Polska Fundacja Narodowa zamierza ufundować dwa stypendia w Waszyngtonie dla naukowców zajmujących się badaniem komunizmu w Polsce. Wyda na to ułamek ze swoich 500 mln złotych. To nie jest absurdalny pomysł, ale diabeł siedzi w szczegółach. Sprawdzamy
O projekcie opowiadał kwieciście portalowi „wPolityce.pl” Maciej Świrski, członek zarządu PFN. Przypomnijmy, że jest to fundacja powołana dzięki daninom z największych spółek skarbu państwa, dysponująca budżetem liczonym w setkach milionów złotych, która miała zając się „promowaniem Polski za granicą”.
O wpadkach i kompromitacjach PFN pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie (pisały też o nich wiele razy inne media). Jej pierwszym projektem była kampania propagandowa wymierzona w niezawisłe polskie sądy, a jednym z ostatnich – projekt wysłania za 20 mln złotych jachtu w rejs dookoła świata, który skończył się awanturą i kłótnią o pieniądze z wybranym przez PFN wykonawcą przedsięwzięcia, żeglarzem Mateuszem Kusznierewiczem. Cierpliwość kończyła się nawet patronom politycznym fundacji w PiS: całkiem niedawno wicepremier Piotr Gliński, minister kultury i nadzorca PFN, mówił o tym, że konieczne są w niej "zmiany".
W czasie tych wszystkich katastrof przedstawiciele fundacji prezentowali nieustająco dobre samopoczucie. Najnowszym projektem fundacji zachwyca się także Świrski, który – jak zobaczymy za chwilę – w ogóle nie rozumie, o co właściwie ludzie mają do PFN pretensje. „Wpolityce.pl” mówi:
"Takich działań nie da się przecenić. Pokazanie faktów i uświadomienie Amerykanom, a szczególnie amerykańskim elitom, że Polska była ofiarą dwóch systemów totalitarnych jednocześnie i że skutecznie z nimi walczyła to ważne dla zrozumienia nie tylko historii, ale i aktualnej sytuacji politycznej".
Czym naprawdę będzie nowy projekt, najłatwiej dowiedzieć się nie od Świrskiego, tylko od amerykańskiej Victims of Communism Memorial Foundation, która jest amerykańskim partnerem projektu. Jest to organizacja nonprofit powołana aktem Kongresu USA za czasów prezydentury Clintona i niedługo po upadku ZSRR (w 1993 r.). Od 2003 do 2009 roku funkcję jej honorowego prezesa pełnił były prezydent George H. W. Bush. Fundacja ma przede wszystkim cele edukacyjne, przeprowadza np. interesujące i cytowane przez wiele amerykańskich mediów sondaże badające to, co Amerykanie wiedzą o socjalizmie. Z ostatniego badania, przeprowadzonego w listopadzie 2017 wyszło, że większości młodych Amerykanów socjalizm odpowiada bardziej niż kapitalizm, co było szeroko komentowane w mediach (np. w „The New York Timesie” 4 grudnia - tutaj).
Fundacja jest bardzo konserwatywna: na stronach fundacji używa się słów „socjalizm” i „komunizm” wymiennie (a to nie jest to samo). Fundacja opublikowała także na swoich stronach list grupy amerykańskich kongresmenów apelujących do Jean Claude’a Junckera, przewodniczącego Komisji Europejskiej, żeby nie brał udziału w uroczystościach 200. rocznicy urodzin Karola Marksa.
Ogłoszenie o powołaniu „Programu studiów polskich” w fundacji – datowane na 29 maja – można przeczytać tutaj. Co z niego wynika?
Badanie komunizmu w Polsce w amerykańskich źrodłach nie jest tak absurdalne, jak się może wydawać – dokumentacja amerykańska jest bardzo obfita, czy to w archiwach Departamentu Stanu, czy CIA, czy takich instytucji jak Bank Światowy (dotyczy np. transformacji gospodarczej w Polsce).
Ile PFN może wydać na stypendia? Tego nie wiemy, ale nie bardzo dużo. Spróbujmy oszacować te koszty.
Według serwisu Payscale.com przeciętne roczne zarobki w Waszyngtonie to 70 tys. dolarów. Organizacje pozarządowe płacą dużo mniej – średnio 45 tys. dol. rocznie.
Dla porównania – stypendium profesorskie (Senior Award) Polsko-Amerykańskiej Komisji Fulbrighta wynosi od 2750 do 3500 dol. miesięcznie, w zależności od miejsca pobytu. Naukowcy narzekają zresztą niekiedy, że to stypendium dla singla lub singielki – wynajęcie mieszkania i utrzymanie rodziny w Nowym Jorku czy Waszyngtonie nawet za 3,5 tys. dol. miesięcznie nie jest proste.
Załóżmy więc, że stypendysta PFN w Waszyngtonie otrzyma 5 tys. dol. miesięcznie, wliczając w to koszty podróży i wyjazdów na konferencje, co wydaje się kwotą bardzo umiarkowaną. To oznacza, że na dwa stypendia PFN wyda 100 tys. dol. rocznie, czyli ok. 370 tys. złotych według aktualnego kursu dolara.
Dla porównania – na rejs Kusznierewicza PFN chciała wydać 20 mln złotych. 370 tys. zł to zapewne mniej więcej tyle, ile kosztowała toaleta na jachcie Kusznierewicza.
Sprawą otwartą pozostaje sam proces rekrutacji, o którym nic nie wiadomo – można sobie doskonale wyobrazić sytuację, w której stypendystą PFN w Waszyngtonie zostają Cezary Gmyz i Bronisław Wildstein, bo politycznie są jej bliscy, a naukowcy zostaną bez szans. Na stronach obu instytucji nie sposób znaleźć żadnej informacji o tym, kto będzie oceniał wnioski kandydatów i kandydatek do stypendium i według jakich kryteriów. Projekt ma więc potencjał, ale dotychczasowy dorobek PFN każe być nastawionym do niego sceptycznie.
„Osobiście zastanawiam się skąd tak ogromna niechęć wielu środowisk do tego, aby istniała w Polsce fundacja wspierająca budowanie wizerunku Polski?”
- skarży się Świrski prawicowemu portalowi, narzekając na „ciągłe ataki”. My w OKO.press tego też w ogóle nie wiemy. Przecież fundacja działa doskonale. Podobno ostatnio kupiła nawet jacht.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze