Szczęśliwie – choć to raczej szczęście w nieszczęściu – pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego ma charakter powierzchniowy. To znaczy, że palą się tylko rośliny i ogień nie wniknął głębiej, w torf. Gdyby tak się stało, to pożar zmieniłby zupełnie swój charakter. Przede wszystkim, stałby się dużo trudniejszy do ugaszenia. I mógłby palić się nawet przez kilka miesięcy.
Czy to jednak znaczy, że w ogóle nie ma takiego zagrożenie? Nie, a to dlatego, że tzw. w basenie środkowym Biebrzańskiego Parku, gdzie się pali, zalega odwodniony torf. Sytuację pogarsza jeszcze trwająca susza i brak opadów, bo w parku narodowym nie padało od ponad miesiąca.
Zdaniem dr hab. Wiktora Kotowskiego, biologa z Uniwersytetu Warszawskiego, pożar torfu jest wciąż możliwy:
„Poziom wody w Biebrzy w Burzynie wynosi ok. 1,5 metra – jest o 1,3 metra niższy od średniej wieloletniej. W rejonie Czerwonego Bagna, którego wilgotność zależy od opadów deszczu, poziom wody jest teraz 1,5 metra poniżej poziomu gruntu, a normalnie powinien być tuż pod powierzchnią. To wszystko są ekstremalnie niskie stany, najniższe w całej historii monitoringu w Biebrzańskim Parku Narodowym”.
Pożar pod (względną) kontrolą
Wygląda na to, że pożar udaje się trzymać w ryzach. A przynajmniej tak wynika z wypowiedzi medialnych strażaków biorących udział w akcji.
„Dzisiaj tereny, na których trwa gaszenie ognia, raczej zamykają się w tej strefie dotychczas objętej pożarem. Nie przyrosło nam jakoś istotnie kolejnych hektarów. Nie ma gwałtownego zwiększenia powierzchni” – mówił Onetowi mł. bryg. Marcin Janowski z Komendy Wojewódzkiej PSP w Białymstoku.
Dodał, że w czwartek 23 kwietnia 2020 obszar objęty pożarem nie przekroczył ok. 100-200 hektarów, które znajdują się w obrębie terenu, który płonął już wcześniej. Dziś akcja gaśnicza skupiała się na okolicach miejscowości Grzędy, Wrocień, Kopytkowo a także wzdłuż Kanału Woźniewskiego.
Wiatr nie pomaga
Strażak podkreślił, że największą trudnością w gaszeniu pożaru jest porywisty wiatr, który sprawia, że trudno zapanować nad ogniem, który szybko przeskakuje z trzcinowiska na trzcinowisko.
Akcję utrudnia również sam teren. W Biebrzańskim Parku Narodowym nie ma stałych dróg, konieczne jest przewodnictwo pracowników parku, by dojść do płonących miejsc. Nie mogą też wjechać samochody, więc dotrzeć trzeba na piechotę (2-3 km) a gaszenie wykonuje się głównie ręcznymi tłumicami.
„Jednak kluczowym elementem tej akcji gaśniczej są zrzuty z samolotów. Na bieżąco uczestniczy w niej sześć dromaderów i jeden śmigłowiec z Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. To one robią największą robotę” – powiedział Janowski.
Wszyscy nam mówią, dzwonią, że słychać je na całym Podlasiu.To ONE!!! "Bez nich nic byśmy nie dali rady. Ile ich było? My nie wiemy, bo zasuwamy. Może od dzisiejszego rana kilkadziesiąt? cały czas latają tuż nad nami" – dzwoni właśnie z akcji Dawid Wójcik, Kierownik Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt na Grzędach video: Dominika Wójcik, BbPN
Posted by Biebrzański Park Narodowy on Thursday, 23 April 2020
Osiem razy w trzy dni
Nie ma za to jasności co do całkowitego obszaru pożaru, jaki objął park narodowy od niedzieli. Ze strony Państwowej Straży Pożarnej padały dziś sprzeczne informacje:
raz mówiono, że to 6 tys. a innym razem że 8 tys. hektarów (to 10 – 13,5 proc. całej powierzchni parku).
Trzeba jednak pamiętać, że to i tak są zgrubne szacunki, a na precyzyjne informacje musimy poczekać do końca akcji gaśniczej.
Eksperci Centrum Badań Kosmicznych PAN, którzy na zlecenie Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej, monitorują zasięg i rozwój pożaru na podstawie analizy zdjęć satelitarnych poinformowali, że
tylko miedzy 20 a 22 kwietnia obszar objęty pożarem powiększył się ośmiokrotnie (4,2 tys. hektarów).
Prezydent: „Straty wśród ptactwa są znikome”
Oświadczenie w sprawie wydał prezydent Andrzej Duda. Mówił w nim m.in. o sytuacji przyrodniczej parku w związku z pożarem, powołując się na informacje przekazane przez Andrzeja Grygoruka, dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego. Powiedział, że skąpe opady w połączeniu z wcześniejszą małą pokrywą śnieżną spowodowały, że w tym roku mniej ptaków gniazduje w parku.
„W efekcie mimo tego, że wystąpił pożar to straty wśród ptactwa, zwłaszcza tego, które jest ptactwem szczególnie chronionym, zagrożonym są znikome” – powiedział prezydent.
Czy jesteście w stanie zweryfikować informacje ze strażacy w pierwzej kolejności gaszą zabudowania i prywatne łąki. A park leży na samym koncu piorytetów stąd wszelkie prowadzone zbiórki na wsparcie strażaków wprowadzają ludzi w błąd bo nie są pierwszej koleności wsparciem na ratowanie parku choć tak jest to podawane.
Najcenniejszy, unikatowy na skalę globalną gatunek – wodniczka (praktycznie lęgowa tylko w Polsce, Białorusi i Ukrainie) dopiero przyleci za parę dni – na pogorzeliska. Mówienie, że "straty wśród ptactwa są znikome" jest przedwczesne – a przynajmniej zależy od tego jak je rozumieć, czy tylko ptaki/lęgi spalone w pożarze czy szerzej.