Trwa romans PiS i mediów prawicowych z nacjonalistami i kibolskimi bojówkami. Przy okazji prawica próbuje przywrócić pozytywne znaczenie słowu "nacjonalizm". Pokazujemy to na przykładzie posłanki Pawłowicz - a przy okazji przypominamy, czym nacjonalizm zasłużył na ponurą reputację
Po dorocznym marszu nacjonalistów 11 listopada portal wPolityce.pl opublikował felieton posłanki Krystyny Pawłowicz. Profesor Pawłowicz tłumaczy, dlaczego nacjonalizm jest dobry i twierdzi, że przez lata był potwornie szkalowany przez „komunizm i ideologie lewicowe, zwalczające wolność suwerennych narodów i same te odrębne narody”.
Sprostujmy na wstępie tę dezinformację. „Ideologie lewicowe” nie zwalczały wolności suwerennych narodów - np. Polska Partia Socjalistyczna, której jednym z przywódców był Józef Piłsudski, była partią niepodległościową. Przeciwko suwerenności narodowej była część ruchu komunistycznego, która albo uważała narody za burżuazyjny przeżytek, albo że konflikty narodowe zanikną w wielkiej socjalistycznej federacji ludów. Nawet znana internacjonalistka Róża Luksemburg napisała w 1900 r. broszurę "W obronie narodowości”, w której wzywała Polaków do obrony przed germanizacją. Pisała tam np.:
Zaprawdę, czas jest wielki, aby lud polski otrząsnął się z martwoty, aby oburzeniu swemu dał wyraz, aby powstał do walki przeciw germanizacji. W jaki sposób walkę tę prowadzić, jaką drogą najskuteczniej osiągnąć obronę polskiej narodowości – oto pytania, nad którymi warto się poważnie zastanowić.
Mniejsza jednak o to, że prof. Pawłowicz nie ma zielonego pojęcia o poglądach lewicy, o których z taką beztroską się wypowiada. To drobiazg w porównaniu z innym nadużyciem, które popełnia. Jej felieton poświęcony jest czemu innemu: rehabilitacji słowa "nacjonalizm", które - jak przyznaje prof. Pawłowicz - cieszy się dziś złą reputacją.
Terminy nacjonalizm czy nacjonalista (...) stały się przedmiotem wszelkich możliwych ideologicznych i językowych manipulacji, których celem była i jest zmiana ich znaczenia, zohydzenie ich i zmuszenie innych do negatywnych i złych z nimi skojarzeń.
Prof. Pawłowicz wyróżnia trzy pojęcia:
W okolicznościowej debacie w TVP Info wystąpiło 11 listopada 2016 kilkoro "nacjonalistów", którzy odżegnywali się od wszelkiego szowinizmu. Ale gdy przyszło do rozmowy o tym, kto mógłby pójść we wspólnym marszu niepodległości, który proponuje prezydent Duda, okazało się, że nie ma tam miejsca dla zdrajców narodu o postkomunistycznym rodowodzie, nie mówiąc już o Adamie Michniku, który "komunistów nazywał ludźmi honoru". Zakaz dla Michnika - z jego zasługami dla polskiej niepodległości - udziału w marszu niepodległości, jest dość komiczny, ale pokazuje, że nacjonalizm - ten konkretny, wyznawany w Polsce - pozostaje systemem wykluczającym, pełnym wrogości i nienawiści do "innych".
Manipulacja Pawłowicz - i innych dzielnych polskich nacjonalistów - polega na taktownym przemilczeniu, że granica między tymi pojęciami jest i była płynna.
Nacjonaliści nawoływali często do walki z innymi narodami i popełniali zbrodnie - w imieniu, jak sądzili, własnego narodu.
Wiek XX jest pełen tragicznych przykładów zbrodni popełnionych przez nacjonalistów tureckich (np. rzeź Ormian w 1915 r.), chorwackich, polskich, litewskich i innych.
Wszyscy oni nazywali się nacjonalistami, a nie „szowinistami”. To nacjonaliści - a nie „szowiniści” ukraińscy mordowali Polaków na Wołyniu i to nacjonaliści polscy, a nie „szowiniści”, niszczyli przed wojną żydowskie sklepyTweet , dokonywali pogromów czy bili na uniwersytetach studentów żydowskiego pochodzenia. Robili to ludzie, którzy sami za nacjonalistów się uważali i często tak o sobie mówili.
To takie akty - a nie lewacka propaganda - spowodowały, że nacjonalizm cieszy się ponurą opinią dzisiaj.
Co więcej, przemoc zawarta była w doktrynie nacjonalizmu, a nie była tylko do niej doklejona przez bliżej nieznanych „szowinistów”. Przypomnijmy pisma ideologa polskiego obozu narodowego, Romana Dmowskiego, który uważał, że zasady moralne obowiązują wyłącznie w stosunkach między jednostkami, a w starciach między narodami działają darwinowskie prawa naturalnej selekcji. Dmowski pisał w 1907 r.:
W stosunku do cudzoziemca, dajmy na to do Niemca lub Moskala, etyka chrześcijańska tyle mnie obowiązuje, ile idzie o stosunek prywatny, o stosunek człowieka do człowieka, tam wszakże, gdzie obaj występujemy jako przedstawiciele i obrońcy spraw swych narodów, jedynie mnie obowiązuje etyka narodowa. W stosunkach osobistych nie wolno mi go krzywdzić równie dobrze, jak gdyby był moim rodakiem, bo w tych stosunkach etyka nasza, etyka chrześcijańska, nie uznaje różnic narodowych. Ale nawet zabić go mam obowiązek w walce za ojczyznę.
Ponura reputacja nacjonalizmu - a nie wymyślonego przez posłankę Pawłowicz „szowinizmu” - jest więc całkowicie zasłużona. Droga pani poseł! Proszę następnym razem coś przeczytać, zanim się pani wypowie albo coś napisze.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze