Dobre wiadomości są dwie: póki co, nie doszło do pożaru torfu a strażakom udaje się trzymać pożar w ryzach, choć wiatr może jeszcze roznieść ogień. Dyrekcja parku poinformowała też, że straty wśród ptaków są znikome. Piąty dzień płonie Biebrzański Park Narodowy
Szczęśliwie - choć to raczej szczęście w nieszczęściu - pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego ma charakter powierzchniowy. To znaczy, że palą się tylko rośliny i ogień nie wniknął głębiej, w torf. Gdyby tak się stało, to pożar zmieniłby zupełnie swój charakter. Przede wszystkim, stałby się dużo trudniejszy do ugaszenia. I mógłby palić się nawet przez kilka miesięcy.
Czy to jednak znaczy, że w ogóle nie ma takiego zagrożenie? Nie, a to dlatego, że tzw. w basenie środkowym Biebrzańskiego Parku, gdzie się pali, zalega odwodniony torf. Sytuację pogarsza jeszcze trwająca susza i brak opadów, bo w parku narodowym nie padało od ponad miesiąca.
Zdaniem dr hab. Wiktora Kotowskiego, biologa z Uniwersytetu Warszawskiego, pożar torfu jest wciąż możliwy:
"Poziom wody w Biebrzy w Burzynie wynosi ok. 1,5 metra – jest o 1,3 metra niższy od średniej wieloletniej. W rejonie Czerwonego Bagna, którego wilgotność zależy od opadów deszczu, poziom wody jest teraz 1,5 metra poniżej poziomu gruntu, a normalnie powinien być tuż pod powierzchnią. To wszystko są ekstremalnie niskie stany, najniższe w całej historii monitoringu w Biebrzańskim Parku Narodowym".
Wygląda na to, że pożar udaje się trzymać w ryzach. A przynajmniej tak wynika z wypowiedzi medialnych strażaków biorących udział w akcji.
"Dzisiaj tereny, na których trwa gaszenie ognia, raczej zamykają się w tej strefie dotychczas objętej pożarem. Nie przyrosło nam jakoś istotnie kolejnych hektarów. Nie ma gwałtownego zwiększenia powierzchni" - mówił Onetowi mł. bryg. Marcin Janowski z Komendy Wojewódzkiej PSP w Białymstoku.
Dodał, że w czwartek 23 kwietnia 2020 obszar objęty pożarem nie przekroczył ok. 100-200 hektarów, które znajdują się w obrębie terenu, który płonął już wcześniej. Dziś akcja gaśnicza skupiała się na okolicach miejscowości Grzędy, Wrocień, Kopytkowo a także wzdłuż Kanału Woźniewskiego.
Strażak podkreślił, że największą trudnością w gaszeniu pożaru jest porywisty wiatr, który sprawia, że trudno zapanować nad ogniem, który szybko przeskakuje z trzcinowiska na trzcinowisko.
Akcję utrudnia również sam teren. W Biebrzańskim Parku Narodowym nie ma stałych dróg, konieczne jest przewodnictwo pracowników parku, by dojść do płonących miejsc. Nie mogą też wjechać samochody, więc dotrzeć trzeba na piechotę (2-3 km) a gaszenie wykonuje się głównie ręcznymi tłumicami.
"Jednak kluczowym elementem tej akcji gaśniczej są zrzuty z samolotów. Na bieżąco uczestniczy w niej sześć dromaderów i jeden śmigłowiec z Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. To one robią największą robotę" - powiedział Janowski.
Nie ma za to jasności co do całkowitego obszaru pożaru, jaki objął park narodowy od niedzieli. Ze strony Państwowej Straży Pożarnej padały dziś sprzeczne informacje:
raz mówiono, że to 6 tys. a innym razem że 8 tys. hektarów (to 10 - 13,5 proc. całej powierzchni parku).
Trzeba jednak pamiętać, że to i tak są zgrubne szacunki, a na precyzyjne informacje musimy poczekać do końca akcji gaśniczej.
Eksperci Centrum Badań Kosmicznych PAN, którzy na zlecenie Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej, monitorują zasięg i rozwój pożaru na podstawie analizy zdjęć satelitarnych poinformowali, że
tylko miedzy 20 a 22 kwietnia obszar objęty pożarem powiększył się ośmiokrotnie (4,2 tys. hektarów).
Oświadczenie w sprawie wydał prezydent Andrzej Duda. Mówił w nim m.in. o sytuacji przyrodniczej parku w związku z pożarem, powołując się na informacje przekazane przez Andrzeja Grygoruka, dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego. Powiedział, że skąpe opady w połączeniu z wcześniejszą małą pokrywą śnieżną spowodowały, że w tym roku mniej ptaków gniazduje w parku.
"W efekcie mimo tego, że wystąpił pożar to straty wśród ptactwa, zwłaszcza tego, które jest ptactwem szczególnie chronionym, zagrożonym są znikome" - powiedział prezydent.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze