Zdaniem posła Prawa i Sprawiedliwości Czesława Hoca problemu śmieciowego zatrudnienia najwyraźniej już w Polsce nie ma, został rozwiązany. Dane z rynku pracy mówią co innego. Dobrze, żeby zauważyła je też nowa władza — rząd Tuska
Polska z poniedziałkowego (10.12.2023) exposé Mateusza Morawieckiego to kraj, w którym rządzącym właściwie wszystko się udawało. W ostatnich godzinach swojego urzędowania premier rządu PiS chwalił się wzrostem gospodarczym i wzrostem płac, mówił o „ostatecznej klęsce neoliberalizmu”. „Rzeczpospolitą liberalną zamieniliśmy na rzeczpospolitą solidarną” – podsumowywał 8 lat rządów PiS Morawiecki.
Po nim opowieść licznych sukcesach rządu ciągnęli w minutowych wypowiedziach posłowie PiS. Takich mini laurek było w sumie kilkadziesiąt. Mistrzem gatunku okazał się poseł Czesław Hoc:
“Stworzyliśmy wiele kapitalnych programów socjalnych. Zlikwidowaliśmy odbieranie dzieci rodzinom z powodu ich biedy. Skasowaliśmy zakupy na zeszyt. Zablokowaliśmy skandaliczny wykup polskiej ziemi na tzw. słupy. Przywróciliśmy obniżony wiek emerytalny. Znieśliśmy umowy śmieciowe. Nie wpuściliśmy nielegalnych imigrantów. Ochroniliśmy polską granicę. Dokonaliśmy skoku cywilizacyjnego, jeśli chodzi o inwestycje samorządowe”.
(“A co dostaliśmy w zamian? Czy pojawiła się wdzięczność, refleksja totalnej opozycji?” – poseł Hoc zawiesił głos, by zaraz z goryczą skonkludować: “Nie pojawiła się żadna refleksja. W zamian dostaliśmy osiem gwiazdek, pychę, nienawiść i zapowiedź zemsty”).
Każda z tych tez wymagałaby przypisów, korekty lub debunkingu (np. dzieci nie były odbierane z powodu biedy, to fikcja wykreowana przez prawicę, pisała o tym w OKO.press Anna Krawczak) Naszą uwagę zwróciło jednak twierdzenie posła o umowach śmieciowych, bo w tak kategorycznej formie jeszcze się z nim nie spotkaliśmy.
Spójrzmy zatem, czy rząd PiS faktycznie wyrzucił śmieciówki do kosza.
“Przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca — do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem” – to art. 22 § 1 kodeksu pracy.
Taki zdefiniowany stosunek pracy wymaga zawarcia umowy o pracę. Nieco dalej w tym samym artykule kodeks pracy mówi, że “nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1”.
Mimo to zastępowanie umów o pracę umowami cywilnoprawnymi — umową o dzieło lub umową zlecenia — od lat jest w Polsce powszechne. Takie umowy nie muszą zawsze być czymś nagannym, mają swoje legalne zastosowanie w pewnych — stosunkowo rzadkich — sytuacjach. Jednak gdy pracodawca narzuca je osobom, z którymi w rzeczywistości nawiązał stosunek pracy, możemy bez żadnej przesady mówić o śmieciowym zatrudnieniu.
Podobnie jest wtedy, gdy pracodawcy oczekują od pracowników założenia jednoosobowej działalności gospodarczej, aby zawrzeć z nimi tzw. umowę b2b (business to business).
Pracodawcy, stosując takie umowy, w praktyce odmawiają zatrudnionym szeregu praw pracowniczych i socjalnych.
“Ich funkcjonowanie w obrocie społeczno-gospodarczym, a więc możliwość zatrudniania ludzi na podstawie umowy cywilnoprawnej jako formy regularnego zarobkowania na życie, jest oburzające i cofa nas do realiów XIX-wiecznych stosunków pracy” – mówiła OKO.press prof. Anna Musiała z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, specjalistka w zakresie prawa pracy. Cała rozmowa tutaj:
Problem umów śmieciowych stał się głośny dzięki kampaniom związków zawodowych w czasach drugiego rządu Donalda Tuska.
A jak ze śmieciówkami jest dziś?
“Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), prowadzone przez GUS, w II kwartale 2023 roku pokazało, że wyłącznie na umowach o dzieło pracowało 24 tys. osób, a na umowach zlecenia 358 tys.” – mówi OKO.press Łukasz Komuda, analityk rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, redaktor serwisu Rynekpracy.org.
“Do tego warto wspomnieć, że badanie »Praca niezarejestrowana w 2022 rok« (GUS) szacuje, że dla 116 tys. Polek i Polaków podstawowym miejscem pracy jest zajęcie wykonywane na czarno, a 225 tys. w szarej strefie pracuje, dorabiając do podstawowej pensji np. z umowy o pracę".
Według Komudy wartości te mogą tworzyć i tak zbyt optymistyczny obraz. “Mamy dziesiątki tysięcy ludzi, którzy wykonują pracę na fragment etatu i dorabiają umowami zlecenie lub o dzieło, a może nawet na czarno – wówczas w statystykach liczeni są jako zatrudnieni na etacie".
Jak wskazuje ekspert, szacunki szarej strefy również zawsze są dużym wyzwaniem dla badaczy i przeważnie zjawisko pracy na czarno może być niedoszacowane – szczególnie gdy źródłem informacji są ankiety zbierane wśród pracowników, to ma miejsce w BAEL.
Jeszcze bardziej niepokojący obraz wyłania się z corocznej publikacji Głównego Urzędu Statystycznego “Wybrane zagadnienia rynku pracy”. GUS nie korzysta tu wyłącznie z danych ankietowych BAEL, ale też m.in. ze sprawozdawczości przedsiębiorstw i danych KAS i ZUS. Nowy raport wyjdzie za dwa tygodnie, musimy więc posłużyć się starszym, z danymi za 2021 rok.
W 2021 r. liczba osób, z którymi została zawarta umowa zlecenie lub umowa o dzieło, a które nie były nigdzie zatrudnione na podstawie stosunku pracy, wyniosła ok. 0,9 mln osób i od 2020 r. pozostaje na podobnym poziomie. Względem 2019 r. było to mniej o ok. jedną czwartą. Z dostępnych danych wynika, że najgorzej było w 2013 roku – 1,4 miliona osób. Mamy więc spadek liczby pracujących na zlecenie i dzieło, bez umowy pracy, ale wciąż jest to pokaźna liczba.
W „Wybranych zagadnieniach” GUS mamy jeszcze jedna ciekawą daną — szacunkową liczbę osób fizycznych prowadzących pozarolniczą działalność gospodarczą, które nie zatrudniały pracowników na podstawie stosunku pracy. Wyniosła ona w 2021 1,3 mln osób. Takich osób jest z kolei więcej niż 10 lat temu (w latach 2012-2015 było ich ok. 1,1 mln osób, a w kolejnych dwóch latach ok. 1,2 mln osób).
Istotna — niestety trudna do oszacowania — część tych samozatrudnionych to tak naprawdę pracownicy, którym pracodawca dał ofertę nie do odrzucenia: śmieciową pseudoprzedsiębiorczość.
Są też jednak pracownicy, którzy sami wybierają fałszywa samozatrudnienie ze względu na doraźne korzyści podatkowo-składkowe (polski system mocno uprzywilejowuje samozatrudnionych w stosunku do pracowników). W obu przypadkach mamy do czynienia z negatywnym zjawiskiem.
„Pracownik pozbawiony stabilności, którą gwarantuje prawo pracy i zabezpieczeń społecznych, staje się podatny na radykalizację, w tym radykalizację polityczną. Ma utrudniony dostęp do kredytów, co utrudnia zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych i może zniechęcać do podejmowania decyzji o zakładaniu rodziny i posiadaniu potomstwa. Powszechne zjawisko fałszywego samozatrudnienia negatywnie zatem oddziałuje na zastępowalność pokoleń i godzi w politykę demograficzną państwa” – pisał niedawno w „Rzeczpospolitej” Wojciech Zomerski z Zakładu Socjologii Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Rozwiązaniem mógłby być tzw. test przedsiębiorcy. Organy państwowe (np. Państwowa Inspekcja Pracy lub Zakład Ubezpieczeń Społecznych) mogłyby weryfikować, czy dana osoba rzeczywiście jest przedsiębiorcą, czy tylko rozlicza się jako przedsiębiorca. Rząd PiS nieśmiało zapowiadał wprowadzenie takiego testu w 2019 roku, potem zamilkł. Niedawno o teście przedsiębiorcy wspomniała senatorka Lewicy Magdalena Biejat.
Ale dużo bardziej prawdopodobne niż wprowadzenia takiego testu jest wzrost korzyści finansowych z samozatrudnienia i w efekcie — wzrost liczby pozornie samozatrudnionych. Nowa władza zapowiada bowiem wprowadzenie kolejnych ulg składkowo-podatkowych dla samozatrudnionych.
Komuda: “PiS nie zlikwidował więc śmieciówek – jeśli rozumiemy pod tym pojęciem zredukowanie do liczb bliskich zeru zatrudnienia poza standardowymi umowami o pracę. Mało tego, nawet jeśli obserwujemy w ostatnim czasie pewne zwiększenie odsetka pracujących na umowę o pracę, a kurczą się estymowane populacje pracujących na czarno, na umowach o dzieło i zlecenie, to trzeba tu postawić dwa zastrzeżenia.
Jak mówi ekspert, nie można jednak byłemu rządowi pewnych zasług, jeśli chodzi o pozytywne oddziaływanie na rynek pracy. Przykłady?
„Szybkie tempo wzrostu wynagrodzenia minimalnego sprzyjało większemu zainteresowaniu umowami o pracę: mało zarabiający widzieli interes w tym, by starać się o umowę o pracę, bo mogli liczyć na coroczne podwyżki związane właśnie ze wzrostem płacy minimalnej, co nie było zapewniane wtedy, gdy wybierali nieoskładkowane umowy o dzieło”
Ponadto oskładkowanie umów zlecenia zbliżyło je do umów o pracę (wciąż nie ma jednak wymaganego przez UE pełnego oskładkowania).
I wreszcie wprowadzenie minimalnego wynagrodzenia godzinowego. „Wyeliminowało to patologię zatrudniania ludzi za 4-5 zł za godzinę pracy, co nawet osiem lat temu było stawką niedorzecznie niską” – mówi Komuda.
Kto wie, może to o to chodziło posłowi Hocowi, który mówił 'zniesieniu umów śmieciowych". Ale zastępująca umowę o pracę umowa cywilnoprawna ze stawką godzinowa to wciąż śmieciówka. Przy wszystkich korzyściach ze stawki godzinowej jej wprowadzenie paradoksalnie zalegitymizowało śmieciówki. Tymczasem jest to patologia, do której nie powinniśmy się przyzwyczajać.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Gospodarka
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej
Prawo i Sprawiedliwość
samozatrudnienie
śmieciówki
umowy cywilnoprawne
umowy śmieciowe
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze