Beata Kempa nie uznaje uniwersalnych i powszechnych praw człowieka. Wprowadziła podział na "wolność człowieka, który zachowuje się poprawnie i zgodnie z przepisami" i na (nie) wolność terrorysty. Przy okazji pani minister powtarza nieprawdziwe argumenty o bezpieczeństwie, które zapewnia nam ustawa antyterrorystyczna
12 kwietnia 2017 Beata Kempa w programie Gość Poranka TVP info popisała się elokwencją omawiając przyjętą 10 czerwca 2016 roku ustawę antyterrorystyczną. Pretekstem do rozmowy o "polskim bezpieczeństwie" były niedawne zamachy.
Pani minister przytoczyła okoliczności wprowadzenia ustawy (Światowe Dni Młodzieży) i obywatelską "histerię", które jej towarzyszyła. Wraz z prezenterem na wyścigi przypominała rzekome inwektywy, którymi opinia publiczna komentowała nowe prawo: "zamach na prawa człowieka", "państwo policyjne", "kagańcowa ustawa", "Jarosław Kaczyński Kubą Rozpruwaczem Polski", "ograniczanie swobód obywatelskich".
Kempie puentującej cały wątek w jednym zdaniu udało się popełnić gafę dotyczącą praw człowieka i skłamać na temat konsekwencji wprowadzenia ustawy.
Te narzędzia są bezpieczne odpowiedzialne i w żaden sposób nie są zamachem na wolność człowieka, który zachowuje się poprawnie i zgodnie z przepisami. One są zamachem, ale na wolność terrorysty.
Kempa odrzuca koncepcję powszechnych i uniwersalnych praw człowieka. W ich miejsce proponuje autorskie - niemożliwe do zlokalizowania na gruncie prawa czy filozofii - rozróżnienie na wolność "człowieka, który przestrzega przepisów" i "wolność terrorysty".
Taka definicja zostawia duży margines interpretacyjny. Co to znaczy "niepoprawne zachowanie"? Gdzie w tej terminologii odnalazłyby się wolności osób, które nie przestrzegają wszystkich przepisów, ale nie są terrorystami? W jaki sposób należałoby ograniczyć wolność rzekomym "terrorystom"?
Kempa pochwala dehumanizację niektórych osób i odebranie im wolności ze względu na "zagrożenie" i konieczność zapewnienia fantazmatycznego "bezpieczeństwa".
Jednak przede wszystkim pani minister popisuje się nieznajomością podstawowych aktów prawnych i ignorancją w dziedzinie praw człowieka. Z tej okazji przypominamy Beacie Kempie treść Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku.
Artykuł 1
Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem i powinni postępować wobec innych w duchu braterstwa.
Deklaracja - w przeciwieństwie do pani minister - nie rozgranicza osób, dla których prawa człowieka są zagwarantowane i tych, którym wolności należy odebrać. Ostatni punkt stanowi, że nie można podejmować działalności lub wydawać aktów zmierzających do obalenia któregokolwiek z praw i wolności w niej zawartych.
Jeśli przyjąć interpretację Beaty Kempy, to wprowadzenie przez PiS ustawy antyterrorystycznej, która ma służyć swoistej segregacji, może być odbierana jako działanie, który stoi w sprzeczności z zapisami deklaracji.
Także nieprawdziwa jest teza Beaty Kempy jakoby narzędzia, które wprowadziła nowa ustawa, były bezpieczne i odpowiedzialne. Od jej przedłożenia (21 kwietnia 2016 roku) spotkała się z głośnym sprzeciwem. Przeciwnicy wskazywali, że zapisy godzą w wolności wszystkich obywateli i obywatelek. Wśród niebezpiecznych propozycji aktywiści i prawnicy wymieniali:
Bardzo szybko ustawa zyskała drugie imię - "ustawa inwigilacyjna". Fundacja Panoptykon w styczniu 2017 przygotowała wstępne podsumowanie stosowania nowego prawa. Najważniejszy wniosek nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem czy odpowiedzialnością, o której wspomina Kempa. Z raportu wynika, że nie da się określić skali inwigilacji, bo nikt nie ma nad tym kontroli.
Co to dla nas oznacza? Służby mogą gromadzić dane na nasz temat awansem - przepisy są tak ogólne, że zbieranie informacji nie musi być poprzedzone dowodami. Również rodzaje naszej aktywności internetowej, które mogą gromadzić służby, jest niejasny określony. Np. choć maile powinny być wyłączone z kontroli, to w praktyce wszystkie dane internetowe są przetrzymywane w tym samym miejscu i trudno je odróżnić. To może prowadzić do nadużyć.
Przepisy łamią też prawo do informacji publicznej i pozbawiają nas kontroli społecznej. Dzięki wprowadzeniu przepisu „o ochronie danych niejawnych” można wyobrazić sobie sytuację, w której nakazane przez ustawę sprawozdanie służb przesyłane do sądu co sześć miesięcy o pozyskiwaniu danych internetowych, będzie uznane za informację niejawną. I jako takie nie będzie w ogóle podawane do informacji publicznej.
Większość Komend Policji oraz ABW i CBA odmówiły Panoptykonowi udostępnienia sprawozdań z pozyskiwania danych internetowych. Przed wejściem w życie ustawy ABW udostępniała takie informacje.
Również coroczny raport Amnesty International monitorujący sytuację praw człowieka na świecie, przytacza ustawę antyterrorystyczną jako jedno z źródeł złej kondycji swobód i wolności w Polsce.
W raporcie AI czytamy m.in., że wraz z rozszerzeniem kompetencji ABW nie zagwarantowano zewnętrznej kontroli działań służb.
Ustawa dopuszcza też szeroką definicję „zagrożenia terrorystycznego”, która godzi przede wszystkim w cudzoziemców.
A podstawą do niejawnej inwigilacji – zakładania podsłuchu, monitoring komunikacji online, sieci i urządzeń telekomunikacyjnych bez autoryzacji sądu przez trzy miesiące – może być niczym nieuzasadniona „obawa”.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze