"Okres wzruszenia i wzmożonych emocji nie jest dobrym czasem dla inicjatyw ustawodawczych. Manipulowanie przy przepisach zwłaszcza prawa karnego może doprowadzić do ograniczenia naszej wolności przy mizernej albo żadnej korzyści społecznej" - o zmianach w prawie po zabójstwie Pawła Adamowicza pisze dr Piotr Kładoczny, prawnik, karnista
"Trudno jest przypisać organom wymiaru sprawiedliwości jakieś poważne zaniedbania dotyczące postępowania ze Stefanem W. podczas procesu i w czasie odbywania kary, a także w związku z jego wyjściem na wolność. Zwłaszcza że nie można było w jego przypadku zastosować środków zabezpieczających, a sąd skazując go na karę pięciu i pół roku pozbawienia wolności, orzekł karę wyższą od tej, której żądał prokurator.
Obecna władza akcentowała zawsze, a w kampaniach wyborczych szczególnie mocno, potrzebę ochrony tzw. porządnych obywateli przed przestępczym marginesem. Brak inicjatywy ze strony innych rządzących piętnując jako »imposybilizm prawny«. Temu »imposybilizmowi« obecne ugrupowania rządzące były w stanie przeciwstawić każdą ideę, nawet tak absurdalną z punktu widzenia nauki prawa, jak ta, że »lepiej zrobić coś, niż nic«.
Dlatego zabójstwo prezydenta Pawła Adamowicza dokonane w świetle jupiterów, w najbardziej wzruszającej chwili Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, stanowi dla władzy prawdziwe wyzwanie".
Co powinniśmy wiedzieć o polskim prawie karnym w związku z zabójstwem prezydenta Gdańska? Dla Archiwum Osiatyńskiego i OKO.press wyjaśnia dr Piotr Kładoczny.
dr Piotr Kładoczny - Sekretarz Zarządu oraz szef działu prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wykładowca w Instytucie Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego. Jest członkiem Zespołu Ekspertów Prawnych przy Fundacji Batorego.
Zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza wstrząsnęło polską opinią publiczną, a jego okoliczności i kontekst dodatkowo spowodowały zrozumiałe zainteresowanie rozwiązaniami prawnymi, które mogły być zastosowane w celu zapobiegnięcia tej tragedii. Wypowiedzi sugerujące, co należy obecnie zrobić z zabójcą prezydenta, a także, jakie działania legislacyjne należy podjąć, by w przyszłości uniknąć takich nieszczęść, dodatkowo sprawiły, że powstało spore zamieszanie w świadomości prawnej zwykłych obywateli.
Zjawisko to jest nie tylko niekorzystne, ale również niebezpieczne i to co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze, okres wzruszenia i wzmożonych emocji nie jest dobrym czasem dla inicjatyw ustawodawczych, które wymagają nie tylko wyjaśnienia sprawy zabójstwa, ale także zachowania chłodnego umysłu.
Po drugie, nie wszyscy uczestnicy debaty publicznej o stanie polskiego prawa kierują się intencjami poprawy funkcjonowania prawa i ulepszania jego litery. Niektórzy, korzystając z oczywistego w tych okolicznościach społecznego odruchu współczucia wobec ofiar tej zbrodni i chęci odwetu wobec sprawcy, próbują załatwić własne, partykularne interesy.
Dobrze byłoby więc wprowadzić do tej dyskusji nieco elementów porządkujących, licząc na to, że spowodują one refleksję i utrudnią zapadnięcie takich rozstrzygnięć legislacyjnych, których możemy żałować przez wiele lat.
Jest rzeczą zrozumiałą, że stan faktyczny dotyczący sprawy zabójstwa Pawła Adamowicza opieram jedynie na doniesieniach medialnych, gdyż na ostateczne orzeczenie sądu trzeba będzie jeszcze poczekać.
I tu od razu pierwsze spostrzeżenie.
Postępowanie przygotowawcze, które stanowi najważniejszy mechanizm dochodzenia do prawdy o przestępstwie, jest prowadzone, co oczywiste, przez organy prokuratury - w obecnym stanie prawnym całkowicie podporządkowanej czynnemu politykowi koalicji rządzącej - Ministrowi Sprawiedliwości.
Już sam ten fakt może wywoływać wątpliwości, czy śledztwo nie będzie ukierunkowane tak, by nie zaszkodzić władzy, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że polityk ów, nie raz i nie dwa, dał dowody energicznego wykorzystywania uzyskanych w ustawie o prokuraturze uprawnień względem konkretnych prokuratorów.
Potwierdzają to niedawno przyjęte bezprecedensowe uchwały Stowarzyszenia Prokuratorów „Lex super omnia”, żądające dymisji Prokuratora Generalnego ze względu na szykanowanie niepokornych prokuratorów i wykorzystywanie prokuratury jako narzędzia walki politycznej. Tym większe znaczenie będzie miało postępowanie sądów w tej sprawie. Powinno być ono w najwyższym stopniu transparentne i zmierzać nie tylko do rzetelnego (co oczywiste) jej rozstrzygnięcia, ale także do przystępnego przedstawienia go społeczeństwu.
Przechodząc do kwestii bezpośrednio związanych z tragedią w Gdańsku, stwierdzić trzeba, że szczególnym zainteresowaniem mediów cieszyła się osoba sprawcy zabójstwa Pawła Adamowicza.
Z wypowiedzi medialnych wynika, że 27-letni Stefan W. spędził pięć i pół roku w więzieniu za napady na placówki bankowe. Leczył się psychiatrycznie zarówno przed, jak i w trakcie pobytu w więzieniu. Wyszedł z zakładu karnego w grudniu z zamiarem dokonania poważnego przestępstwa, miał żal do władz za to, że był w więzieniu torturowany. Między innymi z tych informacji wyciągane były różne wnioski. W szczególności:
(1) że przyszły zabójca dostał za niski wyrok za przestępstwo rozboju;
(2) że należało go umieścić w Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie;
(3) że powinien zostać po odbyciu kary skierowany na przymusowe leczenie do zakładu psychiatrycznego.
(ad 1) Można przyjąć za oczywiste, że pierwszy z wniosków służy przede wszystkim realizacji postulowanego od dawna przez Ministerstwo Sprawiedliwości zaostrzenia karania za przestępstwa (znajduje to potwierdzenie w opublikowanym 25 stycznia na stronie Rządowego Centrum Legislacji projekcie zmian Kodeksu karnego). Tymczasem już dziś Polska znajduje się na czele krajów Unii Europejskiej, jeśli chodzi o liczbę osadzonych w więzieniu na 100 tys. mieszkańców. Co więcej przestępczość w Polsce systematycznie spada. Wydaje się więc, że propozycje podwyższenia kar nie mają żadnego intelektualnego uzasadnienia, lecz są próbą wykorzystania wzburzenia społecznego do wprowadzenia nieracjonalnych z punktu widzenia prawa karnego i kryminologii rozwiązań w myśl populizmu penalnego.
(ad 2) Ośrodek w Gostyninie powstał na mocy ustawy z dnia 22 listopada 2013 r. o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób i był pierwotnie pomyślany przede wszystkim jako instytucja postpenalna dla skazanych, którym w związku z nowelizacjami prawa karnego zamieniono karę śmierci na karę 25 lat pozbawienia wolności. Umieszczać miano tam skazanych kończących odbywanie wyroków, których biegli psychiatrzy ocenili jako nadal stanowiących poważne zagrożenie. Obawy społeczne spowodowały, że ten, wątpliwy z punktu widzenia zasad prawa karnego, instrument został wprowadzony do systemu prawa w Polsce.
Początkowo przewidywano umieszczenie w Ośrodku kilku sprawców, a ustawę uważano za epizodyczną - takie chwilowe „mniejsze zło”. Jednak obecnie przebywa tam przymusowo ponad 60 osób, które teoretycznie powinny być leczone, ale w rzeczywistości są tylko izolowane.
Zgodnie z art. 14 ustawy sąd orzeka o umieszczeniu w Ośrodku, jeżeli sprawca jest osobą stwarzającą zagrożenie, oraz jeżeli charakter stwierdzonych zaburzeń psychicznych sprawcy lub ich nasilenie wskazują, że jest to niezbędne ze względu na bardzo wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy lub groźbą jej użycia przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej, zagrożonego karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 10 lat.
Żeby zostać uznanym za osobę stwarzającą zagrożenie, trzeba wcześniej m.in. odbywać karę pozbawienia wolności w systemie terapeutycznym. Według ustaleń medialnych Stefan W. nie odbywał kary w takim systemie. Zgodnie z art. 96 kkw w systemie terapeutycznym odbywają karę skazani z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi, w tym skazani za przestępstwo określone w art. 197 – 203 Kodeksu karnego, popełnione w związku z zaburzeniami preferencji seksualnych, upośledzeni umysłowo, a także uzależnieni od alkoholu albo innych środków odurzających lub psychotropowych oraz skazani niepełnosprawni fizycznie – wymagający oddziaływania specjalistycznego, zwłaszcza opieki psychologicznej, lekarskiej lub rehabilitacyjnej.
Jak wynika z przekazów medialnych, do tych wymienionych przykładowo typów sprawców Stefan W. nie należał. Czy mógł być skierowany do oddziału terapeutycznego z powodu innych niepsychotycznych zaburzeń psychicznych, dowiemy się być może po zakończeniu postępowania.
(ad 3) Odnosząc się do leczenia psychiatrycznego trzeba stwierdzić przede wszystkim, że jest ono co do zasady dobrowolne i w żadnym razie nie może służyć izolacji byłych skazanych, tylko dlatego, że społeczeństwo się ich boi.
Umieszczanie w zakładach psychiatrycznych byłych skazanych mogłoby bowiem spowodować utożsamienie przemocy i zbrodni z zaburzeniami psychicznymi, co z kolei mogłoby wpłynąć na stygmatyzację osób leczących się psychiatrycznie. Przeciw tego rodzaju utożsamianiu wypowiedział się stanowczo Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w oświadczeniu z dnia 15 stycznia 2019 roku.
Niemniej trzeba zauważyć, że istnieją wyjątki określone w art. 23, 24 i 29 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego, które pozwalają na przymusowe (tzn. bez zgody) przyjęcie chorego do szpitala psychiatrycznego. Jednak żaden z tych wyjątków nie ma zastosowania w przypadku osoby Stefana W. Art. 23 i 24 ustawy pozwalają na przymusowe przyjęcie chorego, jeśli z powodu zaburzeń psychicznych bezpośrednio zagraża on swojemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób. Konieczne jest zatem ustalenie takiego zachowania osoby chorej, które bezpośrednio zagraża tym dobrom, a nie ogólnej wrogości chorego do bliżej nieokreślonej osoby lub osób.
Art. 29 ustawy z kolei odnosi się do tych chorych, których nieprzyjęcie do szpitala spowodowałoby pogorszenie ich stanu zdrowia lub którzy są niezdolni do samodzielnego zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych, a uzasadnione jest przewidywanie, że leczenie w szpitalu psychiatrycznym przyniesie poprawę ich stanu zdrowia.
Podsumowując powyższe zauważymy, że trudno jest przypisać organom wymiaru sprawiedliwości jakieś poważne zaniedbania dotyczące postępowania ze Stefanem W. podczas procesu i w czasie odbywania kary, a także w związku z jego wyjściem na wolność. Zwłaszcza że nie można było w jego przypadku zastosować środków zabezpieczających, a sąd skazując go na karę pięciu i pół roku pozbawienia wolności, orzekł karę wyższą od tej, której żądał prokurator.
Obecna władza akcentowała zawsze, a w kampaniach wyborczych szczególnie mocno, potrzebę ochrony tzw. porządnych obywateli przed przestępczym marginesem. Brak inicjatywy ze strony innych rządzących piętnując jako „imposybilizm prawny”. Temu „imposybilizmowi” obecne ugrupowania rządzące były w stanie przeciwstawić każdą ideę, nawet tak absurdalną z punktu widzenia nauki prawa, jak ta, że „lepiej zrobić coś, niż nic”.
Dlatego zabójstwo prezydenta Pawła Adamowicza dokonane w świetle jupiterów, w najbardziej wzruszającej chwili Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, stanowi dla władzy prawdziwe wyzwanie.
Wskazuje bowiem na wadliwość teorii możliwości lepszej opieki nad społeczeństwem, albo jej złą realizację przez obecnie rządzących. Stąd m.in. gorączkowe poszukiwania winnych zaniedbań wśród organów władzy państwowej, które gdyby tylko działały, tak jak trzeba, mogłyby nie dopuścić do nieszczęścia oraz, z drugiej strony, zapowiedzi coraz to nowych pomysłów legislacyjnych.
Styczniowa tragedia w Gdańsku może być oczywiście impulsem do takich poszukiwań, ale należy stanowczo przestrzec przed pospiesznymi i nieprzemyślanymi propozycjami rozwiązań.
Akty normatywne wprowadzane nagle, pod presją pojedynczych (choćby najtragiczniejszych) zdarzeń często okazują się bardzo kosztownymi pomyłkami, z których niezwykle trudno się potem wycofać.
Trzeba bowiem pamiętać, że prawo jest częścią infrastruktury państwowej i nie może być tworzone pod wpływem jednego nadzwyczajnego wydarzenia, ale ma służyć pomocą w zwykłych, powszechnych przypadkach.
Próby znalezienia remedium prawnego na wszystkie, nawet te najbardziej niestandardowe zdarzenia, nie tylko muszą się zakończyć niepowodzeniem, ale także bardzo często rozsadzają istniejący zwyczajny porządek prawny. Dlatego można wątpić, czy należałoby wyposażać polskie prawo w nowe instytucje prawne, które, zdaniem projektodawców, miałyby zapobiec w przyszłości zbrodniom takim, jak zabójstwo Pawła Adamowicza.
Być może właśnie swoiście pojmowanej bezradności i frustracji związanej z tym nieszczęściem należy przypisać nieodpowiedzialną wypowiedź Prokuratora Generalnego sugerującą orzeczenie Stefanowi W. kary dożywotniego pozbawienia wolności, jeśli tylko będzie uznany za poczytalnego, wobec braku kary śmierci w polskim systemie karnym.
Takie sugestie kierowane przez osobę mająca przemożny wpływ na prokuraturę, a poważny na sądy, są niedopuszczalne i można je uznać za próbę wpływania na niezależność wymiaru sprawiedliwości.
W wypowiedziach wielu uczestników debaty publicznej na temat powodów zabójstwa prezydenta Gdańska przewija się również pojęcie mowy nienawiści. Sugeruje się, że to naznaczone nienawiścią treści coraz częściej płynące ze środków masowego przekazu oraz mediów społecznościowych stworzyły atmosferę, która popchnęła Stefana W. do zbrodni. Słychać nawoływania do walki z nienawiścią w sferze publicznej.
Nie sposób temu nie przyklasnąć.
Trzeba się jednak zastanowić, czy walka ta ma się odbywać przez zmianę oraz zaostrzenie przepisów prawa karnego i czy właśnie prawo karne jest właściwym instrumentem do zahamowania nienawiści.
Przypuszczam, że w najskrajniejszych przypadkach przepisy prawa karnego mogą tu mieć zastosowanie. Przepisy takie już istnieją, powinny być jedynie prawidłowo stosowane.
Jednak to nie prawo karne może zatrzymać mowę nienawiści, a jedynie właściwa praktyka społeczna.
Jeśli nienawistne wypowiedzi będą promowane awansem lub aprobatą, a nawet entuzjazmem wyborców, żadne prawo nie pomoże. Przykładów w historii mamy aż nadto.
Tymczasem manipulowanie przy przepisach zwłaszcza prawa karnego i poszerzanie pola penalizacji może doprowadzić do ograniczenia naszej wolności przy mizernej, albo nawet żadnej korzyści społecznej.
Pamiętać przy tym trzeba, że nienawistne wypowiedzi wygłaszane publicznie nie trafiają w próżnię. Docierają do wielu ludzi. Znaczna część z nich potrafi zrozumieć, że autor chciał się po prostu wyróżnić swoją agresją i brutalnością. Istnieją jednak w każdym społeczeństwie odbiorcy, którzy nie mają w danej chwili odpowiedniego dystansu do przekazywanych im treści, np. z powodu choroby psychicznej lub dużego natężenia zaburzeń osobowości. Takie osoby mogą przyjmować nawet najbardziej agresywne i brutalne wypowiedzi wprost i chcieć realizować zawarte w nich groźby, stanowiąc poważne zagrożenie dla życia i zdrowia.
Być może przykładem takiej osoby był Stefan W. Wiedza o tym powinna zatem powstrzymywać wszystkich uczestników debaty publicznej, a zwłaszcza media przed używaniem drastycznych i szkalujących sformułowań. Przede wszystkim należałoby tego oczekiwać od tzw. mediów publicznych, które powinny dawać przykład bezstronnej i wyważonej informacji.
Komentarze