Mężczyzna z Iraku: "Może jak tym razem spróbuję przekroczyć granicę, to mnie zabiją. Już mi wszystko obojętne: przechodzić przez granice, albo umrzeć tutaj - trzeciej opcji nie mam. Tak bardzo kocham moją mamę. Ostatni raz do niej pisałem, zanim zabrali mi telefon. Przepraszam, może mówię złe rzeczy, ale widziałem takie rzeczy, że chyba stracę rozum"
12 listopada w lesie między Sokółką i Kuźnicą odbyła się konferencja aktywistów z Grupy Granicy i Fundacji Ocalenie. W konferencji uczestniczył nasz reporter Igor Nazaruk:
Aktywiści przedstawili sytuację migrantów i migrantek na granicy polsko-białoruskiej. Iwo Łoś, Grupa Granica: "My nie jesteśmy profesjonalistami. Apelujemy o to, by na tej linii mogli działać profesjonaliści. Od połowy października organizacje zaangażowane w pomoc humanitarną otrzymały prośby o pomoc od co najmniej 3 tys. osób. Od początku listopada dostaliśmy prośby o pomoc od co najmniej 900 osób. Od początku listopada interwencji w lesie było co najmniej 113. Niezbędne jest dopuszczenie organizacji humanitarnych do strefy zamkniętej, niezbędne jest dopuszczenie mediów i niezależnych obserwatorów".
Podczas konferencji głos zabrała także aktorka Maja Ostaszewska, która także udziela pomocy uchodźcom na granicy: "To nieprawda, że jesteśmy zadowoleni, że ludzi się wypycha. Ogromna część polskiego społeczeństwa nie może spać po nocach i nie godzi się na to. Bezpieczna granica to taka, na której nikt nie umiera. Apelujemy o dopuszczenie pomocy humanitarnej. Ci ludzie nie mają nic wspólnego z polityką, to są ofiary".
Aktywiści odczytali także kilka wiadomości od oczekujących na pomoc uchodźców. To dramatyczne świadectwo bezsilności pozostawiamy bez komentarza.
Mężczyzna z Iraku:
Odkąd wyjechałem z Iraku, wszyscy kłamią. Mówią nam jedno i robią drugie. Nigdy nie sądziłem, że istnieją tacy ludzie, że zobaczę takie rzeczy. Dziecko płacze z głodu, a oni przy nas normalnie jedzą i piją. Powiedzcie obu stronom, żeby dały nam tą broń, którą trzymają, żebyśmy się sami zabili, to będzie po problemie. Może jak tym razem spróbuję przekroczyć granicę, to mnie zabiją. Już mi wszystko obojętne: przechodzić przez granice, albo umrzeć tutaj - trzeciej opcji nie mam. Tak bardzo kocham moją mamę. Ostatni raz do niej pisałem, zanim zabrali mi telefon. Przepraszam, może mówię złe rzeczy, ale widziałem takie rzeczy, że chyba stracę rozum. W domu byłem takim spokojnym człowiekiem, a tutaj traktują mnie, jakbym był kryminalistą, mordercą. Szczególnie młodych mężczyzn tak traktują. Ale już chyba przywykłem. Już mi jest wszystko obojętne. Odkąd tu jestem, umarło już 8 osób.”
Siedmioosobowa rodzina z dziećmi: „Prosimy, pomóżcie nam. Jest tak zimno, że nie możemy dalej iść. Dzieci źle się czują. Kobieta mdleje. Proszę, pospieszcie się, jesteście naszą jedyną nadzieją. Pospieszcie się, ona umrze. Nasza jedyna nadzieja to to, że pozostaniemy w waszych życiach.”
Pinezka po białoruskiej stronie granicy, niedaleko przejścia granicznego w Kuźnicy, wczorajszy wieczór. Rodzina z dziećmi, bez wody i jedzenia, obawiają się co będzie, jak przyjdzie śnieg. Powiedzieliśmy, że po tamtej stronie nie możemy im pomóc. Odpowiedzieli: "Szkoda. Czyli musicie czekać, aż umrzemy. Dzieci pewnie umrą pierwsze. Dziękujemy, że poświęciliście mi czas. Jeśli możecie, wyślijcie moją wiadomość do organizacji, czy kogokolwiek, kto mógłby nam pomóc”
"Fundacji Ocalenie, która od ponad 20 lat zajmuje się integracją uchodźców i uchodźczyń w Polsce, a od 3 miesięcy chodzimy po polsko-białoruskim pograniczu i próbujemy ratować ludzkie życie, nosząc ze sobą jedzenie, wodę, ubrania, plecak medyczny, pełnomocnictwa do reprezentacji uchodźców w procedurze azylowej. Tydzień temu nasz kilkuosobowy zespół w ciągu trzydniowej zmiany wyjechał 8 razy na interwencje. Od poniedziałku wyjechaliśmy tylko na jedną. Tak jak głosi wiadomość w smsie wysyłanym z rządowego systemu: the border is sealed. A po drugiej stronie granicy cierpią i umierają ludzie. Jesteśmy z nimi w ciągłym kontakcie" - powiedziała Kalina Czwarnóg.
Komentarze