Specjalna komisja ds. rodziny oceniałaby, czy samorządowe uchwały chronią rodzinę i dzieci przed demoralizacją. W posiedzeniach komisji brałyby udział organizacje prorodzinne, takie jak Ordo Iuris
W poniedziałek 4 stycznia 2021 grupa posłów PiS złożyła w Sejmie projekt ustawy "Samorządy dla Rodziny". Jak mówił prezentujący ją poseł PiS Bartłomiej Wróblewski [na zdjęciu], ustawa ma przeciąć „wątpliwości, czy samorząd terytorialny, zarówno gminny, jak i powiatowy czy wojewódzki, ma kompetencje do tego, by podejmować prorodzinne działania”.
„Każdy samorząd będzie przygotowywał program polityki prorodzinnej. Ustawa jest przygotowana w sposób wolnościowy. Nie narzucamy, jak ten program ma dokładnie wyglądać” - dodawał poseł Piotr Uściński.
Obaj należą do konserwatywnej frakcji PiS. Byli wśród 106 posłów PiS, którzy podpisali wniosek do TK w sprawie zakazu aborcji. O co tak naprawdę chodzi w przygotowanym przez nich projekcie i czy słusznie wzbudza skojarzenia z „Samorządową Kartą Praw Rodzin” Ordo Iuris?
W myśl projektu ustawy jednostki samorządu terytorialnego (gminy, powiaty, województwa) miałyby opracowywać "samorządowy program polityki prorodzinnej", którego celem jest wyznaczenie "strategii polityki prorodzinnej".
Projekt jako przykładowe cele wymienia ogólnikowe hasła - rozpoznawanie potrzeb i problemów rodzin i tworzenie odpowiadających im instrumentów. Ale pojawiają się też bardziej konkretne pomysły:
O jakie rodziny chodzi? Projekt ustawy w art. 2 wprowadza wąskie pojęcie rodziny jako wspólnoty „osób związanych pokrewieństwem, powinowactwem, przysposobieniem lub związkiem małżeńskim zawartym zgodnie z art. 1 ustawy z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy".
Dla porównania - w art. 6 pkt 14 ustawy o pomocy społecznej rodzinę określono jako „osoby spokrewnione lub niespokrewnione pozostające w faktycznym związku, wspólnie zamieszkujące i gospodarujące".
Aktywiści, między innymi „Atlas Nienawiści”, obawiają się, że ta wąska definicja rodzin ma wykluczać rodziny tęczowe, niepełne, patchworkowe.
Ustawa zakłada także, że rada gminy (czy innej jednostki samorządu) „z własnej inicjatywy lub na wniosek zainteresowanych środowisk, może utworzyć
gminną radę do spraw rodziny, mającą charakter konsultacyjny, doradczy i inicjatywny".
Do takiej rady wchodzić mogliby tylko przedstawiciele „działających na obszarze danej gminy prorodzinnych organizacji pozarządowych w rozumieniu art. 2 pkt 4 ustawy z dnia … o polityce prorodzinnej jednostek samorządu terytorialnego »Samorząd dla Rodziny«".
Jakie to organizacje prorodzinne? W art. 2 projektu zastrzeżono, że takie, które:
„Wśród swoich celów statutowych wymieniają działalność na rzecz małżeństwa definiowanego zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej jako związek kobiety i mężczyzny, rodziny jako wspólnoty osób związanych małżeństwem, pokrewieństwem, powinowactwem lub przysposobieniem, macierzyństwa i rodzicielstwa oraz ochrony dzieci przed demoralizacją".
Takie zapisy w statucie ma oczywiście Ordo Iuris:
To zresztą nie jedyne zadanie, jakie przewiduje się dla „organizacji prorodzinnych". Projekt zakłada, że
uchwały rady (lub innej jednostki) powinny być opiniowane co do zgodności z polityką prorodzinną przez specjalnie powołaną komisję właściwą do spraw rodziny, a w przypadku niepowołania takiej komisji - przez komisję rewizyjną.
W posiedzeniach tych komisji mają brać udział "organizacje prorodzinne" działające na terenie jednostki samorządu i na ich wniosek mają być o takich posiedzeniach informowani.
"Zapewne ma to być otwarcie lokalnych aren politycznych na głosy tych środowisk, które mają w statutach wpisaną troskę o rodzinę. Wiemy, że wiele organizacji zajmujących się taką działalnością intensywnie uczestniczy w debatach publicznych, promuje tzw. tradycyjną definicję małżeństwa, kwestionuje konwencję antyprzemocową.
Takie fundacje i stowarzyszenia dostałyby dodatkową platformę swoich działań, dostęp do stanowienia lokalnego prawa.
Musiałyby być informowane o posiedzeniach komisji rad i sejmików, na których pojawiają się projekty uchwał, miałyby prawo zabierania głosu, składania wniosków" - mówi OKO.press dr hab. Adam Gendźwiłł z Zakładu Rozwoju i Polityki Lokalnej UW, ekspert Fundacji Batorego.
Takie organizacje nie mogłyby blokować uchwał jednostek samorządu. Musiałyby mieć większość w radzie gminy, miasta czy sejmiku. Ale...
"Wszystkie te organizacje stałyby się wyróżnionymi podmiotami, mogłyby wpływać na lokalną debatę, być może też spowolnić proces uchwalania niektórych uchwał.
Pamiętajmy, że organizacje takie jak Ordo Iuris prowadzą też działalność watchdogową. Uważnie śledzą, które samorządy podejmują inicjatywy, z którymi się nie zgadzają.
Na przykład te dotyczące zajęć edukacji seksualnej. Taka ustawa dawałaby im pewnie sprawniejsze instrumentarium do monitorowania prac samorządów" - wyjaśnia dr Gendźwiłł.
„Podobną funkcję spełnia zapis w Samorządowej Karcie Praw Rodzin o publikowaniu w BIP wykazu organizacji współpracujących ze szkołami. Może on być wykorzystywany przez zewnętrzne organizacje do torpedowania ewentualnych prorównościowych zajęć" - wyjaśnia OKO.press Jakub Gawron, aktywista związany z "Atlasem Nienawiści".
„Na mocy tej ustawy samorządy nie mogłyby dyskryminować rodzin w dostępie do usług publicznych. Nawet jeśli w ustawie znalazłaby się wąska definicja rodziny. W tej części to projekt głównie symboliczny" - uspokaja jednak Adam Gendźwiłł - "Wypracowywanie opisanego w ustawie programu polityki prorodzinnej przypomina przepisy, które zobowiązują samorządy do tworzenia programów współpracy z organizacjami pozarządowymi na mocy ustawy o działalności pożytku publicznego. Każda gmina co do zasady powinna taki program uchwalić, ale wiemy, że nie każda to robi i że wiele programów to dokumenty fasadowe.
To dokładanie samorządom kolejnego fikcyjnego obowiązku w sytuacji, w której władze centralne powinny się zająć skrupulatną oceną własnej polityki prorodzinnej. Takie lokalne programy byłyby pewnie zbiorem pobożnych życzeń i deklaracji, jak politykę prorodzinną należy prowadzić.
A wiemy, że samorządy tak czy inaczej ją prowadzą. Zresztą nawet podczas konferencji prasowej posłowie wnioskodawcy przyznawali, że najciekawsze innowacje w polityce prorodzinnej powstawały oddolnie, właśnie samorządach, bez żadnej interwencji z góry czy konieczności uchwalania programów.
W uzasadnieniu tego projektu znajduje się diagnoza, że jednostki samorządu nie mogą prowadzić polityki prorodzinnej, bo organy nadzoru mają problem z uchwałami samorządów w tej dziedzinie, nie znajdują odpowiedniej podstawy prawnej.
To kim są te organy nadzoru? To wojewodowie z nominacji PiS nie pozwalają samorządom w Polsce prowadzić polityki prorodzinnej?
Uzasadnienie tego projektu jest dziurawe i zawiera bzdurne stwierdzenia".
Projekt posłów PiS nie został jeszcze uwzględniony w harmonogramie prac Sejmu.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze