0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agata Grzybowska / Agencja GazetaAgata Grzybowska / A...

„Przepisy stanowią, że muszę panu kajdanki założyć z tyłu” - poinformował Władysława Frasyniuka policjant, który dzisiaj (14 lutego 2018), tuż po godzinie 6.00 rano zapukał do drzwi jego domu. Tłumaczył też, że używa ich “w celu zapewnienia bezpieczeństwa” Frasyniukowi oraz policjantom.

Co naprawdę mówią na ten temat przepisy? Otóż policjant ma prawo użyć w takiej sytuacji kajdanek, ale nie powinien tego robić.

Nie ma natomiast wątpliwości, że policja miała prawo zatrzymać Władysława Frasyniuka, żeby doprowadzić go na przesłuchanie. Frasyniuk był wcześniej wzywany na przesłuchanie trzykrotnie: najpierw na policję (29 czerwca 2017), a później do prokuratury (3 i 24 stycznia 2018). Prokuratura Okręgowa w Warszawie wezwała go w charakterze podejrzanego o popełnienie przestępstwa z art. 222 par. 1 kk podczas kontrmiesięcznicy smoleńskiej w czerwcu 2017 roku.

Przepis mówi, że „kto narusza nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3”.

Wbrew temu co podają media, zarzut nie dotyczy momentu, gdy Frasyniuk był – jako pierwszy z demonstrantów – wynoszony przez policję, tylko wcześniejszego wydarzenia, gdy funkcjonariusze próbowali nie dopuścić go do siedzących już na ulicy demonstrantów, którzy blokowali trasę marszu smoleńskiego. Opozycjonista przepychał się przez moment z policjantami, by przerwać otaczający ulicę kordon. Na nagraniach z tego wydarzenia widać, jak popycha jednego z nich.

Po pierwszym wezwaniu Frasyniuk zjawił się na komisariacie i odmówił składania wyjaśnień, do czego miał pełne prawo. Na wezwania do prokuratury jednak już nie przychodził. W publicznych oświadczeniach pisał, że jego zdaniem: „decyzja prokuratury o postawieniu mi zarzutów ma charakter represji politycznej wobec obywatela w obronie Konstytucji” i “nie zamierza w żaden sposób współpracować z władzą, która narusza jego prawa”, dlatego “postanowił skorzystać z prawa do obywatelskiego nieposłuszeństwa”. Drugie z oświadczeń jego przedstawiciel przekazał Prokuraturze Okręgowej w Warszawie.

Prawo do obywatelskiego nieposłuszeństwa nigdzie jednak w polskim prawie nie jest zapisane - w przeciwieństwie do obowiązku stawiania się na wezwanie prokuratury. Art. 247 kodeksu postępowania karnego mówi, że “prokurator może zarządzić zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie osoby podejrzanej albo podejrzanego, jeżeli zachodzi uzasadniona obawa”, że m.in. nie stawi się na wezwanie w celu postawienia zarzutów.

Wobec oświadczeń Frasyniuka prokurator miał pełne prawo skorzystać z tego przepisu, a policjanci mieli prawo odwiedzić opozycjonistę z samego rana. I choć wydaje się absurdalne, że całe zamieszanie skończyło się krótkim spotkaniem, na którym prokurator odczytał zarzuty, a Frasyniuk odmówił składania wyjaśnień i od razu został wypuszczony, nie doszło tu do nadużyć. Wątpliwości może wzbudzić nie fakt, że Frasyniuk został zatrzymany, ale to, w jaki sposób to zrobiono.

Gdzie tu niebezpieczeństwo?

Policjant skuwający Frasyniuka nie miał racji, podkreślając, że musi założyć mu kajdanki na ręce trzymane z tyłu. Ustawa o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej mówi wprost (art. 15 ust. 6), że gdy w ocenie funkcjonariusza “prawdopodobieństwo podjęcia próby ucieczki, stawiania czynnego oporu lub wystąpienia zachowania mogącego zagrażać życiu, zdrowiu lub mieniu jest nieznaczne,

kajdanki można założyć na ręce trzymane z przodu”.

Jak można zobaczyć na filmie udostępnionym przez Magdalenę Dobrzańską-Frasyniuk, jej mąż zachowywał się zupełnie spokojnie, wykonywał polecenia i nic nie wskazywało na to, by miał zamiar stawiać opór czy uciekać.

A skoro zachowywał się w ten sposób, policjant kierujący interwencją powinien w ogóle zrezygnować z używania kajdanek. Zgodnie z ustawą o środkach przymusu, kajdanek można użyć np. do “zapewnienia bezpieczeństwa konwoju lub doprowadzenia” (art. 11 pkt 9), ale wcale nie trzeba.

Za każdym razem, gdy policjant podejmuje decyzję o użyciu środków przymusu, w tym kajdanek, powinien pamiętać, że ma obowiązek korzystać z nich “w sposób możliwie najmniej naruszający dobra osobiste osoby, wobec której zostają podjęte” (co nakazuje art. 15 ust. 6 ustawy o policji).

“Środki przymusu bezpośredniego powinny być zatem stosowanie z uwzględnieniem zasady proporcjonalności, tzn. kiedy ich użycie jest naprawdę niezbędne. Z ujawnionych okoliczności sprawy wynika, że mogło obejść się bez stosowania kajdanek” - komentuje sprawę dla OKO.press Krzysztof Izdebski, prawnik z Fundacji ePaństwo.

Muszę na wstępie zaznaczyć, że nie kwestionuję tego, że w okolicznościach sprawy należało wykonać czynność doprowadzenia Władysława Frasyniuka do prokuratury. Jest to przewidziany prawem środek, który może być zastosowany w przypadku uchylania się od stawiennictwa mimo doręczenia wezwań.

Moje wątpliwości budzi sposób przeprowadzenia tej czynności. I nie chodzi wyłącznie o osobę Władysława Frasyniuka, ale również tych osób, których zatrzymanie nie jest przedmiotem zainteresowania mediów.

A może właśnie szczególnie tych osób. Przypadek Igora Stachowiaka jest jednym z bardziej drastycznych, ale też nie wyjątkowych.

Od wielu lat, w Polsce i na świecie istnieje problem z nieproporcjonalnym stosowaniem środków przymusu bezpośredniego przez policję.

Konsekwentnie, od lat pokazuje to np. Helsińska Fundacja Spraw Człowieka. Zgodnie z ustawą o Policji - czynności zatrzymania powinny być wykonywane w sposób możliwie najmniej naruszający dobra osobiste osoby, wobec której zostają podjęte. Również Europejska Konwencja Praw Człowieka zakazuje poniżającego traktowania. Środki przymusu bezpośredniego powinny być zatem stosowanie z uwzględnieniem zasady proporcjonalności, tzn. kiedy ich użycie jest naprawdę niezbędne. Z ujawnionych okoliczności sprawy wynika, że mogło obejść się bez stosowania kajdanek.

Musimy pamiętać, że prawa człowieka i uszanowanie jego godności przysługuje również tym osobom, które naruszają prawo i nie ma znaczenia czy będzie to nawet bardzo agresywny uczestnik Marszu Niepodległości, osoba podejrzana o blokowanie legalnej demonstracji czy nastolatek przyłapany na paleniu papierosów na przystanku autobusowym.

Z kamerą ostrożnie

Wątpliwości wzbudziło też filmowanie interwencji przez mężczyznę, który przybył wraz z policjantami. Frasyniukowie sugerowali, że jest operatorem Telewizji Polskiej i dopytywali, dlaczego ma zasłoniętą część twarzy. Później Jarosław Olechowski, szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, zapewnił, że TVP nie wysłała tam swojej ekipy.

Nie wiadomo, czy policja filmowała zatrzymanie po to, by mieć dowód w razie skarg na sposób jego przeprowadzenia, czy raczej po to, by do mediów mogło wycieknąć nagranie z awanturującym się Frasyniukiem. Jeśli chodziło o to drugie, policyjna kamera okazała się być niepotrzebna, bo Frasyniuk był spokojny, a nagranie zapewniła mediom jego żona. Na prorządowych portalach wPolityce.pl oraz TVP.info w artykułach o zatrzymaniu nie opublikowano żadnego z tych filmów.

Samo nagrywanie interwencji nie jest jednak niczym skandalicznym. Od dawna zabiegały o to środowiska adwokackie. Gdyby było standardem, pozwoliłoby uniknąć nadużywania uprawnień przez policjantów, w tym stosowania tortur. Od grudnia 2017 roku w polskiej policji działa pilotażowy program, testujący kamery przypinane do munduru. Helsińska Fundacja Praw Człowieka opiniując plan zaopatrzenia w nie policjantów, chwaliła: “wprowadzenie szerszym frontem monitorowania działań Policji z pewnością wpłynie na zaufanie społeczeństwa do jej funkcjonariuszy, a w związku z tym także do skuteczności ich działań”.

Fundacja zastrzegała jednak, że nagrania powinny być szczególnie chronione i wykorzystywane tylko w postępowaniach karnych i dyscyplinarnych, a nie do chwalenia się w mediach. Zalecała wprowadzenie przepisów zapewniających ochronę prywatności nagrywanych, ale nie została wysłuchana. Jeśli policja w domu Frasyniuków nagrałaby coś, co mogłoby spodobać się Telewizji Polskiej, TVP Info zapewne pokazywałaby to od rana.

;
Na zdjęciu Daniel Flis
Daniel Flis

Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze