"Robimy to dla siebie i w imieniu tych wszystkich, którzy czują się urażeni, ale nie mogą pozwolić sobie na walkę". Wśród skarżących są prawnicy, wykładowcy, artyści, dziennikarze i aktywiści. Od Kai Godek domagają się przeprosin, a od sądu i polskiego państwa – ochrony przed mową nienawiści. Siedmioro z nich opowiada OKO.press o swoich motywacjach
Czy Kaja Godek ma prawo publicznie nazywać osoby nieheteroseksualne "zboczeńcami"? O tym zadecyduje sąd. 11 października 2018 roku szesnaście osób – geje, lesbijki i osoba biseksualna – złożyło pozew do Sądu Okręgowego w Warszawie przeciwko twarzy ruchu anty-choice w Polsce.
30 maja na antenie "Polsat News" Godek komentując wyniki referendum w Irlandii ws. liberalizacji prawa aborcyjnego mówiła: „Irlandia nie może być określana jako kraj katolicki. Tam premierem jest zadeklarowany gej, który obnosi się ze swoją dziwną orientacją. Swoje zboczenie publicznie ludziom…”. Prowadząca program Agnieszka Gozdyra przerwała, by dopytać: „Czyli mówi pani, że jeżeli ktoś jest homoseksualny, to jest zboczeńcem?”.
Godek potwierdziła: „To jest zboczony, tak, tak".
Wśród skarżącej szesnastki są prawnicy, dziennikarze, pracownicy naukowi, artyści i aktywiści. Inicjator pozwu Jakub Urbanik, wykładowca akademicki, mówi OKO.press: "To oczywiście nie jest jedyna homofobiczna wypowiedź w debacie publicznej, ale ta uderzyła mnie szczególnie. Słysząc obelżywe słowa ze strony osoby publicznej poczułem się skrzywdzony i wykluczony z polskiego społeczeństwa. Ze swoimi odczuciami zgłosiłem się do Stowarzyszenia »Miłość nie Wyklucza«. Okazało się, że osób takich jak ja jest więcej.
Jestem nauczycielem akademickim. Ta wypowiedź znieważa mnie nie tylko osobiście, ale też deprecjonuje moją pozycję zawodową.
Co mają myśleć studenci, którzy słyszą, że uczy ich »zboczeniec«? Pani Godek podważa mój autorytet i może zaprzepaścić to, na co pracuję od lat.
Nie chciałbym, żeby nasza inicjatywa była określana mianem bata czy zamachu na wolność słowa. Chcemy ustanowić standard, który wytyczy granice tej wolności. A chyba zgodzimy się, że w cywilizowanym świecie wolność kończy się tam, gdzie naruszana jest wolność i dobra osobiste drugiego człowieka.
Pewnie będziemy też słyszeć, że to prowokacja. Nie. Jesteśmy pełnoprawnymi obywatelami i obywatelkami tego kraju, którzy chcą walczyć o prawo do poszanowania naszej godności. To też walka o podniesienie jakości wypowiedzi publicznych. Robimy to dla siebie i w imieniu tych wszystkich, którzy czują się urażeni, ale nie mogą pozwolić sobie na walkę".
Dr Krzysztof Śmiszek, wykładowca, członek Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego: "Pozew opiera się na przepisach ogólnych kodeksu cywilnego, które mówią o ochronie dóbr osobistych. Katalog przesłanek prawnie chronionych w kodeksie cywilnym jest otwarty. Sąd każdorazowo musi zbadać czy dane zachowanie naruszyło dobro osobiste powoda. W naszym przypadku tymi chronionymi dobrami osobistymi są godność, dobre imię, cześć, wizerunek społeczny i pozycja zawodowa.
Nie mamy roszczeń finansowych. Tym procesem nie chcemy doprowadzić Kai Godek do bankructwa. Domagamy się publicznych przeprosin, które trafią do takiej samej grupy osób, co słowa o »zboczeńcach«.
Używamy drogi cywilnoprawnej, bo w kodeksie karnym nie ma przepisów, na które można się powołać. Orientacja seksualna nie figuruje na liście przesłanek chronionych przed przestępstwem mowy nienawiści [chodzi o art. 256 kodeksu karnego]".
Dlaczego Kaja Godek? Śmiszek: "Kaja Godek jest osobą publiczną, liderką społeczną, osobą, która regularnie zabiera głos w mediach. Zbierając kilkaset tysięcy podpisów pod obywatelskimi projektami ustaw pokazała, że ma olbrzymie zdolności mobilizacyjne. Boję się, że tego typu słowa w jej ustach, mogą doprowadzić do eskalacji homofobicznych postaw. Chcę, żeby sąd przyjrzał się mojej osobistej historii. Uważam, że te słowa poniżają i ośmieszają mnie nie tylko jako geja, ale też wykładowcę akademickiego i prawnika. Chciałbym usłyszeć od sądu - i państwa - że Kaja Godek przekroczyła granice publicystyki i naruszyła zasady współżycia społecznego".
Karolina Kędziora, radczyni prawna, prezeska Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego: "Ilość homofobicznych wypowiedzi nie sprawia, że łatwiej mi się do nich przyzwyczaić. Państwo powinno mnie przed tym chronić. Jestem radczynią prawną. Na co dzień zajmuję się przeciwdziałaniem dyskryminacji i jestem przywiązana do systemu prawnego w Polsce. Wierzę, że on może być efektywny i należy korzystać z dostępnych narzędzi, gdy czujemy, że nasze prawo jest naruszone.
Pierwszy raz występuję z pozwem w moim imieniu. Impulsem był strach. Takie wypowiedzi zagrażają mi i moim najbliższym. Mam 10-letniego syna, z którym otwarcie rozmawiam o mojej orientacji seksualnej. On już wie, że to żaden powód do wstydu; że nie trzeba się ukrywać.
Ale co się stanie, gdy w szkole od kolegów czy nauczycieli usłyszy, że jakaś Pani w telewizji powiedziała, że jego mama jest zboczeńcem?
Pozwalanie na takie komentarze buduje atmosferę przyzwolenia i zachęty dla kolejnych osób. Nie mam na to zgody".
Aleksandra Muzińska, Stowarzyszenie "Miłość nie wyklucza": "Choć nie sprawuję zawodu zaufania publicznego - jak moi koledzy i koleżanki - to przecież słowa pani Godek słyszą moi rodzice, znajomi, sąsiedzi. A to podważa moją wiarygodność i wartość jako człowieka.
Wymiar osobisty łączę tu z aktywizmem. Czuję odpowiedzialność, żeby zabrać głos w imieniu tych wszystkich osób, które nie mogą przystąpić do postępowania, bo się boją konsekwencji lub na co dzień doświadczają przemocy. Przeraża mnie, że publiczne wypowiedzi wobec osób LGBTQ są coraz bardziej agresywne. Minister Błaszczak niedawno mówił o »sodomitach«, a wojewoda lubelski nazywał nas »dewiantami, zboczeńcami i wynaturzeniami«.
Nie obraziłabym się, gdyby skutkiem ubocznym naszego pozwu była refleksja nad językiem, którego używamy. Nie tylko wobec osób LGBT. Powiedzieć, że jakość debaty publicznej w Polsce jest niska to nic nie powiedzieć. »Rozmowa« polega na obrażaniu, przepychankach i rzucaniu nienawistnych komentarzy. Pojawia się w niej wszystko tylko nie argumenty i szacunek".
Emilia Barabasz, adwokatka: "Słowa pani Godek przyjęłam z niedowierzaniem. Miałam nadzieję, że w 2018 roku w Polsce, która jest krajem członkowskim Unii Europejskiej, nie ma miejsca na tak obraźliwe słowa w debacie publicznej. Oznaki mowy nienawiści w przestrzeni publicznej nie są mi obce, jednak ten przypadek jest szczególny. Wytoczenie takiej obelgi wobec drugiego człowieka w jednej z najpopularniejszych telewizji w trakcie najlepszego czasu antenowego, zupełnie bez związku z tematem samej audycji, wstrząsnęło mną. Poczułam się poniżona.
To odczucie było tym silniejsze, że w życiu zawodowym jestem adwokatką. Wykonuję zawód zaufania publicznego, w którym kluczowa jest wiarygodność. Przestraszyłam się tego, co pomyślą moi klienci, inni adwokaci, czy współpracownicy, dla których moja homoseksualna orientacja nie jest tajemnicą. Pani Godek naruszyła w moim odczuciu moje prawo do pełnoprawnego uczestniczenia w życiu zawodowym i społecznym.
Sam fakt, że złożyliśmy pozew jest istotny, bo pokazuje, że takie wypowiedzi po prostu krzywdzą innych ludzi.
Wolność słowa to jedno z najważniejszych praw człowieka i obywatela. Ale potrzebujemy debaty, która określi ramy tej wolności. W moim mniemaniu jest nią właśnie krzywda drugiej osoby. To ważne, by sąd zdecydował, czy naprawdę można bez żadnych konsekwencji nazwać "zboczeńcami" całą grupę Polek i Polaków, a także premiera Irlandii".
Julian Potrzebny, pracownik kultury: "Tak jak każdy chcę czuć się dobrze, być dobrze postrzegany przez innych. Kaja Godek poniżając mnie oraz inne osoby nieheteroseksualne dąży do tego, żeby tak nie było. Dlatego bronię się używając do tego prawa, które ona łamie.
Pracuję dla różnych ludzi i instytucji kultury, ważne jest jak jestem spostrzegany. Bronię się przed publicznym poniżeniem, bo inaczej można by pomyśleć, że je akceptuje, a może nawet, że się z nim zgadzam, a kto chciałby pracować z wykolejeńcem? Czy ktoś, kto nie jest w stanie bronić nawet własnych praw to wymarzony współpracownik?
W przeciwieństwie do życia zawodowego nie muszę dbać dobre imię przed rodziną, która mnie kocha i ceni. Ale właśnie, dlatego że ktoś mnie poniża, to ich też to boli. Gdy ktoś rani moją rodzinę, bronię jej.
Od Kai Godek domagamy się tylko przeprosin. Mam nadzieję, że nasza obrona zachęci innych do obrony swoich praw niezależnie od tego przez kogo i w jaki sposób są łamane".
Katarzyna Wiśniewska prawniczka, prowadzi sklep z tęczowymi produktami: "Moja praca zawodowa nie skupia się wokół praw człowieka, ale zajmuję się tym w ramach Stowarzyszenia »Miłość Nie Wyklucza«. Słowa Kai Godek są dla mnie przykre i naruszają moją godność. Nie jestem w stanie przejść obok nich obojętnie, gdyż boję się, że słowa przerodzą się w coś gorszego.
Jedno, to same słowa. Drugie, to sposób w jaki Pani Godek to mówiła. W rozmowie nie cofnęła się na krok. Powtarzała, że jesteśmy zboczeńcami, a następnie potwierdziła te słowa - również publicznie - na twitterze.
W pozwie wskazujemy na konkretną osobę, która wypowiada się w sposób homofobiczny, będąc jednocześnie osobą publiczną. Takie wypowiedzi mogą prowadzić do kolejnych nienawistnych komentarzy, a także - zachowań. I z tym chcemy walczyć".
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze