OKO.press zbadało historię rachunku funduszu wyborczego PiS z 2019 roku. Każdy przelew z darowizną ma w tytule imię i nazwisko konkretnego kandydata do parlamentu. Dzięki temu wiemy, kto i ile wpłacił na poszczególnych polityków Zjednoczonej Prawicy.
Na Mateusza Morawieckiego wpłat było aż 56.
Najdroższy mandat
„Lepiej być w Katowicach niż w Brukseli. Tu jest więcej przyjaciół, a śląski żurek jest lepszy niż belgijskie frytki” – mówił premier Morawiecki podczas kongresu PiS w Katowicach, w lipcu 2019. Niedługo potem okazało się, że to właśnie w Katowicach premier będzie „jedynką” listy PiS w wyborach do Sejmu.
Przedtem urzędujący premierzy zwykle startowali z Warszawy, jednak pierwsze miejsce na liście wyborczej w stolicy było zarezerwowane dla prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego. Partia postanowiła więc rzucić Morawieckiego na Śląsk.
Dla premiera wybory w 2019 były sprawdzianem. Startował po raz pierwszy, w dodatku jako „spadochroniarz” rzucony na miasto, z którym nie był nigdy związany. Mimo tych trudności, musiał się „uprawomocnić” w oczach wciąć nieufnych wobec niego starych działaczy PiS. I oni i prezes Kaczyński oczekiwali, że Morawiecki jako urzędujący premier i jedna z nowych gwiazd PiS zdobędzie dobry wynik. A dobry wynik kosztuje.
Jak pisał „Newsweek”, na kampanię w 2019 roku. PiS wydało prawie 30 milionów złotych. Najwięcej poszło właśnie na promocję premiera Morawieckiego – aż 539 tys.złotych.
Według ustaleń OKO.press niewiele mniej premier „zebrał” wcześniej dzięki darowiznom na fundusz wyborczy PiS.
Zrzutka na wybory
Kampanie wyborcze w Polsce mogą być finansowane jedynie z pieniędzy zgromadzonych na kontach funduszy wyborczych partii. Kiedy ugrupowanie (lub koalicja) powołuje komitet wyborczy, pieniądze z konta funduszu przekazywane są na konto komitetu, który następnie wydaje je na kampanię wyborczą, czyli na spoty, konwencje, transport, hotele, billboardy, ulotki, gadżety itp.
Darowizny na fundusz można wpłacać w każdym czasie, a więc – teoretycznie – także bez związku ze zbliżającą się kampanią wyborczą. Zgodnie z przepisami, suma wpłat od jednej osoby nie może przekroczyć 15-krotności pensji minimalnej. Ale jeśli w danym roku odbywają się więcej niż jedne wybory, maksymalna kwota jest wyższa – to 25-krotność pensji minimalnej.
Tak było w 2019 roku, najpierw mieliśmy wybory do europarlamentu, potem wybory do Sejmu i Senatu. Jedna osoba mogła więc wpłacić na fundusz wyborczy maksymalnie 56 250 złotych.
Jak ujawniła pół roku temu „Polityka”, na fundusz wyborczy PiS w 2019 roku trafiło w sumie blisko 20 mlnzłotych z darowizn od osób fizycznych. Tygodnik opublikował listę wszystkich darczyńców oraz kwoty, jakie wpłacili na fundusz.
OKO.press dotarło do historii rachunku funduszu wyborczego. Dzięki temu wiemy nie tylko kto i ile wpłacił, ale wiemy także kto wpłacał na kogo. Każdy przelew z darowizną ma bowiem z tytule imię i nazwisko kandydata.
Pół miliona na Morawieckiego
Na konto funduszu wyborczego PiS w 2019 roku wpłynęło ponad 4 tys. darowizn (darczyńców było mniej, bo niektórzy wpłacali więcej niż raz). Z racji tego, że był to rok zarówno wyborów do europarlamentu, jak i wyborów parlamentarnych, na koncie funduszu znajdziemy wpłaty, które w tytułach mają nazwiska kandydatów startujących i w jednych, i drugich wyborach.
Jedną z osób, której nazwisko pojawia się najczęściej się w opisach przelewów jest Mateusz Morawiecki.
52 osoby przekazały na kampanię premiera 56 darowizn. W sumie Morawiecki „zebrał” w ten sposób 497 tys.złotych.
Udało nam się zidentyfikować czterdziestu darczyńców. Cześć z nich to lokalni działacze PiS, inni są związani z Solidarnością Walczącą, którą kierował ojciec premiera – Kornel Morawiecki.
Jednak większość wpłacających – 27 osób – ma posady w spółkach Skarbu Państwa lub innych państwowych podmiotach.
To oni wpłacili na kampanię Morawieckiego ponad 382 tys. złotych, ponad trzy czwarte całej kwoty „uzbieranej” przez premiera.
Starzy przyjaciele płacą najwięcej
Zacznijmy od rekordzistów. Jak pisaliśmy, limit wpłaty na fundusz wyborczy w 2019 roku wynosił 56 250 złotych. I właśnie taką, maksymalną, kwotę na Morawieckiego wpłacił Armen Konrad Artwich.
Artwich podąża za obecnym premierem od dekady. W latach 2011-2016 był zatrudniony w Banku Zachodnim WBK (którym kierował wówczas Morawiecki), potem w Ministerstwie Rozwoju (gdy jego szefem był Morawiecki), a od stycznia 2018 pracował jako dyrektor departamentu prawnego w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (premierem był już wówczas Morawiecki).
We wrześniu 2018 roku został członkiem zarządu kontrolowanego przez państwo Orlenu. Jak wyliczaliśmy w ubiegłym roku, tylko do końca 2019 roku w samym Orlenie zarobił 1,2 mln zł i mógł dostać jeszcze drugie tyle premii. A zasiada także w radzie nadzorczej Polskich Linii Lotniczych LOT.
Równe 50 tys. złotych na kampanię premiera wpłacił Zbigniew Jagiełło. W czasach studenckich był działaczem Solidarności Walczącej, to dobry znajomy premiera i jego ojca. Od 2009 roku Jagiełło kieruje państwowym bankiem PKO BP. W 2016 chrapkę na „dobrą zmianę” kadrową w banku miała ekipa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, jednak Morawiecki (wtedy jeszcze nie był premierem) obronił starego kolegę.
Według naszych wyliczeń, od początku rzędów PiS do końca 2019, Jagiełło zarobił w PKO BP prawie 10,7 mln zł i mógł dostać 1,6 mln zł dodatkowych świadczeń.
Patrycja Klarecka, kolejna wieloletnia współpracownica Morawieckiego, wpłaciła na premiera 40 tys.złotych. W latach 2010-2014 była dyrektorem ds. nowych mediów i dyrektorem działu marketingu w banku BZ WBK. W 2016 została prezeską rządowej Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Od 2018 roku jest członkinią zarządu Orlenu ds. handlowych. Jak pisaliśmy na OKO.press, w 1,5 roku zarobiła 1 mln 369 tys. zł i miała szansę na prawie drugie tyle nagrody.
Niewiele mniej niż Klarecka – 36 tys.złotych wpłacił na kampanię premiera Tomasz Fill. Jak pisała „Polityka”, towarzyszy on Morawieckiemu od początku jego politycznej drogi. Za pierwszych rządów PiS dostał posadę w PGNiG. Jego talent doceniła także rządząca potem PO (pracował wtedy na dyrektorskich stanowiskach w PKO BP). Kiedy w 2015 roku PiS przejął władzę po raz drugi, Fill znalazł zatrudnienie w Polskim Funduszu Rozwoju. Obecnie jest jego wiceprezesem. Zasiada też w radach nadzorczych Polskiej Grupy Lotniczej oraz Polskich Kolei Linowych.
Hej, kto w spółkach, na premiera!
Na kampanię Mateusza Morawieckiego zrzuciło się jeszcze sześć osób związanych z Orlenem:
- 20 tys. złotych wpłaciła Agata Górnicka – dyrektor Biura Relacji z Otoczeniem PKN ORLEN oraz przewodnicząca rady Fundacji Orlen. Zasiada w radzie nadzorczej PZU (tylko do końca 2019 roku zarobiła w niej 456 tys. zł);
- 10 tys. złotych Przemysław Humięcki – od 1 marca 2018 członek gabinetu politycznego w Ministerstwie Zdrowia, potem jego szef. Wcześniej pracował w BZ WBK, ministerstwie Finansów, ministerstwie rozwoju i kancelarii premiera. Jest członkiem rady nadzorczej spółki Unipetrol należącej do Orlenu;
- 10 tys. złotych Wojciech Muszyński – pracuje w Orlenie od 2018 roku. Obecnie dyrektor wykonawczy ds. sprzedaży detalicznej;
- 5 tys. złotych Łukasz Porażyński, który w latach 2008-17 pracował w Banku Zachodnim WBK (którym kierował Morawiecki). W latach 2017-19 był dyrektorem departamentu w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii. Od 2019 roku pracuje w Orlenie. Od niedawna zasiada też w radzie nadzorczej przejętego przez Orlen Ruchu;
- 5 tys. złotych Jarosław Skorupa – od grudnia 2018 był w zarządzie Telewizji Republika. W 2019 roku został dyrektorem wykonawczym ds. marketingu w Orlenie. Od końca 2020 roku jest dyrektorem marketingu w Banku Gospodarstwa Krajowego;
- 5 tys. złotych Monika Standziak-Koresh – od 2004 roku przez 14 lat pracowała w Polskiej Agencji Rozwoju przedsiębiorczości. W 2018 roku zaczęła pracę w Orlenie. Zasiada także w radzie nadzorczej spółki Orlen Usługi Finansowe.
Pozostali darczyńcy związani są m.in. z Polskim Funduszem Rozwoju, Bankiem Gospodarstwa Krajowego, spółkami energetycznymi i LOT-em:
- 17 tys. złotych wpłaciła Brygida Ślabska, dyrektor ds. zakupów w gdańskim Lotosie. Wcześniej przez wiele lat pracowała w BZ WBK;
- 15 tys. złotych Michał Witkowski, od 2017 roku dyrektor Departamentu Komunikacji Korporacyjnej w Polskim Funduszu Rozwoju, wcześniej pracował w PZU i PGE;
- 13 tys. złotych Mikołaj Różycki, zastępca prezesa Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości;
- 10 tys. złotych Jarosław Pinkas, do niedawna Główny Inspektor Sanitarny;
- 10 tys. złotych Paweł Górecki, członek rady nadzorczej PZU i spółki ARP Leasing należącej do Agencji Rozwoju Przemysłu, wiceprezes zarządu Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych S.A.;
- 10 tys. złotych Szymon Kowalczyk, od 2017 roku zatrudniony w Tauronie, obecnie jako dyrektor wykonawczy. Wiceprezes dwóch spółek-córek Tauronu: TEC1 i TEC2 oraz członek rady nadzorczej spółki Tauron Obsługa Klienta. Do 2016 roku pracował w BZ WBK;
- 9,5 tys. złotych Krzysztof Maziakowski – kiedyś w BZ WBK, teraz dyrektor departamentu sprzedaży w Totalizatorze Sportowym;
- 5,55 tys. złotych Rafał Milczarski, prezes PLL LOT oraz Polskiej Grupy Lotniczej;
- 3 tys. złotych Zbigniew Hryniewicz – od lat 90. do 2018 roku w BZ WBK, potem dyrektor centrum utrzymania systemów w spółce energetycznej Tauron;
- 1 tys. złotych Sławomir Jonko, członek rady nadzorczej spółki Euroterminal Sławków;
- 1 tys. złotych Małgorzata Smołkowska, członkini zarządu spółki PFR PORTAL PPK należącej do Polskiego Funduszu Rozwoju;
- 1 tys. złotych Krystyna Wąchała-Malik, członkini zarządu PFR Nieruchomości. Wiele lat związana z bankowością , pracowała m.in. w BZ WBK. Była dyrektorką biura dyrektora generalnego Ministerstwa Finansów. Zasiada w radzie nadzorczej spółki LOTOS TERMINALE;
- 1 tys. złotych Paweł Staniaszczyk, od 2018 roku specjalista ds. rozwoju rynku regionalnego w Banku Gospodarstwa Krajowego;
- 1 tys. złotych Robert Zapotoczny, prezes spółki PFR PORTAL PPK należącej do Polskiego Funduszu Rozwoju.
Kolejne 47 tys. złotych wpłaciły na premiera jeszcze trzy osoby. Ich personalia z historii rachunku funduszu wyborczego wskazują, że prawdopodobnie chodzi o dyrektora z PKO Bank Polski, specjalistę Banku Gospodarstwa Krajowego oraz członka rady nadzorczej tegoż banku. Usiłowaliśmy potwierdzić, czy te wpłaty pochodziły właśnie od nich, ale nie udało nam się z nimi skontaktować.
Nie ma darowizn, nie ma kampanii
Co oznaczają takie imienne darowizny na partyjny fundusz wyborczy? Z punktu widzenia prawa wyborczego i rozliczania kampanii przez Krajowe Biuro Wyborcze nie ma to żadnego znaczenia. Kiedy zbliżają się wybory i zostaje powołany komitet wyborczy, to partia decyduje, ile pieniędzy przelewa z konta funduszu na konto komitetu wyborczego, tzn. ile pieniędzy chce wydać na kampanię wyborczą.
W chwili, gdy pieniądze znajdą się na koncie komitetu, nie można ich już przypisać do konkretnego darczyńcy. Lądują w jednym worku.
Pieniędzmi zgromadzonymi na rachunku komitetu zarządza pełnomocnik finansowy i zgodnie z prawem to on decyduje o każdym wydatku na kampanie poszczególnych kandydatów. Darczyńcy mogliby więc przelewać pieniądze po prostu jako „darowizny na fundusz wyborczy”.
Skoro tak, to po co imienne darowizny?
Jak wyjaśnia nam Krzysztof Lorentz, dyrektor zespołu kontroli finansowania partii politycznych i kampanii wyborczych Krajowego Biura Wyborczego, partie często określają własne, wewnętrzne zasady dotyczące darowizn.
Uzależniają na przykład wielkość wydatków na kampanię na rzecz konkretnego kandydata od kwoty wpłat na fundusz wyborczy pochodzących albo od samego kandydata albo od osób, które wskażą jego nazwisko w tytule przelewu.
W ten sposób partie „mobilizują” kandydatów do wsparcia finansowego kampanii.
Im wyższe miejsce na liście, tym pewniejsze wygrana, a tym samym oczekiwania finansowe partii wobec kandydata.
Z historii rachunku funduszu, do którego dotarliśmy, wynika, że powszechną praktyką wśród polityków startujących z list PiS były darowizny „na siebie”, czyli z imieniem i nazwiskiem kandydata w tytule przelewu.
Mateusz Morawiecki należał do wyjątków, na swoją kampanię nie wpłacił ani złotówki.
Nie jest żadną tajemnicą, że stanowiska w spółkach SP dostaje się nie z racji posiadanych kompetencji tylko będąc posłusznym i wiernym baronom partyjnym. Haracz taki jest zbierany przez partie od początku naszej transformacji, płacić musi poseł, senator, radny członek zarządu spółki czy rady nadzorczej lub zajmujący z rekomendacji partyjnej inne stanowisko. To jest to drugie istotne źródło finansowania partii politycznych w kraju. Nasz problem polega na tym, że cały przyjęty model demokracji jest do remontu. W tym modelu konstytucyjnie jest niejako wpisana symbioza tronu z ołtarzem, jak i wodzowskie twory polityczne nazywane partiami. Obywatel nie głosuje w cyklicznych plebiscytach na wybranego kandydata, tylko stempluje przy urnie decyzje baronów partyjnych. Bo to od nich zależy czy kandydat na posła znajdzie się na liście czy też nie. Jeśli później poseł jest niepokorny to wylatuje z obiegu. Nie wspominając o zasadach finansowania partii politycznych czy też lukratywnych posadach w spółkach SP, obsadzanie których przypomina w czystej postaci grabież mienia publicznego. Do tego dochodzi poczucie całkowitej bezkarności polityków. Istnieje pilna potrzeba wypowiedzenia Konkordatu w obecnej formie, jak i zmiany Konstytucji przywracających obywatelom realną kontrolę polityków i instytucji publicznych oraz rzeczywisty rozdział kościoła od państwa. Jeśli tu nie dokona się zmiana nie mamy co liczyć na sprawiedliwe państwo prawa.
No i co z tego wynika? Cos nielegalnie zostało zrobione?
Ja bym bardzo chciał zobaczyć rozliczenie finansowe kampanii szymona. Kto i ile. Super jeśli OKO by sie tym zajęło. Jakby dołożyć do tego PO tez było by ok. Czytelnicy tez chętnie by sie dowiedzieli kto ich finansuje.
Legalnie zapewne było, ale tu należy się zastanowić, czy prawo samo w sobie nie jest dziurawe. Bo wpłat dokonywały osoby zajmujące eksponowane i wysokopłatne stanowiska w spółkach Skarbu Państwa oraz w państwowych instytucjach, jak np. Główny Inspektor Sanitarny, o których obsadzie decydują władze państwowe. Czy to przypadkiem nie nazywa się konfliktem interesów?
Z góry też uprzedzam, że w przypadku Hołowni taka sytuacja zajść po prostu nie mogła – z tej prostej przyczyny, że jak na razie nie ma on wpływu na żadną lukratywną synekurę, czyli nikt nie ma ekonomicznego interesu, by do Polski 2050 dokładać. Hołownię finansowali głównie jego zwolennicy metodą crowdfundingu i mocno podejrzewam, że najdokładniejsze kwerenda jego finansów niczego ciekawego (dla trolli) nie wykaże. Tak, wiem, zaraz napiszesz, że wszyscy oni siedzą w kieszeni u Sorosa, który, jak raczyłeś w jednym z wczorajszych postów oznajmić światu, finansuje też Gazetę Wyborczą. Pozwolisz, że komentarze zachowam dla siebie, bo nie mam ochoty robić nikomu zjadliwych docinków, ani tym samym sprowadzać dyskusji na tym forum do poziomu dna.
Wpłaty 5 tys. lub mniej – to wstyd.
Czytelnicy chętnie by się dowiedzieli kto finansuje Ciebie i ile rubli dostajesz za jeden komentarz?
Otóż to. Myślę, że wielu czytelników zadaje sobie codziennie pytanie, czytając pomyje pana Ropczyńskiego, z czyjej on kieszeni wypełzł.
finansuje ja zwykły obywatel jest nas tysiące
to wolontariusz, człowiek wskroś ideowy
No złamania prawa nie było, ale jest coś takiego jak kodeks etyczny urzędnika państwowego i tu już parę zarzutów by się znalazło, bo chyba nie zaprzeczysz, że premier jest urzędnikiem państwowym. Ci niskiego szczebla mają czego przestrzegać (pod rygorem odpowiedzialności dyscyplinarnej), ale pisowskiej nomenklatury to nie obowiązuje – kasta nadludzi (nazewniczy kontekst celowy).
grzegorz R. oszolom z ORDO IURIS fanatycznej sekty ,oplacanej przez kreml.zawsze na posterunku,czujny jak ORMO
Nic z tego nie wynika wprost. W artykule nie pada też żaden zarzut. Jednak taka transparentność jest bardzo istotna, by móc przeanalizować decyzje premiera – gdzie kierował się faktycznie dobrem kraju/obywateli, a gdzie jego decyzja mogła być kierowana wdzięcznością za przelew. Kiedy Hołownia będzie miał wpływ na tworzenie prawa czy rozdawanie publicznych pieniędzy, też będę chciał wiedzieć, kto sfinansował jego kampanię.
Trzeba być ślepym albo z pisu (zresztą to jedno i to samo) aby nie widzieć zależności. Lukratywna posadka za wsparcie finansowe w wyborach. Potocznie nazywa się to korupcja.
Cały czas powtarzam, osoby zatrudnione przez państwo powinny mieć zakaz deklarowania sympatii politycznych i światopoglądowych.
Wdzięczność za stanowiska kosztuje. Dla zwykłego szaraka grubo powyżej rocznych dochodów. Dla pisowskiej nomenklatury drobne.
a kiedy będzie informacja, skąd Hołownia miał pieniądze na kampanię?
A komu Hołownia załatwił ciepłe posadki w SSP? Bo wydaje mi się, że póki co nie ma on takiej władzy ani możliwości…
Wszystko jest na stronie Polska 2050, czasem warto najpierw spytać tego o kim się spekuluje…
Szukaj Wiesiu, szukaj. Nikt tak nie ukrywa pochodzenia kasy jak pisowcy!
To się nazywa KORUPCJA
Premier i tak już jest martwy. Jak go w wiezieniu nie zamkna i tam nie wykończą to zrobi to naród wieszając go na latarni.
Ropczyński go ochroni, własną piersią zasłoni.
Dni kariery półślepej mendy powoli się kończą.
Półślepej mendy i jemu podobnych.
Krótko: wpłaty na kampanie wyborcze powinny być zakazane od osób powiązanych ze spółkami skarbu państwa oraz służbą cywilną
Rzygać się chce…
przecież to nie są wpłaty tylko lokaty