0:00
0:00

0:00

W piątek 11 maja pracownicy i mieszkańcy Pensjonatu Św. Łazarz, ludzie w kryzysie bezdomności, przygotowali kanapki dla protestujących w Sejmie osób z niepełnosprawnościami. Po dwóch godzinach pracy zawieźli jedzenie pod Sejm. Bułki, rukola, ogórki, kiełbasa, sałata.

"W tym strajku ujmuje mnie jedna rzecz. Że można aż tak walczyć. Aż tak pokazywać swoją determinację. I to działa. Jak człowiek pokaże, że już się nie cofnie" - mówi OKO.press Adriana Porowska, prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, która prowadzi Pensjonat.

Kolejny gest solidarności

23 dni okupacji budynku Sejmowego to nie tylko obrazy, które przedostają się do mediów: konferencje, spotkania z politykami i polityczkami, rozmowy z dziennikarzami. To konieczność zorganizowana całego życia w prowizorycznych warunkach: snu, rehabilitacji, posiłków, toalety, odpoczynku.

Osoby na sejmowych korytarzach walczą o godność i podstawowe prawa człowieka. Ale strajk nie mógłby trwać bez wsparcia osób zewnątrz.

Wsparciem symbolicznym są codzienne manifestacje o godzinie 16:00 pod Sejmem. Rehabilitanci strajkujących osób z niepełnosprawnościami, którym bezdusznie zakazano wejścia, dzień w dzień przynajmniej próbują dostać się do budynku Sejmu. Jest też wsparcie rzeczowe. Pierwsze noce protestujący spędzili na zimnej posadzce. Po tygodniu anonimowa osoba kupiła i dostarczyła do budynku materace. Potrzebne jest też picie i jedzenie.

W środę 9 maja 2018 roku, gdy Warszawski Strajk Kobiet alarmował na Facebooku, że brakuje podstawowych produktów do przygotowania posiłków do pomocy zgłosiła się Adriana Porowska, prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej. To fundacja, która zajmuje się wspieraniem osób w kryzysie bezdomności.

O pracy fundacji i jej klientach zrobiliśmy z Agatą Kubis dla OKO.press fotoreportaż w trzech częściach. W piątek 11 maja, zgodnie z deklaracją Ady, pracownicy i mieszkańcy Pensjonatu Św. Łazarz, który prowadzi Misja, rozpoczęli przygotowanie posiłków dla protestujących w Sejmie osób z niepełnosprawnościami. Po dwóch godzinach zawieźli jedzenie pod Sejm.

Jak mówi OKO.press Adriana Porowska będą je przygotowywać, dopóki strajk będzie trwał.

Adriana Porowska: "Już nauczyłam się, że my jako organizacje pozarządowe jesteśmy plastrem na wszystkie niedoskonałości systemu. Nie da się oczywiście wszystkich sytuacji życiowych opisać prawem. Ale denerwuje mnie, że przez lata nie stworzyliśmy chociażby ram wydajnego systemu wsparcia. Każdą lukę uzupełniamy dziś my, aktywiści, obywatele. A w przypadku osób z niepełnosprawnościami - rodziny. Państwo oferuje nam rozwiązania tymczasowe. Latami debatuje nad jednym prostym mechanizmem. Często czekaj aż wypali się protest społeczny. Dlatego uważam, że protestujący po prostu nie mogą opuścić Sejmu. Opadnie kurz i nic nie załatwią, a przecież drugi raz już nie będzie tak łatwo wejść.

My będziemy robić te kanapki, chodzić pod Sejm i czego tylko potrzebują tak długo, jak trzeba będzie protestować. One walczą o nas wszystkich. Mówiąc o bezdomności czy niepełnosprawności, my nie mówimy o jakiejś szczególnej grupie osób. My mówimy o nas wszystkich, może nie dziś, ale za rok, dwa czy dwadzieścia. My nie chcemy tolerancji, my chcemy normalnego życia".

"Pozwalamy im zjeść, ale nie kawior i ośmiorniczki"

Przepis na pierwszy solidarnościowy posiłek był prosty - kanapki.

Adriana Porowska: "Tak łatwo nam odbierać godność i człowieczeństwo osobom w kryzysie bezdomności i osobom z niepełnosprawnościami. Widać to po debacie parlamentarnej towarzyszącej protestom. Przecież plaże, odpoczynek, przyjemności i marzenia są tylko dla takich ciężko pracujących zdrowych ludzi. Im to się po prostu należy.

A osoby z niepełnosprawnościami? Oni powinni siedzieć zamknięci w domach, gdzieś na uboczu społeczeństwa. Jesteś biedny i marzysz o równych szansach, odpoczywaniu, rozwoju czy kontaktach społecznych? Co to za głupi pomysł?

Postulaty protestujących jesteśmy w stanie zrozumieć, ale tylko do połowy. Pozwalamy im zjeść, ale nie kawior i ośmiorniczki. Nawet dziś miałam taki pomysł, żeby przygotować im sushi. Jeden z panów mieszkających w pensjonacie był kucharzem w restauracji i potrafi przygotować różne egzotyczne potrawy. Ale pomyślałam, że najpierw się spytam protestujących, czy lubią i czy mają warunki do przechowywania tych posiłków. Protestującym potrzeba czegoś więcej niż chleba i pieluchomajtek.

U nas, w pensjonacie św. Łazarz, budujemy z osobami w kryzysie bezdomności jacht pełnomorski. Ktoś mógłby spytać: po co? I czy to fanaberia? No właśnie robimy to po to, żeby pokazać osobom bezdomnym i społeczeństwu, że można postawić tak wielką i skomplikowaną konstrukcję własnymi rękami. I jeszcze wypłynąć nim w podróż. Dlaczego mielibyśmy tego nie robić?

Chodzę też z chłopakami z pensjonatu do filharmonii. Jeżdżę z nimi do Rzymu. Właśnie po to, żeby zobaczyli, że świat jest blisko - na wyciągnięcie ręki. Jak już zobaczysz, że możesz pojechać wydawałoby się tak daleko, to po powrocie pracodawca na drugim końcu Warszawy, do którego trzeba codziennie dojeżdżać, w zasadzie nie jest taki nieosiągalny. Wrzucam potem zdjęcia z naszych wyjazdów i dostaję większość pozytywnych komentarzy. Ada, super. 20 osób na wyjeździe. Ale znajdzie się ktoś, kto napisze: a po co do Rzymu? A ile to kosztowało? Tak jakby można było wycenić zmianę w człowieku.

"Przez osiem lat jego rozrywką było siedzenie w oknie z kawą"

80 proc. osób, które są u nas, to osoby z różnym stopniem niepełnosprawności. Mamy też opiekunów osób z niepełnosprawnością. Wczoraj rozmawiałam z panem Jurkiem [red. - jeden z mieszkańców pensjonatu św. Łazarz], który zajmował się przez osiem lat swoją chorą matką. Z trójki rodzeństwa miał najgorszą pracę, nie miał dzieci, no to jak sam mówi "poświęcił się". Żyli z rent - mamy i jego. On sam ma amputowaną stopę, ale nie liczy tego jako niepełnosprawność.

Jak wyglądało jego życie z matką? Pampersowanie, rehabilitacja, dbanie o to, żeby nie było odleżyn. No, po prostu ciągłe bycie z nią. Przez osiem lat jego rozrywką było siedzenie w oknie z kawą. To były te momenty, gdy mama szła spać, a Jurek mógł odwrócić głowę. Na chwilę przestać patrzeć i reagować.

Całe życie było zdeterminowane opieką. Sama mam brata z dziecięcym porażeniem mózgowym. Pamiętam, jak wyglądały moje wakacje. Jako starsza o trzy lata, zdrowa siostra jeździłam do brata albo do szpitala albo do sanatorium. Moi rodzice stawali na głowie, żeby każdy wolny moment wykorzystać na jego leczenie, rehabilitację i edukację.

"To są tak głodowe pieniądze, że nie wiadomo, co z nimi zrobić"

W tym strajku ujmuje mnie jedna rzecz. Że trzeba aż tak walczyć. Aż tak pokazywać swoją determinację. I to działa. Jak człowiek pokaże, że już się nie cofnie.

Wszystko w Polsce rosło oprócz pieniędzy dla osób z niepełnosprawnościami. To niemożliwe za takie pieniądze przeżyć. Mnóstwo ludzi, którzy do nas trafiają pobierają zasiłki czy renty, ale to są tak głodowe pieniądze, że nie wiadomo w zasadzie co z nimi robić. Człowiek, który ze względu na niezdolność do pracy pobiera rentę w wysokości 800 zł nie jest upoważniony do otrzymania lokalu komunalnego tylko socjalnego. A wielu miastach nie buduje się lokali gorszej jakości, na lokal czeka się 10 lat. My nie możemy zastąpić całego systemu.

Jedziemy do Rzecznika Praw Obywatelskich rozmawiać o Karcie Praw Osób w kryzysie bezdomności. To taki dokument, który mogą przyjąć miasta, a który będzie określał politykę miejską, pokazywał że problemy ludzi w kryzysie bezdomności znane są władzy lokalnej.

Nad każdym punktem samorządowcy pochylają się wnikliwie - czy jest możliwy do spełnienia czy nie? A ludzie doświadczający bezdomności chcą po prostu łaźni i czystej noclegowni. Czy to tak wiele?

Dla mnie ta karta to wstyd. Wstyd, że trzeba mówić, o tak podstawowych sprawach jak to, że ludzie powinni godnie mieszkać, mieć czyste dostępne miejsce z ciepłą wodą żeby się umyć, czy mieć co zjeść.

Niepomaganie kosztuje

Gdy mając 28 lat, 12 lat temu przyszłam do pracy do Misji, zadałam sobie proste pytanie: czy naprawdę nikt w Polsce nie pomyślał, żeby policzyć ile państwo wydaje na „opiekę”, którą dziś oferuje? Przecież Dom Pomocy Społecznej dla jednej osoby to wydatek od 3,5 do 5 tys. zł miesięcznie. Część osób wolałaby przecież zostać w mieszkaniu i otrzymując wsparcie asystenta, doskonale by funkcjonowała w miejscu, w którym żyła do tej pory. Za te 5 tys. zł asystent mógłby mieć pod opieką 2-3 osoby, a te osoby – swoje życie. Godne życie. Wszyscy byliby zadowoleni.

W Stanach Zjednoczonych już kilka lat temu policzono koszty niepomagania. Gdy człowiek żyje na ulicy, pogarsza się jego stan zdrowia. Często odwiedza szpitale i to nie z grypą. Potrzebne są specjalistyczne, kosztowne badania. Co jeszcze kosztuje? Wyjazd służb i patrolowanie miejsc, w których partyzancko żyją osoby bezdomne. Kosztuje też Izba Wytrzeźwień.

Po takich prostych rachunkach okazuje się, że mniej kosztuje oddanie im kluczy do własnego mieszkania i pomoc terapeutów, lekarzy i asystentów w ich własnych domach. Ale w Polsce nikt tego nie monitoruje. Mówi się, że nie ma pieniędzy.

Tak samo jest z niepełnosprawnością. Jeśli państwo dziś nie pomoże tym osobom, rodzinom zabezpieczyć się finansowo, to prędzej czy później i tak zemści się na budżecie, na który wszyscy się powołują.

Polityka społeczna się nie zmieni, dopóki nie zmieni się nastawienie społeczne. Dopóki my nie zaczniemy zadawać pytań politykom, na przykład kandydatom na radnych czy prezydentów miast. Jaki to masz pomysł na to, żeby nie wykluczać ludzi? Dzieci w szkołach, potem na uczelniach, komunikację miejską? Znam miejsca, w których na sztandary wynosi się to, że wspiera się osoby z niepełnosprawnością. I to wspiera w sposób, w który one tego potrzebują.

To wina społeczeństwa, które nie upomina się o ludzi z niepełnosprawnością, dziś na proteście pod Sejmem była garstka osób.

Powinniśmy solidarnie wspierać tych, którzy walczą o naszą godność i zabezpieczenie naszej i naszych dzieci przyszłości. Idę tam jutro i liczę, że spotkam tłumy".

Przeczytaj także:

;
Agata Kubis

Fotografka streetowa, fotoreporterka. Od 10 lat dokumentuje wydarzenia związane ze środowiskiem feministycznym, LGBT, wolnościowym. Kiedyś członkini redakcji magazynu LGBT+ „Replika“, obecnie stale współpracuje z redakcją OKO.press. Członkini kolektywu Archiwum Protestów Publicznych

Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze