Czy zaproponowana nowelizacja ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną jest ograniczeniem wolności słowa? Były wiceszef MSZ Paweł Jabłoński twierdzi, że rządzący chcą mieć kontrolę nad wszystkim, co opublikujemy w sieci. Sprawdzamy
“Rząd chce wam ocenzurować internet!” – mówi Paweł Jabłoński, poseł PiS w opublikowanym 13 stycznia 2025 roku filmie. “Napisali już projekt ustawy” – dodaje, po czym widać screen z artykułu „Dziennika Gazety Prawnej”.
Dalej Jabłoński twierdzi, że rząd będzie miał możliwość usuwania dowolnych treści, które znajdą się w internecie. Chodzi o zaproponowaną przez ministerstwo cyfryzacji nowelizację ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną
„Napiszesz coś negatywnego o rządzie, skasują to bez żadnego sądu i kontroli” – twierdzi polityk.
Jabłoński w filmie twierdzi też, że rząd chce wyłączyć Twittera, TikToka i Facebooka – na dowód przywołuje wypowiedź Magdaleny Biejat, kandydatki Nowej Lewicy na prezydenta, która mówi w radiu, że powinno się podjąć rozmowy o ograniczeniu portalu X (dawnego Twittera) w Europie w związku z naruszaniem przez właściciela platformy regulacji unijnych.
Materiał filmowy Jabłońskiego zdobył ponad 22 tysiące wyświetleń i został udostępniony przez ponad tysiąc osób.
W filmie pojawił się również hashtag ACTA3, którym operują politycy PiS m.in. były premier Mateusz Morawiecki czy Piotr Gliński. To próba nawiązania do słynnych protestów ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). ACTA to umowa międzynarodowa z zakresu ochrony własności intelektualnej do programów komputerowych, muzyki, filmu itp. Przedmiotem regulacji był m.in. problem tzw. piractwa medialnego.
Post byłego wiceszefa MSZ to manipulacja. Proponowane przez ministerstwo cyfryzacji nowe przepisy przewidują usuwanie treści, które są hejterskie, naruszają czyjeś dobra osobiste lub są dezinformacją.
„To nieprawda, że w Polsce ktoś chce wprowadzać cenzurę lub ograniczać wolność słowa. Doskonale rozumiem, czym są nielegalne treści w internecie, i wiem, że dostęp do nich jest łatwy, a platformy często nie usuwają ich na czas” – mówił minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski w rozmowie z Onetem.
Wyobraźmy sobie, że ktoś nawołuje w mediach społecznościowych do przemocy, lub wytworzył z udziałem sztucznej inteligencji nasze nagie zdjęcia i wysyła je znajomym.
Dziś treści naruszające dobra osobiste można zgłosić samodzielnie do właściciela platformy, ale to od decyzji np. Facebooka czy Instagrama (oba należą do Mety Marka Zuckerberga) zależy, czy zostaną usunięte. W tej dziedzinie panuje pełen autorytaryzm cyfrowych monopolistów.
Dlatego też rząd zaproponował nową ścieżkę zgłaszania takich sytuacji i wpisał ją do nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (tzw. UŚUDE). Ustawa obowiązuje od 2002 roku i była wielokrotnie nowelizowana.
Konieczność kolejnej nowelizacji wynika z wdrażania w krajach Unii Europejskiej tzw. Aktu o usługach cyfrowych (Digital Services Act, w skrócie DSA).
To unijne rozporządzenie ma na celu m.in. skuteczniejszą walkę z nielegalnymi treściami w internecie i przeciwdziałanie zagrożeniom społecznym, takim jak dezinformacja. To też między innymi przeciwdziałanie nawoływaniu do nienawiści, molestowaniu i niegodziwemu traktowaniu dzieci w celach seksualnych, a także szybkie reagowanie na te treści i umożliwianie użytkownikom ich sygnalizowania, przy zachowaniu wolności wypowiedzi.
DSA ma wzmocnić prawa użytkowników w relacji z gigantami mediów społecznościowych. Platformy są często krytykowane za brak reakcji na hejt i nawoływanie do nienawiści z jednej strony, z drugiej za niesłuszne blokowanie treści, które nie naruszają prawa.
Jest to „pierwsza na świecie regulacja cyfrowa, która nakłada na firmy cyfrowe w całej Unii odpowiedzialność za treści zamieszczane na ich platformach”, jak wskazuje Rada Europejska.
Nowelizacja UŚUDE wynika właśnie z wdrażania zapisów DSA, które obowiązuje w państwach członkowskich od lutego ubiegłego roku. „Artykuły 9. i 10. DSA wskazują, że państwowe organy sądowe i administracyjne mogą nakazywać dostawcom blokowanie treści w internecie” – wyjaśniał wiceminister cyfryzacji Dariusz Standerski.
W unijnym akcie o usługach cyfrowych nie chodzi jednak o wprowadzanie cenzury w mediach społecznościowych.
Kontrowersje pojawiły się wtedy, kiedy okazało się, że kontrola zgłaszanych treści należałaby do prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Decyzja o blokadzie byłaby natychmiastowa bez czekania na orzeczenie sądu administracyjnego, do którego taką decyzję usługodawca będzie mógł zaskarżyć.
Wyjaśnijmy po kolei, o co chodzi.
Wszystko się zaczęło od publikacji artykułu pt. „Internet do cenzury” w „Dzienniku Gazecie Prawnej” 12 stycznia 2025 roku, który alarmował, że ministerstwo cyfryzacji już po etapie konsultacji zaproponowało przepisy umożliwiające blokowanie treści. Miałoby się to odbywać bez udziału sądu.
Jednak ministerstwo odpowiedziało, że udział sądu będzie, bo decyzje będzie można zaskarżyć do sądu administracyjnego.
„Gdyby to sądy miały wypowiadać się w pierwszej kolejności i wydawać postanowienia, to łatwo wyobrazić sobie, jak to wydłuży proces ze względu na możliwe olbrzymie ilości zgłoszeń” – napisali ministerstwo w komunikacie.
Kolejny zarzut stawiany przez DGP dotyczy procedowania zmian bez konsultacji społecznych. Nowe rozwiązania nie pojawiły się ani w założeniach konsultowanych w styczniu ubiegłego roku, ani w projekcie przedstawionym do konsultacji w marcu.
Ministerstwo odpowiada, że konsultacje były i to w ich wyniku wprowadzono punkt o „blokowaniu treści” do nowej ustawy.
„Wolność słowa, choć kluczowa, nie może usprawiedliwiać działań, które naruszają prawa innych osób. Priorytetem jest zapobieganie czynom zabronionym i ochrona dóbr osobistych, niezależnie od tego, czy do naruszeń dochodzi w internecie, czy w świecie rzeczywistym” – napisano w komunikacie.
Eksperci Fundacji Panoptykon, która zajmuje się ochroną praw cyfrowych, alarmowali, że będzie to uzależnione od arbitralnej decyzji państwowej instytucji, bez udziału sądu i wiedzy autorów wpisów. A chodzi o to, by osoby – zarówno te hejtowane (i ignorowane przez dostawców usług w sieci), jak i te blokowane, miały możliwość odwołania się od decyzji platformy do niezależnego organu. Najlepiej też, żeby taka ścieżka była szybka i łatwo dostępna dla wszystkich osób, które poczują się pokrzywdzone.
Według Panoptykonu wątpliwości budzą gwarancje niezależności Prezesa UKE. Prezesa UKE powołuje Sejm zwykłą większością głosów na wniosek Prezesa Rady Ministrów. Można go odwołać przed upływem pięcioletniej kadencji tylko w przypadkach określonych w ustawie – jednym z nich jest „cieszenie się nieposzlakowaną opinią” – co może oznaczać różne rzeczy. Odwołanie prezesa przed upływem kadencji również dokonywane jest przez zwykłą większość sejmową na wniosek Prezesa Rady Ministrów.
Dlatego też eksperci Panoptykonu twierdzą, że istotny wpływ na Prezesa UKE będzie miała akurat dominująca siła polityczna. W związku z tym powinny istnieć silne gwarancje zabezpieczające przed wykorzystywaniem nowych uprawnień do np. „sprzątania” Internetu na polityczne zamówienie. Albo po prostu do podejmowania arbitralnych decyzji, które mogą prowadzić do nadmiarowego blokowania np. krytycznych opinii w sieci.
Dziś Prezesem UKE jest powołany w 2020 roku przez Mateusza Morawieckiego Jacek Oko. To pracownik naukowy Politechniki Wrocławskiej, a także doświadczony menadżer branży telekomunikacyjnej.
W wywiadzie dla RMF FM 9 stycznia 2025 roku Magdalena Biejat odniosła się do ingerencji Elona Muska, miliardera, właściciela portalu X, który coraz częściej wypowiada się na temat polityki europejskiej i otwarcie popiera prawicowych polityków. „Powinniśmy bardzo wyraźnie pokazać Muskowi, że Europa nie jest jego kolonią” – dodała.
Musk na początku stycznia przeprowadził w serwisie X transmitowaną na żywo rozmowę ze współprzewodniczącą AfD i kandydatką tej partii na kanclerza Niemiec Alice Weidel. Określił ją „bardzo rozsądną osobą” oraz stwierdził, że niemieccy wyborcy „muszą poprzeć AfD, bo w przeciwnym razie sytuacja w Niemczech bardzo się pogorszy”.
Elon Musk jako wpływowa postać wykorzystywał swój serwis do atakowania premiera Wielkiej Brytanii – Keira Starmera i Partii Pracy za zaniedbania swoich obowiązków i odrzucenie przeprowadzenia krajowego dochodzenia w sprawie wykorzystywania dzieci w północnej Anglii.
Co więcej, dwóch badaczy z Australii przeanalizowało ponad 56 tys. postów publikowanych w serwisie X przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych i ustalili, że algorytm X został tak zmieniony, by systematycznie wzmacniać konta republikańskie.
„Powinniśmy podjąć rozmowy w Unii Europejskiej na temat ograniczenia dostępu do portalu X w Europie” – mówiła w RMF FM Magdalena Biejat. Wicemarszałkini Senatu wyraziła swoje obawy związane z dezinformacją i manipulacjami w przestrzeni internetowej, wskazując na zagrożenia płynące z braku kontroli nad treściami.
Dopytywana o możliwość zablokowania platformy X przed wyborami, Biejat odpowiedziała, że „to jest dyskusja, którą powinniśmy odbyć – na temat tego, jak X wpływa na naszą demokrację”.
W teorii w kraju Unii Europejskiej można zakazać działania platformy społecznościowej, ale jest to proces złożony i obwarowany wieloma regulacjami prawnymi.
Ograniczenia mogą zostać wprowadzone w przypadku naruszenia przepisów DSA. Komisja Europejska może nałożyć na platformę karę finansową sięgającą do 6 proc. jej rocznych, globalnych przychodów. Dodatkowo ma prawo wdrożyć okres wzmocnionego nadzoru, aby upewnić się, że dostawca usług podjął skuteczne działania zapewniające zgodność funkcjonowania platformy z regulacjami DSA.
KE może też wprowadzić kary okresowe w wysokości do 5 proc. dziennego przychodu za każdy dzień zwłoki we wdrażaniu kroków zaradczych, środków tymczasowych lub zobowiązań.
Tymczasowe zawieszenie działalności platformy na terenie Unii, czyli na przykład jej wyłączenie, może zostać zlecone przez Komisję Europejską dopiero wtedy, gdy mimo nałożonych kar naruszenia wciąż nie są usunięte, a dodatkowo wyrządzają poważne szkody użytkownikom, prowadząc do przestępstw zagrażających życiu i bezpieczeństwu ludzi.
To także wiąże się jednak z dość długą procedurą, a nakaz musi zostać wydany przez sędziego w państwie członkowskim UE, gdzie znajduje się siedziba firmy.
Chcą mieć możliwość skasowania z internetu dowolnej treści — bez żadnej kontroli
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Media
Propaganda
Paweł Jabłoński
Prawo i Sprawiedliwość
cenzura
internet
Komisja Europejska
Media społecznościowe
panoptykon
x
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze