„Europa nic nie może w sferze bezpieczeństwa". „Polska jest bezsilna i nasze pole manewru jest minimalne". „Jesteśmy skazani na USA, jakie by nie było nieprzewidywalne". Te tezy powtarzane ciągle blokują nasze myślenie o polskim bezpieczeństwie. Co więcej, usprawiedliwiają bezczynność i inercyjność w tym, co kluczowe – ochronie naszej suwerenności
Czas spojrzeć na wyzwania bezpieczeństwa i na suwerenność naszego kraju nie przez pryzmat XIX czy XX wiecznych kategorii. Dzisiaj podboje terytorialne (i ich utrzymanie) są bardzo kosztowne. Aby ingerować wewnętrzne sprawy innego kraju, wcale nie trzeba używać wojsk.
Polska musi przede wszystkim szykować się na takie zagrożenia jak cyberagresja, dezinformacja, prowokacja czy korupcja polityczna. W tych sferach nie jesteśmy uzależnieni od amerykańskich wojsk, możemy zrobić dużo sami, a naszym głównym sojusznikiem jest Unia Europejska.
W wywiadzie dla „The Economist”, opublikowanym 7 listopada 2019, prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział, owszem dosadnie i niebyt dyplomatycznie, to o czym wszyscy, którzy obserwują sprawy międzynarodowe powinni wiedzieć od dawna, że NATO jest w kryzysie (określił to jako „brain death of NATO”).
Powtórzył też nie po raz pierwszy, że wobec pogłębiającego się kryzysu w relacjach transatlantyckich, wzrostu potęgi Chin, Unia musi budować swoją strategiczną suwerenność. To zaś wymaga „powrotu do dialogu z Rosją”. Trzeba tu zaznaczyć, że Macron pragmatycznie przyznał, że u naszego największego wschodniego sąsiada utrwala się, podobnie jak w Turcji, system autorytarny, co także jest wyzwaniem dla Europy.
Reakcja większości polskich komentatorów na to, ale także poprzednie, utrzymane w podobnym duchu wystąpienia francuskiego prezydenta, sprowadza się z najczęściej do twierdzeń, że
A potem następują trzy stwierdzenia przytoczone przeze mnie na wstępie o bezsilności Europy, niemożności Polski i braku alternatywy dla USA.
Po pierwsze, w tej dyskusji w ogóle nie ma Rosji.
Debatowanie o tym, jak się bronić, w oderwaniu od refleksji o intencjach i interesach samego źródła zagrożenia, jest dla nas w Polsce bardzo typowe. Bo z Rosją przecież wszystko jasne, o czym tu rozmawiać.
Tymczasem o ile agresywna polityka Rosji pozostaje faktem, o tyle metody jej realizacji wcale nie są tak oczywiste. W moim przekonaniu prawdopodobieństwo konfliktu zbrojnego jest nikłe. Rosja nie potrzebuje polskich terytoriów, to już nie XIX i nawet nie XX wiek.
Kreml może ingerować w sprawy polskie zupełnie inaczej - poprzez dezinformację - także skierowaną na kształtowanie opinii publicznej w okresie kampanii wyborczych, korupcję polityczną, cyberagresję.
Wiele wskazuje, że do takich naruszeń suwerenności dochodziło w przeszłości, a także ma to miejsce obecnie. Takie ingerencje zidentyfikowano w wielu krajach europejskich. O aktywności w Polsce rosyjskich trolli pisano wielokrotnie także na łamach OKO.press.
Trudno jednak określić skalę tych zjawisk, bo rządzący zgodnie i systematycznie zamykają na to oczy.
Jeśli Rosja miałaby się zdecydować na bardziej agresywne działania wobec Polski, to będą one miały raczej charakter incydentów (np. takich jak porwanie kilka lat temu estońskiego oficera służb z terytorium Estonii), lub zmasowanych cyberataków.
Wobec tak zdefiniowanych zagrożeń wsparcie Polski przez NATO i USA wcale nie jest najważniejsze (choć nie jest nieważne!). Duże znacznie może mieć tu natomiast Unia Europejska.
Założenie, że Unia jest bezsilna, wynika z błędnego widzenia spraw bezpieczeństwa wyłącznie w kategoriach tradycyjnie militarnych. Tymczasem w dzisiejszych czasach wojny toczą się nie tylko na froncie.
Pokazał to zresztą konflikt na Ukrainie. Jeśli coś przyczyniło się do powstrzymania dalszej agresji Rosjan, to właśnie sankcje ekonomiczne UE i USA, a w dużo mniejszym stopniu opór militarny.
Tak więc Europa jest nam w wymiarze bezpieczeństwa bardzo potrzebna, i jest potencjalnie bardzo silnym aktorem.
Teza, że Polska nie ma prawie żadnego pola manewru, jest moim zdaniem po prostu nieodpowiedzialna, bo daje wspaniałe usprawiedliwienie dla bezczynności rządzących.
Owszem, Polska musi się wpisywać w procesy globalne i regionalne, na które ma żaden lub niewielki wpływ. Nie znaczy to jednak, że sami jesteśmy zupełnie bezradni. Przeciwnie możemy zrobić bardzo dużo. Oto kilka wskazówek:
I na koniec: wydaje mi się, że coś za dużo ostatnio narzekamy na Macrona, Berlin i Europę, a nawet na USA. Zaczyna to trochę przypominać typowe polskie myślenie o „złym świecie”, który osacza, zdradza, poniewiera „biedną bezsilną Polskę".
Czasy rzeczywiście są trudne, ale bardzo dalekie jeszcze do przedwojennej Europy. Świat wcale jeszcze nie jest taki zły, ani Polska nie jest w nim taka bezsilna. Zwłaszcza jeśli zamiast skupiać się przede wszystkim na wyzwaniach hipotetycznych, zabierze się za walkę z zagrożeniami realnymi, które dotykają nasz kraj tu i teraz.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz – dyrektorka forumIdei Fundacji Batorego. Socjolog i politolog. Zajmuje się polityką europejską i wschodnią Polski. W latach 1999–2012 zastępczyni dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie. Od 2012 do 2014 roku wiceminister spraw zagranicznych, a w latach 2014–2016 ambasador RP w Federacji Rosyjskiej.
Dyrektorka instytutu Strategie2050. Pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (2012-2014) oraz ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej (2014-2016). Po zakończeniu służby dyplomatycznej kierowała programem Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego, a następnie think tankiem Fundacji - forumIdei.
Dyrektorka instytutu Strategie2050. Pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (2012-2014) oraz ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej (2014-2016). Po zakończeniu służby dyplomatycznej kierowała programem Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego, a następnie think tankiem Fundacji - forumIdei.
Komentarze