„Planowałam już wrócić do domu, nie chciałam być wieziona na komendę, dostać pałą czy gazem” – mówi uczestniczka protestu, Lidia Grabuś, która złamała obie nogi uciekając przed policją. „Zaczęli nas otaczać, napierać” – opowiada Jakub Przyłuski, który upadł i złamał obie ręce
„Takich aktów naruszenia autonomii uczelni nie notowaliśmy od dekad" - rektor Politechniki Warszawskiej żąda wyjaśnień od dowódców policji (całe oświadczenie - dalej).
Nieuprawnione wtargnięcie policji poruszyło opinię publiczną.
OKO.press zwraca jednak uwagę na to, co wydarzyło się wcześniej i na dramatyczne skutki interwencji policji po obu stronach ogrodzenia okalającego uczelniany teren.
W wyniku akcji policji, która wieczorem 28 listopada otoczyła kilkaset osób zmierzających pod gmach MSWiA przy ul. Batorego, co najmniej dwie osoby mają połamane kończyny - ustaliło OKO.press.
Demonstracja Strajku Kobiet szła tam z warszawskiego ronda Dmowskiego (przemianowanego na „rondo Praw Kobiet”), kilkukrotnie blokowana przez policję.
„Od początku policja przeszkadzała, ale bardziej agresywni zrobili się, gdy ogłoszono, że się rozchodzimy – tak jak na pl. Powstańców [18 listopada, gdy użyto gazu i pałek teleskopowych – przyp. aut.].
Zaczęli nas otaczać, robić szczelne kordony, ściągać kolejne posiłki w białych hełmach i z tarczami. Napierali na tłum próbując ograniczyć teren, na którym byli ludzie”
– opowiada OKO.press Jakub Przyłuski, który z żoną Bożeną (aktywistką Warszawskiego Strajku Kobiet) uczestniczył w proteście.
Kiedy pod naporem policjantów i ściskiem tłumu próbował przejść ponad barierką oddzielającą jezdnię od drogi dla rowerów, upadł, łamiąc obie ręce. Jak mówi, żaden z policjantów nie zaproponował udzielenia pomocy.
Złamane kości ma także Lidia Grabuś, która na proteście Strajku Kobiet była drugi raz w życiu. Jak mówi uciekała, by nie dać się zamknąć w kordonie.
„Planowałyśmy z koleżanką wrócić do domu przed końcem, obie mamy dzieci, nie chciałyśmy być wywiezione na komendę albo dostać pałą czy gazem. 18 listopada cudem tego uniknęłam”
– tłumaczy OKO.press, dlaczego nie została na miejscu.
Poślizgnęła się przeskakując pokryty topniejącym świeżym śniegiem płot oddzielający parking przy ul. Waryńskiego od terenu Politechniki Warszawskiej. Złamała obie nogi, czeka ją rehabilitacja, tym trudniejsza, że z powodu lockdownu straciła pracę jako animatorka dla dzieci w stadninie koni.
Obie poszkodowane osoby nie mają wątpliwości, że ich obrażenia są bezpośrednim następstwem policyjnej akcji. „Dopóki policja nie wkraczała, po prostu szliśmy, nikt nikogo nie bił, atmosferę nazwałabym pozytywną. Przez ten sam płot co ja skakało wiele osób, zresztą podobnie było przy innych policyjnych blokadach tego popołudnia” – mówi Grabuś.
Przyłuski tłumaczy, że wielokrotnie próbował się porozumieć z dowódcami policyjnej akcji, ale nie było to możliwe ze względu na panującą wśród nich dezorganizację.
Aby uniemożliwić ucieczkę osób zablokowanych w okolicach ul. Waryńskiego, policjanci w pościgu za nimi weszli na teren Wydziału Inżynierii Chemicznej i Chemii Procesowej Politechniki Warszawskiej (jedyną bramą od ul. Waryńskiego - patrz zdjęcie poniżej).
Wejścia na teren uczelni bez zgody rektora zabrania im art. 50 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, chyba że „w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia ludzkiego lub klęski żywiołowej”. Ta przesłanka z pewnością nie wystąpiła.
Na relacji wideo OKO.press widać, że grupy policjantów nie tylko weszły na uczelniany teren, ale też prowadziły interwencje wobec przekraczających płot osób, a nawet spychały je ze śliskiego ogrodzenia (14:20 czasu nagrania).
Na filmie, który anonimowo otrzymaliśmy od czytelniczki, widać jak policja używa gazu wobec stojących pod płotem osób krzyczących „ZOMO!” w jej stronę.
W momencie publikacji tego tekstu rektorat Politechniki nie otrzymał jeszcze odpowiedzi od Policji. Biuro prasowe Komendy Stołecznej Policji nie udziela informacji na temat protestów, kierując bezpośrednio do rzecznika, nadkom. Sylwestra Marczaka.
W wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej zapewnił on, że Policja „szanuje autonomię każdej uczelni, w tym Politechniki Warszawskiej”.
„W tym przypadku mamy do czynienia z działaniami dynamicznymi policjantów. Biegli oni za osobami, które wcześniej znieważyły policjantów. W momencie, gdy funkcjonariusze zostali poinformowani o tym, że jest to teren uczelni, opuścili jej plac” – mówił PAP rzecznik.
„Funkcjonariusze ci nie pełnią na co dzień służby w Komendzie Rejonowej Policji Warszawa 1. Oznacza to, że najzwyczajniej w świecie nie muszą oni znać topografii miasta”.
Jedyna brama na teren tego budynku Politechniki opatrzona jest kilkumetrowym szyldem z nazwą wydziału, bronią jej też dwa szlabany.
Dopytany przez OKO.press rzecznik twierdzi, że w nocy policjanci mogli nie widzieć tych znaków. „Pamiętajmy, że nie mamy do czynienia z sytuacją, gdzie mamy zgłoszone zgromadzenie i znamy jego trasę. Nie wyobrażam sobie, że dowódcy, którzy przyjeżdżają z kraju, będą znać całą Warszawę” – mówi. Rzecznik nie chce się odnosić do informacji na temat poszkodowanych, ale informuje, że każdej osobie przysługuje możliwość złożenia skargi na działania funkcjonariuszy.
Według Jakuba Przyłuskiego brutalność policji nasiliła się 27 października, po orędziu Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS i wicepremiera odpowiedzialnego za bezpieczeństwo. „Zaczął szczuć na kobiety i osoby protestujące. 11 listopada policja nie dała sobie rady z bandziorami, więc może szuka jakiegoś sukcesu”.
Politechnika Warszawska zareagowała ostrym oświadczeniem przeciwko „nieuprawnionemu wtargnięciu”.
"W dniu 28 listopada 2020 roku doszło do wkroczenia na teren Politechniki Warszawskiej grupy funkcjonariuszy policji. W związku z tym należy przypomnieć, że Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej gwarantuje uczelniom wyższym autonomię na zasadach określonych w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce.
Zapisy tej ustawy mówią, że służby państwowe odpowiedzialne za utrzymanie porządku publicznego i bezpieczeństwa wewnętrznego mogą wkroczyć na teren uczelni wyłącznie w dwóch przypadkach: na wezwanie rektora lub w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia ludzkiego lub klęski żywiołowej.
Według naszej wiedzy nie zachodziła żadna z tych okoliczności, czyli incydent miał charakter nieuprawnionego wtargnięcia.
Wydarzenie przyjęliśmy z wielkim niepokojem, bowiem takich aktów naruszenia autonomii uczelni nie notowaliśmy od wielu dekad.
Dlatego Rektor skierował do Komendanta Stołecznego Policji pismo wzywające do przedstawienia okoliczności podjęcia przez służby akcji na terenie Uczelni, wyjaśnienia przyczyn incydentu i do zapewnienia, że w przyszłości nie dojdzie do podobnych zdarzeń”.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze