0:000:00

0:00

Z powodu pandemii w wielu krajach na świecie Polonia może głosować tylko korespondencyjnie. Przed pierwszą turą wyborów pojawiło się wiele informacji, że wysłane zwykłą pocztą pakiety wyborcze nie dochodziły na czas, a nawet – dzień po zakończeniu głosowania.

W myśl kodeksu wyborczego i ustawy o szczególnym charakterze wyborów prezydenckich z 2 czerwca 2020 głosy, które dotrą do obwodowej komisji wyborczej po zamknięciu głosowania, już się nie liczą.

W Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka najwięcej Polaków, te problemy były największe. Okazało się, że nie można nawet odnieść swojego głosu osobiście do konsulatu. Wtedy dwóch przyjaciół wpadło na pewien pomysł. Kamil Arendt mówi, że pierwszy raz robi coś tak szalonego, co w ogóle trochę się wymknęło spod kontroli.

Ale wymknęło w pozytywnym sensie, bo w wolontaryjną pracę zaangażowały się dziesiątki osób w całej Wielkiej Brytanii. Podobne inicjatywy pojawiły się również we Francji i Belgii. "Jesteśmy zachwyceni tym, jak się wszyscy organizują" – mówi Kamil w rozmowie z OKO.press.

Wybory w Wielkiej Brytanii - koszmar logistyczny

Miłada Jędrysik: Kiedy się narodził ten pomysł?

Kamil Arendt: Tydzień przed pierwszą turą wyborów. Wiedzieliśmy, że w Wielkiej Brytanii będą spore problemy, po pierwsze z powodu skali, bo tu jest więcej Polonii niż w jakimkolwiek innym kraju.

Poza tym dowiedzieliśmy się, że konsulaty nie będą przyjmować pakietów wyborczych bezpośrednio od wyborców. W związku z opóźnieniami w działaniu poczty z powodu pandemii wielu ludzi będzie miało problem z odesłaniem kopert zwrotnych na czas.

Ale nie myśleliśmy wtedy o działaniach w wielkiej skali – chcieliśmy po prostu mieć jakieś rozwiązanie dla znajomych.

Przeczytaj także:

Pomyśleliśmy z moim przyjacielem Michałem Reimerem z KOD-u, że przecież można taką przesyłkę dostarczyć kurierem, a kurierem może być w tym kraju każdy.

Takie są przepisy?

To nie jest działalność licencjonowana, wystarczy założyć firmę. Ja akurat już miałem firmę, która zajmowała się zupełnie inną działalnością, ale mogłem ją odwiesić w 5 minut, dodać działalność kurierską i zostać kurierem.

Postanowiliśmy przetestować nasz pomysł i sprawdzić, czy tak rzeczywiście da się doręczyć przesyłkę do konsulatu. Z pierwszym pakietem wyborczym naszego znajomego zjawiliśmy się rano pod konsulatem w poniedziałek na tydzień przed pierwszą turą. Ja jako kurier próbowałem wykonać usługę doręczenia tego pakietu.

Widziałam ten film - trwało to dosyć długo...

Dokładnie godzinę i 15 minut. Nie wiem, ile razy zamykano mi drzwi przed nosem.

[video width="848" height="480" mp4="https://oko.press/images/2020/07/VID-20200623-WA0003.mp4"][/video]

Argumentując, że?

Usłyszałem różne historie. Jedna wersja była taka, że tylko operator pocztowy, czyli Royal Mail może doręczać przesyłki, a my nie. Tłumaczyłem, że jestem kurierem. „Kurier nie może." „No dobrze, ale tu właśnie idzie inny kurier i on panu wręczył paczkę. To on może, a ja nie?" „Tak, on może." „No to proszę mi podać podstawę prawną." „No to proszę poczekać". Czekam, czekam, w końcu, po ponad godzinie wyszedł konsul i jakoś udało się go przekonać. Tak więc to, co robimy, nie jest całkowitą partyzantką. Prawo jest po naszej stronie.

Jak wyglądała rozmowa z konsulem?

Przedstawiłem się, wylegitymowałem, podałem dane mojej firmy i konsul ostatecznie – choć nie był zadowolony – przyjął tę przesyłkę. To nie było przyjemne doświadczenie. W pewnym momencie zabroniono nam nagrywania, musieliśmy nawet pokazać telefony na dowód, że nie nagrywamy konsula.

PoloniaExpress jak śnieżna kula

Spodziewaliśmy się trudności. Po to zrobiliśmy to tak wcześnie, żeby potem nie dać się zaskoczyć. Ale te trudności były większe niż zakładaliśmy. Ale kiedy już wiedzieliśmy, że generalnie się da, założyliśmy z Michałem wydarzenie na Facebooku.

Publiczne?

Zamknięte, tylko dla znajomych. Różne osoby się do nas zgłaszały w miarę upływu czasu, szczególnie takie, które wiedziały, że te pakiety nie dotrą do nich w terminie. Zaczęło nam to rosnąć jak śnieżna kula.

Kiedy trochę ludzi zobaczyło ten filmik w mediach społecznościowych, zaczęli się zgłaszać do mnie dziennikarze, m.in. z TOK FM. Potem ktoś usłyszał mnie w radiu i napisał do mnie, że chce pomóc. I to był Maciek Rusek, który dołączył do nas i teraz jest w trzonie zespołu. Także inne osoby zaczęły do nas pisać, że ich zainspirowała nasza inicjatywa i chcą dołączyć.

Podczas pierwszej tury ostatecznie mieliśmy 15 kurierów, głównie w Londynie i okolicach, plus udało się nam znaleźć kogoś do Manchesteru. W sumie dostarczyliśmy 392 pakiety, dużą część już w wyborczą niedzielę. Cały dzień siedzieliśmy przed konsulatem. Przychodzili ludzie, którzy dostali swój pakiet w sobotę czy w niedzielę i nie mogli już odesłać głosu kurierem.

Wiedzieli, że będziecie na nich czekać?

Wielu z nich myślało, że będą mogli oddać pakiet osobiście. Jechali z nadzieją, że coś się uda wskórać. Ludzie się zjawiają, patrzą w lewo, patrzą w prawo – nie ma żadnej skrzynki. Większość z nich od razu zagadywaliśmy, pytaliśmy, czy chcą oddać głos. Tłumaczyliśmy, jaka jest sytuacja, że ochroniarz w konsulacie państwu otworzy, potem wytłumaczy, że nie może wziąć koperty. Ale my możemy wziąć od państwa tę kopertę i wręczyć ochroniarzowi.

Dawali?

Były takie sytuacje, że ludzie nie chcieli nam zaufać i prosili, żebyśmy wręczyli pakiet w ich obecności. Brałem więc kopertę od wyborcy i przekazywałem stojącemu obok ochroniarzowi albo konsulowi. I to było już OK, bo została wykonana usługa doręczenia.

Sytuacja trochę jak z Kafki.

Ambasada chciała zorganizować możliwość doręczenia osobistego i były takie plany przed drugą turą. Rozważano wystawienie skrzynek w śluzie bezpieczeństwa za drzwiami konsulatu. Ale urzędnicy stwierdzili, że tutejsze przepisy pandemiczne na to nie zezwalają.

Nie mam przekonania, że to jest właściwa interpretacja. Oczywiście nie brałem udziału w rozmowach między rządem brytyjskim i polskim, ale wydaje mi się, że restrykcje są tu już tak poluzowane, że osobiste dostarczenie jak najbardziej wchodziłoby w grę.

Wielka operacja logistyczna w całej Wielkiej Brytanii

Potem media zaczęły o nas trochę mówić, więc ludzie się zaczęli dowiadywać, czy planujemy akcję też w drugiej turze. Organizujemy więc operację logistyczną, jak na moje wyobrażenie olbrzymią. Nie wiem już nawet, ilu mamy kurierów, bo to się zmienia z minuty na minutę.

Wszystkich musimy sprawdzić, chcemy, żeby to były osoby polecone przez kogoś. Musimy też im znaleźć lokalizację, gdzie mogą odbierać koperty, stworzyć grafik dyżurów, potem trzeba to będzie jakoś od nich przejąć. Na szczęście koordynują to ze mną wspaniałe osoby, jak Kasia czy Ania, które poświęcają na to długie godziny.

Macie doświadczenie w takich akcjach?

Nikt z nas nigdy się przedtem czymś takim nie zajmował. Dosłownie jedna czy dwie osoby mają coś do czynienia z logistyką.

A ty czym się zajmujesz?

Jestem konsultantem IT, zupełnie inna działka. Moja firma, przez którą to robimy, też się zajmowała takim usługami.

Mamy na pewno już ponad 50 kurierów w całej Wielkiej Brytanii i ciągle zwiększamy zasięg. Patrzymy, gdzie mamy dziury, próbujemy tam kogoś znaleźć, albo się ludzie zgłaszają do nas. Na naszym profilu na FB, już teraz publicznym, opublikowaliśmy dwie mapki, które cały czas uaktualniamy.

Robimy to trochę inaczej niż w pierwszej turze, bo skala jest zupełnie inna. Wtedy w zasadzie dojeżdżaliśmy do wszystkich. Jeśli ktoś do nas napisał przez FB albo zadzwonił, to jechaliśmy na miejsce, odbieraliśmy każdą kartę, często z wywalonym językiem pędziliśmy po każdy głos.

Ale nie jesteśmy w stanie zrobić tego w taki sposób w drugiej turze. Tym razem chcemy dotrzeć tylko osób, które nie wychodzą z domu – albo są w kwarantannie, albo są starsze czy niepełnosprawne. Pozostałych wyborców zapraszamy do naszych kilkudziesięciu punktów stacjonarnych.

Kurierzy będą odbierać koperty w piątek i sobotę, bo wtedy ludzie już będą wiedzieć, że nie są w stanie odesłać pakietu wyborczego pocztą. A w niedzielę do samego końca będziemy mieć dyżur pod konsulatem.

A jak wyglądają teraz stosunki z konsulatem?

Konsulat – zakładam, że ze względu na te prawdziwe czy przeinterpretowane brytyjskie ograniczenia – nie poleca nas wprost. Ale jak ktoś w wyborczą niedzielę przychodził pod bramę i próbował wręczyć pakiet, ochroniarz mówił: „Nie mogę go od państwa przyjąć, mogą państwo skorzystać z usługi kurierskiej. A tu właśnie się kręcą jacyś kurierzy." I sugestywnie wskazywał na nas.

Z personelem konsularnym teraz układa się nam dobrze na różnych płaszczyznach. Jak siedzieliśmy w niedzielę przed ich drzwiami cały dzień, to proponowali nam kawę czy herbatę. Ja mam gorącą linię z konsulem, jeżeli są jakiekolwiek pytania czy wątpliwości. Konsul też nie kryje, że po pierwszej turze nauczyli się, że nasza pomoc jest im potrzebna.

Wybory korespondencyjne i dwie ciężarówki Royal Mail

My potrzebujemy ich, oni potrzebują nas. Skala tej operacji jest ogromna. Samo liczenie głosów to jest coś niewyobrażalnego, bo jest ich 10-krotnie więcej na członka komisji niż w przeciętnej komisji w Polsce. Co więcej, to są wszystko głosy w kopertach, które trzeba otworzyć.

Słyszałam, że pomagaliście też w wysyłce pakietów wyborczych.

Tak, organizowaliśmy dla konsulatów wolontariuszy, którzy za darmo, na dwie zmiany, pomagali pracownikom zaklejać koperty, adresować je i przygotowywać do wysyłki. Sam Londyn musiał wysłać 100 tys. pakietów wyborczych, przygotowywano je 3-4 dni.

Udało się to zrobić szybciej niż przed pierwszą turą, czyli wysłać wszystkie do soboty zamiast do poniedziałku.

A mamy też prawie 40 proc. więcej osób zarejestrowanych w drugiej turze.

Po te pakiety podjeżdżały codziennie wielkie ciężarówki Royal Mail, to był widok... Przed pierwszą turą wyborów pewnego wieczoru zacząłem sobie liczyć – wyborców w Londynie jest prawie 80 tysięcy. Dla każdego trzeba przygotować pakiet. Powiedzmy, że każdy ma 2 mm grubości – jeśli położyć jeden na drugim, to powstanie wieża o wysokości 158 m. Taką wysokość mają niektóre z największych budynków w Londynie.

To wszystko trzeba było przygotować, spakować, wysłać, otrzymać z powrotem, otworzyć i przeliczyć. Resztę nocy spędziłem raczej bezsennie.

Liczeniem tych głosów w Wielkiej Brytanii zajmuje się 11 komisji. To jest absolutne szaleństwo. Mieliśmy w zeszłym roku w wyborach parlamentarnych o połowę mniejsze zainteresowanie, zarejestrowanych było trochę ponad 90 tys. Teraz w drugiej turze mamy 180 tys. zarejestrowanych wyborców i tylko 11 komisji w na całe Zjednoczone Królestwo. Rok temu były ich 54, a i to było mało.

Jak się czujecie z tym, że wyręczacie państwo w jego obowiązkach? Pandemia to sytuacja nadzwyczajna, ale wydaje się, że można było te wybory zorganizować lepiej.

Mam dokładnie to samo poczucie, ale obwiniam za ten stan rzeczy w mniejszym stopniu nasze służby konsularne. Zrzucono na nie te obowiązki w ostatniej chwili i robią, co mogą. Pracują bardzo ciężko, każdy w konsulacie jest w to zaangażowany, nawet sprzątaczka pomagała zaklejać koperty.

Ale to władze w Warszawie – nie wiem, czy specjalnie, czy nie, bo nie chcę spekulować – przygotowały nam coś takiego. Jest mnóstwo niejasności w przepisach, terminy są strasznie krótkie, panuje chaos prawno-interpretacyjny.

Wzory oświadczeń i instrukcje wyborcze, na których przygotowanie PKW miała mało czasu, nie są dobre. Wielu wyborców nie rozumie, jak zagłosować prawidłowo, 5 proc. głosów było tutaj z tego powodu nieważnych. Instrukcja to po prostu kartka A4 zapisana maczkiem. Kto to w ogóle przeczyta? Kto zrozumie? Tego typu rzeczy przygotowuje się długie miesiące, testuje się na grupach fokusowych.

Ustawodawca nie popisał się w tej sytuacji i obywatele muszą sobie te wybory współ–zorganizować. Odczuwam z tego powodu jednocześnie wstyd i smutek, jak i wielką dumę. Zaangażowali się w to różni ludzie – i tacy, którzy działają na co dzień, i inni, którzy dopiero teraz postanowili, że muszą coś z tym zrobić, bo to są nasze wybory. Bo tak jest. Jeśli państwo ich dla nas nie organizuje jak należy, to my musimy je sobie sami zorganizować.

PoloniaExpress to: Katie Szade, Anna Półkośnik, Maciej Rusek, Janusz Karp, Bożena Kawczyńska, Tomasz Kawczyński, Maja Karcz, Gosia Witkowska, Izabela Sowula, Katrina Rembiasz, Michał Reimer, Sebastian Kostrubała, Wojciech Czerniak, Monika Ma, Monika Nalepa-Surmaczyńska, Piotr Surmaczyński, Tadeusz Głowacki, Kamil Arendt oraz dziesiątki innych wolontariuszek i wolontariuszy

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze