0:000:00

0:00

Czy to jest normalne w państwie, że prezydent tak nawet ważnego miasta, jakim jest Warszawa, ma wyłączną decyzję co do tego, czy stanie pomnik, czy nie, mimo że chcą go miliony ludzi? No to jest sytuacja dosyć dziwna.
Półprawda – miliony chcą, miliony nie chcą pomnika
Gość Radia Zet,14 czerwca 2016
Władze PiS konsekwentnie dążą do wybudowania dwóch pomników smoleńskich: prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wszystkich ofiar katastrofy – obu przy Krakowskim Przedmieściu. W tej samej okolicy są już pomniki Kopernika, Mickiewicza, Prusa, Piłsudskiego, krzyż upamiętniający mszę Jana Pawła II z 1979 i ks. Poniatowskiego.

W czerwcu 2016 r. Jarosław Kaczyński wskazał dokładną lokalizację pomnika Lecha Kaczyńskiego: na Osi Saskiej. Lech Kaczyński stanąłby plecami do marszałka Piłsudskiego przy Krakowskim Przedmieściu, pomnik ofiar na obecnym parkingu prezydenckim „zaraz za pałacem, gdzieś obok kościoła seminaryjnego” przy pomniku Adama Mickiewicza, w odległości 200 metrów jeden od drugiego.

„Taka jest wola setek tysięcy Polaków, którzy w parę godzin po tej katastrofie zbierali się na Krakowskim Przedmieściu. Wskazali miejsce, gdzie pomniki powinny stanąć. Zapewniam, że staną” – mówił 11 czerwca 2016 w TVN poseł PiS Joachim Brudziński.

Jednak ani wola Polaków, ani warszawiaków w tej sprawie nie jest wcale oczywista. Rzeczywiście po katastrofie na Krakowskim Przedmieściu zbierały się tysiące ludzi, ale to wcale nie oznacza, że „wskazali miejsce”, w którym miałby stanąć pomnik, a zwłaszcza dwa pomniki.

Lokalizacji konsekwentnie sprzeciwiają się władze miejskie.

W sondażu z 2011 r. 70 proc. warszawiaków opowiedziało się przeciw budowie pomnika przed pałacem na Krakowskim Przedmieściu. Pytanie brzmiało „Czy oprócz pomnika, który stanął na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, powinien stanąć w centrum stolicy drugi pomnik upamiętniający ofiary katastrofy pod Smoleńskiem?". Zdaniem „Oka” pytanie sugerowało, że drugi pomnik jest zbędny i mogło wpływać na odpowiedzi.

Wyniki sondażu kwestionowali też politycy PiS – i kwestionują nadal, pięć lat później. Piotr Gliński, wicepremier oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego, mówił w lutym 2016 r.: „Prezydent stolicy nie powinna używać nierzetelnych argumentów ws. pomnika. Jeden jest taki, że decyduje konserwator. To argument niepoważny. Drugi dotyczył badań sondażowych, gdzie ten pomnik powinien powstać. Pytanie zadane respondentom było sformułowane bałamutnie. Opieram się tu na opinii profesora Antoniego Sułka, najwybitniejszego polskiego metodologa, socjologa, który ma inne poglądy polityczne niż ja. Powtarzam, pomnik smoleński stanie przed Pałacem Prezydenckim”.

Według sondażu MillwardBrown z marca 2016 r. liczba zwolenników (46 proc.) i przeciwników (45 proc.) pomnika przy Krakowskim Przedmieściu – tym razem pytanie nie wskazywało dokładnej lokalizacji – jest niemal równa. Tylko 6 proc. chciało wybudowania dwóch pomników.

Literalnie rzecz biorąc, Jacek Sasin może mieć rację, kiedy mówi, że „miliony” są za budową pomnika, bo popiera ją połowa Polaków. Jest to jednak tylko pół prawdy. Wypadałoby wspomnieć, że druga połowa nie chce go na Krakowskim Przedmieściu.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze