Polska jest w czołówce państw, które ucierpią najbardziej w wypadku chaotycznego Brexitu - według najnowszego raportu. Nawet ostrożne szacunki wskazują na zmniejszenie liczby miejsc pracy o prawie 50 tysięcy w skali kraju. Jednak konsekwencje braku porozumienia pomiędzy Londynem a Brukselą mogą być dużo poważniejsze
11 lutego renomowany niemiecki ośrodek badawczy Leibniz-Institut für Wirtschaftsforschung Halle (IWH, pl. Instytut Badań Gospodarczych w Halle) opublikował analizę dotyczącą potencjalnego wpływu „twardego Brexitu” na międzynarodowy poziom zatrudnienia.
Zgodnie z wynegocjowanym w listopadzie 2018 porozumieniem między Brukselą a Londynem - Wielka Brytania pozostanie częścią rynku wspólnego na okres przejściowy do grudnia 2020. Po jego upływie relacje między Zjednoczonych Królestwem a UE będą opierać się na nowej umowie, którą obie strony muszą w międzyczasie wynegocjować.
Istniejące porozumienie nie zostało jednak ratyfikowane przez brytyjską Izbę Gmin. To stawia pod znakiem zapytania stosunki między Wielką Brytanią a innymi państwami UE w znacznie bliższej perspektywie.
Od daty Brexitu – 29 marca 2019 – dzieli nas niecałe siedem tygodni. Jeśli do porozumienia nie dojdzie, całkowite wyjście Londynu ze wspólnego rynku może być natychmiastowe. To z kolei ograniczy wymianę handlową z Unią Europejską.
Autorzy badania, ekonomiści Hans-Ulrich Brautzsch i Oliver Holtemöller, przeprowadzili symulację potencjalnych konsekwencji wprowadzenia barier w handlu pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską.
Ich uproszczony model zakłada, że w wyniku wprowadzenia ceł na poziomie tych istniejących w ramach Światowej Organizacji Handlu, oraz przy uwzględnieniu innych barier, takich jak różnice w standardach jakości czy kontroli sanitarnej, unijny eksport do Wielkiej Brytanii spadnie w krótkim terminie o 25 proc. w porównaniu do obecnego poziomu. Wyniki analizy wskazują, że
obniżenie wymiany handlowej najmocniej odbije się na Niemczech, gdzie zniknąć może aż do 100 tysięcy miejsc pracy. Liczba ta odbiła się szerokim echem, trafiając na łamy czołowych niemieckich i międzynarodowych gazet.
Zgodnie z symulacją sytuacja Polski nie wygląda lepiej.
Nagłe spowolnienie handlu z Wielką Brytanią może spowodować likwidację 46,5 tysiąca miejsc pracy w kraju.
Dla porównania, zgodnie z danymi GUS liczba osób pracujących w Zielonej Górze (wyłączając podmioty gospodarcze zatrudniające mniej niż 9 osób) wynosi 45,5 tysiąca. Więcej miejsc pracy w UE w wyniku twardego Brexitu stracą tylko Niemcy i Francja (50 tys.).
Najbardziej zagrożoną gałęzią polskiej gospodarki jest produkcja żywności.
Pracę w rolnictwie stracić może ponad 7 tysięcy osób. To prawie pół procenta wszystkich zatrudnionych w sektorze. W rzeczywistości może być ich znacznie więcej.
Jak przyznają sami autorzy, stawki celne w ramach Światowej Organizacji Handlu są wyższe dla produktów rolnych niż np. dla sektora samochodowego. Również bariery niehandlowe są często bardziej restrykcyjne w wypadku żywności. Jeśli w ich wyniku polski eksport żywności do Wielkiej Brytanii spadłby nie o 25 proc., a chociażby o 35 proc., w sektorze zniknie 10 tysięcy miejsc pracy.
Opracowanie niemieckich ekonomistów ma na celu oszacowanie natychmiastowych strat związanych ze spadkiem eksportu do Wielkiej Brytanii z powodu wyjścia z rynku wspólnego. Nie bierze więc pod uwagę tego, jak szok wywołany Brexitem wpłynie na europejskie gospodarki. Nie próbuje też obliczyć tego, jak wyjście z UE odbije się na brytyjskim rynku pracy.
Według zeszłorocznego raportu Cambridge Econometrica zleconego przez mera Londynu Sadiqa Khana, liczba miejsc pracy w Wielkiej Brytanii w wyniku chaotycznego Brexitu obniży się o pół miliona do roku 2030. Przy liczbie zatrudnionych w skali kraju wynoszącej 32,5 miliona, oznacza to, że co 65 zatrudniony straci pracę.
Biorąc pod uwagę, że w Wielkiej Brytanii pracuje około 650 tysięcy Polaków,
pracę statystycznie straci 10 tysięcy Polaków.
To wyliczenie nie bierze pod uwagę, że przedstawiciele mniejszości narodowych są często najbardziej zagrożeni zwolnieniami.
W samej Irlandii Północnej znajduje się 34 tysięcy Polaków. Korzystają z bliskiej relacji z Republiką Irlandii - bilans handlowy między dwiema częściami wyspy wynosi ponad trzy miliardy euro rocznie. Mająca 500 kilometrów granica jest codziennie przekraczana przez około 30 tysięcy osób.
Jeśli nie dojdzie do porozumienia, to za siedem tygodni kontrole graniczne z powrotem podzielą wyspę. Negatywne efekty odczują nie tylko mieszkańcy północy.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzega, że w wypadku chaotycznego Brexitu pracę w Republice Irlandii stracić może nawet co czterdziesty zatrudniony.
Dla 120 tysięcy mieszkających tam Polaków to poważne zagrożenie.
Na braku porozumienia między Wielką Brytanią a Unią Europejską stracą obie strony. Mimo nadchodzącego zagrożenia w Londynie tryumfują jednak konflikty wewnętrzne. Zamiast refleksji na temat przyszłych konsekwencji dla Zjednoczonego Królestwa, główną osią debaty wśród torysów zdają się być rozgrywki personalne. Propozycje płynące z ław Partii Konserwatywnej są pozbawione treści lub nie różnią się wiele od braku porozumienia.
Bruksela, Dublin, Berlin oraz inne europejskie stolice myślą o tym, jak uniknąć najczarniejszego scenariusza. W obliczu paraliżu wewnętrznego torysów mają nadzieję na szerszą, ponadpartyjną koalicję w Izbie Gmin.
W czasie wizyty premier Wielkiej Brytanii w Brukseli 7 lutego temat poruszali i Donald Tusk, i Jean-Claude Juncker. Tusk namawiał Therese May na dogadanie się z Jeremym Corbynem, liderem Partii Pracy, który obiecał poparcie porozumienia brexitowego pod warunkiem zapewnień dotyczących przyszłych relacji z UE.
Takie rozwiązanie nie tylko zapewniłoby uniknięcie chaosu w najbliższych miesiącach. Jego głównym rezultatem byłoby znaczne zmniejszenie negatywnych konsekwencji Brexitu w dłuższej perspektywie, gwarantując kontynuację bliskiej współpracy gospodarczej i politycznej pomiędzy Wielką Brytanią a UE.
To najkorzystniejszy scenariusz dla Polski. Pozwala na utrzymanie bliskich relacji handlowych z Londynem, a także znacznie zmniejsza ryzyko europejskiego kryzysu gospodarczego, który uderzyłby zarówno w Polskę jak i inne kraje, w których pracują i mieszkają Polacy.
Jednak zamiast to dostrzec, premier Morawiecki woli stanąć w obronie torysów, a telewizja publiczna przekłamywać rzeczywistość, byle tylko uderzyć w Donalda Tuska.
Historyk i ekonomista, doktorant na Wydziale Historii Uniwersytetu Yale. Wcześniej pracował jako konsultant w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Współpracuje z "Gazetą Wyborczą”, „Polityką Insight” oraz Instytutem In.europa. W Oko.press pisze o Brexicie.
Historyk i ekonomista, doktorant na Wydziale Historii Uniwersytetu Yale. Wcześniej pracował jako konsultant w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Współpracuje z "Gazetą Wyborczą”, „Polityką Insight” oraz Instytutem In.europa. W Oko.press pisze o Brexicie.
Komentarze