2021 rok może przynieść przemianę w równowadze sił politycznych nie tylko w naszym kraju, ale również na świecie. Nie stanie się to jednak samo. Wymaga to od przeciwników nieliberalnego populizmu rozumienia, jak istotne są emocje społeczne i jak można je zaangażować do codziennej polityki
2020 był rokiem emocji. Emocje towarzyszyły decyzjom państw, aby wprowadzić w marcu najściślejsze warunki lockdownu. Leżały również u podstaw wielkich ruchów protestu, jakie towarzyszyły nam w ostatnich miesiącach: Black Lives Matter w USA i Wielkiej Brytanii, protesty obronie praw kobiet w Polsce.
To, że pandemia jest kalejdoskopem społecznych emocji - strachu, nadziei, zaufania i jego braku, gniewu i żałoby – widać także świetnie przy globalnie wybrzmiewających dyskusjach o szczepionce Pfizera.
Cóż w tym dziwnego? – można zapytać. Emocje w polityce są tak stare jak ona sama. Przywódcy różnych państw i państewek szlifowali umiejętność wywoływania ich u poddanych co najmniej od czasów Machiavellego, który w słynnym „Księciu” twierdził, że władca musi skutecznie budzić zarówno strach, jak i miłość.
Dziś jednak, w dobie mediów społecznościowych, emocje nie są tylko dodatkiem do strategii politycznej. Są jej samym sercem i ci, którzy potrafią najlepiej je rozszyfrować, a następnie się nimi posługiwać, nie tylko najskuteczniej wygrywają wybory. Także zyskują najwięcej poparcia w dobie pandemii.
Jakie są zatem najważniejsze emocje zbiorowe mijającego roku?
Pierwszą i najważniejszą jest strach. Przybierał on w ciągu ostatniego roku najróżniejsze formy. Bywał obawą przed zarażeniem się, przed wychodzeniem z domu, przed spotykaniem ludzi, przed skończeniem się zapasów jedzenia (przypomnijmy sobie wykupiony na początku roku ze sklepów papier toaletowy).
Strach związany był także z możliwością utraty życia i zdrowia: swojego oraz swoich bliskich. Potwierdzają to wyniki sondaży, tak jak niedawne badania CBOS, z których wynika, że właśnie utrata życia i zdrowia wywołuje u rodaków najbardziej intensywne obawy.
W reakcjach emocjonalnych społeczeństw Anno Domini 2020 przeglądają się świadectwa epidemii sprzed setek tysięcy lat. Już w „Wojnie peloponeskiej” Tukidydes zwracał uwagę, że dominującą emocją podczas zarazy w Atenach był strach przed szybką i nieuniknioną śmiercią. Taki strach, ostrzegał starożytny historyk, może czynić ludzi bardziej niecierpliwymi, bardziej gwałtownymi w reakcjach, niż do tej pory, chętniejszymi do przekraczania granic prawa.
Drugą emocją jest nieufność. Ponownie, jest to emocja, na którą zwracano uwagę w wielu przeszłych epidemiach.
W starożytnych Atenach winnych za zatrucie wody w studniach widziano w Peloponezyjczykach. W XIV wieku dochodziło do pogromów Żydów, podejrzewanych o przyniesienie czarnej śmierci. Te historyczne plotki nie różnią się zanadto od dzisiejszych – np. że koronawirus miałby być rzekomo efektem chińsko-żydowskiej konspiracji.
Drugiej fali koronawirusa towarzyszy zresztą druga fala nieufności, przejawiająca się w teoriach spiskowych dotyczących nowej szczepionki.
Szczepionka, rzekomo powodująca liczne powikłania, zawierająca niebezpieczne i toksyczne związki, będąca wynikiem knowań wielkiego biznesu lub potężnych jednostek, jak Bill Gates – wszystkie te domysły składają się na ogólny klimat nieufności, jaki panuje od marca 2020 roku, z którym nie tak łatwo sobie będzie poradzić.
Neurolożka i kognitywistka Tali Sharot wskazuje, że teorie spiskowe są wyjątkowo trudne do rozbrojenia ze względu na to, że współgrają z tym, czego lubią słuchać nasze mózgi. W przeciwieństwie do wyjaśnień naukowych oferują one plastyczne obrazy i proste wyjaśnienia, dobrze integrujące się z naszymi emocjami.
To sprawia, że niestety zdarza się, że brzmią dobrze nawet w uszach osób świadomie kierujących się światopoglądem naukowym. To dlatego właśnie niepewność i powstające pod jej wpływem wytwory wyobraźni towarzyszą nam i będą towarzyszyć w kolejnych miesiącach.
Trzecią emocją jest niepewność. Także i o niej wiele czytamy w dawnych świadectwach pandemii. Niepewność związana była przede wszystkim z tym, że w czasach zarazy rozpadały się rządy prawa, jasno zdefiniowane zasady funkcjonowania społeczeństwa, ustalone nawyki, pomagające w codziennym życiu, słowem, przewidywalność naszego życia.
Sporo na ten temat możemy choćby dowiedzieć się z „Dekameronu” Boccaccia. I na to samo wskazują wyniki badań – wspomniane badania CBOS na drugim miejscu, zaraz za obawą przed utratą życia i zdrowia, wymieniają możliwość destabilizacji instytucji państwowych.
Jeśli te trzy emocje są dziś najważniejsze w zbiorowym funkcjonowaniu naszego społeczeństwa, co oznacza to dla praktyki politycznej?
Otóż oznacza wiele, ponieważ nowe emocje mają szansę zmienić podstawy, na których stoi polityka naszego państwa. Nagie emocje oczywiście polityki nie rozgrywają. Jednak można powiedzieć, że poprzedzają to, co się w niej dzieje. Przygotowują grunt, na którym zyskują potem popularność programy i ugrupowania polityczne.
Aby wyjaśnić, na czym to polega, należy cofnąć się o kilka lat. Nieliberalni populiści w Polsce, czyli PiS, jak również podobni do nich politycy w innych częściach świata, w wielkiej mierze zawdzięczają swoje największe sukcesy wyborcze umiejętności pracy z emocjami.
Można wymienić wiele przykładów: Donald Trump w USA, Alternatywa dla Niemiec w Republice Federalnej, Forum na rzecz Demokracji Thierry Baudeta w Holandii, zwolennicy Brexitu w Zjednoczonym Królestwie, Fidesz na Węgrzech i tym podobne.
Szczególnie dobrze szło do tej pory takim politykom artykułowanie frustracji, spowodowanych błędami poprzedzających ich liberalnych ekip. Byli również bardzo dobrzy w wypowiadaniu poczucia utraty kontroli, wiążącego się z szybkimi zmianami, jakim podlega nasz świat. Nasz kraj jest tego doskonałym przykładem.
Nie mam wątpliwości, że transformacja gospodarcza Polski po 1989 roku była wielkim sukcesem, jednak jak każdy wielki sukces, przyniosła także wielkie koszty. Ekipy rządzące przed PiS niewiele poświęcały tym kosztom uwagi, ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego natomiast właśnie na nich zbudowało swoją kampanię wyborczą w 2015 roku.
Ich hasło wyborcze „Polska w ruinie” nie dotyczyło przecież nowych autostrad, infrastruktury i żłobków, ale tego, co działo się w głowach naszych rodaków. To właśnie dlatego PiS kilka lat temu był tak przekonujący.
Nieliberalny populizm oznacza zatem politykę artykulacji uczucia utraty i frustracji zbiorowych. Te emocje go poprzedzają: populiści ich nie wynaleźli. Mogą natomiast prowadzić politykę, polegającą na tłumaczeniu tych dość mglistych uczuć na inne, bardziej konkretne.
W naszym życiu politycznym widzieliśmy w ostatnich latach następujące tłumaczenia: na niechęć do sąsiadów, do uchodźców, do sędziów, do reprezentantów innej orientacji seksualnej, do reprezentacji innych poglądów itd. W innych rządzonych przez populistów państwach bywało bardzo podobnie.
Koronawirus zmienił jednak dynamikę emocjonalną, w której żyjemy. Dziś nie tylko dla rodaków, ale i ludzi na całym świecie, o wiele ważniejsze niż to, czy polityka liberalnych elit przyniosła koszty, czy też nie, jest dramatyzm dnia codziennego.
Czy pieniędzy wystarczy do pierwszego każdego miesiąca, skoro trwa lockdown. Czy uda się utrzymać pracę, choć trzeba pracować zdalnie z gromadką dzieci na głowie. Czy gdy trafimy do szpitala, uda się dostać na izbę przyjęć, czy też będziemy bez końca czekać w karetce, i czy gdy do szpitala trafi krewny, dowiemy się czegokolwiek o jego stanie.
W tej sytuacji strategie, wypracowane uprzednio przez nieliberalnych populistów, nie do końca działają. Dobrym przykładem jest reakcja na decyzję Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.
Teoretycznie decyzja ta pochodziła niby z populistycznego podręcznika, zgodnie z zasadą, że gdy widać niekompetencję rządzących, trzeba szybko odwrócić uwagę wyborców jakimś budzącym emocje posunięciem. Kłopot jednak w tym, że w czasie pandemii zdążyło się nagromadzić tyle strachu przed jutrem, niepewności, frustracji i zmęczenia samą ekipą PiS, że jedna iskra w postaci decyzji TK roznieciła ogień, nad którym ta ekipa kompletnie przestała panować i którego pochodzenia nie rozumiała.
Jeśli na dłuższą metę okazałoby się prawdą, że populiści zaczęli tracić swój niezagrożony wcześniej „słuch do emocji”, to jakie mogą być konsekwencje?
2021 rok może przynieść przemianę w równowadze sił politycznych nie tylko w naszym kraju, ale również na świecie. Nie stanie się to jednak samo. Wymaga to od przeciwników nieliberalnego populizmu rozumienia, jak istotne są emocje społeczne i jak można je zaangażować do codziennej polityki.
Dla liberałów najważniejszym zadaniem w 2021 roku jest budowanie pozytywnych, skoncentrowanych na konkretach i strategicznie przemyślanych programów, jednak muszą pamiętać o tym, że w dobie mediów społecznościowych nie da się dłużej ignorować siły, jaką są emocje.
W dobie strachu, nieufności i niepewności, potrzebni są liderzy, którzy potrafią pracować z emocjami, budując na nich odwagę, solidarność i kreatywność – w praktyce, a nie, jak odbywa się to dzisiaj – w retoryce.
Należy się cieszyć, że w USA Joe Biden dowiódł, iż liberałowie mogą wygrywać także “w czasach zarazy”. Do zrobienia jest jednak o wiele więcej, ponieważ stawką jest nie tylko to, jaki będzie rok 2021, ale także, jaki ostatecznie charakter będzie miało XXI stulecie.
Socjolożka, historyczka idei, dziennikarka, szefowa działu politycznego w "Kulturze Liberalnej"
Socjolożka, historyczka idei, dziennikarka, szefowa działu politycznego w "Kulturze Liberalnej"
Komentarze