Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska
Podczas protestów przeciwko niszczeniu sądownictwa w 2017 roku, komenda stołeczna kazała policjantom po cywilnemu obserwować spotkanie działaczy młodzieżówek ze Zbigniewem Hołdysem. Tajniacy cztery godziny stali pod klubokawiarnią Państwomiasto i zaglądali do niej. Ale nie zauważyli młodych ludzi - od centrum do lewicy - którzy debatowali na piętrze
W niedzielę, 29 lipca, ujawniliśmy na OKO.press, jak wyglądała ubiegłoroczna policyjna operacja zabezpieczenia protestów przeciwko pisowskim ustawom o sądach.
Podczas pokojowych (początkowo wręcz piknikowych) protestów, bez wyraźnego powodu, odciągnięto od codziennych zadań tysiące funkcjonariuszy z całej Polski i kazano pilnować parlamentu, Pałacu Prezydenckiego i TVP.
Do rzekomo wyłącznie prewencyjnej akcji rzucono setki tajniaków, m.in. z pionów kryminalnych - na co dzień ścigających morderców, handlarzy narkotyków i złodziei. I kazano im „objąć nadzorem” uczestników manifestacji, ale także osoby nieuczestniczące w czasie śledzenia w protestach. W niektórych przypadkach była to po prostu policyjna obserwacja - jaką wolno stosować tylko wobec przestępców.
Wszystko wskazuje na to, że tak było w sprawie, którą ujawniamy dzisiaj.
Lipiec 2017 roku. W Warszawie i innych miastach Polski trwają protesty przeciwko wprowadzanej przez PiS nowelizacji ustaw o sądach. 16 lipca Komenda Stołeczna Policji rozpoczęła operację „Sejm”, której celem ma być zabezpieczenie manifestacji odbywających się w centrum stolicy - pod Sejmem, Pałacem Prezydenckim i Sądem Najwyższym. A także pilnowanie budynków TVP.
W ramach podoperacji Rekonesans, od 16 do 21 lipca 2017 roku, policja codziennie wysyła na ulice po kilkudziesięciu nieumundurowanych policjantów z pionów kryminalnych, zwykle ścigających najgroźniejszych przestępców.
W Rekonesansie biorą udział funkcjonariusze z wydziałów:
Mają oni „zabezpieczać operacyjnie” działania innych policjantów biorących udział w operacji „Sejm”. Raportują sztabowi, gdzie gromadzą się manifestujący i ilu ich jest; jakie hasła wznoszą protestujący, a także jakie mają flagi i transparenty; kto przemawia ze sceny i co mówi.
Ale także śledzą każdy krok liderów parlamentarnej i pozaparlamentarnej opozycji (szczegóły tych działań opiszemy wkrótce). Meldują, kto z nich bierze udział w protestach, kto z kim rozmawia, dokąd idzie. Chodzą i jeżdżą za nimi po mieście.
20 lipca dostają jednak nietypowy, nawet jak na tę akcję, rozkaz - uwieczniony w dokumentach z operacji kryptonim „Sejm”.
W „Dzienniku działań dowódcy podoperacji kryptonim Rekonesans” o godzinie 11:25 zapisano: „208 00 przekazuje informację o tym, że około g. 13.00 na ulicy andersa 29 w kawiarni panstwomiasto lub w pobliżu, odbędzie się spotkanie przedstawicieli grup młodzieżowych związanych z opozycja, skąd mają przemieście pod sejm i pałac prezydencki, na miejsce w celu podjęcia obserwacji wskazanego miejsca wysłano załogę 103” [pisownia oryginalna - przyp. red.].
A o 11:31 - w „Raporcie historii działania”: „Z polecenia z-cy dowódcy akcji polecono Rekonesansowi objąć nadzorem adres Andersa 29 w związku z informacjami z sieci internet o zgromadzeniu zwołanym przez organizacje młodzieżowe”.
Punktualnie o 12:00 należąca do Rekonesansu „Załoga nr 103 zgłosiła, że jest na miejscu i w środku w kawiarni panstwomiasto są dwie osoby. Przekazano do sztabu” („Dziennik…”).
O 12:02 „Rekonesans [zgłasza - przyp. red.] Andersa 29 restauracja Państwo-miasto wewnątrz dwóch obcokrajowców pod nadzorem” („Raport…”).
O 13.30 „Załoga 103 informuje że na andersa 29 sytuacja nie uległa zmianie i nikt tam nie gromadzi się. przekazano do 208 00” („Dziennik…”).
O 13:32 „Rekonesans [zgłasza] na Andersa brak gromadzących się osób codzienny ruch jak w porze lunchu” („Raport…”).
O 16:02 „Rekonesans [zgłasza] - moja załoga stoi przy Andersa czy nadal ma tam stać - dyspozycja zastępcy dowódcy operacji - zwalniamy załogę z tego punktu” („Dziennik…”).
Według ostatniego meldunku - z 16.05 „Załoga 203 odwołana została z adresu andersa 29 i skierowana pod sejm” („Raport…”).
Jak wspomnieliśmy, celem operacji kryptonim „Sejm” miało być zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom lipcowych manifestacji, w czasie i w miejscu ich trwania.
20 lipca 2017 roku w Warszawie odbyły się trzy protesty:
Co to za „grupy młodzieżowe związane z opozycją”, wywołały taki niepokój dowódców operacji "Sejm", że wysłali funkcjonariuszy po cywilnemu, by je obserwowali? Co sprawiło, że kazali tajniakom tkwić przez cztery godziny pod klubem na Muranowie - kilka godzin i kilka kilometrów od zgłoszonych w tym dniu manifestacji? Jakie niebezpieczeństwa groziły owym „organizacjom młodzieżowym” albo jakich zagrożeń spodziewano się z ich strony? Czy wyprowadziły one w pole policję i po ogłoszeniu w Internecie, że zamierzają się spotkać w klubokawiarni Państwomiasto, zwołały naradę w zupełnie innym miejscu?
Bez większych nadziei na to, że pamiętają tam, kto 20 lipca 2017 roku miał spotkać się w lokalu, zadzwoniliśmy do Państwamiasta. Mieliśmy szczęście.
„Mamy to zapisane w naszym kalendarzu rezerwacji. Tego dnia pokój spotkań był zarezerwowany na nazwisko Adam Kądziela. Jest dopisek, że to spotkanie organizacji młodzieżowych - Demokratyczny Front Młodych” - poinformowała nas menadżerka klubu.
Adam Kądziela jest politologiem. Latem 2017 roku był szefem Młodych Nowoczesnych - młodzieżówki partii .Nowoczesna. Zapytaliśmy go, czy pamięta spotkanie, które miało się odbyć w 20 lipca 2017 roku w klubie Państwomiasto.
„Pamiętam. Przed tym spotkaniem wysłałem list do wszystkich organizacji młodzieżowych - żebyśmy spróbowali wspólnie podyskutować o zagrożeniach dla polskiej demokracji, spotkać się na neutralnym gruncie, stworzyć Demokratyczny Front Młodych. Zaproszenie jest do dziś na Facebooku” - mówi Kądziela.
W liście pisał, że „fatalne dla polskiego systemu prawnego, a w konsekwencji dla polskiej demokracji są ostatnie decyzje rządu Prawa i Sprawiedliwości, które prowadzą nasz kraj do sytuacji zbliżonej do stanu sprzed upadku Żelaznej Kurtyny."
Wyrażał obawę, że "zagrożone są leżące u podstaw zachodnich, demokratycznych zasad ideały rządów prawa, trójpodziału władzy i wolnych wyborów”. I zapraszał do debaty na temat "obecnej sytuacji politycznej” i działań jakie można wspólnie podjąć „dla zachowania i rozszerzenia wolności”.
Czy spotkanie zostało odwołane, przeniesione albo przełożone na inną godzinę, niż pierwotnie planowano?
„Nie. - odpowiada zdziwiony Kądziela - Doszło do skutku. Było kilkanaście osób - po przedstawicielu z każdej organizacji, która wyraziła chęć spotkania. Naszym gościem był Zbigniew Hołdys”.
Poza liderem i gitarzystą Perfectu i działaczami młodzieżówki Kądzieli, w spotkaniu wzięli udział także przedstawiciele Młodych Demokratów (młodzieżówka PO), Forum Młodych Ludowców (PSL), Młodego KOD, Obywateli RP, Federacji Młodych Socjaldemokratów (SLD) i Partii Razem.
Opowiadamy Kądzieli o obserwacji i o tym, że co jakiś czas tajniacy robili rekonesans w kawiarni. Ale najpierw widzieli tylko dwóch obcokrajowców, a później ludzi jedzących lunch. Jak to możliwe, że szkoleni do pracy operacyjnej policjanci kryminalni ich nie zauważyli?
„Może to wynika z tego, że sala, w której się spotkaliśmy jest na półpiętrze. Na dole w jest klubokawiarnia, gdzie są stoliki, toczy się życie towarzyskie i ludzie spotykają się na kawie czy piwie. A do sali konferencyjnej trzeba wejść po schodach. Jeśli policjanci wchodzili tylko do części kawiarnianej, to nie mieli możliwości nas zobaczyć, bo byliśmy na górze, za zamkniętymi drzwiami” - domyśla się Kądziela.
I dodaje, że większość uczestników docierała na spotkanie pojedynczo - może dlatego funkcjonariusze nie zwrócili na nich uwagi. „Ale nie zauważyć Zbigniewa Hołdysa?” - dziwi się.
Według Kądzieli spotkanie skończyło się mniej więcej w tym czasie, co policyjna akcja pod klubem Państwomiasto. "Pamiętam, że wyszliśmy około 16.00, bo chcieliśmy iść razem na protest pod Sejm" - mówi.
Dzień później członkowie Demokratycznego Front Młodych ogłosili pod Sejmem apel, który podpisano 20 lipca. Wzywali rządzących, by nie odbierali im szans na życie w normalnym kraju. "My, młodzi, pokolenie ludzi urodzonych w wolnej Polsce, chcemy żyć w kraju, w którym szanowana jest konstytucja, w kraju, w którym respektowane są prawa Obywateli, w kraju, który podziela wartości Unii Europejskiej".
W policyjnych meldunkach z operacji kryptonim Sejm odnotowano i to wystąpienie, zgłoszone przez policjantów pilnujących wówczas parlamentu.
Zapytaliśmy Komendę Stołeczną Policji:
Rzecznik KSP, kom. Sylwester Marczak w o odpowiedzi napisał, że „z uwagi na trwające w powyższej sprawie czynności, do ich zakończenia [KSP] nie będzie udzielać komentarza”. Zapewnił jednak, że „przy działaniach związanych z zabezpieczeniem zgromadzeń nie ma mowy o działaniach o charakterze operacyjnym” i że tak też było podczas operacji „Sejm”.
Zgodnie z ustawą o Policji, czynności operacyjno-rozpoznawcze, do których należy m.in. obserwacja, można prowadzić tylko „w celu rozpoznawania, zapobiegania i wykrywania przestępstw i wykroczeń, poszukiwania osób ukrywających się przed organami ścigania lub wymiarem sprawiedliwości, poszukiwania osób, które na skutek wystąpienia zdarzenia uniemożliwiającego ustalenie miejsca ich pobytu należy znaleźć w celu ochrony ich życia, zdrowia lub wolności”. Żadna z tych przesłanek nie odnosiła się do spotkania młodzieży w klubokawiarni Państwomiasto.
W ubiegłym roku, gdy "Gazeta Wyborcza" ujawniła nagrania funkcjonariuszy, którzy podczas protestów w lipcu 2017 roku śledzili Ryszarda Petru i Obywateli RP i gdy zarzucili oni policji, że stosowała wobec nich nielegalną obserwację, dowódca podoperacji „Rekonesans”, nadkom. Hubert Pełka napisał szybko kilka notatek służbowych. Wyjaśniał w nich, że:
Jak zapewniał nadkom. Pełka, w przypadku spotkania w kawiarni Państwomiasto „polecenie dotyczyło objęcia nadzorem tego miejsca w celu zidentyfikowania mogących wystąpić zagrożeń dla osób tam przebywających. W przypadku ujawnienia takich zagrożeń został by powiadomiony 208 00 w celu wysłania załóg mundurowych.”
Kilka dni po tym jak nadkom. Pełka sporządził swoje notatki, Komenda Stołeczna Policji, odpowiadając na pytania posła Adama Szłapki, dotyczące inwigilowania opozycji, zapewniła, że policja prowadziła podczas operacji „Sejm” wyłącznie nadzór prewencyjny. Że stosowano go tylko w rejonie zgromadzeń i „był bezzwłocznie kończony w chwili, gdy osoba znajdowała się w bezpiecznej odległości od rejonu prowadzonych działań lub wchodziła do bezpiecznego miejsca”.
Historię obserwacji spotkania w klubokawiarni Państwomiasto opowiedzieliśmy Zbigniewowi Hołdysowi.
"Mam ciarki na placach. (...) Kiedy się wysyła policjantów kryminalnych żeby obserwowali kilku młodych ludzi, którzy chcą się gdzieś spotkać i napisali o tym jawnie na Facebooku - to znaczy, że coś się dzieje bardzo niedobrego” - mówi muzyk.
I dodaje: "Tam byli ludzie w wieku dwudziestu paru lat, może ktoś był nawet dopiero na poziomie maturalnym. To byli po prostu młodzi ludzie, którzy pytali jak mają działać. A ja im mówiłem nie o rzucaniu bomb, czy nawet drukowaniu ulotek, ale że trzeba ludzi edukować. To nie byli konspiratorzy w stylu: „mam powielacz w piwnicy - może coś trzasnę!”. Zastanawiali się po prostu, jak mogą się włączyć w życie publiczne. I to jest przerażające, że tacy ludzie są pod okiem służb".
Według Hołdysa cała historia świadczy o tym, że "szpony zapuszczone zostały głęboko": "To, że policja działa, że policja inwigiluje, i że to się dzieje od kiedy pamiętam - czy to za PRL czy teraz - no to po prostu tak się dzieje. Ale jestem zaskoczony tym, że taki bzdet był kontrolowany.
Bo to tak, jakbym się umówił z dwójką licealistów, spotykamy się w kawiarni, a okazuje się, że to jest obserwowane. To jest niepoważne. Ależ władza się musi bać!".
„Mam takie skojarzenie - może przesadne. W stanie wojennym prokurator generalny wydał dyspozycję o permanentnej inwigilacji. Opozycjonista Jan Narożniak wykradł tę instrukcję - to była instrukcja nękania: żeby infiltrować wszędzie, obserwować w kawiarniach, tu, tam, ówdzie; zatrzymywać na 24 godziny, a po wypuszczeniu natychmiast znowu na schodach komendy zatrzymywać. I tak mi się kojarzy - że ta władza zmierza w kierunku jakiegoś obsesyjnego nękania ludzi. Wszystkich, którzy mogą stanowić dla niej zagrożenie, bez względu na to, czy jest to licealista, czy emeryt, czy bierze udział w zgromadzeniu, czy w urodzinowej imprezie" - mówi Hołdys.
Czy to będzie działało odstraszająco na młodych ludzi? Czy zniechęci ich do angażowania się w życie publiczne?
„To zależy od człowieka. Ja pamiętam, że jak chodziłem do liceum, było nas kilku kontestatorów, a inni nam mówili: „siedź cicho”, „człowieku nie podskakuj, bo będziesz miał kłopoty". Jedni będą się bali, inni mają w głowie marzenie o wielkiej karierze i ich pot zaleje zimny, że te marzenia się skończyły, bo są na celowniku władzy.
To jest system państwa opresyjnego, żeby wprowadzić ludzi w taką wibrację lęku - żeby się nie wychylali.”
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze