„Zgadzamy się, aby publiczna scena polityczna i społeczna była oparta na paradygmacie profesjonalizmu rozumianego jako algorytmy, gładkie słowa i zachowania, składanie palców zgodnie z zaleceniami speców od wizerunku. I na wykluczeniu opiekuńczości i troski. Na starannym odkurzeniu nas samych z naleciałości naszych prywatności i odruchów czułości” – pisze Anna Krawczak, badaczka i członkini Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW, konsultantka społeczna WHO.
Konsekwencje takiej cenzury są fatalne: i dla dorosłych, i – zwłaszcza – dla dzieci.
Kilka oczywistości
Co wspólnego mają ze sobą Marcelina Zawisza, domy dziecka, profesor Krysztofiak i strajk kobiet?
Kiedy w ubiegłym tygodniu FB obiegło zdjęcie posłanki Lewicy Razem Marceliny Zawiszy karmiącej piersią synka podczas posiedzenia sejmowej komisji zdrowia, dałam oczywiście lajka, ale nie poświęcałam większej uwagi tematowi, bo jest dość oczywisty: polityczka ma małe dziecko, karmi je piersią, chodzi do pracy, więc wiadomo, że będzie je karmić również w pracy. Tak już jest, że niemowlaki mają słabe zrozumienie dla grafików dorosłych, więc od tego są bezpieczni dorośli, aby podążać i za grafikiem i potrzebami niemowlęcia. (Bezpieczny dorosły to osoba, która zaspokaja potrzeby niemowlęcia i podąża za dzieckiem: zawsze ta sama, stała, dostępna, kojąca i kochająca).
Poza tym wydawało mi się, że cała ta niewiarygodna historia o tapetowaniu kobiecymi cyckami 3/4 billboardów w kraju i równoczesnej histerii wobec widoku osoby karmiącej piersią dziecko, skończyła się jakoś w roku dwutysięcznym, bo bez przesady, ludzie chyba nie lubią kompromitować się głupotą.
A jednak.
Jak widać na powyższym obrazku (autorem wpisu jest osoba z habilitacją, serio) nic się nie skończyło, niektórzy nie mają poczucia obciachu nie tylko wobec wyżej opisanej hipokryzji, ale też wobec publicznego ujawnienia, że nie mają żadnej wiedzy o wytycznych WHO o karmieniu mlekiem kobiecym. Jak również wobec publicznego wyznania, że „każą” coś swojej żonie [będącej zarazem matką zupełnie osobnego człowieka].
No ale dobrze, Zawisza nakarmiła syna, Krysztofiak uległ pokusie napisania światu, co o tym myśli – gdzie tu domy dziecka i strajk kobiet?
Ależ to oczywiste.
Opiekuńczość i troska? Wykluczone
Znajoma skomentowała cały ten hejt wobec posłanki-mamy karmiącej słowami, że w ten sposób właśnie pokazuje się kobietom brak zgody na równość w przestrzeni publicznej.
To prawda, przy czym moim zdaniem w ten sposób pokazujemy też brak zgody na obecność dzieci w przestrzeni publicznej.
Szerzej: zgadzamy się, aby publiczna scena polityczna i społeczna była dalej oparta na paradygmacie profesjonalizmu rozumianego jako algorytmy, gładkie słowa i zachowania, składanie palców zgodnie z zaleceniami speców od wizerunku. I na wykluczeniu opiekuńczości i troski. Na starannym odkurzeniu nas samych z naleciałości naszych prywatności i odruchów czułości.
Wtedy okazuje się logicznie, że ten rodzaj profesjonalizmu jest zarezerwowany jedynie dla mężczyzn i tych kobiet, które zrobią deal i pozbędą się wspomnianych odruchów opiekuńczości, troski i czułości (nie uważam, że opiekuńczość jest cechą kobiecą; po prostu kobietom-polityczkom tym bardziej nie wolno jej okazywać, a tym bardziej nie wolno jej okazywać wobec osób słabszych i zależnych).
Polska zamienia dzieci w liczby i zasoby
Byłam na wielu konferencjach dotyczących pieczy zastępczej i adopcji. Nasłuchałam się o „wychowankach” i „podopiecznych”. Zwartych szeregach liczb i inicjałów zapełniających tabele w excelu i sprawozdania pokontrolne, „stan wychowanków na dzień X wynosi Y”, „wychowankowie mają dostęp do Karty Praw Dziecka wywieszonej w gablocie przy gabinecie pani dyrektor”.
Znam również język postanowień sądowych o zabezpieczeniu dzieci poza rodzinami biologicznymi: „na ciele małoletniej zgodnie z notatką pracownika socjalnego znajdowały się liczne ukąszenia pluskiew”, „z relacji sąsiadki wynika, że matka małoletniego XX uciskała bez potrzeby główkę małoletniego, wówczas miesięcznego, który głośno płakał”, “małoletnia urodziła się w stanie głodu alkoholowego”.
W kraju uciekającym przed czułością i opiekuńczością, jako wysoce nieprofesjonalnymi i nielicującymi z językiem publicznego dyskursu, bardzo łatwo jest zmienić dzieci w liczby, zasoby, wychowanków.
Ich krzywdę – w incydenty relacjonowane urzędniczym językiem. Ich prawa – w treść okolicznościowych broszur na kredowym papierze, które dzień po akademii z okazji Dnia Dziecka, poświęceniu nowej szkoły czy odsłonięciu nowego pomnika Janusza Korczaka trafią do makulatury. Tak właśnie przekształcamy ten sposób myślenia oraz komunikacji w mainstream. Poważny. Profesjonalny. Publiczny.
Wpadamy wtedy w nurt efektywnego zarządzania zasobami dziecięcymi: umieszczamy w nowych placówkach, remontujemy stare domy dziecka, rozpraszamy w odmalowanych pokojach, wyposażamy w wykwalifikowanych wychowawców. Skutecznie, schludnie, ergonomicznie.
Dzieci nie są wówczas niczym innym niż zasobem, nad którym kontrolę sprawuje państwo. Czasem lubimy je nazywać “przyszłością narodu”, nad którą kontrolę ma sprawować znów państwo, ale za pośrednictwem rodzin, optymalnie biologicznych. I państwo to oczywiście czyni w sposób pozbawiony emocji, ponieważ na tym właśnie polega profesjonalizm zarządzania tym zasobem.
Zejście na poziom potrzeb emocjonalnych dzieci, ich prawa do rodziny i miłości, prawa do bycia blisko z bezpiecznym dorosłym, prawa do posiadania własnego miejsca w relacji, prawa do indywidualnej więzi, stają się niezrozumiałym narzeczem histeryczek i histeryków, którzy nie potrafią docenić klarowności algorytmów i państwowych mechanizmów opieki. Nie umieją dostosować się do oficjalnego dyskursu i zaprezentować jako profesjonalni rzecznicy.
Bardzo trudno jest mówić o dzieciach jako ludziach wymagających od dorosłego oddania, miłości, troski, i mówić to właśnie publicznie pokazując, że to jest nowy paradygmat profesjonalizmu: bycie człowiekiem, bycie sobą, bycie blisko.
Bycie z dziećmi.
Kto nie upomni się o dzieci
Kiedy przeglądałam nazwy grup powstałych wokół ruchu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, bezskutecznie szukałam tam grupy dziecięcej. Była grupa ds. osób LGBT+, edukacji, klimatu i świeckiego państwa. I inne.
Same ważne tematy, ale dzieci tam nie było.
Dzieci kojarzą się przecież z tym, w co całe wieki usiłował nas ubrać konserwatyzm i prawica: Kinder, Küche, Kirche. Znienawidzona opiekuńczość i troska, do których jesteśmy rzekomo predysponowane z racji biologii.
Żeby móc wywalczyć własną realną i profesjonalną obecność w przestrzeni publicznej, nie możemy ciągnąć za sobą łańcucha w postaci rzecznictwa na rzecz dzieci, szczególnie że walczymy przecież również o prawo do zdecydowania, czy w ogóle chcemy pojawienia się dzieci (i rodzicielstwa) w naszym życiu. Dzieci osłabiają feministyczne rzecznictwo.
Dlatego właśnie dzieci pozostają zawsze bezprizorne. Nie upomni się o nie OSK, a jedynym, co ma im do zaproponowania profesjonalny dyskurs publiczny, to dalsze rozpraszanie i zarządzanie zinstytucjonalizowanymi małoletnimi. Kolejne regulaminy w gablotach, skrupulatnie wyliczane algorytmy „należnego kieszonkowego”, które potem sprawdzi kontrola wojewódzka.
Nie dowiemy się z tych protokołów pokontrolnych, co czują dzieci; czego potrzebują, o czym marzą, kto walczył w ich sprawie, aby nie poszły z domu dziecka do domu pomocy społecznej. I czy w ogóle był taki ktoś? Czy była choć jedna osoba, która nieprofesjonalnie powiedziała „Kasia ma prawo do swojego pokoju, swoich koleżanek i kolegów, swojej klasy, małej stabilizacji, do żółtego dywanika przed łóżkiem. Nie można dziesięcioletniej Kasi przenieść do zakładu, gdzie będzie najmłodszą pensjonariuszką wśród dorosłych z niepełnosprawnością intelektualną tylko dlatego, bo komisja orzecznicza wydała decyzję. Mam w dupie procedury, po prostu tego nie zrobię”.
Tego właśnie nie wiemy i nigdy się nie dowiemy, bo jesteśmy i chcemy być profesjonalni tym rodzajem profesjonalizmu, który uważa karmienie dziecka piersią w pracy za ohydne oraz niepoważne.
Bo troska jest czymś wstydliwym, podobnie jak czułość wobec siebie, zwłaszcza dzieci.
Dlatego dzieci w przestrzeni publicznej debaty mogą być jedynie opowiadane językiem danych i statystyk, ale nigdy nie mogą pojawiać się jako ci, którymi są naprawdę: jako mali ludzie i obywatele, realne osoby potrzebujące bliskości, bezpiecznych dorosłych i indywidualnych więzi. Oraz emocjonalnych narracji o własnych doświadczeniach. Ich obecność nie jest pożądana.
Nowy paradygmat
To kolejna ilustracja tego, dlaczego właśnie kobietom, osobom definiującym się jako kobiety, ruchom prokobiecym, prawnoczłowieczym i wszystkim wrażliwym ludziom NIGDY nie wolno zdradzać dzieci. Ani pozwolić sobie na pułapkę myślenia, że prawa kobiet i prawa dzieci powinny podążać osobnymi ścieżkami.
I dlatego bardzo się cieszę, że Marcelina Zawisza karmi swojego synka w Sejmie, bo to oznacza, że zaczynamy się otwierać na nowy paradygmat profesjonalizmu ufundowanego na opiekuńczości i czułości.
Bardzo go potrzebujemy, bo jeśli profesjonalna debata ma dalej wstydzić się tego, że sens życia każdego z nas sprowadza się jednak do relacji z innymi ludźmi, do czułości, troski i miłości, a nie do algorytmów i danych, to – śmiem to stwierdzić – nie potrzebujemy wcale takiej debaty i nigdy jej nie potrzebowaliśmy.
Jedyną godną reakcją na wpis tego typa to cytowanie klasyka : " TO JEST JAKIŚ DRAMAT KU…"
Rzeczywiscie,nietypowe zachowanie.Mogla przeciez publicznie wyskrobac.
Wyrazy współczucia dla małżonki oraz dziecka cytowanego wyżej grafomana i specjalisty od piersi, żywienia i seksu. Ciekawe, czego jeszcze zabronił swojej żonie i czym jeszcze nakarmi swoje potomstwo, by zdrowe było jak ryba. Jedno pewne jest. Z pewnością nie był karmiony piersią i pieszczony przez rodziców w dzieciństwie i tak to się na nim odbiło. Inaczej na pewno takich głupot publicznie by nie głosił.
Dokładnie tak można by to skrócić : "Ale z tymi dziećmi, osobami starszymi innej orientacji, zwierzętami to dajcie spokój no kto to widział"??? Do tego się sprowadzają konserwatywne poglądy w tym religijnym podobno kraju.
I sprawdza się stare powiedzenie: lepiej się nie odzywać i uchodzić za głupka, niż otworzyć usta (tu: napisać post) i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Jezeli ktoś jeszcze nie wierzył, że podział na lewicę i prawicę jest anachronizmem, to kolejny raz zderzył się z dowodem "rzeczywistosciowym". Jeżeli wpis dziwnego Pana Wojciecha K. zawiera prawdę, a nie jest wyłącznie głupawa prowokacja, to jego Małżonka ma bardzo mocne podstawy do oskarżenia go o przemoc i założenia niebieskiej karty. Chemia organizmu w pologu, jeżeli nie było depresji poporodowej lub innych zaburzeń, wyklucza to, że kobieta dobrowolnie rezygnuje z podstawowych zachowań macierzynskich. Domy dziecka były, są i będą jednym z "dobrodziejstw" państwa. Nie wiem jak jest teraz, ale dawniej wszystkie dzieciaki miały kompleks bycia "państwowymi". Tak długo, jak będą u nas sieroty społeczne, żadna wladza ani kościół nie ma prawa do dobrego samopoczucia ani spokojnego sumienia. Etyki i zwyczajnej ludzkiej przyzwoitosci nie zastąpi żadna wiara ani formalne wykształcenie. A zapowiada się, że wraz z powrotem państwa policyjnego będzie coraz gorzej.
Nie probowalem tego tekstu nawet czytac ale ciesze sie ze napisala go kobieta a nie bezmuzgowy facet ktory wie co ma w spodniach i ewentualnie jak tego uzywac a pewnie nie wie do konca jak !!!! A wiec pani Krawczak zapewne pani wie ze KOBIETA jest istota ktora z milosci albo z innych niecnych czynow lajdakow urodzic musi dziecko !!!! Ale od tej pory nikt nie moze ingerowac w to gdzie i kiedy ona to swe dziecko bedzie karmic bo tylko ona wie z swego serca ze temu dziecku czegos potrzeba a szczegolnie jej piersi !!!!!! Dziwie sie ze do tej pory nie powstal jeczcze pomnik karmiacej matki a jest pelno nieudacznikow meskich uchonorowanych pomnikami !!!! (do tej pory nie widzialem takiego)
>bezmuzgowy facet
bezmUzgowy czyli jaki??? Tak tylko pytam bo "ekspiacji" od nieuka raczej nie należy oczekiwać.
Wpis Krzysztofiaka jest oburzający ale tez jako kobieta karmiąca piersią nie uważam żeby wszystkie możliwe miejsca były dobre dla tej czynności. Czy na debacie politycznej dziecko czuło się dobrze zaopiekowane i ukochane? Może jednak lepiej byłoby je na ten czas zostawić u ojca dziecka lub z babcią, czy znajomą nianią? Mleko można odciągać laktatorem więc wcale nie trzeba rezygnować z tego rodzaju pokarmu.
Uważam, że trzeba rozróżnić gdzie można sobie pozwolić na karmienie piersią a gdzie nie. Czy jako specjalista zrobimy przerwę w badaniu pacjenta na karmienie dziecka? Czy w restauracji wypada? Na pierwsze pytanie odpowiedziałabym nie, na drugie tak, jeśli próbujemy karmić nie oscentacyjnie.
Ściąganie pokarmu i aplikowanie go dziecku butlą powinno być ostatecznością. W samym karmieniu niezwykle ważny jest kontakt dziecka z matką. Jakakolwiek debata, tym bardziej polityczna, nie jest aż tak ważna, by nie można było w trakcie jej trwania nakarmić dziecka. Narazić się można tylko na bicie piany przez politycznych przeciwników i innych matołów.
Matka karmiąca wywołuje u niego skojarzenia seksualne, że aż pokusił się o przywołanie "monogamicznego fellatio"? Piersi są wyłącznie do seksu? Czyli Bóg stworzył u kobiet gruczoły mleczne przez pomyłkę? Panie Krysztofiak, negujesz pan Dzieło Boże? A w kościele, gdy widzisz pan obraz Matki Boskiej Karmiącej, to staje panu? Panie Krysztofiak, do seksuologa, może jest jeszcze jakaś nadzieja.
Ola Golec "Czy na debacie politycznej dziecko czuło się dobrze zaopiekowane i ukochane? Może jednak lepiej byłoby je na ten czas zostawić u ojca dziecka lub z babcią, czy znajomą nianią?"
Nie jestem kobietą, ale jako troskliwy ojciec i dziadek mam doświadczenie, którym chcę się z Panią podzielić.
Niemowlę lubi być z matką, i odgłosy rozmów mu nie przeszkadzają, chyba że są wrzaskliwe.
To że debata jest polityczna, dla niemowlęcia nie robi żadnej różnicy. Jest ono z natury bezpartyjne (ja też zresztą).
"Czy w restauracji wypada?"
Jak najbardziej. Restauracje są po to aby karmić ludzi, więc niemowlęta też można. Co do ostentacyjności, to nie wypada siorbać i mlaskać. Ani rzucać kości na podłogę 😉
Ponieważ zostałem wymieniony w tekście z nazwiska, oświadczam,że (1) nie jestem przeciwnikiem karmienia dzieci piersią w miejscach publicznych (nie oburza mnie to); (2) mój komentarz do tekstu z Onet dotyczył tytułowej frazy, iż "pierś nie służy podniecaniu". A wpis zaczynam od tego,że w Polsce wszystko jest na opak, a wiec,że tekst dotyczy zjawiska przewartościowań światopoglądowych. Tu mój oficjalny komentarz, w którym nie wycofuję się z ani jednego zdania. Uruchomiono falę hejtu wobec mojej osoby i rodziny (łącznie z wrzutkami na stronę FB mojej partnerki oraz w messengerze); niektóre wpisy stanowią apele w stylu "do szamba"; jestem odporny, ale również przerażony falą nienawiści; fake newsów (w takiej atmosferze łatwo uruchomić szaleńca, który może użyć noża (przypomnijcie sobie wydarzenie sprzed dwóch lat z Pawłem Adamowiczem). Atak jest zorganizowany przez Strajk Kobiet – to forma przedłużenia agonii nieudanego protestu, który w zasadzie już nie posiada szerokiego poparcia społecznego. https://krysztofiak-wojciech.blogspot.com/2021/01/odpowiedz-lewicowym-feministkom-list.html
Mętne tłumaczenie drogi panie Mleko, czy z piersi, czy też z kartonu po prostu się rozlało. Zanim się coś napisze, radzę pomyśleć, a jeśli będzie się pan upierał, że to zrobił, tym gorzej. Poziom tego wpisu poraża, czegokolwiek by nie dotyczył. Jest po prostu obleśny, wyciągnięty z rynsztoka, czy też szamba i tam powinien się znajdować. Swoją drogą komentarz zamieszczony przed chwilą, a link w nim wklejony prowadzi donikąd. I tyle w temacie. Szkoda słów po prostu.
"link w nim wklejony prowadzi donikąd"
Znalazłem pod:
https://krysztofiak-wojciech.blogspot.com/2021/01/odpowiedz-lewicowym-feministkom-list.html
(Panu Wojciechowi zakradły się specjalne ukryte znaki -"%C2%AD", gdy kopiował/wklejał)
Tekst dość oryginalny – podam jeden ustęp:
"Niniejsza akcja zmasowanego hejtu to nic innego jak realizacja taktyki tysiąca ognisk Ernesto Che Guevary."
Miejsce publiczne to nie miejsce na wywalanie cyca i karmienie dziecka.
Więc jednak głupawa prowokacja i to w profesorskim wydaniu:) Nie znam poglądów tego Pana, a i po lekturze "sprostowania" już się raczej nie skusze. Choć skutecznie odsłonił niektore paradoksy. Najbardziej zabawni są konserwatyści z "bożejłaski", których nie oburzają homofobusy, banery z krwawymi obrazkami, itd. ale karmiąca matka w przestrzeni publicznej? Fuj! Be! Chyba trzeba odwrócić lub pozdejmowac wszystkie Madonny karmiące, muzea i świątynie to też w końcu przestrzeń publiczna.
Oburzonym zabieraniem "dzieci do pracy" warto natomiast przypomnieć, że przecież obecna wladza przyjela i wdraża politykę prorodzinna. Infrastruktura ułatwiająca życie zawodowe Mam, również karmiących, pojawi się więc bez watpienia w każdym zakładzie pracy. I to nie wyłącznie jako miejsce do przewijania w toaletach. Obrońcy życia od poczęcia na pewno zadbają o pomieszczenia i wyspecjalizowany personel, dbający o bezpieczeństwo maluchow, a zwłaszcza o godziwe warunki pracy i płacy dla ich Mam. Czy może jednak nie zadbają?