Pogrzeb w obrządku muzułmańskim odbył się w podlaskich Bohonikach, zamieszkiwanych przez tatarską wspólnotę, 15 listopada 2021 roku. Ahmad al-Hassan był uchodźcą z Syrii, urodził się w Homs. Według relacji innego uchodźcy został wepchnięty do Bugu przez białoruskich pograniczników
"To będzie smutny pochówek, bo bez rodziny. Ze wsi pewnie też nikt nie przyjdzie, bo i nikt nie wie, nie zdążyliśmy nawet ogłosić. Pośpiech? Ciało trzeba jak najszybciej złożyć do grobu, czeka na pochówek już niemal miesiąc" – tłumaczy przewodniczący gminy muzułmańskiej w Bohonikach.
Ahmad al-Hassan miał 19 lat i utonął w drodze do Europy. Jego ciało wyłowiono 20 października 2021.
Ahmad al-Hassan miał dziewięć lat, gdy w Syrii wybuchła wojna. Urodził się w Homs, zbuntowanym mieście syryjskiej rewolucji obleganym przez wojska Assada niemal od początku wojny. Cztery lata ciężkich walk obróciło miasto w gruzy, wywołując potężny kryzys humanitarny – brak dostaw energii i paliwa, leków oraz żywności, pogrążyły miasto w ciemnościach, chłodzie i głodzie. Homs upadło w 2014 roku. Dwa lata wcześniej rodzina al-Hassana uciekła z Syrii do Jordanii. Czy al-Hassanowie przeżyli oblężenie, czy uciekli wcześniej – nie wiemy.
Wiadomo natomiast, że Ahmad dorastał w obozie dla uchodźców i należał do "straconego pokolenia". To młodzi Syryjczycy, którzy prawie nie pamiętają innej rzeczywistości niż ta wojenna i uchodźcza, i nie widzą przed sobą perspektyw na lepszą przyszłość. Boją się powrotu do kraju, bo boją się wcielenia do armii, która obróciła ich kraj w ruinę. W Syrii każdy, kto kończy 18 lat, musi odsłużyć dwa lata w wojsku. Inni boją się przesłuchań i represji — reżim szuka powiązań z protestującymi przeciw Assadowi na początku rewolucji. Wielu ma w rodzinie kogoś, kto walczył z reżimem.
Taki splot sprawia, że ludzie latami trwają w zawieszeniu, próbując budować choćby namiastkę normalności w obozach dla uchodźców w Libanie, Turcji, Irackim Kurdystanie, czy właśnie Jordanii. Ale gdy pojawia się choćby cień szansy na lepsze życie – ryzykują wszystko.
Ruszają na wieść o bezpiecznej drodze do Europy, gdy Libia, Turcja, czy teraz Białoruś wykorzystuje ich desperację, by wymuszać na Unii Europejskiej ustępstwa lub pieniądze.
Na pogrzeb w Bohonikach jadę na zaproszenie skierowane do mediów przez przewodniczącego gminy, Macieja Szczęsnowicza. Na miejscu jest już tłum dziennikarzy, także z zagranicy.
O tym, jak wygląda tradycyjny muzułmański pochówek u Tatarów, opowiada mi pani Eugenia Radkiewicz, przewodniczka po meczecie w Bohonikach.
"Ciało należy pochować za dnia. Po obmyciu zawija się je w całun, biały perkalik i w tej bieli składa do grobu na spodzie od trumny. Deskami przykrywa, a następnie każdy trzy razy sypie ziemią od siebie, a po zasypaniu grobu okłada się go kamieniami.
Tradycyjnie spod meczetu trumna na mizar (cmentarz muzułmański) niesiona jest na barkach mężczyzn, po złożeniu do grobu i modlitwie żałobnicy wracają na poczęstunek i wspominają zmarłego".
Pogrzeb Ahmeda al-Hassana wyglądał inaczej. Ciało do Bohonik dotarło dopiero około 18, bo przedłużyły się sprawy proceduralne. Nikt też go nie obmył i nie zawinął w całun, nikt też nie pochował go w samym spodzie od trumny. Jest już na to za późno, czas zrobił swoje. Na cmentarz odprowadził go tłum dziennikarzy, wszechobecne kamery i trzask migawek zamieniły intymną uroczystość w wydarzenie medialne.
Dziennikarski gwar ucichł dopiero na mizarze, gdy w świetle reflektorów trumna została złożona do grobu. Wtedy rozbrzmiała modlitwa prowadzona przez imama Aleksandra Bazarewicza. Wraz z nim modlili się przewodniczący gminy muzułmańskiej, dwaj Czeczeni i dwóch Syryjczyków, którzy przyjechali tu z Białegostoku oraz doktor Kasim Shady, białostocki lekarz też pochodzący z Syrii.
Shady przez całą uroczystość trzymał w dłoni telefon, z którego po modlitwie dobiegł cichy płacz. Na ekranie aparatu twarze kilku mężczyzn: to bracia zmarłego oraz mężczyzna, który wraz z nim tego dnia przeprawiał się przez Bug.
Wiemy, że wraz z Ahmadem al–Hassanem zostali wepchnięci do Bugu przez Białorusinów, którzy kazali płynąć im w stronę Polski. Dla al-Hassana nurt był zbyt silny, ciało wyłowiono na Lubelszczyźnie, w okolicach miejscowości Woroblin. Dzień wcześniej zatrzymano jego towarzysza, który złożył zeznania. Dziś jest w Niemczech.
Ahmad al-Hassan był najmłodszy spośród braci. Mężczyźni są rozsiani po świecie: mieszkają w Syrii, Turcji, Jordanii. Od niemal miesiąca naciskali, by jak najszybciej pochować swojego brata, tak jak nakazuje muzułmańska tradycja, ale jak mówił Imam, Bóg chciał, żeby było inaczej.
"Bóg wybrał dla niego taką, a nie inną śmierć" – mówił nad grobem Bazarewicz. "Z dala od ziemi ojczystej i od rodziny. I to nie jest jego ostatnia droga, bo Bóg przewidział dla naszego brata lepsze miejsce, a pewności dodaje fakt, że zginął śmiercią niebywałą - utonął i jako topielec ma w islamie status szahida".
"Szahid to męczennik, ktoś, kto zginął na wojnę, zmarł nękany chorobami lub właśnie utonął. A męczenników chowa się bez żadnych ceremonii. Męczennik nie musi zostać obmyty, nie musi być zawinięty w całun, nie muszą mu towarzyszyć modlitwy. To aniołowie przejmują za nas te wszystkie obowiązki, to aniołowie się za niego modlą", stwierdził.
Już po pogrzebie zamieniam słowo z Imamem Stanisławem Bazarewiczem. Mówię mu, że to wyjątkowo smutny pochówek, z dala do domu i rodziny.
"Tak, ale wie pan, oni tak długo prosili o pogrzeb, o modlitwę i dopiero teraz uwierzyli, że Ahmed naprawdę nie żyje. I to może im przynieść ulgę".
Według danych, które udało się zgromadzić przez IOM w ramach projektu Missing Migrants od 2014 roku w drodze po lepsze życie zginęło ponad 45 tysięcy ludzi – ponad 22 tysiące utonęło w Morzu Śródziemnym. Organizacja zwraca uwagę, że dane są niedoszacowane.
Od początku kryzysu polskiej polityki granicznej życie straciło przynajmniej dziesięć osób. Ahmad al-Hassan jest pierwszym pochowanym. Bohoniki są gotowe pochować kolejne ciała.
Komentarze