0:00
0:00

0:00

8 lipca skończyły się konsultacje zmian na listach lektur w szkołach podstawowych i średnich ogłoszonych przez ministra Przemysława Czarnka.

Na liście lektur przybyło pozycji nacjonalistyczno-katolicko-bogoojczyźnianych. Wypadł z niej niewierzący filozof-liberał Leszek Kołakowski. Przybyło tekstów Karola Wojtyły i Henryka Sienkiewicza.

Pełen wykaz proponowanych przez ministerstwo zmian można znaleźć w projekcie rozporządzeń na stronach Rządowego Centrum Legislacji (tutaj).

Z lektur usunięto m.in.:

  • poezje Marcina Świetlickiego (uzasadnienie: „myśli zawarte w wielu utworach nie reprezentują wartości, które wpisane zostały w podstawie programowej”);
  • „Małą apokalipsę” Tadeusza Konwickiego (uzasadnienie: „ze względu na niejednoznaczne przesłanie płynące z utworu”);
  • „Antygonę w Nowym Jorku” Janusza Głowackiego (uzasadnienie: „ze względu na promowanie wartości niezgodnie z treściami podstawy programowej”);
  • z listy „zalecanych dzieł teatralnych i filmowych” wypadło „Zezowate szczęście” Andrzeja Munka (uzasadnienie: „nieprzystające do założeń podstawy programowej”);

W czym antyheroiczny film Munka o losach Jana Piszczyka - przeciętnego Polaka rzuconego w wir wojen i dyktatur - „nie przystaje do założeń”, ministerstwo nie wyjaśniło. Wypadły jednak utwory, które nie były bogoojczyźniane i nie pasowały do religijno-konserwatywnej ideologii wyznawanej przez ministra.

Antysemitka, która pomagała Żydom

Wśród lektur uzupełniających dla zakresu podstawowego w liceum ogólnokształcącym i technikum znalazła się „Pożoga” Zofii Kossak-Szczuckiej (1889-1968).

Błyskotliwa kariera tej autorki na dzisiejszej prawicy i w polityce historycznej władz - w tym zapewne obecność na liście lektur - wynika między innymi z faktu, że mimo antysemickich poglądów protestowała przeciwko Zagładzie Żydów.

11 sierpnia 1942 roku - kiedy z getta warszawskiego codziennie Niemcy wywozili kilka tysięcy osób do obozów zagłady - Kossak-Szczucka napisała odezwę „Protest!”. Wzywała w niej do pomocy Żydom - równocześnie powielając antysemickie klisze (całą można przeczytać tutaj):

„Wobec zbrodni nie wolno pozostawać biernym. Kto milczy w obliczu mordu - staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia - ten przyzwala. Zabieramy przeto głos my, katolicy-Polacy. Uczucia nasze względem żydów [!] nie uległy zmianie. Nie przestajemy uważać ich za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski. Co więcej, zdajemy sobie sprawę, że nienawidzą nas oni więcej niż Niemców, że czynią nas odpowiedzialnymi za swoje nieszczęście”.

We wrześniu 1942 Kossak-Szczucka razem z socjalistką Wandą Krahelską-Filipowiczową powołała Komisję Pomocy Społecznej dla Ludności Żydowskiej, która w grudniu 1942 roku przekształciła się w Radę Pomocy Żydom „Żegota”. Kossak-Szczucka została odznaczona po wojnie orderem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”; w jej warszawskim mieszkaniu ukrywał się przez sześć miesięcy Maurycy Gelber, który złożył po wojnie świadectwo.

Socjolog Tomasz Żukowski nazwał Kossak-Szczucką „emblematycznym przypadkiem Sprawiedliwego - antysemity”. Dla dzisiejszej polityki historycznej jest to bardzo wygodne - pokazuje bowiem, że powszechny przed wojną w Polsce antysemityzm nie musiał przekładać się na współudział w Zagładzie w czasach okupacji.

Harmonia, kiedy ziemianie panują

Antysemityzm Kossak-Szczuckiej widoczny jest wyraźnie w autobiograficznej powieści „Pożoga”, wydanej po raz pierwszy w 1922 roku, tuż po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej (korzystaliśmy z wydania z 1996, wyd. Instytut Wydawniczy „PAX”, Warszawa). Książka szybko zyskała rozgłos: doczekała się licznych wydań jeszcze przed 1939 rokiem.

Książka opisuje zagładę kresowego ziemiaństwa na Wołyniu w latach 1917-1919 - zaczynając od rewolucji lutowej w Rosji, a kończąc na wojnie polsko-bolszewickiej. Przez Wołyń przetaczały się wówczas liczne armie i konflikty zbrojne - wojska polskie, niemieckie, bolszewickie, ukraińskie, nie licząc zbrojnych band działających na pograniczu, oddziałów lokalnej samoobrony itd.

Książkę rozpoczyna opis panującej przed rewolucją - według słów autorki - „harmonii”. Opisuje przy tym kolonialną sytuację - w której polski dwór, mimo zaborów, sprawuje władzę nad lokalną ludnością, którą opisuje jako „dziką” i mającą „krew tatarską”.

Zacytujmy:

„W chatach tych mieszkał lud rosły i krzepki, śpiewający naj­piękniejsze w całym święcie pieśni, leniwy i senny, ale sennością żywiołu, gotowego każdej chwili powstać huraganem. Lud ten, nad wszystko inne siłę fizyczną ceniący, pobłażaniem gardził jako dowodem słabości, surowość uznawał, a za niesprawiedliwość mścił się zaciekle i strasznie (…) był przy tym, niestety, opłakanie niekulturalny i ciemny. (…) Z ziemiaństwem polskim lud ten żył dobrze i zgodnie, uznając chętnie wiekową wyższość «paniw» i szanując ją. Rosjanie nigdy me umieli osiągnąć tego znaczenia i wpływu. (…) Toteż Polacy byli istotnymi właścicielami i panami kraju, siłą faktów, tradycji, posiadanej ziemi i ogólnego przekonania. Urzędnicy rosyjscy (…) nie przeszkadzali im w niczym”.

Kossak-Szczucka nie ma wątpliwości: to Polak szlachcic był naturalnym panem na Kresach i na tym polegał naturalny, jej zdaniem, porządek społeczny w tym regionie.

Nagle się zbuntowali, niewdzięczni

Tę „harmonię” niszczy rewolucja - posłuszny lud buntuje się, podżegany przez „agitatorów” głównie Żydów, oraz wiejskie kobiety. Narratorka powieści nie rozumie, dlaczego wcześniej posłuszni i potulni chłopi nagle stali się wrodzy i agresywni. Jest przekonana, że wcześniej byli szczęśliwi - i dopiero źli ludzie skłonili ich do niszczenia dworów oraz zabijania polskiej szlachty.

Zacytujmy:

„Kobiety wiejskie w ogóle odegrały dużą rolę w sprawie rozbudzania świadomości swej siły u chłopów. Przez chwilę tylko oszołomione nieoczekiwanie spadłym na nie równouprawnieniem, zdolne i sprytne jak cały szczep rusiński, a niepowszednio zajadłe, poczuły w sobie powołanie polityczne i stały się najlepszymi agitatorami. Nikt tak chciwie nic pragnął wszystkie­go co dworskie, nikt tak bezwzględnie do tego nie dążył jak one, Żydzi prowadzili je jak chcieli i dokąd chcieli, a one prowadziły ostrożniejszych i powściągliwszych od siebie mężów".

Chłopi zaczęli szybko mordować dziedziców i niszczyć dwory. Autorka nie rozumie, dlaczego chcieliby to zrobić - skoro przez stulecia żyli w idealnej harmonii pod panowaniem polskiej szlachty. Zacytujmy:

„Żołnierze naładowali, jak mogli, podwody i odjechali mówiąc do chłopów: «Teraz wasza kolej». (…) Rano, wytrzeźwiawszy, tłum ruszył z powrotem do dworu, tym ra­zem jednak nie ograniczył się do plądrowania piwnicy. (…) Rozpoczął się pogrom dworu. Najpiękniejsze meble i kryształowe świeczniki rzucano z piętra przez okna, zerwano część dachu, powyrywano drzwi z zawias, w drzazgi poszły wszy­stkie ramy okienne, w proch śliczne, turkusowe i złote empirowe stiuki. a okrzyki wesela i triumfu słychać było aż w naszym parku”.

Chłopi - pisze Kossak-Szczucka - są „ciemni i ograniczeni” oraz niewdzięczni. Kiedy pisze o bezczelności, z którą wycinano na opał drzewa z pałacowego parku, dodaje ze smutkiem:

„Nie błąkał się już żaden cień dawnego stosunku! A przecież tak niedawno jeszcze byliśmy tak szczerze lubiani! Wspominałam to bez goryczy, nie wątpiąc w szcze­rość owej życzliwości, co ozłacała nam minione lata, a tak prędko uległa przemianie. (…) Zapewne bowiem lepiej jest mieć pana dobrego niż złego, ale nikt nie może zaprzeczyć, że lepiej nie mieć pana wcale, niż mieć chociażby najlepszego. Z chwilą, gdy udało się agitatorom przekonać chłopów, że panów może nie być wcale, że wypędzając ich spełniają swoje święte prawo, wyrok zapadł bez dyskusji”.

Żydzi nienawidzili Polaków

Kossak-Szczucka nie ma nic dobrego do powiedzenia nie tylko o ukraińskich chłopach, ale także o Żydach. Nie rozumie, dlaczego nie popierali „starego porządku”, w którym - dodajmy - byli pogardzanymi ofiarami pogromów. Przypisuje wszystkim bolszewickie sympatie, co jest jednym z najpowszechniejszych antysemickich stereotypów. O początkach rewolucji pisze tak:

„Pamiętam owe pierwsze dni marcowe 1917 roku. Zabłoconą i niechluj­ną ulicą Starego Konstantynowa przeciągał pierwszy «pochód wolnościo­wy». Składał się on z kilkunastu uczniów i kilkudziesięciu Żydów i Ży­dówek. Na chodnikach stali nieruchomo chłopi. Z niemożliwym do oddania wyrazem ironii i lekceważenia patrzyli na czerwony symbol Rewolucji i rozkrzyczanych Żydziaków”.

Rezerwa Armii Czerwonej to „ze trzydziestu parszywych Żydziaków” - pisze w innym miejscu. Żydzi, według Kossak-Szczuckiej, sympatyzują z komunizmem, są przerażeni sukcesami wojsk polskich. W innym miejscu pisze „bolszewicy i Żydzi”, traktując ich jako całość.

Kiedy Polacy wygrywają, Żydzi chowają się po kątach (Kossak-Szczucka półgębkiem jedynie wspomina o pogromach, do których dochodziło wówczas na tych terenach - czy to z rąk ukraińskich, czy polskich). Oto cytat:

„Trzeci korpusik [polski] okupował Starokonstantynów. Zamiast rozmamłanych towariszczy, po ulicach snuli się sprężystym krokiem, dzwoniąc szablami, barwiąc się amarantem kołnierzy i czapek. Żołnierze Polscy - nasi rodzeni żołnierze, nasze własne «chłopcy». Ludność polska trwała w nieustającej, radosnej gorączce. Żydzi byli zmatowani i nie bardzo pewni, porządek panował wzorowy. Wnet artyleria, która najgorzej stała z umundurowaniem, dostała nowe czapki ze świeżo zebranych składek. Śliczne czapki, brązowe z czarnym aksamitem, na które każdy z nas spoglądał ze słuszną dumą”.

Naturalny porządek według ministerstwa?

Czego więc dowie się w 2021 roku - sto lat po opisywanych przez Kossak-Szczucką wydarzeniach - z zalecanej przez ministerstwo Przemysława Czarnka „Pożogi”?

Podsumujmy:

  • naturalny porządek polega na tym, że Polacy–katolicy–ziemianie są panami, a Żydzi i Ukraińcy — poddanymi; ten porządek był dobry, a ludzie żyli w nim szczęśliwie;
  • ukraińscy chłopi byli ciemni i źli, chciwi i skorzy do przemocy;
  • Żydzi byli wrogami Polski, tchórzliwymi i przewrotnymi zwolennikami bolszewizmu;
  • rewolucję (najpierw lutową, a potem październikową) na Wołyniu ludzie popierali nie dlatego, że obiecywała im wolność, ziemię i tym podobne rzeczy - ale ze względu na czystą nienawiść do szlachetnych, dobrych, polskich panów.

To jest obraz świata, który ministerstwo uważa za „zgodny z podstawą programową” oraz promujący „wartości”.

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze