Rząd PiS po raz kolejny sięga do kieszeni samorządów, by zrealizować własne obietnice. Pieniądze na wrześniowe podwyżki z budżetu państwa dostanie zaledwie 49 proc. samorządów. Już dziś włodarze miast i wsi do polityki oświatowej dokładają 23 mld zł. Taką lukę wygenerowała „bezkosztowa” reforma edukacji
We wrześniu 2019 r. nauczyciele dostaną 9,6 proc. podwyżki. To wynik obietnicy złożonej przez rząd w trakcie negocjacji strajkowych z nauczycielami.
W kwietniu pod porozumieniem ustalającym wysokość wzrostu wynagrodzenia na poziomie 9,6 proc. podpisała się tylko oświatowa "Solidarność". Kością niezgody była nie tylko kwota rażąco odbiegająca od oczekiwań strajkujących Związku Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych, ale także brak zabezpieczenia środków w budżecie.
ZNP i FZZ alarmowały, że aby przyznać podwyżkę, trzeba znacząco zwiększyć subwencję oświatową. W innym razie kosztami wzrostu wynagrodzenia dla nauczycieli zostaną obciążone samorządy.
Była premier - dziś europosłanka PiS - Beata Szydło prowadząca negocjacje z nauczycielami bez ogródek mówiła, że "samorządy muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za wzrost kosztów oświaty".
29 lipca, po trzech miesiącach zwłoki, MEN opublikował nowy projekt rozporządzenia ws. podziału subwencji oświatowej. Z uzasadnienia projektu wprost wynika, że pieniędzy na podwyżki nie dostaną wszyscy.
Dodatkowe środki trafią zaledwie do 49 proc. samorządów.
Ministerstwo Edukacji Narodowej postanowiło powiązać wypłatę subwencji z sytuacją finansową jednostek samorządu terytorialnego i liczebnością klas. Dodatkowe 190 zł na ucznia będzie przysługiwać jeśli:
Żeby dostać pieniądze, trzeba spełnić obydwa warunki. Najbardziej stracą duże miasta, w których liczebność klas jest wyższa ze względu na czynniki demograficzne i skalę edukacyjnej migracji. A także te ośrodki, które są zamożniejsze.
Tylko Warszawa z własnego budżetu będzie musiała wyłożyć dodatkowe 51 mln zł na wynagrodzenia nauczycieli. Mimo to minister edukacji idzie w zaparte. 30 lipca w wywiadzie dla Telewizji Republika mówił, że większość środków na podwyżki będzie płynąć z subwencji oświatowej. "Oczywiście jakąś niewielką część będą musiały pokryć samorządy - z tych dochodów, które są w gestii samorządów. Przypominam, że samorządy są udziałowcami również podatków PIT i CIT, a te wzrosły" - mówił Dariusz Piontkowski.
To nie pierwszy raz, gdy PiS obciąża kosztami decyzji centralnych samorządy. Dokładnie w ten sam sposób rząd uporał się z finansową odpowiedzialnością za reformę oświaty.
Tylko 10 największych miast zrzeszonych w Unii Miast Polskich na reformie straciło 103 mln zł. Pełną skalę wydatków obliczył Związek Miast Polskich. "Edukacyjna luka finansowa", czyli różnica między subwencją a wydatkami samorządów na szkoły, w 2018 r. wyniosła rekordowe 23 mld zł. Dokładnie tyle z własnej kieszeni do oświaty dokładają pieniędzy.
Jak pisało OKO.press na podstawie wyliczeń ZMP, przez 13 lat przed rządami PiS luka wzrosła o 9,3 proc. A zaledwie w ciągu dwóch lat - 2017 i 2018 - o 12,2 proc.
Realizowanie takiej polityki sprawia, że samorządy pozbawiają się pieniędzy na inne cele m.in rozwój. Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich już kwietniu 2019 r. w rozmowie z OKO.press ostrzegał, że niektóre samorządy - nadmiernie obciążone zobowiązaniami oświatowymi - mogą nie wykorzystać funduszy unijnych. Dlaczego? Bo w każdym projekcie potrzebny jest wkład własny.
Edukacja
Dariusz Piontkowski
Ministerstwo Edukacji Narodowej
nauczyciele
podwyżki dla nauczycieli
samorząd
Związek Miast Polskich
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze