią, ile wyznawane przez premierów Polski i Węgier „wartości europejskie” z tymi prawdziwymi.

Udostępnij:

Krzysztof Pacewicz

Dziennikarz, filozof, kulturoznawca, doktorant na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki "Fluks. Wspólnota płynów ustrojowych" (PWN 2017). Zajmuje się współczesną filozofią polityczną.

Komentarze