Premier Mateusz Morawiecki przedstawił w parlamencie koncepcję dwóch Unii Europejskich. Do przemijającej UE Polska przystępowała z radością, ale współczesna Unia zagraża naszej racji stanu. Premier okrążany z prawej flanki przez Ziobrę używał języka polexitu
W pewnym sensie sejmowe przemówienie premiera Mateusza Morawieckiego z 18 listopada 2020 było euroentuzjastyczne. Ale był to entuzjazm wobec zjednoczonej Europy w kształcie z lat 80. XX wieku, ewentualnie z czasów Traktatu z Maastricht z 1992 roku. Jednak taka Unia Europejska już nie istnieje. Natomiast wobec współczesnej Wspólnoty dążącej do pogłębienia integracji, z dużą rolą Komisji Europejskiej, szef polskiego rządu miał już słowa gorzkie, krytyczne, a nawet obraźliwe.
Wystąpienie premiera należy rozpatrywać na trzech płaszczyznach.
Ale zacznijmy od początku. O co ten cały hałas?
W poniedziałek 16 listopada Polska i Węgry wstępnie zawetowały unijny budżet na lata 2021-27 i Fundusz Odbudowy UE po koronakryzysie. Rząd PiS ryzykuje w ten sposób utratę nawet 160 mld euro, jakie Polska miałaby dostać z obu źródeł.
Wszystko po to, by zablokować mechanizm "pieniądze za praworządność", który jest o krok od wejścia w życie. Autorytarni populiści sprawujący władzę w obu krajach boją się, że omawiany mechanizm może stać się źródłem nacisku UE wobec prowadzonej przez oba rządy polityki, m.in. ograniczania w znacznym stopniu niezależności wymiaru sprawiedliwości i mediów.
„Pieniądze za praworządność” to rozporządzenie zakładające wstrzymanie wypłaty funduszy europejskich, jeśli jedno z państw członkowskich łamie przyjęte przez Unię Europejską zasady, m.in.:
Cały tekst rozporządzenia przetłumaczyliśmy i opublikowaliśmy w OKO.press:
Premier Morawiecki i rząd PiS próbują się przedstawić jako rzecznik wszystkich mniejszych i biedniejszych krajów Unii Europejskiej, a Polska w tym ujęciu ma być wojownikiem, który w imieniu krajów południa i Europy Środkowo-Wschodniej walczy z dyktatem bogatej północy. Szkopuł w tym, że poza Polską i Węgrami żadne państwo członkowskie nie grozi wetem, a umiarkowane poparcie dla takiego stanowiska wyraziła jedynie Słowenia. Poparcie innych krajów – jak można się domyślać z sugestii polskiego premiera, m.in. Włoch czy Hiszpanii – pozostaje tylko w niejasnych deklaracjach Morawieckiego.
Zresztą sejmowe wystąpienie szefa rządu było raczej litanią narodowych traum i lęków oraz zestawem chwytów retorycznych znanych z kampanii przed referendum brexitowym w Wielkiej Brytanii, niż deklaracją solidarności europejskiej.
Co powiedział Morawiecki i co to może oznaczać? Analizujemy.
Słowa 20 minutowego wystąpienia premiera Morawieckiego brzmiały, jakby napisał je Dominic Cummings, do niedawna doradca premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona, a wcześniej główny architekt kampanii, która doprowadziła do wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej.
Morawiecki powtarzał kanoniczne argumenty zwolenników brexitu. Oto kilka przykładów.
A oto, co mówił m.in. w Sejmie Mateusz Morawiecki.
„To nie jest kwestia podziału na prawicę i lewicę, to jest podział na tych, którzy chcą, żeby naród polski decydował sam za siebie i na tych, którzy chcą, żeby kilku urzędników w Brukseli decydowało o naszym losie”.
I dalej:
“To jest walka o spójność, to jest walka o spoistość całej Unii Europejskiej. Spójrzcie dalej o dwa, trzy kroki do przodu, czym groziłoby przyjęcie takiego rozporządzenia [o praworządności] już dzisiaj, które mogłoby być w dowolny sposób interpretowane przez biurokratów z Brukseli, groziłoby po prostu na późniejszych etapach rozpadem Unii Europejskiej, bo dziś myślicie, że ten instrument jest skierowany przeciwko nam, Węgrom, Słowenii, może jeszcze jakiemuś krajowi z Europy Środkowej. Ale za kilka lat, za dwa, trzy lata może być skierowany przeciwko komuś innemu. Zastanówcie się, czy to jest spojrzenie czy to jest Unia Europejska, jakiej my chcemy, czy to jest Unia Europejska, jaka ma szansę przetrwać...”.
Co to oznacza?
W tym ujęciu Unią Europejską rządzą - znane z polskiej nagonki przeciwko sędziom - “kasty”, które same siebie wybierają, są oderwane od społeczeństwa i w imię bliżej niesprecyzowanych motywacji uparli się, że ich interesom zagraża rząd Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. A skoro zagraża, dlatego należy go wszelkimi sposobami pognębić. Dlatego należy się temu przeciwstawić z całą mocą, a jeśli atak i siła naszych wrogów będą jednak zbyt wielkie, wtedy, no cóż, być może należy się zastanowić, czy takiej Unii Europejskiej nie opuścić.
A co mówił Morawiecki?
“Musimy pilnować bardzo skrupulatnie naszych interesów i do kanonu podstawowych wartości należy właśnie to, żeby państwa zachowały prawo do decydowania o swoim własnym losie, bo to jest gra o suwerenność. Europa jest wielka wtedy, kiedy jest Europą ojczyzn, wtedy, kiedy Europa potrafi ze sobą współpracować, kiedy potrafi dbać o wartości transatlantyckie, kiedy potrafi w realny sposób budować spójność gospodarczą, wtedy Europa jest wielka. Europa ojczyzn, Europa narodów, Europa, jaką zakładali chrześcijańscy ojcowie założyciele”.
Co to oznacza?
To niemal dokładna kalka tez brexitowców. Po pierwsze, kiedyś Europa była wielka, ale już nie jest. Przystępowaliśmy do tej starej Europy, a nie do przepoczwarzonej na nową modłę. Po drugie, kwestia powrotu do “starych, dobrych czasów, to również gra o narodową suwerenność. Co więc zrobić, jeśli nie da się cofnąć czasu? Niewypowiedziane wprost rozwiązanie jest identyczne jak w poprzednim punkcie: być może należy się zastanowić, czy takiej Unii Europejskiej nie opuścić.
Słowa Morawieckiego w Sejmie brzmiały jak echo tamtych argumentów:
“Warto się rozprawić z jeszcze jednym mitem, tym, który mówi, że Polska jest taką brzydką panną bez posagu, że my musimy pukać tam do drzwi, właściwie same korzyści tylko z tego budżetu do nas płyną, a po drugiej stronie jest tylko samo dobrodziejstwo, prawda i dobra wola innych przywódców europejskich. Nie tak dawno temu ktoś powiedział, że Unia Europejska nie może być traktowana a la carte, albo jak supermarket, prawda, z którego sobie coś wybieramy.
I wiecie co, drodzy państwo, ja się zgadzam z tym - Unia Europejska nie może tak wyglądać, że są francuskie supermarkety, holenderskie firmy ubezpieczeniowe, niemieckie media, a po naszej stronie są pracownicy delegowani, przeciwko którym się występuje, są transportowcy, są kierowcy, w którym poprzez pakiet mobilności odmawia się podstawowej, fundamentalnej zasady traktatowej, czyli swobody świadczenia usług. Tak rzeczywiście nie może być”.
“Chcę podkreślić jeszcze coś więcej w kontekście tego tematu, bo bardzo często jesteśmy konfrontowani z takimi sytuacjami, że te środki europejskie to jest coś takiego, takie kieszonkowe dla nas, może jakaś jałmużna, może jakieś pieniądze, bez których nie możemy żyć absolutnie i w ogóle powinniśmy na kolanach klęczeć, żeby te pieniądze otrzymać i je zachować...
Szanowni Państwo, drodzy rodacy, drodze obywatele Europy - jest inaczej. Unia Europejska jest od strony gospodarczej konglomeratem państw, które ze sobą związane są bardzo wieloma zależnościami gospodarczymi dwustronnymi i sam fakt, że na tym etapie członkostwa w UE Polska i kraje Europy Środkowej otrzymują więcej środków niż wkładają, nie oddaje całej rzeczywistości, nie pokazują, kto odnosi jakie korzyści z członkostwa.
Bo wystarczy popatrzeć na to, że funkcjonowanie w ramach ujednoliconego obszaru regulacyjnego przynosi korzyści zawsze tym, którzy są silniejsi technologicznie, większe korzyści. Innym owszem czasami może to przynosić korzyści, a czasami nie...
Nie wtedy, gdy główne swobody, zwłaszcza swoboda przepływu osób - przecież kwiat naszego narodu wyjechał na Zachód, to wielka strata dla nas, wielka korzyść dla nich. Swoboda przepływu kapitału, swoboda przepływu produktów to również wielką korzyść dla naszych partnerów”.
Co to oznacza?
Morawiecki mówi w istocie Polakom, że utraty środków europejskich nie należy się bać, że zyski, które czerpią z polskiego członkostwa w UE zachodnie gospodarki są porównywalne, a może nawet większe, niż zyski Polski z uczestnictwa we wspólnym rynku i dotacji z Brukseli. W związki z czym, to raczej “oni” powinni się obawiać naszego wyjścia z UE, niż “my” konsekwencji polexitu. W takim ujęciu to Polska robi łaskę Unii Europejskiej, że chce być członkiem wspólnoty i zasilać gospodarki większych oraz bogatszych krajów. To niemal dosłowna kalka z argumentacji zwolenników brexitu.
Premier Mateusz Morawiecki próbował również w Sejmie przekonać Polaków, że w referendum akcesyjnym głosowali za wstąpieniem do... innej Unii Europejskiej. Według szefa rządu PiS wchodziliśmy do Europy Ojczyzn, a jesteśmy we Wspólnocie rządzonej przez wyabstrahowaną od potrzeb zwykłego obywatela biurokrację, która chce narzucić innym swoje interesy oraz światopogląd.
“Unia, gdzie jest europejska oligarchia, która karze dzisiaj tych słabszych i wciska ich w kąt, to nie jest Unia Europejska, do której my wchodziliśmy i to nie jest Unia, która ma przed sobą przyszłość”
- mówił Morawiecki, sugerując, że Polacy głosowali za wejściem do Unii, która rządziła się zupełnie innymi zasadami. To co najmniej manipulacja.
Referendum akcesyjne odbyło się w Polsce 7 i 8 czerwca 2003 roku. Trwały już wtedy zawansowane prace nad nowym traktatem europejskim - Konstytucją dla Europy. Prace zakończyły się 10 lipca 2003 roku, ale wcześniej założenia traktatu były szeroko omawiane w mediach.
A Konstytucja - odrzucona dwa lata później w referendach w Holandii i Francji - zakładała m.in.:
Jeśli więc chcielibyśmy interpretować motywację i stawiać hipotezy za wstąpieniem do jakiej Unii Europejskiej głosowali Polacy w 2003 roku, uprawnione byłoby twierdzenie, że opowiedzieliśmy się w przygniatającej większości za obecnością we Wspólnocie, która dąży do pogłębiania, a nie osłabiania, integracji europejskiej. Oraz że chcieliśmy wejść do takiej Wspólnoty, która coraz więcej kompetencji będzie przenosiła z poziomu narodowego na europejski.
Jakie będą konsekwencje przemówienia premiera Morawieckiego?
Polakom opowiadającym się za obecnością naszego kraju w UE pozostaje wierzyć, że radykalna retoryka szefa rządu to tylko gra polityczna, a nie deklaracja rzeczywistych intencji Prawa i Sprawiedliwości. Jaka jest rzeczywistość, dowiemy się dopiero w grudniu 2020 roku, kiedy ostatecznie zakończą się negocjacje budżetowe.
Niepokoić musi jednak fakt, że słowa “rozpad” w kontekście Unii Europejskiej Mateusz Morawiecki użył podczas swojego wystąpienia aż cztery razy. Raz na pięć minut.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze