O odebranie nagrody Nobla poprosił polską pisarkę Per Waesterberg z Akademii Szwedzkiej. Wcześniej na jej cześć wygłosił laudację. Znalazł się w niej fragment, który oburzył polityków prawicy.
„Polska, rozdroże Europy, być może nawet jej serce – Olga Tokarczuk odkrywa historię Polski jako kraju będącego ofiarą spustoszenia dokonanego przez wielkie siły, lecz również posiadającego swoją własną historię kolonializmu i antysemityzmu. Olga Tokarczuk nie ucieka od niewygodnej prawdy, nawet pod groźbą śmierci”
– mówił Waesterberg.
Nikt nie jest w stanie zakwestionować faktu, że w Polsce istniał antysemityzm – był jednym z głównych składników programu prawicy na początku XX w. oraz w okresie międzywojennym, a potem wracał w PRL (np. w czasie nagonki antysemickiej w marcu 1968). Słowa o polskiej tradycji kolonialnej wzburzyły jednak polityków prawicy i media – np. portal „kresy.pl”.
Zacytujmy.
- Poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS) ubolewał na Twitterze, że przedstawiciel Akademii Szwedzkiej „nie wykorzystał szansy, aby przeprosić za potop szwedzki”.
Szkoda, że przedstawiciel Akademii Szwedzkiej Per Waesterberg wspominając w laudacji dla @tokarczuk_olga o polskiej „historii kolonializmu i antysemityzmu” nie wykorzystał szansy, aby przeprosić za „potop szwedzki”.
— Arkadiusz Mularczyk (@arekmularczyk) December 11, 2019
- „Były to niepotrzebne słowa atakujące Polskę” – mówił wicepremier Jacek Sasin (PiS). „Imperium kolonialnego Polska nie miała” – mówił w TVN24.
- „Pani Tokarczuk nawiązała do modnych lewicowych trendów na zachodnich uniwersytetach (…) w Polsce mamy też ludzi, którzy chcą błysnąć w nurcie studiów postkolonialnych i oni wymyślili że Polska obecność na kresach to był taki nasz quasi-kolonializm. Jeśli te ich argumenty wziąć na poważnie to się okaże, że większość naszego narodu była skolonializowana” – mówił w Polsat News poseł Krzysztof Bosak („Konfederacja”).
- O „kolonialnych podbojach” Piasta kpiła na Twitterze Krystyna Pawłowicz, sędzia Trybunału Konstytucyjnego z nadania PiS.
- „Też nie bardzo rozumiem, ale nikt chyba go nie zapytał na bieżąco, o co mu chodziło. Może się pogubił trochę” – mówił o wypowiedzi szwedzkiego akademika Paweł Poncyliusz, wiceprzewodniczący klubu PO w RMF FM.
O Polakach na wschodzie jako „kolonizatorach, właścicielach niewolników czy mordercach Żydów” sama Tokarczuk mówiła już w 2015 r. w TVP Info, a w październiku 2019 roku oficjalnie podtrzymała tę opinię.
Mieliśmy kolonie czy nie?
OKO.press musi rozczarować polityków prawicy: nie brakuje naukowców, którzy uważają, że Polska była mocarstwem kolonialnym, a dyskusja w tej sprawie toczy się od dziesięcioleci.
Rzeczpospolita podejmowała nieśmiałe i nieudane próby pozyskania zamorskich kolonii – np. lennik Rzeczypospolitej, książę Kurlandii, próbował w XVII w. pozyskać karaibską wyspę Tobago.
Prawdziwy spór dotyczący polskiego kolonializmu dotyczy jednak kresów — ogromnych terenów Ukrainy (przyłączonej w czasie Unii Lubelskiej 1569 r. do Korony) oraz Wielkiego Księstwa Litewskiego. Obserwacja, że ekspansja szlachty polskiej na Kresy odbywała się w tym samym czasie, co ekspansja Hiszpanii w Ameryce, a jej motorem była w dużej części zubożała szlachta, która szukała tam szczęścia, ma w polskiej historiografii długą tradycję.
Także relacje pomiędzy elitą – przybyłą z Korony albo spolonizowaną miejscową szlachtą – przypominały wielu naukowcom relacje kolonialne. „Stosunki między Polakiem i Ukraińcem przypominały najczęściej stosunki między panem i niewolnikiem” – pisał w wydanej w 1987 roku książce „Polacy na Ukrainie, 1831-1863” francuski historyk Daniel Beauvois.
Beauvois oparł swoją książkę na źródłach, do których polscy historycy właściwie nie sięgali – carskich aktach administracyjnych, policyjnych i sądowych z XIX w., a więc z czasów zaborów. Cytował też obszernie opinie rosyjskich urzędników, którzy mówili o „niewolnictwie” chłopów wobec polskiej szlachty. W konflikcie między chłopami i polskimi panami dopatrywali szansę na utrwalenie carskiej władzy.
Krytyka polskiej ekspansji na wschód jako uderzająco przypominającej kolonialną powraca od tego czasu regularnie w literaturze naukowej.
Dr hab. Jan Sowa, antropolog kultury, pisał np. o tym w książce „Inna Rzeczpospolita jest możliwa” (2015). Zacytujmy cały – obszerny – fragment:
„Polscy pisarze polityczni XVI i XVII wieku używają otwarcie określenia »kolonie«, aby opisać polskie zdobycze w Europie Wschodniej i w pełni świadomie przyrównują ten proces do działalności państw zachodnich w Azji czy Amerykach. Robią tak na przykład Paweł Palczowski w broszurze Kolęda moskiewska czy Piotr Grabowski w rozprawie Polska Niżna Albo Posada Polska („Polska Niżna” to właśnie określenie Ukrainy). Polskiemu przedsięwzięciu kolonialnemu towarzyszy dyskurs teoretyczny, który z powodzeniem przyrównać można do takich pozycji z francuskiej lub angielskiej literatury poświęconej problematyce kolonialnej (…). W traktatach polskich pisarzy politycznych tamtej epoki odnajdujemy wiele elementów myśli kolonialnej – mit terra nullius, rozważania dotyczące korzyści materialnych i militarnych, jakich dostarczają kolonie, figurę wyższości kulturowej Polaków nad rdzennymi mieszkańcami Ukrainy czy ideologię mission civilisatrice. Kolonizacji towarzyszy często napływ obywateli metropolii na skolonizowane tereny. Tak dzieje się na Ukrainie między 1569 a 1648 rokiem, kiedy to powstanie chmielnickiego zadało gigantyczny cios polskiemu projektowi kolonialnemu. Historyk Henryk Litwin przeprowadził szczegółową analizę tego procesu i pokazał, że w wielu miejscach na Ukrainie doszło nawet do kilkukrotnego wzrostu obecności elementu etnicznie polskiego. Na Kresach powstają też gigantyczne majątki szlacheckie i magnackie, co znów przypomina proces bogacenia się Hiszpanów, Anglików czy Francuzów kosztem kolonii”.
Pogląd Sowy jednak był odrzucany przez niektórych historyków. Tutaj można np. przeczytać na ten temat artykuł prof. Hieronima Grali opublikowany w „Polskim Kwartalniku Spraw Międzynarodowych” w 2017 roku.
Na zakończenie podsumujmy argumenty zwolenników poglądu, że szlachecka Rzeczypospolita miała kolonie na wschodzie – tyle że nie zamorskie.
- Miejscowa ludność była traktowana podobnie jak ludność podbitych krajów kolonialnych;
- Elita miała charakter napływowy, albo przyjęła kulturę zdobywcy (czyli spolonizowała się);
- Żywy był mit wyższości kulturowej Polaków oraz „misji cywilizacyjnej” nad miejscowymi mieszkańcami, który podtrzymywał władzę;
- Na Kresach dorabiano się gigantycznych majątków dzięki półniewolniczej pracy.
Dodajmy na koniec, że w roli kolonizatorów obsadza często Polaków historiografia ukraińska. Terminu „kolonializm” używa np. wybitny historyk ukraiński Jarosław Hrycak.
Kolonialne marzenie w międzywojniu
Nie ulega też wątpliwości, że marzenie o koloniach było w Polsce bardzo żywe w XIX w. i dwudziestoleciu międzywojennym.
Dla Romana Dmowskiego, ojca polskiego nacjonalizmu, już w latach 90. XIX w. – jak pisze historyk Grzegorz Krzywiec – kolonie „miały być namiastką i zaczynem pod nową polską cywilizację” oraz „warunkiem budowy imperium”. Polska próbowała je uzyskać na różne sposoby w dwudziestoleciu, czy to np. podejmując próby osadnictwa w Liberii czy Angoli (za którymi miała iść aneksja), czy prowadząc rozmowy o wydzierżawieniu kawałka imperium kolonialnego Wielkiej Brytanii lub Francji.
Jeszcze w 1939 roku, przypomina pisarz Ziemowit Szczerek w szkicu „Polskie kolonie zamorskie”, demonstracje żądające kolonii gromadziły nawet kilka tysięcy osób.
Kpił z kolonialnych ambicji w felietonie z 1939 roku Antoni Słonimski. Cytat jest długi, ale tak smaczny, że przytoczymy go w całości na koniec:
„Naród woła o kolonie dla Polski. Ulice pełne są napisów propagandowych, i obywatel warszawski patrząc na mapę świata waha się, którą by tu Ugandę czy inną Liberię zanschlussować na początek. Kolonie zamorskie potrzebne są nam choćby ze względu na autorów dramatycznych.
Cóż to za ułatwienie dla komediopisarza! Każdy oczywiście myśli przede wszystkim o swoim fachu, i nic to dziwnego, że my, literaci, patrzymy na sprawę kolonii od strony zawodowej. Jeśli chodzi o fabułę teatralną, to możliwość wysłania kogoś do kolonii albo nagły powrót starego generała, który nie zna osobiście własnej siostrzenicy, i temu podobne zwykłe zdarzenia komedii zagranicznych bardzo by się nam przydały. Złośliwi twierdzą, że nasze tereny kolonizacyjne zaczynają się za stacją Małkinia. Może to i prawda, ale jest to prawda mało egzotyczna i literacko nie dość malownicza. Posiadanie prawdziwych kolonii z Murzynami i dżunglą bardzo by ożywiło literaturę. Mielibyśmy nowe mniejszości narodowe i publicyści także by parę groszy mogli zarobić na walce z frontem żydo-murzyńskim. Wielu wojewodów i dygnitarzy paradowałoby w kaskach tropikalnych po Afryce. […] Dziennik filmowy PAT’a pokazywałby nam śliczne zdjęcia z uroczystości otwarcia nowego mostu drewnianego na rzece Kongo i poświęcenie pierwszej kolejki linowej na Kilimandżaro”.
No cóż, nie da się ukryć ani polskich obozów koncentracyjnych, ani polskiego imperium kolonialnego…
A które obozy koncentracyjne były nasze? Bo jakoś nie kojarzę żebyśmy jakieś zakładali?
Bereza Kartuska to był nasz kacet. Bez wyroku sądu (decyzją administracyjną bez możliwości odwołania się), na dowolny czas, poddawani rozmaitym torturom byli osadzeni wg widzimisię władzy.
Przed wojną Bereza. Po wojnie nie musieliśmy zakładać, Niemcy zostawili gotowce, gdzie wobec ludności niemieckiej (cywilnej) i śląskiej, a także podpadniętych Polaków, stosowano metody na wzór poprzedników. Prym w katowaniu wiedli zatrudnieni w nich Żydzi. Np. Morel.
Po tym jak Polacy potraktowali Żydów w czasie wojny, któż by się dziwił.
A propos polskich obozów koncentracyjnych: napisz coś o Berezie Kartuskiej…
Rzeczywiście, lagry czy łagry to przy Berezie ośrodki wypoczynkowe…
Z całą pewnością Bereza poziomem zbydlęcenia nie ustępowała niemieckim kacetom tamtego okresu (przed wybuchem wojny).
W międzywojniu stosunek Polaków do Ukraińców był pełen wyższości. A osadnictwo wojskowe przypominało dzisiejsze osiedla izraelskie na Zachodnim Brzegu.
Prawica powinna być dumna z naszego imperium kolonialnego, bo to oznacza, że Polacy nie odstają poziomem cywilizacyjnym od największych potęg światowych. Ale w swej chorej filozofii z jakiegoś powodu nacjonaliści wolą ten fakt umniejszać a nawet negować.
No, to już przesada! Wśród wszystkich państw Europy o znaczeniu historycznym Polska, ze swoim antysemityzmem i kolonialnymi "osiągnięciami" była na szarym końcu. Faktem jest jednak, że nie mieliśmy zbyt wielu charyzmatycznych postaci, którzy potrafiliby się skutecznie "odgryzać" bardziej szczwanym demagogom z Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy nawet Rosji.
Każdy naród ma swoje za uszami i żałosne jest ustawianie polemiki na zasadzie " wyście bardziej prześladowali Żydów" lub " mocniej bili Murzynów ( Ukraińców, Chińczyków, Malajów – niepotrzebne skreślić )".
Pamiętajmy o przeszłości, ale odpuśćmy naprawiane historycznych krzywd w imię szczęśliwszej przyszłości.
Co masz na myśli pisząc, że Polska była na szarym końcu? Najbardziej czy najmniej? Nic z twojej dalszej wypowiedzi nie przeczy jednoznacznie jednej albo drugiej interpretacji.
Panie Mularczyk niech jeszcze Turcja przeprosi za bitwę pod Cecorą,Kamieniec Podolski i nieudaną wyprawę Jana Olbrachta w 1497 roku do Mołdawii itp. (od Turcji i Mołdawii można zażądać odszkodowania).
Słusznie! Skoro nam się wypomina jakiś wydumany kolonializm czy antysemityzm…
Opinia Ukraińców o wyczynach Polaków na Ukrainie są oczywiście nieistotne.
Po pierwsze – wojowanie i udział w bitwach były w dawnych wiekach naturalną metodą budowania potęgi państw. Robili to wszyscy, także nasi przodkowie. W czasie "potopu" była to jednak niespotykana dotychczas grabież, rabunki, mordowanie. Polska upadła gospodarczo i społecznie jak nigdy wcześniej i nigdy już nie wróciła do wcześniejszej potęgi. Dopiero zniszczenia powstania styczniowego miały porównywalną skalę. I spotkało nas to ze strony państwa, które jednak nie było naszym odwiecznym, zapiekłym wrogiem. Szwedzi zresztą niby przeprosili, ale wielu zagrabionych dóbr kultury materialnej nie zwrócili do dziś.
Podobno były konkretne rozmowy o Madagaskarze. A z tą wyspą Tobago, to chyba już tam była zaanektowana, ale coś porobiło się, bo nazwa miała być To Bagno. A może chodziło o Togo? Pewnie miejscowi zbuntowali się, bo w żaden sposób nie przeszła im nazwa To Gość. A tak normalniej: nasza militarna bytność w Moskwie była tylko przyjacielską wizytą sąsiedzką, by wypić drinka?
Tak, a bojarzy, ciule jedne, nie wiedziały, co to "drink" i za to został im spuszczony ciężki wpierdol, z targaniem za brody włącznie.
W II RP wprost był realizowany program kolonizacji ziem białoruskich (zwłaszcza Polesia) poprzez nadawanie emerytowanym polskim oficerom ziem. Oczywiście był przy tym zachowany podział na klasy społeczne, który pokrywał się z podziałem narodowościowym. I tak np. Białorusin w okresie II RP mógł być tylko chłopem. Zawód nauczyciela, urzędnika, policjanta czy oficera wojska zarezerwowany był dla etnicznych Polaków.
Poza dyskusją jest to, że przejawy antysemityzmu bywały w Polsce i to nawet nie tak rzadko. Dla sprawiedliwości jednak należy przy tym zauważyć, że samo pojawienie się Żydów w Polsce wiązało się z tym, że byli powszechnie prześladowani, a u nas znaleźli schronienie. Wyrażając sądy nie należy być stronniczym bo stajemy się podobni do antysemitów.
Co do "polskiego kolonializmu" to skomentuję krótko: totalna bzdura -więcej nie chce mi się pisać.
Skoro można Polsce wmawiać obozy koncentracyjne, to dlaczego nie kolonializm, niewolnictwo i co tam sobie jeszcze ktoś wymyśli? Zawsze znajdą się tacy "Polacy", którzy temu przyklasną.
Niewolnictwo, szanowny Panie, dotyczyło nie tylko do ludności kresowej, ale i rdzennego polskiego chłopstwa, które było niczym amerykański Murzyn zmuszone do pracy na rzecz "pana" przez 7 dni w tygodniu od rana do wieczora. Było przypisane do ziemi (ścigany zbieg mógł być zabity bez jakichkolwiek konsekwencji), pozbawione wolności cywilnoprawnej (np.małżeństwo za zgodą "pana"), a kary za zabicie "poddanego" były symboliczne albo żadne. I to polskie niewolnictwo zostało zniesione +- wtedy, kiedy amerykańskie. I nie zrobili tego nasi "panowie", a zaborcy.
Wszystko to prawda, ale nie jest dowodem kolonializmu polskiego. Idąc takimi chorymi tropami to Mieszka I też należałoby uznać za konkwistadora.
Siłowy zabór cudzych ziem, pozbawienie ludności wszelkich praw obywatelskich i traktowanie jak zwierzęta, krwawe represje to cecha wspólna kolonializmu zachodniego i ekspansji polskiej na Ukrainie.
Już wyżej pisałem. Bereza Kartuska była kacetem i to w 100% polskim. Po wojnie, niektóre byłe niemieckie kacety też były wykorzystywane. Tyle, że w łagodniejszej formie. Jedyna wątpliwość to czy ich zarząd był polski.
"… przejawy antysemityzmu bywały w Polsce i to nawet nie tak rzadko. Dla sprawiedliwości jednak należy przy tym zauważyć, że samo pojawienie się Żydów w Polsce wiązało się z tym, że byli powszechnie prześladowani, a u nas znaleźli schronienie".
Po pierwsze – nie "bywały", a "były". Po drugie – nie "tak rzadko", a "bardzo często". Po trzecie – o jakiej "sprawiedliwości" Pan mówisz? To, że "u nas znaleźli schronienie", usprawiedliwa późniejsze, wielowiekowe ich dręczenie? To ci dopiero logika!
Po pierwsze bywały = były. Po drugie bardzo często = bzdura. Po trzecie wytykanie tylko niechlubnych kart w historii narodu jest taką samą skrajnością jak jego idealizowanie. Sprawiedliwe jest oprócz wytykania złego pokazywanie dobrego.
"Bywały" oznacza "zdarzały się sporadycznie", "były" oznacza proces ciągły. Podtrzymuję "bardzo często", bo represje spotykały Żydów już od najdawniejszych czasów. Krakowski Kazimierz, który wedle fałszywych opowieści miał być niby spokojną przystanią dla Żydów, w istocie był gettem, do którego przymusowo przesiedlono krakowskich Żydów, po kilku krwawych napaściach ze strony kupców polskich, którzy nie wytrzymywali konkurencji. Co do symetryzmu w ukazywaniu złych i dobrych kart w dziejach zgadzam się całkowicie. Problem w tym, że obecna polityka historyczna ukazuje (choć lepiej powiedzieć wyolbrzymia) tylko pozytywy, negatywy przemilczając, a myślących inaczej wyzywa od kłamców, zdrajców, zaprzańców. Tak jak Olgę Tokarczuk.
Z Żydami na terenie Europy od dawna był problem. Inna religia o ściśle przestrzeganych regułach, wynikająca z niej konieczność korzystania w szabas z pomocy osób innej religii a zarazem odsuwanie ich od uczestniczenia w obrządkach postrzegane jako wyraz wywyższania się, wiążące się z tym powstrzymywanie od mieszania się "krwi" z rdzenną ludnością, kultywowanie własnego języka mimo długoletniego zasiedzenia, odmienność pisma w kształcie i zapisie od prawa do lewa, często wyróżnianie się strojem no i odwieczne "kłucie w oczy" wypracowanym dobrobytem. JJakoś nikt nie zauważał że i wśród Żydów jest rozwarstwienie społeczne poprzez ekonomię. Z drugiej strony żydowskie wspomaganie ziomka jako forma podtrzymania jedności drażniły autochtonów. Co do tworzenia gett jeszcze w średniowieczu to często sami Żydzi godzili się na nie czując się wtedy gospodarzami na tym terenie ale też bezpieczniej we wspólnocie. Że ułatwiało to pogromy, często za zgodą władcy państwa to już inna sprawa. Ale gdyby Żydzi byli rozproszeni nie powstrzymywało by to przed pogromami. O ile rok 1968 w Polsce można uznać za sterowaną z Moskwy chęć przegonienia Żydów to jak traktować okres międzywojenny gdy Polacy szczycą się niezależnością polityczną a zdecydowanie pełen przejawów antysemityzmu. Żydzi wszędzie gdzie osiedlali się a po pewnym czasie tworzyli większe odcinające się wspólnoty byli jedynie tolerowani a nigdy, może też po części z własnej winy, jako pełnoprawni obywatele. Czego więcej trzeba by kogoś takiego wskazać jako cel do nienawiści.
Panie Lubomir Petrów Pahuta, nadal nie ma mojej zgody, aby ofiary obarczać winą za bycie ofiarą. To jakoś wynika z nauk chrześcijańskich. Mogę Żydów nie lubić, mogę muzułmanów nie lubić, ale z podstawowych zasad chrześcijaństwa muszę ich wszystkich bronić. Trudno!
!&%!.
Z całym szacunkiem dla Adama Leszczyńskiego, ale wzorem niektórych mediów myli ekonomistę Pera Westerberga z pisarzem Perem Waestbergiem. Laudację wygłosił oczywiście pisarz.
No niby prawda z tymi koloniami, ale argumenty przez red. Leszczyńskiego średnio przekonujące. Jedyny Daniel Beauvois (tylko stwierdzenie, dowodów brak) oraz "pisarze polityczni" z dawnych wieków. No nazwali te ziemie koloniami, ale to nie jeszcze nie argument, że faktycznie tak było. Nazwanie gówna tortem, nie czyni automatycznie tegoż gówna smakołykiem czekoladowym. No i że historyk ukraiński tak uważa? No ma prawo, ale czy rację?
I żeby było jasne – też myślę, że można ekspansję na Kresy nazwać kolonizacją, lecz chciałbym usłyszeć dobitne argumenty.
Anglicy traktowali Irlandię jako kolonię na wieki zanim na poważnie wzięli się za budowanie swojego zamorskiego imperium kolonialnego. Czy my musimy być gorsi? Czy my nie możemy przyznać (wziąć chwałę), że tuż za nimi, za wielką Anglią, Polska stworzyła swoje kolonie na Kresach? W następnych wiekach już nam się tak dobrze nie wiodło z powodu wrodzonej anarchii i warcholstwa naszej klasy panującej (którym to cechom nota bene Żydzi zawdzięczali tak chwaloną gościnę na ziemiach Rzeczpospolitej).
Tych kolonialnych skłonności w dawnych wiekach nie uważam ani za powód do chwały, ani do przesadnego wstydu, bo kolonializm był przykrym, ale jakby koniecznym etapem w rozwoju cywilizacji nie tylko europejskich. Po prostu uważam, że nie ma powodu kłamać, że byliśmy lepsi i szlachetniejsi niż inni. Byliśmy w miarę naszych możliwości tacy sami. I to po prostu należy jasno i dobitnie powiedzieć.
Sorry, ale argument o wyzysku chłopów ruskich (od Rusinów bo o Ukraińcach czy Białorusinach nikt wtedy jeszcze nie słyszał) czy litewskich, który miałby być dowodem polskiego kolonializmu, jest z d… wzięty. Owszem byli wyzyskiwani bo taki był ustrój państwa, ale nie byli wyzyskiwani bardziej niż chłopi polscy. Szlachta litewska i rusińska miała też przywileje jak polska. Państwo było federacyjne!!! Szkoda tylko, że nie udało się wprowadzić w życie postanowień Unii Hadziackiej 1658 r. Być może wtedy nie doszłoby do zaborów.
Określenie Ukrainiec nie powstało bez powodu i nie bez powodu jest twardo postulowane jako nazwa nacji. Polacy chętnie często z niechęci do rozróżniania korzystają z określenia Rusin łącząc pod jednym mianem istnienie dwóch różnych nacji. Może nawet specjalnie by jedną niechęcią do Rusi Moskiewskiej uzasadnić ekspansję na tereny Rusi Kijowskiej czyli obecnej Ukrainy.
Dobrze gadasz. Trafnie.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Jest jeszcze coś, co wymaga wzmianki. Na swoich majdanach kozacy przegłosowali podległość carowi, mając alternatywnie możliwość przystąpienia do tolerancyjnej jakoby Rzeczpospolitej.
Absolutnie Kozakom nie chodziło o tolerancyjność państwa. Brali przede wszystkim pod uwagę siłę (woleli trzymać z silniejszym), a silniejsze (bardziej skonsolidowane) było wtedy już państwo moskiewskie. Poza tym moskale mieli sprawniejszych szpiegów (dziś byśmy ich nazwali lobbystami).
Co nam umyka, to fakt że w Rzeczpospolitej każdy szlachcic był królowiątkiem z pełnią władzy nad swoimi podwładnymi, bez możliwości odwołania od jego wyroków. W Państwie Moskiewskim chłop zawsze mógł liczyć na interwencję cara, bo wobec cara wszyscy na równi byli niewolnikami. Kozacy z dwojga złego woleli tą drugą opcję.
Prawda jest taka, że Chmielnicki był takim samym warchołem jak wielu ze szlachty. Początkiem rokoszu Chmielnickiego było podebranie mu kobiety przez innego szlachetkę. Jako środek do osobistej zemsty "rozbujał" Kozaków mających ambicje bycia klasą uprzywilejowaną i poleciało.
Idąc tym tokiem myślenia, należałoby uznać, ze Kozacy upomnieli się o uprowadzoną żonę Chmielnickiego i o to cała wojna. Za dużo Sienkiewicza, za mało odniesienia do faktów.
Przypomnę, że Kozaków upominających się na sejmie o swoje prawa w Rzeczpospolitej której część stanowili (pożyteczni w czasie wojen, niepokorni gdy nastawał pokój), upomniano że są jak włosy lub paznokcie, które trzeba przyciąć, żeby nie przeszkadzały głowie (szlachcie).
I nie była by to pierwsza wojna "o kobietę" w historii cywilizacji. Ta najgłośniejsza o Piękną Helenę może też nie była tą pierwszą ale najbardziej znaną.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Oczywiście. Ale co innego skrytobójcze mordy (na ogół niezamierzone), a co innego zorganizowany przemysł państwowy (Bereza).
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Krótko: Nasz Paweł Zając to debil.
Już chciałem Pawłowi Zającowi odpowiedzieć ale po przeczytaniu po raz kolejny jego wypowiedzi uznałem że nie warto. Po pierwsze niedbałość o poprawną składnię. Po drugie posłużenie się sloganami bez śladu wątpliwości ich prawdziwości. Mogę przytoczyć mało poruszany bo może też mało znany element polskiego kolonializmu na terenie Ukrainy. Mojemu dziadkowi urodzonemu w 1901 roku gdy chciał iść na studia dano wyraźnie do zrozumienia że musi zmienić wyznanie z greckokatolickiego na rzymskokatolickie. Nie chcąc zmieniać wyznania musiał podjąć studia za granicą i padło na Pragę. W ten sposób na terenie Ukrainy chciano administracyjnie zmienić proporcje pomiędzy Ukraińcami greckokatolickimi i prawosławnymi a Polakami obrządku rzymskokatolickiego. Nieco podobną sytuacją było wyrabianie dowodu osobistego już w PRL-u przez moją mamę gdy urzędnik przyjmujący dokumenty koniecznie chciał wymusić korektę wpisanej narodowości "ukraińska" na "polska". Może to są drobnostki, może ktoś powie że to oderwane, indywidualne przypadki ale zdarzyły się i musiały mieć jakieś źródło centralne bo komu do głowy przyszło by na niższym szczeblu administracji prowadzić taką działalność wychodząc przed orkiestrę.
Rzeczywiście dureń.
niech się ci politycy prawicy przejadą po polskiej wsi opętanej sektą katolicką. w domostwach "papież polak" na ścianie, a z ust wylatują słowa wręcz neonazistwoskie. optymistycznie jest, gdyw ramach żartu ktoś chce "spalić żydka", ale często niestety jest to czysta realna nienawiść, wspomnienia jak to ponoć "źli żydzi" denerwowali dziadków za młodu. A skąd to wiem? bo zdaza mi sie jezdzic w takie miejsca, bo mam taką pracę. ale tak, myślmy dalej że jako naród jesteśmy kompletnie bez win, skoro nawet w takich małych wioskach skrywa się duch Adolfa Hitlera