0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

“Rząd chce wam ocenzurować internet!” – mówi Paweł Jabłoński, poseł PiS w opublikowanym 13 stycznia 2025 roku filmie. “Napisali już projekt ustawy” – dodaje, po czym widać screen z artykułu „Dziennika Gazety Prawnej”.

Dalej Jabłoński twierdzi, że rząd będzie miał możliwość usuwania dowolnych treści, które znajdą się w internecie. Chodzi o zaproponowaną przez ministerstwo cyfryzacji nowelizację ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną

„Napiszesz coś negatywnego o rządzie, skasują to bez żadnego sądu i kontroli” – twierdzi polityk.

View post on Twitter

Jabłoński w filmie twierdzi też, że rząd chce wyłączyć Twittera, TikToka i Facebooka – na dowód przywołuje wypowiedź Magdaleny Biejat, kandydatki Nowej Lewicy na prezydenta, która mówi w radiu, że powinno się podjąć rozmowy o ograniczeniu portalu X (dawnego Twittera) w Europie w związku z naruszaniem przez właściciela platformy regulacji unijnych.

Materiał filmowy Jabłońskiego zdobył ponad 22 tysiące wyświetleń i został udostępniony przez ponad tysiąc osób.

W filmie pojawił się również hashtag ACTA3, którym operują politycy PiS m.in. były premier Mateusz Morawiecki czy Piotr Gliński. To próba nawiązania do słynnych protestów ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). ACTA to umowa międzynarodowa z zakresu ochrony własności intelektualnej do programów komputerowych, muzyki, filmu itp. Przedmiotem regulacji był m.in. problem tzw. piractwa medialnego.

Ostatecznie porozumienie wielostronne ACTA nie weszło w życie w Polsce ani w Unii Europejskiej. W 2012 roku Polska podpisała ACTA, ale nie ratyfikowała jej w parlamencie. W tym samym roku wiele krajów europejskich wycofało się z ACTA po masowych protestach spowodowanych obawami o cenzurę i inwigilację w sieci. W 2013 roku Parlament Europejski odrzucił ACTA większością głosów, uznając, że narusza ona prawa obywatelskie i wolność informacji.

W 2020 roku rząd PiS zaproponował nową ustawę o odpowiedzialności podmiotów za naruszenia praw autorskich w internecie, która spotkała się z krytyką i porównaniami do ACTA. Ustawa ta miała na celu zmusić dostawców internetu do blokowania stron z nielegalnymi treściami, a także do monitorowania i zgłaszania użytkowników podejrzanych o piractwo. Przeciwnicy ustawy twierdzili, że narusza ona prywatność i swobodę wypowiedzi, a także może doprowadzić do nadużyć i cenzury.

Post byłego wiceszefa MSZ to manipulacja. Proponowane przez ministerstwo cyfryzacji nowe przepisy przewidują usuwanie treści, które są hejterskie, naruszają czyjeś dobra osobiste lub są dezinformacją.

Chodzi o blokowanie nielegalnych treści

„To nieprawda, że w Polsce ktoś chce wprowadzać cenzurę lub ograniczać wolność słowa. Doskonale rozumiem, czym są nielegalne treści w internecie, i wiem, że dostęp do nich jest łatwy, a platformy często nie usuwają ich na czas” – mówił minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski w rozmowie z Onetem.

Wyobraźmy sobie, że ktoś nawołuje w mediach społecznościowych do przemocy, lub wytworzył z udziałem sztucznej inteligencji nasze nagie zdjęcia i wysyła je znajomym.

Dziś treści naruszające dobra osobiste można zgłosić samodzielnie do właściciela platformy, ale to od decyzji np. Facebooka czy Instagrama (oba należą do Mety Marka Zuckerberga) zależy, czy zostaną usunięte. W tej dziedzinie panuje pełen autorytaryzm cyfrowych monopolistów.

Jeśli ktoś publicznie stwierdził o nas nieprawdę – na przykład napisał w komentarzu na Facebooku firmy, że „do tej terapeutki nie warto przychodzić, ponieważ przychodzi do pracy wiecznie pod wpływem środków psychoaktywnych”, to wtedy mamy do czynienia ze zniesławieniem (art. 212 Kodeksu karnego). Zniesławienie rozumie się w prawie karnym jako sytuację, gdy ktoś pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności.

Innym rodzajem przestępstwa jest znieważenie (art. 216 Kodeksu Karnego). Najczęściej dotyczy to takiej sytuacji, kiedy ktoś nas w mediach społecznościowych obraża. Znieważenie dotyczy naruszenia godności osobistej poprzez obraźliwe zachowanie lub słowa.

Natomiast jeśli ktoś obraża daną grupę osób np. na podstawie rasy pochodzenia czy koloru skóry, to mamy do czynienia z mową nienawiści, która jest w Polsce przestępstwem (art. 256 i 257 kodeksu karnego).

Dlatego też rząd zaproponował nową ścieżkę zgłaszania takich sytuacji i wpisał ją do nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (tzw. UŚUDE). Ustawa obowiązuje od 2002 roku i była wielokrotnie nowelizowana.

Wymóg DSA

Konieczność kolejnej nowelizacji wynika z wdrażania w krajach Unii Europejskiej tzw. Aktu o usługach cyfrowych (Digital Services Act, w skrócie DSA).

To unijne rozporządzenie ma na celu m.in. skuteczniejszą walkę z nielegalnymi treściami w internecie i przeciwdziałanie zagrożeniom społecznym, takim jak dezinformacja. To też między innymi przeciwdziałanie nawoływaniu do nienawiści, molestowaniu i niegodziwemu traktowaniu dzieci w celach seksualnych, a także szybkie reagowanie na te treści i umożliwianie użytkownikom ich sygnalizowania, przy zachowaniu wolności wypowiedzi.

DSA ma wzmocnić prawa użytkowników w relacji z gigantami mediów społecznościowych. Platformy są często krytykowane za brak reakcji na hejt i nawoływanie do nienawiści z jednej strony, z drugiej za niesłuszne blokowanie treści, które nie naruszają prawa.

Jest to „pierwsza na świecie regulacja cyfrowa, która nakłada na firmy cyfrowe w całej Unii odpowiedzialność za treści zamieszczane na ich platformach”, jak wskazuje Rada Europejska.

Nowelizacja UŚUDE wynika właśnie z wdrażania zapisów DSA, które obowiązuje w państwach członkowskich od lutego ubiegłego roku. „Artykuły 9. i 10. DSA wskazują, że państwowe organy sądowe i administracyjne mogą nakazywać dostawcom blokowanie treści w internecie” – wyjaśniał wiceminister cyfryzacji Dariusz Standerski.

W unijnym akcie o usługach cyfrowych nie chodzi jednak o wprowadzanie cenzury w mediach społecznościowych.

Kto ma decydować

Kontrowersje pojawiły się wtedy, kiedy okazało się, że kontrola zgłaszanych treści należałaby do prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Decyzja o blokadzie byłaby natychmiastowa bez czekania na orzeczenie sądu administracyjnego, do którego taką decyzję usługodawca będzie mógł zaskarżyć.

Wyjaśnijmy po kolei, o co chodzi.

Wszystko się zaczęło od publikacji artykułu pt. „Internet do cenzury” w „Dzienniku Gazecie Prawnej” 12 stycznia 2025 roku, który alarmował, że ministerstwo cyfryzacji już po etapie konsultacji zaproponowało przepisy umożliwiające blokowanie treści. Miałoby się to odbywać bez udziału sądu.

Jednak ministerstwo odpowiedziało, że udział sądu będzie, bo decyzje będzie można zaskarżyć do sądu administracyjnego.

„Gdyby to sądy miały wypowiadać się w pierwszej kolejności i wydawać postanowienia, to łatwo wyobrazić sobie, jak to wydłuży proces ze względu na możliwe olbrzymie ilości zgłoszeń” – napisali ministerstwo w komunikacie.

Teza: Ministerstwo Cyfryzacji chce upoważnić Urząd Komunikacji Elektronicznej do wydawania nakazów blokowania treści w internecie w ekspresowym trybie i bez udziału sądu. Odpowiedź: • Zgodnie z DSA państwo wdrażające musi wskazać jakiś urząd/instytucję na koordynatora realizacji przepisów aktu o usługach cyfrowych. W Polsce MC wyznaczyło do tego UKE. Stało się to w lutym 2024 roku. • UKE to urząd administracji rządowej w dziedzinie rynku usług telekomunikacyjnych i pocztowych. Działa od 2006 roku i jego Prezesa wybiera Sejm na 5 lat kadencji. • Obecnie jest tak, że to sama platforma (np. Facebook) i ludzie tam zatrudnieni decydują, kiedy i czy w ogóle cokolwiek zostanie moderowane. Przepisy, które zostały zaprojektowane, mają rozszerzyć ten proces na sferę publiczną. Niezależny urząd (takim jest UKE), ma stworzyć strukturę, która będzie tym zarządzała i nie zostawi wszystkiego w rękach zagranicznych platform. • Celem przepisów jest zapewnienie sprawnego blokowania dostępu do nielegalnych treści. Projektując przepisy, uwzględniono potrzebę wprowadzenia w polskim prawie rozwiązań dostosowanych do współczesnych form komunikacji w internecie. • Dziennikarze wskazują na ekspresowy tryb, w którym UKE ma wydawać decyzje. W ustawie tryb ten oznaczono od 2 do 21 dni. W obecnym stanie szybkiej komunikacji, de facto informacji klikanej/podawanej w czasie rzeczywistym to bardzo długo. Trzy tygodnie mogą oznaczać tryb, w którym informacja, która była podstawą wydania nakazu, już nikogo nie będzie obchodziła. To argument raczej na obronę niż na sprzeciw. • W końcu sprawa braku odwołań sądowych. Nie jest prawdą, że decyzje UKE będą bez udziału sądu. Decyzje UKE będzie można zaskarżyć do sądu administracyjnego. Gdyby to sądy miały wypowiadać się w pierwszej kolejności i wydawać postanowienia, to łatwo wyobrazić sobie, jak to wydłuży proces ze względu na możliwe olbrzymie ilości zgłoszeń. • Dziś np. CERT Polska w procedurze bez udziału sądu wpisuje na listę zastrzeżeń domeny internetowe, które uznane zostaną za szkodliwe. Procedura działa i wolność słowa nie jest w żaden sposób naruszana. • Podobnie dzieje się w przypadku realizacji przepisów wynikających z ustawy o zwalczaniu nadużyć w komunikacji elektronicznej. Od końca marca 2024 r. firmy telekomunikacyjne muszą blokować fałszywe SMS zgodnie ze wzorcem fałszywej wiadomości, którą przygotowuje CSIRT NASK. Czyli skanowane są wszystkie SMS-y, aby zawczasu zablokować fałszywe treści. • W obu przypadkach priorytetem jest sprawna i skuteczna ochrona obywatela w świecie postępującej cyfrowej rewolucji.

Kolejny zarzut stawiany przez DGP dotyczy procedowania zmian bez konsultacji społecznych. Nowe rozwiązania nie pojawiły się ani w założeniach konsultowanych w styczniu ubiegłego roku, ani w projekcie przedstawionym do konsultacji w marcu.

Ministerstwo odpowiada, że konsultacje były i to w ich wyniku wprowadzono punkt o „blokowaniu treści” do nowej ustawy.

Projekt ustawy konsultowany był kilkukrotnie. Pierwsza tura uzgodnień projektu trwała od 14 marca 2024 roku. Uwagi można było zgłaszać przez 30 dni. 26 kwietnia 2024 roku odbyła się konferencja uzgodnieniowa. Druga tura konsultacji trwała od 19 lipca do 9 sierpnia 2024 roku (21 dni). • To właśnie w wyniku zgłoszonych uwag przez stronę społeczną i przeprowadzeniu szczegółowych analiz oraz konsultacji stwierdzono, że w polskim prawie brakuje podstawy prawnej, która umożliwiałaby składanie wniosków o wydanie nakazu blokowania nielegalnej treści. W związku z tym uznano, że konieczne jest uregulowanie procedur wydawania nakazów w projekcie ustawy. • Bez odpowiednich przepisów w projekcie ustawy ochrona prawna polskich obywateli byłaby słabsza niż w innych krajach Unii Europejskiej. W praktyce oznacza to, że narzędzia przewidziane w Akcie o usługach cyfrowych – takie jak nakazy podjęcia działań przeciwko nielegalnym treściom – nie mogłyby być skutecznie stosowane przez polskie organy w celu ochrony obywateli.

„Wolność słowa, choć kluczowa, nie może usprawiedliwiać działań, które naruszają prawa innych osób. Priorytetem jest zapobieganie czynom zabronionym i ochrona dóbr osobistych, niezależnie od tego, czy do naruszeń dochodzi w internecie, czy w świecie rzeczywistym” – napisano w komunikacie.

Eksperci Fundacji Panoptykon, która zajmuje się ochroną praw cyfrowych, alarmowali, że będzie to uzależnione od arbitralnej decyzji państwowej instytucji, bez udziału sądu i wiedzy autorów wpisów. A chodzi o to, by osoby – zarówno te hejtowane (i ignorowane przez dostawców usług w sieci), jak i te blokowane, miały możliwość odwołania się od decyzji platformy do niezależnego organu. Najlepiej też, żeby taka ścieżka była szybka i łatwo dostępna dla wszystkich osób, które poczują się pokrzywdzone.

Według Panoptykonu wątpliwości budzą gwarancje niezależności Prezesa UKE. Prezesa UKE powołuje Sejm zwykłą większością głosów na wniosek Prezesa Rady Ministrów. Można go odwołać przed upływem pięcioletniej kadencji tylko w przypadkach określonych w ustawie – jednym z nich jest „cieszenie się nieposzlakowaną opinią” – co może oznaczać różne rzeczy. Odwołanie prezesa przed upływem kadencji również dokonywane jest przez zwykłą większość sejmową na wniosek Prezesa Rady Ministrów.

Dlatego też eksperci Panoptykonu twierdzą, że istotny wpływ na Prezesa UKE będzie miała akurat dominująca siła polityczna. W związku z tym powinny istnieć silne gwarancje zabezpieczające przed wykorzystywaniem nowych uprawnień do np. „sprzątania” Internetu na polityczne zamówienie. Albo po prostu do podejmowania arbitralnych decyzji, które mogą prowadzić do nadmiarowego blokowania np. krytycznych opinii w sieci.

Dziś Prezesem UKE jest powołany w 2020 roku przez Mateusza Morawieckiego Jacek Oko. To pracownik naukowy Politechniki Wrocławskiej, a także doświadczony menadżer branży telekomunikacyjnej.

Czy można zakazać X-a w Unii Europejskiej?

W wywiadzie dla RMF FM 9 stycznia 2025 roku Magdalena Biejat odniosła się do ingerencji Elona Muska, miliardera, właściciela portalu X, który coraz częściej wypowiada się na temat polityki europejskiej i otwarcie popiera prawicowych polityków. „Powinniśmy bardzo wyraźnie pokazać Muskowi, że Europa nie jest jego kolonią” – dodała.

Musk na początku stycznia przeprowadził w serwisie X transmitowaną na żywo rozmowę ze współprzewodniczącą AfD i kandydatką tej partii na kanclerza Niemiec Alice Weidel. Określił ją „bardzo rozsądną osobą” oraz stwierdził, że niemieccy wyborcy „muszą poprzeć AfD, bo w przeciwnym razie sytuacja w Niemczech bardzo się pogorszy”.

Elon Musk jako wpływowa postać wykorzystywał swój serwis do atakowania premiera Wielkiej Brytanii – Keira Starmera i Partii Pracy za zaniedbania swoich obowiązków i odrzucenie przeprowadzenia krajowego dochodzenia w sprawie wykorzystywania dzieci w północnej Anglii.

Przeczytaj także:

Co więcej, dwóch badaczy z Australii przeanalizowało ponad 56 tys. postów publikowanych w serwisie X przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych i ustalili, że algorytm X został tak zmieniony, by systematycznie wzmacniać konta republikańskie.

„Powinniśmy podjąć rozmowy w Unii Europejskiej na temat ograniczenia dostępu do portalu X w Europie” – mówiła w RMF FM Magdalena Biejat. Wicemarszałkini Senatu wyraziła swoje obawy związane z dezinformacją i manipulacjami w przestrzeni internetowej, wskazując na zagrożenia płynące z braku kontroli nad treściami.

Dopytywana o możliwość zablokowania platformy X przed wyborami, Biejat odpowiedziała, że „to jest dyskusja, którą powinniśmy odbyć – na temat tego, jak X wpływa na naszą demokrację”.

W teorii w kraju Unii Europejskiej można zakazać działania platformy społecznościowej, ale jest to proces złożony i obwarowany wieloma regulacjami prawnymi.

Ograniczenia mogą zostać wprowadzone w przypadku naruszenia przepisów DSA. Komisja Europejska może nałożyć na platformę karę finansową sięgającą do 6 proc. jej rocznych, globalnych przychodów. Dodatkowo ma prawo wdrożyć okres wzmocnionego nadzoru, aby upewnić się, że dostawca usług podjął skuteczne działania zapewniające zgodność funkcjonowania platformy z regulacjami DSA.

KE może też wprowadzić kary okresowe w wysokości do 5 proc. dziennego przychodu za każdy dzień zwłoki we wdrażaniu kroków zaradczych, środków tymczasowych lub zobowiązań.

Tymczasowe zawieszenie działalności platformy na terenie Unii, czyli na przykład jej wyłączenie, może zostać zlecone przez Komisję Europejską dopiero wtedy, gdy mimo nałożonych kar naruszenia wciąż nie są usunięte, a dodatkowo wyrządzają poważne szkody użytkownikom, prowadząc do przestępstw zagrażających życiu i bezpieczeństwu ludzi.

To także wiąże się jednak z dość długą procedurą, a nakaz musi zostać wydany przez sędziego w państwie członkowskim UE, gdzie znajduje się siedziba firmy.

Chcą mieć możliwość skasowania z internetu dowolnej treści — bez żadnej kontroli

wpis na portalu X,13 stycznia 2025

Sprawdziliśmy

Nowelizacja ministerstwa cyfryzacji nie prowadzi do cenzury i usuwania dowolnych treści. Ma bronić praw jednostek przed mową nienawiści i naruszaniem dóbr osobistych. I ma być pod kontrolą sądu

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

;
Na zdjęciu Natalia Sawka
Natalia Sawka

Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.

Komentarze