0:00
0:00

0:00

Ryszarda Kawę, operatora żurawia budowlanego, znaleziono martwego na placu budowy 17 listopada 2017 roku. Wypadkowi uległ dzień wcześniej, jednak przez kilkanaście godzin leżał bez żadnej pomocy. Po zakończeniu zmiany nie zszedł na ziemię, nikt tego nie zauważył, a poszukującemu go synowi ochrona nie pozwoliła sprawdzić miejsca pracy ojca.

"Mógł przeżyć upadek i umrzeć z wychłodzenia po wielu godzinach" - mówi krakowskiej "Wyborczej" kolega Kawy ze związku zawodowego, Stefan Kuśnierz.

Jak to możliwe, że wypadku nikt nie zauważył? „Kierownictwo budowy nie stosowało wymaganego nadzoru, a w związku z tym nie wiedziało, czy operator znajduje się na terenie budowy, czy też go opuścił. Brak nadzoru wiąże się również z nieprzestrzeganiem zapisów prawa pracy w kwestii ewidencjonowania czasu pracy" - napisano w oświadczeniu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, do którego należał Ryszard Kawa.

"Nikt z pracowników budowy nie miał świadomości, że na wieży umiera człowiek” – piszą związkowcy.

Budowlanka nie jest jedyną branżą, w której pracę można przypłacić życiem lub zdrowiem. Wszędzie na złą sytuację pracowników wpływ mają podobne okoliczności: nadmierne obciążenie pracą, pozakodeksowe formy zatrudnienia, bezsilność Państwowej Inspekcji Pracy.

W budowlance najgorzej

Według danych GUS w 2016 roku ogółem 87 tys. 183 osoby uległy wypadkom przy pracy ze skutkiem lekkim (o 0,4 proc. więcej niż w 2015 roku), 464 osoby — wypadkom z ciężkimi obrażeniami ciała (o 7,6 proc. mniej niż w 2015), wypadkom śmiertelnym — 239 osób (o 21,4 proc. mniej).

Od 2010 roku liczba wypadków spada - z wyjątkiem 2015 roku, gdy śmiertelnych wypadków było wyjątkowo dużo (aż 303). 2016 rok był z kolei bardzo "bezpiecznym" rokiem. Jednak bez względu na trend, nie ma wątpliwości, że ogromnej części dałoby się uniknąć, gdyby pracownikom zapewniono bezpieczne warunki pracy.

W budownictwie zginęło 51 osób. 70 osób uległo wypadkom ciężkim, 5347 – lekkim. To najgorsza ze wszystkich branż.

"Główny problem to długi czas pracy i presja na szybkość. To skutkuje tym, że na pracownikach wymusza się pracę bez zachowywania odpowiednich zabezpieczeń" - mówi w rozmowie z OKO.press Jakub Grzegorczyk z OZZ Inicjatywa Pracownicza.

"Problemem jest też to, że ten sektor jest oparty o sieć podwykonawców i poszczególne prace są wykonywane przez niezależne od siebie firmy - pracownicy słabo się znają, mają ze sobą słaby kontakt. Ten konkretny wypadek wynika z tego, że nie ma powszechnego obowiązku montowania wind na żurawiach. W ogóle praca operatora nie jest regulowana aktualnym rozporządzeniem ws. BHP i to skutkuje tym, że operatorzy pracują np. w upale bez klimatyzacji. Nie ma górnych norm co do temperatur ani obowiązku zapewnienia klimatyzacji we wszystkich żurawiach"

A jak z czasem pracy?

"Czas pracy jest obecnie nielimitowany, bo większość operatorów jest samozatrudniona. To dotyczy też innych zawodów w budowlance, gdzie dominuje samozatrudnienie, umowy cywilnoprawne albo praca na czarno.

Nie ma norm minimalnego odpoczynku, maksymalnego czasu pracy, dodatków za pracę w nadgodzinach czy w nocy".

Rząd dużo zapowiada, mniej robi

Czy coś się zmienia na lepsze? Trochę, ale wciąż za mało.

Od 1 stycznia 2017 roku Państwowa Inspekcja Pracy sprawdza, czy firma płaci zleceniobiorcom i samozatrudnionym co najmniej 13 zł godzinowej stawki minimalnej i weryfikuje ich czas pracy. Ma zatem znacznie więcej okazji do kwestionowania umów cywilnoprawnych i domagania się, aby firmy zastąpiły je etatami. To jednak nie wystarczy, by uporać się z plagą śmieciówek i łamania prawa pracy.

"Kluczowy problem to brak środków i odpowiednio licznej kadry PIP. Trzeba zwiększyć budżet tej instytucji" - mówi Grzegorczyk.

Poza zasobami inspekcji brakuje też odpowiednich uprawnień. "Większość interwencji kończy się zaleceniami albo upomnieniami, a jeśli już trafiają się grzywny, to są one śmiesznie niskie dla wielkich firm czy wysoko wynagradzanego managementu. PIP nie ma też żadnych uprawnień jeśli chodzi o łamanie praw związkowych przez pracodawców" - podkreśla związkowiec. "Pożądany kierunek to zapowiadane uprawnienie zmieniania przez inspektora w trybie administracyjnym umów cywilnoprawnych na umowy o pracę".

W czerwcu 2017 roku były szef NSZZ "S" Janusz Śniadek, obecnie poseł PiS, zapowiadał, że takie przepisy zostaną przedstawione "po wakacjach". Wciąż ich jednak nie ma.

Budowlanka nie jest jedyną branżą, w której pracownicy narażeni są na pracę ponad siły w niebezpiecznych warunkach.

"Jest też cała masa wypadków w branżach uznawanych za bezpieczniejsze" - mówi Grzegorczyk. "Choćby logistyka, gdzie nie ginie tyle osób, ale bardzo dużo pracowników i pracownic powoli traci zdrowie. Dzieje się tak ze względu na ich skrajne obciążenie pracą, wyśrubowane normy, czy pracę w aspołecznych porach (systemy zmianowe i praca w nocy)"

Poza budowlanką w 2016 roku najwięcej wypadków odnotowano w:

  • przetwórstwie przemysłowym (50 śmiertelnych i 228 ciężkich),
  • transporcie i gospodarce magazynowej (37 śmiertelnych i 33 ciężkie),
  • górnictwie i wydobywaniu (27 śmiertelnych i 9 ciężkich),
  • handel i naprawa pojazdów (17 śmiertelnych i 35 ciężkich).

"Ich zyski - nasze życia"

Co zrobić, aby to zmienić? Zdaniem Grzegorczyka nie ma lepszego sposobu niż ciągła presja pracowników na rząd i przedsiębiorców.

"Kluczowe jest zmobilizowanie się pracowników i pracownic, i rozpoczęcie publicznej debaty. Długi czas pracy, jej wysoka intensywność, ciągle rosnące normy oraz coraz bardziej elastyczny czas pracy odbijają się negatywnie na nas wszystkich" - przekonuje.

"Na 28 kwietnia (Dzień Pamięci Ofiar Wypadków przy Pracy i Chorób Zawodowych) wydaliśmy kilka lat temu plakat z hasłem "Ich zyski - nasze życia", i to jest najlepsze podsumowanie sytuacji w Polsce.

Musimy jako pracownicy i pracownice powiedzieć wprost, że mamy dość stawiania czyichś zysków ponad nasze zdrowie życie"- podsumowuje
;
Na zdjęciu Bartosz Kocejko
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze