0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Wojtek RADWANSKI / AFPFot. Wojtek RADWANSK...

W niedawnej wypowiedzi Rafał Trzaskowski, kandydat na prezydenta RP, stwierdził: „Jesteśmy państwem na dorobku i nie uważam, że powinniśmy mieć jeszcze bardziej progresywną skalę [podatkową]”. To zdanie doskonale obrazuje powszechny wśród polityków sposób myślenia: „tak, ale jeszcze nie dzisiaj”. Rzecz w tym, że to właśnie dzisiaj musimy podejmować decyzje, od których zależeć będzie jakość życia w Polsce za 10, 20 i 30 lat.

„Oko na dobrobyt” to cykl OKO.press, w którym ekonomiści z grupy eksperckiej Dobrobyt na Pokolenia będą pisać o wydarzeniach ważnych dla polskiej i światowej gospodarki, omawiać wyniki badań naukowych i objaśniać złożoną rzeczywistość gospodarczą w jej najważniejszym, społecznym wymiarze. Cykl inaugurujemy tekstem dr. Wojciecha Paczosa, makroekonomisty z Cardiff University i PAN.

1. Nie, bo Polska nie jest „na dorobku”

Twierdzenie, że Polska jest krajem „na dorobku”, nie odpowiada rzeczywistości gospodarczej. Według kluczowych wskaźników ekonomicznych Polska już spełnia kryteria gospodarki zaawansowanej, a wiele światowych instytucji to potwierdza. Polska jest członkiem OECD, nazywanego klubem krajów rozwiniętych, naszą gospodarkę jako rozwiniętą klasyfikują zarówno ONZ („developed”), jak i Bank Światowy („high-income”). Jedynie Międzynarodowy Fundusz Walutowy wciąż się ociąga, choć według jego własnych danych, w PKB per capita, czyli najprostszej mierze dochodu Polska za chwilę wyprzedzi Grecję i Chorwację.

Natomiast gdy skorygować PKB per capita o poziom cen (czyli biorąc pod uwagę PKB per w sile nabywczej), to wg danych MFW poziom życia w Polsce już wyprzedził nie tylko Grecję i Chorwację, ale też i Portugalię. Według prognoz MFW, do 2028 mamy też szansę wyprzedzić Izrael, Nową Zelandię i Hiszpanię. Wiadomo, że średnia to najbardziej uproszczona miara, a korekta o siłę nabywczą może budzić różne wątpliwości – nawet nietrudno uwierzyć w to, że kilka lat Polska wyprzedzi też Japonię – ale chyba już pora, abyśmy sobie zdali sobie sprawę: Polska już nie goni Zachodu – Polska go dogania. To się dzieje teraz.

Kandydat na prezydenta powinien mieć tego świadomość. Bo tylko świadomość potencjału własnego państwa pozwoli mu odpowiedzialnie korzystać z soft power urzędu prezydenta. Niedoszacowanie potencjału kraju może prowadzić do nieuzasadnionego samoograniczania – tak w polityce międzynarodowej, jak i w reformach, które są Polsce potrzebne.

2. Nie, bo państwa na dorobku miały bardzo progresywne skale

Argument, że Polska nie może sobie pozwolić na bardziej progresywny system podatkowy, źle sobie radzi w zderzeniu z historią. Kraje, do których poziomu zamożności aspirujemy – Niemcy, Francja, Wielka Brytania czy USA miały akurat bardziej progresywne skale podatkowe w czasie, gdy były na poziomie rozwoju dzisiejszej Polski – zresztą wcześniej też. To się też nakładało z latami bardzo dynamicznego wzrostu. Nie twierdzę, że występuje tutaj zależność przyczynowa prowadząca od wysokiej progresji do szybkiego wzrostu, ale wszelkie dostępne dane wskazują, że na pewno nie ma przyczynowości przeciwnej: od niskiej progresji do szybkiego wzrostu.

Spośród trzydziestu dwóch krajów, które obecnie są bogatsze od Polski pod względem PKB per capita (pomijając gospodarki oparte na eksporcie ropy naftowej), tylko cztery miały najwyższą stawkę podatku dochodowego niższą niż Polska, gdy były na naszym poziomie rozwoju. Pozostałe dwadzieścia osiem zdecydowało się na stawki wyższe niż 32 proc. (Wykres 2)

Dodatkowym smaczkiem jest to, że w Polsce najwyższa stawka marginalna 32 proc. jest tylko dla chętnych. Najbogatsi mogą bowiem wybrać – jeśli nie chcą płacić wysokiego podatku, to poprzez „przejście na liniowy” mogą płacić tylko 19 proc. – i tak w większości robią, co jest zupełnie racjonalne i nikogo nie powinno dziwić. Taki podatkowy wolny wybór nie ma i nie miał odpowiednika w żadnej innej gospodarce – ani rozwiniętej, ani „na dorobku”.

Dlaczego te bogate państwa, będąc na dorobku, wybierały progresję? Bo bogactwo kraju to zasobność portfeli mieszkańców – a ta nie wynika w pierwszej kolejności z podatków. W pierwszej kolejności wynika z ich stanu zdrowia i jakości wykształcenia. A to kosztuje. Państwo z niską progresją jest państwem, które może i tanio kosztuje, ale oferuje też dziadowską ochronę zdrowia i edukację – bo po taniości.

Najwyższa marginalna stawka podatku dochodowego w roku, w którym dany kraj był na poziomie rozwoju Polski w 2024 roku.

3. Nie, bo na przyszłą Polskę musimy umówić się dziś.

Dzięki ostatnim trzem dekadom szybkiego wzrostu gospodarczego Polska znajduje się w unikalnej sytuacji: jesteśmy już krajem rozwiniętym, ale jednocześnie nadal dynamicznie się rozwijamy. To rzadkie połączenie – i wielka szansa. W praktyce oznacza to, że państwo może jeszcze prowadzić politykę społeczną bez bolesnego „zabierania”. Tak właśnie działo się zawsze do tej pory – każdy nowy rząd dodawał coś od siebie, ale żaden nie był jeszcze zmuszony, aby faktycznie zmniejszać transfery albo wydatki na usługi publiczne.

Ale ta sytuacja nie potrwa wiecznie. Gdy wzrost PKB spowolni, zaczną się problemy. Trudniej będzie zmniejszyć wydatki, trudniej też będzie podnieść podatki, bo każda taka zmiana będzie bardziej odczuwalna, więc napotka opór społeczny – jeszcze większy niż dziś. Społeczeństwo się starzeje, więc potrzeby zdrowotne będą rosnąć. Jeśli nie stworzymy solidnego systemu finansowania ochrony zdrowia teraz, za 10-20 lat będzie już za późno – tak jak dziś zmagają się z tym np. Brytyjczycy w kryzysie ich ochrony zdrowia – NHS.

„Jeszcze nie dzisiaj” to zawsze zła polityka

Pomijając fakt, że Polska nie jest już krajem na dorobku, oraz to, że kraje na dorobku wcale nie miały mniejszej progresji, gdy były na naszym poziomie rozwoju, to struktura logiczna argumentu Rafała Trzaskowskiego wskazuje na częstą u polityków retorykę: „tak, ale nie teraz”. To strategia odwlekania zmian, o których wiedzą, że są właściwe i konieczne, ale są być może niepopularne w środowiskach, o których poparcie zabiegają. To strategia krótkowzroczna i powinna budzić sprzeciw bez względu na nasze przekonania gospodarcze i społeczne.

Dokładnie tak mówili obrońcy pańszczyzny w XIX wieku: chłopów trzeba będzie uwolnić – ale jeszcze nie teraz, bo jako społeczeństwo jesteśmy na to nie gotowi, bo nie jesteśmy tacy sami jak Europejczycy, którzy zrobili to dekady wcześniej.

Dziś tamte argumenty nie budzą ani sympatii, ani zrozumienia – bo były zwyczajnie błędne.

Jeśli dziś zabetonujemy niskie obciążenia dla najlepiej zarabiających, to za 20 lat nie będziemy mieli ani środków na zdrowie, ani możliwości ich uzyskania. Przecież ci najlepiej zarabiający sami z niskich podatków nigdy nie zrezygnują – byłoby to zwyczajnie nieracjonalne.

To nie jest wezwanie do radykalnych zmian z dnia na dzień. To wezwanie do odwagi politycznej. Do myślenia długoterminowego. Do uznania, że Polska to kraj rozwinięty, wciąż z potencjałem wzrostowym, ale też z problemami, którym trzeba stawić czoła. I do porzucenia wygodnych sloganów typu „jeszcze nie dzisiaj”. Bo jeśli nie teraz, to kiedy?

Przeczytaj także:

;
Wojciech Paczos

Makroekonomista, Senior Lecturer w Cardiff University, członek Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, prezes Fundacji „Dobrobyt na Pokolenia”. Absolwent SGH, obronił doktorat w European University Institute we Florencji, był wizytującym naukowcem w Banku Anglii. Wykłada makroekonomię, finanse międzynarodowe, bankowość i metody numeryczne. Prowadzi badania nt. długu publicznego, polityki monetarnej i gospodarki w czasie pandemii. Zdobywca grantu NBP, nagrody Austriackiego Banku Narodowego, wyróżniony medalem Kopernika Polskiej Akademii Nauk.

Komentarze