Słysząc, że wg słynnego Centrum Lewady już ponad 80 proc. Rosjan popiera wojnę w Ukrainie, świat oburza się lub zdumiewa, że tak dali sobie zrobić wodę z mózgu. Analizujemy krok po kroku badania, pokazując, że takie wnioski są fałszywe. Utwierdzają stereotyp, paraliżują opór Rosjan przeciwko wojnie
Jaki odsetek Niemców poparłby w hipotetycznym sondażu "operację wojskową" w Polsce w 1939 roku? Czy taki wynik byłby wiarygodny? (Grigorij Judin)
Aż 81 proc. Rosjan i Rosjanek deklaruje poparcie dla "wojskowej operacji" w Ukrainie, a nie popiera jej tylko 14 proc. - świat oburza się wynikami sondażu Centrum Lewady ogłoszonymi w połowie kwietnia. Tym bardziej że uczciwość i niezależność Centrum, które od 2016 roku jest na rządowej liście "organizacji "pełniących funkcje agenta zagranicznego", nie może budzić wątpliwości. Przyjęcie, że poza garstką (14 proc. to jedna osoba na siedem), Rosjanie popierają wojnę, ma daleko idące konsekwencje. Ale czy jest zasadne?
Mało kto zwraca np. uwagę, że w sondażu użyto metody wywiadu "face to face", prowadzonego w domu 1632 osób badanych. W takich warunkach zapewnienia o anonimowości badania nie brzmią przekonująco, a obawy przed krytykowaniem władzy się nasilają.
Niewiele osób — na przykład w Polsce — zastanawia się nad tym, w jakim stopniu w ogóle wiarygodne są sondaże w Rosji Putina.
Celem tego tekstu jest przedstawienie argumentów, że zaufanie do wyników Centrum Lewady (i podobnych sondaży) jest nieuzasadnione. Pokażemy też inne badania, które podważają tezę, że wszyscy Rosjanie są za. Zanalizujemy ogromny (telefoniczny) sondaż pracowni Russian Field - 15 pytań, 5 fal, łącznie blisko 9 tys. osób badanych.
Od razu podajmy, że wśród grubo ponad 100 tysięcy osób, którym ankieterzy Russian Field zaproponowali udział w badaniu:
Omówimy to w szczegółach dalej, ale z wykresu nr 1 już widać, jak ryzykowne jest wnioskowanie o stosunku Rosjan do wojny na podstawie sondaży.
29 kwietnia 2022 w pasjonującej dyskusji panelowej sześciorga rosyjskich ekspertów prowadzący Maksim Aljukow zapytał, czy można dziś wierzyć sondażom opinii w Rosji. Skąd ta "wręcz obsesja" świata stosunkiem Rosjan do wojny w Ukrainie? Przecież socjologom w pytaniach nie wolno nawet użyć terminu "wojna", "agresja" czy "interwencja" i muszą stosować oficjalną nazwę "specjalnej operacji/akcji wojskowej"?
Grigorij Judin z Moskiewskiej Szkoły Nauk Społecznych i Ekonomicznych zwrócił uwagę, że Zachód patrzy na sondaże z perspektywy liberalnej: obywatele wyrażają w nich (tak jak w wyborach) swoje prawdziwe poglądy, a władze się tym kierują. Tymczasem w Rosji, gdzie następuje zwrot od autorytaryzmu do faszyzmu, rządzi "zasada aklamacji": władza podejmuje decyzje, a ludzie je oklaskują*. Rosjanie tak właśnie odpowiadają w sondażach, zwłaszcza na pytania typu "czy popierasz politykę władz".
Judin używa efektownego argumentu znanego już czytelni/czkom OKO.press z wywiadu, jakiego udzielił Maszy Makarowej. Pyta, jaki procent Niemców poparłby we wrześniu 1939 roku "operację militarną" w Polsce. I jaka byłaby wartość takiego sondażu? Nawiasem mówiąc, minister propagandy Joseph Goebbels twiedził, że w Niemczech sondaże są niepotrzebne, bo Führer ma bezpośredni kontakt z narodem. Zmienił zdanie i chciał je wprowadzić pod koniec II wojny, ale nie zdążył.
Rosjanie według Judina przyjmują — generalnie — postawę ochrony swego prywatnego życia i na wszelki wypadek unikają zajmowania stanowiska ("nas to nie obchodzi"), izolują się od tego, co wyprawia państwo. Jednak w warunkach faszystowskiej presji strategię unikania zastępuje wymuszona lojalność, która wydaje się ludziom jedyną metodą uniknięcia ingerencji państwa w ich życie.
Co więcej, sondaże są "powszechnie traktowane jako państwowe". W czasie wojny stają się nie tylko bronią ideologiczną, ale narzędziem zastraszania, przemocy.
Judin uważa, że mimo wszystko można sondaże robić, szukając sposobów zwiększania ich trafności (by mierzyły to, co mają mierzyć), a także analizować wyniki, ale krytycznie. Traktowanie ich — wprost, jak w krajach demokratycznych — jako pomiaru postaw politycznych, swego rodzaju Ersatzu wyborów, jest błędne.
Sam Judin pozostaje w Moskwie. Pytany, czemu nie emigruje, podkreśla, że "to jest jego kraj", a wojna Putina to "dywersja przeciwko Rosji". W rozmowie z autorem tego tekstu mówi, że na osobiste zagrożenie "nie zwraca uwagi".
Margarita Zawadzkaja (obecnie w Uniwersytecie Helsińskim) zgadza się, że rosyjskie sondaże dają zafałszowane wyniki i wymienia szkody, jakie przynosi ich publikowanie:
Sondaże to podstępna broń propagandowa. Nasz umysł tak funkcjonuje, że widząc liczby, sądzimy, że to prawda obiektywna - mówi Zawadzkaja.
Zobaczmy to wszystko na konkretach.
W czwartek 24 lutego 2022 Putin dał rozkaz ataku na Ukrainę. W sobotę ośrodek badawczy Russian Field rozpoczął pierwszą falę sondażu we wszystkich 8 okręgach federalnych Rosji i — analizowanej osobno — Moskwie (mapa Rosji i opis okręgów — na końcu tekstu). Ankieterzy i ankieterki zadawały telefonicznie 15 pytań o stosunek do wojny, zwanej oczywiście "operacją wojskową w Ukrainie", jej przyczyn i konsekwencji. Powstał ogromny materiał, bo pytania powtarzano w kolejnych czterech falach (choć nie zawsze wszystkie), co pozwala śledzić zmiany postaw w czasie.
W pierwszych trzech falach pytano: „Czy popierasz, czy nie popierasz specjalną operację militarną wojsk rosyjskich na terytorium Ukrainy?”. Mówiąc językiem prof. Judina (patrz wyżej) miało ono charakter skrajnie plebiscytarny: osoby badane musiały zadeklarować wprost swój stosunek do wojny Putina, zdając sobie sprawę z tego, że władze oczekują powszechnego poparcia.
W I fali badania 26-28 lutego 2022 (wykres 2) poparcie dla "operacji" przeważało we wszystkich regionach z wyjątkiem zwesternizowanej Moskwy, gdzie popierało ją 45 proc., ale nie popierało 49 proc. W okręgu Północno-Zachodnim (ze stolicą w Petersburgu) przewaga poparcia była minimalna 47 do 43 proc. Im dalej na wschód, tym przewaga rosła, w Okręgu Dalekowschodnim było już 63 do 31 proc.
Średnie wyniki okręgów (nie należy tego mylić ze średnią wyników Rosjan i Rosjanek w całym kraju**) były takie: 56 proc. popierało "operację", 37 proc. nie popierało, 7 proc. wybrało "trudno powiedzieć".
Zobaczcie, proszę, na wykresie nr 3, jak zmieniły się wyniki zaledwie tydzień później.
W porównaniu z I falą poparcie dla wojny wzrosło w okręgach o 5-10 pkt proc. (z wyjątkiem Nadwołżańskiego — tylko o 2 pkt proc.), a głosów krytycznych ubywało od 10 pkt proc. w Okręgu Dalekowschodnim do 19 pkt proc. w Moskwie.
Stolica z 4 punktowej przewagi odrzucenia wojny, przeskoczyła w ciągu tygodnia w 25 punktową przewagę poparcia.
Prawie dwukrotnie wzrosła też w Rosji liczba odpowiedzi "trudno powiedzieć", osiągając poziom rzadko spotykany w sondażach - 15 proc.
Reasumując, kilkanaście procent Rosjanek i Rosjan zmieniło w ciągu tygodnia zdanie. Krytyczny stosunek do "operacji militarnej" zamieniło się w poparcie "operacji" albo unikanie odpowiedzi ("trudno powiedzieć").
Co się stało? Skąd taka zmiana? Czyżby decydowały sukcesy rosyjskiej armii? Zapowiadana przez propagandę wdzięczność Ukraińców za wyzwolenie od faszystowskiej władzy? Wyrazy uznania płynąca z całego świata? Nic z tych rzeczy się nie wydarzyło, wręcz odwrotnie...
Odpowiedź może kryć się w wydarzeniu z 4 marca 2022. Tego dnia przez obie izby parlamentu przeszła ustawa o karaniu za „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości o rosyjskiej armii” i podpisał ją Putin. Przepisy przewidują do 15 lat więzienia za przekazywanie informacji niezgodnych z oficjalną linią. Na przykład krytykowanie "operacji militarnej".
W III fali 13-16 marca (wykres 4) w porównaniu z II falą wyniki w okręgach wahały się, ale średni poziom pozostał bez zmian. Zradykalizowały się Okrąg Uralski (wzrost "nie popieram" z 20 do 28 proc.), za to w Dalekowschodnim takich odpowiedzi ubyło (z 21 do 11 proc.). Średni poziom "trudno powiedzieć" pozostał bez zmian - 15 proc.
Trend zmian w kierunku "cały naród popiera wojnę Putina" pokazujemy na kolejnym wykresie nr 5, gdzie uwzględniliśmy tylko odsetek odpowiedzi "popieram" w trzech kolejnych falach badania:
W każdym sondażu dochodzi do odmów uczestnictwa wylosowanych osób. Zgadza się odpowiadać zwykle jedna osoba na kilka, czasem na około 10. Badacze Russian Field też mieli ten problem, ale większy.
W III fali sondażu okazało się, że aby uzyskać 1 651 ankiet** trzeba wykonać 31 314 rozmów (liczono tylko udane połączenia). 27 862 osoby odmówiły udziału, a kolejne 1 801 rezygnowało już w trakcie badania. Oznacza to, że przeprowadzenie ankiety udało się w proporcji jeden sukces na prawie 18 rozmów, przy czym - jak podkreślają badacze - "szczególnie dużo odmów było w Moskwie, w Okręgu Północno-Zachodnim, na Północnym Kaukazie i na Południu. Trzy pierwsze miały najwięcej odpowiedzi "nie popieram" w I fali.
Jak mówi OKO.press Paweł Predko, dyrektor operacyjny polskiego oddziału Ipsos, poziom 10 połączeń, by uzyskać jedną ankietę, jest typowy dla polskich badań, czasem zdarza się kilkanaście. Ale 17 czy 18 prób to "naprawdę dużo". Rzecz jednak w tym, że w Polsce za próbę liczy się każdorazowe wybieranie numeru, a w Rosji — uzyskanie połączenia. A to ogromna różnica.
Badacze Russian Field uznali liczbę nieudanych prób namówienia na udział w ankiecie za "aberrację", zwłaszcza gdy poznali uzasadnienia odmowy.
Jak piszą badacze, około jedna trzecia osób mówiła po prostu, że nie ma czasu, jest zajęta itd. Podobna liczba zwracała uwagę, że jest... za stara oraz że boi się konsekwencji uczestnictwa. Przykłady:
Na swojej stronie Russian Field powtarza w wielu miejscach zdanie: "Dziękujemy za odwagę wszystkim, którzy biorą udział w badaniach, rozpowszechniają je i wspierają naszą pracę!".
Zdając sobie sprawę z lęku osób badanych, który zakłóca odpowiedzi, badacze z Russian Field wpadli na prosty i zarazem świetny pomysł. W IV fali sondażu 23-25 marca zadali pytanie, czy respondent lub respondentka nie "boi się brać udział w socjologicznych badaniach dotyczące wydarzeń w Ukrainie".
Odsetek obaw wahał się od 14 proc. w Okręgu Północno-Zachodnim do 24 proc. w Moskwie i w Okręgu Syberyjskim aż do 32 proc. w Północnokaukaskim.
Oznacza to, że około jedna piąta badanych przyznaje, że boi się odpowiadać, co - jak można się domyślać - wpływało na ich inne odpowiedzi.
A przecież wyznanie strachu ankieterowi wymaga sporej odwagi, bo wyraża nieufność do ankietera i tych, którzy mogą za nim stać...
Można się tylko domyślać, że nie wszyscy się na to zdobyli. A także, jak odpowiedzieliby na to pytanie ci, którzy odmówili udziału lub z niego zrezygnowali, czyli ogromna większość Rosjan i Rosjanek, do których Russian Field się dodzwonił.
Wracamy do podsumowania danych o odmowach i rezygnacjach z udziału w sondażu (z fali III badania z 13-16 marca) i deklaracji obaw z IV fali 23-25 marca. Podkreślamy, że dane pochodzą z różnych fal badania.
Wśród osób, którym zaproponowano udział w III fali badania:
W IV fali ok. 20 proc. potwierdziło, że odczuwa lęk przed ankietą. Łącząc wyniki IV i V fali możemy z przybliżeniem powiedzieć, że około
Co pokazaliśmy na wykresie nr 1 (na początku tekstu). Oczywiście wykresu 1 nie należy czytać w ten sposób, że postawy 95 proc. osób, które odmówiły lub zrezygnowały z udziału w badaniu, są krytyczne wobec władzy. Można jednak zasadnie podejrzewać, że niemała ich część jest krytyczna i rezygnuje w obawie przed konsekwencjami, które sobie wyobraża.
Badacze Russian Field próbując radzić sobie z problemem fałszowania wyników przez lęk, zrezygnowali od IV fali z pytania wprost o poparcie "operacji w Ukrainie". "Musieliśmy tak zrobić ze względu na rosnącą liczbę odmów osób ankietowanych oraz uchwalenie ustawy kryminalizującej dyskredytowanie Sił Zbrojnych, co mogło wpłynąć na szczerość ankietowanych".
Zastosowali mniej zagrażające pytanie „Gdybyś miał/a możliwość cofnięcia czasu i anulowania decyzji o rozpoczęciu operacji wojskowej, zrobił/a/byś to, czy nie?”. Pytali także, czy "Twoim zdaniem należałoby kontynuować operację wojskową w Ukrainie, czy też lepiej przejść do negocjacji pokojowych".
Na wykresie 7 zestawiliśmy odpowiedzi na te trzy pytania. Uwaga! Były one zadawane w trzech różnych falach badawczych, dlatego wykres można uznać jedynie za ilustrację tendencji****.
Mamy do czynienia z trzema "deklaracjami pacyfistycznymi" oznaczonymi na wykresie 7 jasnymi kolorami: "nie popieram operacji" (1), "gdybym mógł, to bym ją anulował" (2), "chciałbym negocjacji pokojowych" (3). We wszystkich okręgach (z minimalnymi wyjątkami) wystąpił trend: kolejne wersje pacyfistycznych postaw (1), (2) i (3) zyskiwały coraz większe poparcie.
Co ciekawe, szczególnie duży wzrost wystąpił w okręgach, gdzie deklaracji krytycznych wobec "operacji" było mało, czyli we wschodniej części Rosji.
W Dalekowschodnim deklaracji "anulowania" było dwa razy więcej niż odpowiedzi "nie popieram", a wybór "rozmów pokojowych" wystąpił trzy razy częściej. W Okręgu Syberyjskim - odpowiednio - 1,5 raza i 2 razy, w Północnokaukaskim - 2,5 raza dla obu odpowiedzi.
Negocjacje pokojowe zamiast dalszej wojny wybierało już całkiem sporo: od 1/3 do połowy badanych (za wyjątkiem Okręgu Centralnego - jedna czwarta). W Moskwie i Okręgu Północnokaukaskim opcja negocjacji pokojowych przeważała nad kontynuowaniem wojny (odpowiedzi "trudno powiedzieć" było od 7 do 15 proc.).
Może to wskazywać, że nawet tam, gdzie deklarowane poparcie dla "operacji wojskowej" pozostaje wysokie, pragnienie, by wojny nie było, jest dość często deklarowane i zapewne jeszcze częściej odczuwane.
Kolejne pytanie z V fali badania Russian Field przynosi jeszcze większe otrzeźwienie. Mężczyzn zapytano, czy wzięliby udział w wojnie, a kobiety, czy poparłyby taką decyzję bliskiego krewengo. Okazuje się, że poparcie dla "operacji w Ukrainie" nie przekłada się na nawet sondażowe deklaracje osobistego uczestnictwa.
Mężczyźni (wykres 8) w zdecydowanej większości twierdzili, że nie skorzystaliby z możliwości wzięcia udziału w wojnie. Z wyjątkiem Okręgu Dalekowschodniego przewaga odpowiedzi "nie" nad "tak" była wyraźna, a w Moskwie nawet ponad trzykrotna.
Kobiety (wykres 9) odpowiadały podobnie. W obu przypadkach średnia (po okręgach) "zgłoszeń na wojnę" wynosi 35 proc., a "rezygnacji z wojny" jest 58 proc. wśród mężczyzn i 56 proc. wśród kobiet. W dwóch okręgach (Dalekowschodnim i Północnokaukaskim) kobiety minimalnie częściej poparłyby decyzję krewnego, za to w Nadwołżańskim i Syberyjskim wykazały się najsilniejszym w Rosji pacyfizmem.
Te deklaracje mogą być i tak zawyżone, bo badani wiedzą, że oczekiwano by od nich "patriotycznego zaangażowania". Pytania 8 i 9 uruchamiają jednak inny tryb myślenia — zamiast semantycznego (abstrakcyjne deklaracje) osoby badane zaczynają sobie wyobrażać konkretne sytuacje, w których mogliby się znaleźć, uruchamia się pamięć epizodyczna o własnej służbie wojskowej i tym podobnych sytuacjach zagrożenia, choroby, szpitala. To zasadniczo ogranicza gotowość do ulegania ogromnie silnej w Rosji propagandzie prowojennej, opartej na kulcie wojny ojczyźnianej, z przywódcą, który stylizuje się na wojskowego supermena.
W odrębnym badaniu przeprowadzonym tylko w Moskwie (13-16 kwietnia 2022) zadano wprost pytanie o poparcie dla "operacji w Ukrainie" - zadeklarowało je 58 proc. mieszkańców i mieszkanek Moskwy , a 15 proc. uznało, że "pod pewnymi względami ją popiera, a pod innymi nie". Nie popierało - 22 proc.
Badacze zastosowali dalej sprytną metodę, która ma ograniczyć fałszowania odpowiedzi przez osoby, które boją się lub wstydzą przyznać do swoich poglądów. Stosowana w USA do testowania uprzedzeń rasowych polega na tym, że osoby badane dzielimy na dwie grupy. Pierwszej dajemy do oceny trzy twierdzenia z prośbą, by podali z iloma się zgadzają (ale bez konkretów, tylko liczbę 0-3). W drugiej, równoważnej grupie dodajemy czwarte kluczowe dla badania twierdzenie, w tym przypadku "poparcie dla operacji w Ukrainie" i sprawdzamy, o ile wzrosła deklarowana liczba zgód. Ta różnica odzwierciedla poziom poparcia dla "operacji wojskowej".
Osoby badane mogą "bezpiecznie" ujawnić swoje antywojenne nastawienie, bo nie deklarują, które konkretnie z 4 twierdzeń popierają, a którego NIE popierają.
W moskiewskim eksperymencie zmierzone w ten sposób poparcie dla "operacji w Ukrainie" wyniosło 42 proc., czyli o 16 pkt proc. mniej niż w odpowiedzi na pytanie bezpośrednie.
Badacze podają też, że - tak jak w sondażu Centrum Lewady - poparcie dla operacji specjalnej wzrasta wraz z wiekiem, poniżej 30 roku życia wynosi 30 proc., powyżej 60 lat aż 78 proc. To podobny trend do polskich sondaży, w których osoby młodsze są znacznie bardziej antyrządowe niż starsze.
Odwrotnie niż u nas działa natomiast czynnik zamożności (a więc zapewne i wykształcenia): wśród osób o wysokich dochodach udział popierających "operację wojskową" sięga 64 proc., wśród tych, którym „nie starcza nawet na żywność” jest dwukrotnie niższy – 30 proc.
Wyniki sondażu liczono odrębnie dla ośmiu okręgów federalnych Rosji, a z Centralnego wyodrębniono jeszcze Moskwę. Od wschodu na zachód kolejne okręgi to:
Przypisy:
*Ulubiony filozof polskiej prawicy Carl Schmitt (1888-1985, zwolennik tzw. decyzjonizmu i teoretyk państwa autorytarnego, aktywny na uczelni także w okresie hitlerowskim) uznawał aklamację plebiscytarną za jeden z mechanizmów legitymowanego autorytaryzmu, czyli rządów, w których to władza wykonawcza podejmuje "suwerennie" decyzje;
** Tak by było tylko gdyby we wszystkich regionach mieszkała taka sama liczba osób, tymczasem różnią się one nawet trzykrotnie (patrz zestawienie wyżej);
***Ta liczba minimalnie różni się od podawanej przez tych samych badaczy ostatecznej liczby 1608 ankietowanych w III fali;
****Do porównań wybraliśmy poparcie dla "operacji w Ukrainie" z III fali, bo było ono najbliższe czasowo do pomiarów dwóch pozostałych wartości.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze