0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

We wrześniu 2019 r. nauczyciele dostaną 9,6 proc. podwyżki. To wynik obietnicy złożonej przez rząd w trakcie negocjacji strajkowych z nauczycielami.

Przeczytaj także:

W kwietniu pod porozumieniem ustalającym wysokość wzrostu wynagrodzenia na poziomie 9,6 proc. podpisała się tylko oświatowa "Solidarność". Kością niezgody była nie tylko kwota rażąco odbiegająca od oczekiwań strajkujących Związku Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych, ale także brak zabezpieczenia środków w budżecie.

ZNP i FZZ alarmowały, że aby przyznać podwyżkę, trzeba znacząco zwiększyć subwencję oświatową. W innym razie kosztami wzrostu wynagrodzenia dla nauczycieli zostaną obciążone samorządy.

Była premier - dziś europosłanka PiS - Beata Szydło prowadząca negocjacje z nauczycielami bez ogródek mówiła, że "samorządy muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za wzrost kosztów oświaty".

29 lipca, po trzech miesiącach zwłoki, MEN opublikował nowy projekt rozporządzenia ws. podziału subwencji oświatowej. Z uzasadnienia projektu wprost wynika, że pieniędzy na podwyżki nie dostaną wszyscy.

Dodatkowe środki trafią zaledwie do 49 proc. samorządów.

MEN karze duże, zamożne miasta

Ministerstwo Edukacji Narodowej postanowiło powiązać wypłatę subwencji z sytuacją finansową jednostek samorządu terytorialnego i liczebnością klas. Dodatkowe 190 zł na ucznia będzie przysługiwać jeśli:

  • relacja dochodów gminy, powiatu, województwa w przeliczeniu na jednego mieszkańca do średnich dochodów gmin, powiatów, województw w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest niższa niż 90 proc.
  • samorząd prowadzi szkoły, w których średnia liczba uczniów na danym poziomie nauczania jest mniejsza od średniej liczby uczniów w oddziale tego typu szkoły na obszarze kraju, czyli 18 uczniów.

Żeby dostać pieniądze, trzeba spełnić obydwa warunki. Najbardziej stracą duże miasta, w których liczebność klas jest wyższa ze względu na czynniki demograficzne i skalę edukacyjnej migracji. A także te ośrodki, które są zamożniejsze.

Tylko Warszawa z własnego budżetu będzie musiała wyłożyć dodatkowe 51 mln zł na wynagrodzenia nauczycieli. Mimo to minister edukacji idzie w zaparte. 30 lipca w wywiadzie dla Telewizji Republika mówił, że większość środków na podwyżki będzie płynąć z subwencji oświatowej. "Oczywiście jakąś niewielką część będą musiały pokryć samorządy - z tych dochodów, które są w gestii samorządów. Przypominam, że samorządy są udziałowcami również podatków PIT i CIT, a te wzrosły" - mówił Dariusz Piontkowski.

PiS pozbywa się finansowej odpowiedzialności za oświatę

To nie pierwszy raz, gdy PiS obciąża kosztami decyzji centralnych samorządy. Dokładnie w ten sam sposób rząd uporał się z finansową odpowiedzialnością za reformę oświaty.

Tylko 10 największych miast zrzeszonych w Unii Miast Polskich na reformie straciło 103 mln zł. Pełną skalę wydatków obliczył Związek Miast Polskich. "Edukacyjna luka finansowa", czyli różnica między subwencją a wydatkami samorządów na szkoły, w 2018 r. wyniosła rekordowe 23 mld zł. Dokładnie tyle z własnej kieszeni do oświaty dokładają pieniędzy.

Jak pisało OKO.press na podstawie wyliczeń ZMP, przez 13 lat przed rządami PiS luka wzrosła o 9,3 proc. A zaledwie w ciągu dwóch lat - 2017 i 2018 - o 12,2 proc.

Oświata zjada pieniądze na rozwój

Realizowanie takiej polityki sprawia, że samorządy pozbawiają się pieniędzy na inne cele m.in rozwój. Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich już kwietniu 2019 r. w rozmowie z OKO.press ostrzegał, że niektóre samorządy - nadmiernie obciążone zobowiązaniami oświatowymi - mogą nie wykorzystać funduszy unijnych. Dlaczego? Bo w każdym projekcie potrzebny jest wkład własny.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze