0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja GazetaAdam Stepien / Agenc...

Informacje te zawiera Krajowy plan na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030, który Ministerstwo energii opublikowało 15 stycznia 2019. Pod koniec grudnia 2018 dokument wysłano do Brukseli.

Jeszcze w lutym 2018 roku premier Mateusz Morawiecki informował, że Polska „jest na bardzo dobrej drodze”, aby osiągnąć nasz cel udziału odnawialnych źródeł energii (OZE) w 2020 roku.

Rok wcześniej minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał, że dochodzimy do tego celu szybciej, niż wynikałoby to z powziętych zobowiązań. A ówczesny wiceminister energii Andrzej Piotrowski, który był odpowiedzialny za sektor OZE (dziś pracuje w PGE Systemy) zapewniał, że cel zrealizujemy już samą siłą rozpędu.

Tymczasem już trzy lata temu w styczniu 2016 roku portal WysokieNapiecie.pl wyliczał, że realizacja celu jest zagrożona, a z opublikowanego w maju 2016 raportu WysokieNapiecie.pl, Instytutu Jagiellońskiego i kancelarii Solivan jasno wynikało, że celu niemal na pewno nie zrealizujemy.

Po trzech latach Ministerstwo Energii w końcu przyznało, że rzeczywiście tak będzie. W Krajowym Planie na Rzecz Energii i Klimatu po raz pierwszy poinformowało, że Polska nie zdoła spełnić minimalnego 15-procentowego celu OZE w końcowym zużyciu energii, nie wspominając już o realizacji jeszcze ambitniejszego celu, który Polska sama sobie wyznaczyła w rządowej strategii – 15,85 proc. w 2020 roku.

Przyczyny są oczywiste:

  • zastopowanie rozwoju energetyki wiatrowej w 2016 roku,
  • wycofanie się ze współspalania biomasy (głównie drewna) z węglem w elektrowniach i ciepłowniach; zresztą słuszne, bo ta technologia była przydatna na początku lat 2000., ale dziś jest kompletnie przestarzała,
  • oraz słaby rozwój fotowoltaiki.

Do tego dochodzi bardzo kosztowne trwanie przy węglu, jako głównym paliwie do elektrowni i ciepłowni.

Do 2020 roku osiągniemy tylko 13,8 proc. OZE

„Zaprezentowane wyniki obliczeń wskazują, że w 2020 roku udział OZE w zużyciu energii finalnej brutto wyniesie ok. 13,8 proc.” – napisało Ministerstwo Energii w dokumencie przesłanym Komisji Europejskiej.

Plany dla Energii i Klimatu musiały złożyć do końca 2018 roku wszystkie kraje UE. To część planowanej unii energetycznej i uchwalonego niedawno, także głosami Polski, tzw. pakietu zimowego, wyznaczającego kolejne unijne cele na 2030 rok:

  • redukcji emisji CO2 (o 40 proc.),
  • poprawy efektywności energetycznej (o 32,5 proc.)
  • i wzrostu udziału odnawialnych źródeł energii (do 30 proc.).

Resort energii: a inni też niegrzeczni

Polska dotrzymała terminu złożenia planu, co nie udało się siedmiu krajom, m.in. Czechom, Hiszpanii i Węgrom.

Po raz pierwszy przyznano w nim, że nasz kraj nie zdoła wywiązać się z obowiązkowego celu udziału „zielonej” energii w 2020 roku.

W złożonym planie rząd broni się, tłumacząc, że wiele krajów ma problemy z realizacją swoich celów. „W 2017 roku jedynie 12 spośród 28 krajów zrealizowało cel krajowy”- napisał resort. To prawda, choć w rzeczywistości oznacza to, że niemal połowa państw UE osiągnęła swoje cele już trzy lata przed terminem.

Większość z nich to nowe państwa UE, o podobnym poziomie zamożności, co Polska.

Swoje cele OZE w większości zrealizowały już państwa "nowej" Unii. Na przykład udział OZE w 2017 roku wyniósł:

  • w Czechach 14,76 proc. (wobec celu na 2020 rok w wysokości 13 proc.),
  • na Litwie 25,84 proc. (wobec celu 23 proc.),
  • w Estonii 29,21 proc. (wobec celu 25 proc.),
  • Chorwacji 27,29 proc. (wobec celu 17,4 proc.),
  • Rumunii 24,47 proc. (wobec celu 21,8 proc.).

Plan na 2030 rok: Polska - 21 proc., UE - 32 proc.

W przesłanym Komisji dokumencie Ministerstwo Energii przedstawiło także kolejny krajowy cel udziału energii z OZE w całkowitym zużyciu energii elektrycznej – 21 proc. w 2030 roku.

Wszystkie państwa Unii zdecydowały, że na poziomie całej wspólnoty udział „zielonej” energii ma do 2030 roku wzrosnąć do 32 proc.

Tym razem nie ma jednak celów wiążących każde państwo z osobna. Poszczególne rządy mają zaproponować taki wzrost udziału OZE, jaki same uznają za właściwy.

Dopiero jeżeli suma tych propozycji nie wystarczy, aby osiągnąć unijny cel, wówczas rządy ponownie usiądą do rozmów na temat tego, które państwo ma potencjał jeszcze większego rozwoju OZE w najbliższej dekadzie.

Na podobnej zasadzie skonstruowany jest także m.in. nowy globalny system redukcji emisji CO2 pod egidą ONZ.

I ani procenta więcej

Ministerstwo Energii zasugerowało już, że nawet 21-procentowy udział OZE za 10 lat będzie wielkim wyzwaniem i Polska nie będzie skłonna go zwiększać.

„Wyniki projekcji wskazują na możliwość osiągnięcia ogólnego celu w zakresie odnawialnych źródeł energii w 2030 roku na poziomie 21 proc. Wymaga to jednak ogromnego zaangażowania i zdecydowanych działań we wszystkich rozpatrywanych sektorach: elektroenergetycznym, ciepłowniczym i transportowym” – napisał resort.

(Zgodnie bowiem z dyrektywą OZE, na końcowe zużycie energii brutto ze źródeł odnawialnych składa się końcowe zużycie energii brutto z OZE w trzech sektorach: energii elektrycznej, ciepłownictwa (chłodnictwa) oraz transportu.)

Autorzy ministerialnego dokumentu dodają też, że ogromny potencjał ma zwłaszcza sektor ciepłowniczy, w którym węgiel będzie zastępowany biomasą.

Elektroenergetyka ma zwiększać udział "zielonej" energii w tempie 1 proc. rocznie, a w 2030 roku dojdzie do 29,5 proc.

MSZ zdziwione: a co z 2,6 mld euro

Plan sporą konsternację wzbudził w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, dla którego przyznanie się do niewypełnienia celu OZE okazało się niespodzianką, bo dotychczas Polska zapewniała Komisję, że cel uda się wypełnić.

MSZ zaniepokoił się też, że w Krajowym Planie nie ma pomysłu na rozdysponowanie pieniędzy z Funduszu Modernizacyjnego. To dodatkowe środki z przyznanych krajom nowej Unii puli uprawnień do emisji CO2.

Dla Polski oznacza to (przy obecnych cenach) ok. 2,6 mld euro. Te pieniądze mają wspomóc modernizację polskiej energetyki, zwiększenie jej efektywności energetycznej. W Krajowym Planie pomysłu na wydanie tych pieniędzy nie ma, bo dopiero pracuje nad tym specjalny zespół międzyresortowy.

W dokumencie powtórzono założenia przedstawione w projekcie Polityki Energetycznej Państwa do 2040 roku, który Ministerstwo Energii przedstawiło do konsultacji pod koniec ubiegłego roku.

Miks energetyczny jest więc taki jak projekcie rządowej strategii.

Trochę więcej napisano za to o połączeniach transgranicznych. Polska chce kontynuować prace nad modernizacją sieci wzdłuż granicy polsko-niemieckiej, tzw. GerPol Power Improvements, oraz nad łącznikiem zwanym GerPol Power Bridge I.

O kolejnym łączniku, który był na unijnej liście projektów, GerPol Power Bridge II, już się nie wspomina. Nie ma też nic o pomyśle połączenia Polska-Dania, któremu polski rząd był przychylny znacznie bardziej niż GerPol Power Bridge II.

Resort podkreśla za to ogromną wagę linii Stanisławów-Ostrołęka dla synchronizacji krajów bałtyckich z systemem Europy Zachodniej.

Teraz plan będzie oceniany przez Komisję Europejską. Uwagi do niego powinny wnieść także pozostałe resorty. Konsultacje mają potrwać do 18 lutego.

W Niemczech krytyka za dreptanie w miejscu

Warto dodać, że powody do zawstydzenia ma nie tylko polski rząd. W Niemczech Krajowy Plan opublikowano 4 stycznia i od razu wywołał sporą krytykę ze względu na ogólnikowość i brak ścieżki redukcji emisji CO2, która będzie dodana później.

Niemcy mają trudności z obniżeniem emisji CO2, głównie ze względu na wciąż duży udział węgla brunatnego w miksie energetycznym. Prace specjalnej komisji mającej opracować plan "coal-exitu" utknęły w miejscu. Kilka dni temu sama kanclerz Angela Merkel zapowiedziała włączenie się w jej prace.

Jeszcze w 2018 roku do dymisji podał się odpowiedzialny za energetykę wiceminister gospodarki Rainer Baake, który krytykował dreptanie rządu w miejscu. Od 1 lutego jego miejsce zajmie 47-letni Andreas Feicht, wcześniej szef lokalnego dostawcy prądu i wody z Wuppertalu.

Tekst został najpierw opublikowany na portalu WysokieNapiecie.pl

;
Na zdjęciu Bartłomiej Derski
Bartłomiej Derski

Prawnik, ekonomista i dziennikarz. Jest absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Kształcił się także na Uniwersytecie Warszawskim, Polskiej Akademii Nauk i Politechnice Warszawskiej. Pisze dla portalu WysokieNapiecie.pl. Wielokrotnie nagradzany za publikacje poświęcone energetyce wiatrowej (m.in. w 2017 roku został nagrodzony w konkursie "Dziennikarze dla klimatu" dzięki artykułowi „Na węglu świat się nie kończy. Zwłaszcza na Śląsku”).

Komentarze