0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Po niezwykłym doświadczeniu „rewolucji humanitarnej”, jaka w relacjach polsko-ukraińskich miała miejsce w Polsce w 2022 roku, wróciliśmy dzisiaj do „przedrewolucyjnej” rzeczywistości, w której o tym, co o sobie myślimy i o jaką przyszłość się staramy, decyduje historia.

A raczej jej opowiadana wersja, czyli zapis stanu świadomości o tym, co się wydarzyło kilka pokoleń temu. Ten zapis jest rezultatem nałożenia się wspomnień o niekiedy bardzo tragicznych wydarzeniach oraz narracji promowanych w ramach polityki historycznej realizowanej w Polsce od wielu lat. Wiele mówią o tym historycy polscy i ukraińscy, ale te debaty nie dochodzą do szerszych rzesz słuchaczy, a przede wszystkim do polityków, którzy na ogół uważniej śledzą sondaże opinii publicznej, niż deliberacje intelektualistów.

Kuleba nadepnął na minę

W tym kontekście pojawiła się po raz kolejny tzw. kwestia wołyńska. Wybuchła ona w rezultacie nieostrożnego lub nieuważnego nadepnięcia na historyczną minę przez byłego już ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dmytra Kulebę podczas Campus Polska Przyszłości w Olsztynie. Dynamika wybuchu była powolna. Początkowo mało kto zauważył, że zbitka „ukraińskie terytoria” użyta przez Kulebę na określenie ziem, z których w roku 1947 władze komunistyczne deportowały przymusowo obywateli Polski narodowości ukraińskiej, było „przejęzyczeniem”, sprostowanym później przez ukraińskie MSZ. Potem jednak doczytano się w tym „głębszego” podtekstu, bo Kuleba, zamiast mówić o ekshumacji ofiar zbrodni wołyńskiej, zaczął opowiadać o Akcji Wisła.

W tym kontekście pojawiła się po raz kolejny tzw. kwestia wołyńska. Wybuchła ona w rezultacie nieostrożnego lub nieuważnego nadepnięcia na historyczną minę przez byłego już ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dmytra Kulebę podczas Campus Polska Przyszłości w Olsztynie. Dynamika wybuchu była powolna. Początkowo mało kto zauważył, że zbitka „ukraińskie terytoria” użyta przez Kulebę na określenie ziem, z których w roku 1947 władze komunistyczne deportowały przymusowo obywateli Polski narodowości ukraińskiej, było „przejęzyczeniem”, sprostowanym później przez ukraińskie MSZ. Potem jednak doczytano się w tym „głębszego” podtekstu, bo Kuleba, zamiast mówić o ekshumacji ofiar zbrodni wołyńskiej, zaczął opowiadać o Akcji Wisła.

Co uznano za „zrównanie” tragedii, których zrównywać nie można. I w mojej ocenie nie wolno.

Kulminacją wybuchu były słowa premiera Donalda Tuska, który powiedział m.in.: „Ukraina będzie musiała sprostać polskim oczekiwaniom. Nie chodzi o grzebanie w historii, ale o ułożenie naszych relacji na podstawie prawdy. Ukraina musi zrozumieć, że wejście do Unii Europejskiej oznacza wejście w obszar standardów politycznej i historycznej kultury. Dopóki nie będzie respektu dla tych standardów, to z całą pewnością Ukraina nie stanie się członkiem rodziny europejskiej”.

Złośliwi historycy w tej wypowiedzi bez problemu zidentyfikują

;

Komentarze