0:000:00

0:00

"Adopcje międzynarodowe pozbawiają każdego roku ok. 280 - 300 dzieci możliwości dorastania w kraju ojczystym. Adoptowane dzieci, wychowywane poza granicami kraju, bardzo szybko tracą związki z kulturą i językiem polskim i jedynie od wrażliwości nowych rodziców zależy, jak silnie i jak długo podtrzymywana będzie więź emocjonalna z Polską" - oznajmiło Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

17 stycznia 2017 r. ministerstwo wydało obwieszczenie, że od tej pory za adopcję zagraniczną będą odpowiadać dwa ośrodki:

Do 17 stycznia za adopcję zagraniczną odpowiedzialne były trzy warszawskie ośrodki: Publiczny Ośrodek Adopcyjny, Krajowy Ośrodek Adopcyjny Towarzystwa Przyjaciół Dzieci (TPD) i Katolicki Ośrodek Adopcyjny. Tylko ten ostatni nie stracił uprawnień.

Nie jest jednak jasne, czy tak będzie. Diecezjalny Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczym w Sosnowcu twierdzi w rozmowie z OKO.press , że nie będzie się zajmował adopcjami zagranicznymi.

Marczuk: "Taką mamy teraz rzeczywistość"

Izabela Rutkowska, dyrektorka Krajowego Ośrodka Adopcyjnego TPD, mówi OKO.press: "16 stycznia poproszono nas na rozmowę do ministerstwa. Ucieszyłyśmy się, bo chciałyśmy omówić kilka problemów. Jednak następnego dnia lektura porannej prasy rozwiała nasze nadzieje na reformy: dowiedziałyśmy się, że resort planuje ograniczenie adopcji oraz przekazanie wszystkich spraw jednemu ośrodkowi. Na spotkaniu poinformowano wszystkie trzy ośrodki realizujące adopcje zagraniczne, że zapadła decyzja o odebraniu prawa do adopcji zagranicznych nam i wojewódzkiemu ośrodkowi [Publiczny Ośrodek Adopcyjny]. I że decyzja obowiązuje od 17 stycznia, czyli od jutra.

W sali cisza zapadła, kompletnie nas zamurowało. Szefowie pozostałych ośrodków, w tym katolickiego, któremu pozostawiono to zadanie, też nie wiedzieli, o co chodzi. Zapytałam: dlaczego tak?

Usłyszeliśmy: bo taka jest nasz decyzja. Nikt z nami niczego nie konsultował, a zajmujemy się adopcją od 27 lat. Powiedziałam, że czujemy się potraktowane bez szacunku. I przykro nam, że dowiadujemy się o wszystkim z gazety. Pan minister Marczuk odparł, że taką mamy teraz rzeczywistość.

Kazali nam przekazać wszystkie dokumenty, żeby ośrodek katolicki mógł przejąć prowadzone sprawy. Zdążyłyśmy tylko zapytać, na kiedy mamy je przygotować. Na pojutrze."

17 stycznia, czyli w dniu wejścia obwieszczenia w życie, na stronie ministerstwa pojawiło się uzasadnienie . Poza "podtrzymywaniem więzi z krajem ojczystym" pojawiły się następujące argumenty:

  1. "Za granicę nie trafiają głównie dzieci niepełnosprawne, dla których nie ma szans na adopcję w Polsce". Według danych ministerstwa tylko 20 proc. dzieci adoptowanych przez cudzoziemców ma orzeczenie o niepełnosprawności.
  2. "Dramat rozdzielenia rodzeństw". Zdaniem ministerstwa dzieje się to nagminnie, a rozdzielone rodzeństwo nigdy w życiu się już nie spotka.
  3. "Mamy [w Polsce] dobry system pieczy zastępczej".
  4. "Z placówki rodzinnej w niewiadome".
  5. "Adopcje poza kontrolą". Nie wiadomo, co dzieje się z dziećmi, które wyjechały z Polski z rodzicami zastępczymi.
  6. "Kto wysyła własne dzieci za granice". Przede wszystkim kraje azjatyckie i afrykańskie. Olbrzymia większość państw europejskich nie wydaje zgód na przysposobienie własnych dzieci przez kandydatów mieszkających w innych państwach. Polska, obok Ukrainy i Rosji, jest jednym z głównych państw europejskich, które godzą się na taki proceder".

Handel polskimi dziećmi?

Na stanowisko ministerstwa odpowiada w rozmowie z OKO.press Izabela Rutkowska.

"Jest taka straszna propaganda dotycząca adopcji zagranicznych, jakby to były jakieś grupy przestępcze. A nasz ośrodek powstał właśnie po to, żeby uporządkować dzikie adopcje, które odbywały się w latach 80. W TPD nie było na nie zgody, chcieliśmy chronić dzieci. Byliśmy pionierami."

Dzięki staraniom TPD unormowano sprawę adopcji zagranicznych. Od 1995 r. Polska jest sygnatariuszem Konwencji o ochronie dzieci i współpracy w dziedzinie przysposobienia międzynarodowego. Wprowadza ona zasadę pierwszeństwa adopcji krajowej.

Dziecko może zostać adoptowane przez rodzinę zagraniczną dopiero, gdy wszystkie możliwości w kraju zostaną wyczerpane.

Umowa ma za zadanie zapobiegać międzynarodowemu handlowi dziećmi. Na każdą adopcję muszą zgodzić się obydwa państwa.

Pierwszą siódemkę dzieci, dzięki ośrodkowi TPD, adoptowały cztery rodziny w 1994 r. Już zgodnie z nowym prawem. Teraz TPD doprowadza do adopcji 120-130 dzieci rocznie. Wszystkie trzy ośrodki razem - 250-300 dzieci.

W 2016 r. 131 dzieci z ośrodka TPD wyjechało do 88 rodzin. Bo część rodzin adoptuje od razu rodzeństwo.

Dzieci chore lub z chorym rodzeństwem

Zdaniem Izabeli Rutkowskiej procedura adopcji zagranicznych działa dobrze. Poza jedną kwestią. "Brakuje instrumentów, które pozwoliłyby sprawdzać, co się z dziećmi dzieje po adopcji. Teraz działamy na zasadzie dobrej woli obu stron, czyli nas i partnerów zagranicznych. Wpisujemy takie raportowania poadopcyjne do umowy. Ale prawnie to umocowania nie ma. Można to wprowadzić ustawowo, o co wielokrotnie zabiegłyśmy".

Zwykle zresztą rodziny same chętnie przysyłają zdjęcia i chwalą się osiągnięciami adoptowanych wychowanków. Najczęściej chodzi o dzieci z niepełnosprawnościami lub z FAS (płodowy zespół alkoholowy), które w momencie adopcji są w ciężkiej kondycji psychicznej lub fizycznej. Z tego też powodu ich szanse na adopcje w Polsce są niewielkie.

Większość dzieci adoptowanych za granicę to dzieci z niepełnosprawnościami lub z FAS. Zdrowe dzieci najczęściej trafiają do adopcji z niepełnosprawnym rodzeństwem lub z powodu wieku.

Wśród 131 dzieci adoptowanych w 2016 r. tylko 40 było całkiem zdrowych. Część miała niepełnosprawne lub starsze rodzeństwo, z którym została adoptowana. Wśród nich większość to były dzieci 8-11 letnie. Ich szansa na adopcję w kraju była niewielka.

Od polskich rodzin adopcyjnych ośrodki nie oczekują, że te adoptują całe rodzeństwo. Często rodzeństwo jest zatem rozdzielane. Dużo rzadziej dzieje się tak przy adopcjach zagranicznych. Tutaj oczekiwanie jest jasne: opieka nad całym rodzeństwem.

Rutkowska: "Na palcach jednej ręki mogę policzyć nieudane adopcje zagraniczne. Nieudane, czyli takie, gdy dziecko nie zostaje ostatecznie u rodziny, która pierwotnie je adoptowała w Polsce."

Sosnowiec: My się mamy tym zajmować?

OKO.press skontaktowało się z Diecezjalnym Ośrodkiem Adopcyjno-Opiekuńczym w Sosnowcu, które zgodnie z decyzją minister Rafalskiej ma przejąć adopcje zagraniczne. W przeciwieństwie do Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego, który adopcje zagraniczne prowadzi od 1998 r., Sosnowiec nie ma żadnego doświadczenia. Istnieje też dużo krócej - od 2008 r.

W ośrodku powiedziano nam, że doniesienia medialne nie są precyzyjne:

"Nie będziemy zajmować się adopcjami zagranicznymi. Po prostu dostaliśmy od ministerstwa pewne zadanie, o którym jeszcze nie mogę mówić. Proszę czekać na dodatkowe informacje na stronie ministerstwa".

Izabela Rutkowska: "Z Katolickim Ośrodkiem Adopcyjnym współpracujemy od dawna, mamy z nim dobre doświadczenia. To dobrze, że są różne miejsca, bo więcej dzieci może znaleźć rodzinę. Mamy trochę inne kryteria niż tamten ośrodek. Tam są surowsze zasady, zgodne z katolicką nauką społeczną. Nie wiem, czy małżeństwo bez ślubu kościelnego zostałoby przez nich zaakceptowane. U nas tak."

Zdaniem Rutkowskiej po odebraniu zadania ośrodek TPD upadnie, bo adopcja zagraniczna to jego główna działalność. A zamiast 300 adopcji z Polski będzie może kilkanaście.

Jak pisze "Gazeta Wyborcza", która także dzisiaj (24 stycznia) opisuje decyzję ministerstwa rodziny, podobną zmianę wprowadzono w Rosji w 2013 r. Zakazano wtedy adopcji dzieci do USA. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że rosyjska ustawa jest bezprawna.

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze