"Są rodzice, przeświadczeni, że szczepionka może dziecku zaszkodzić, ale są i tacy, którzy są przekonani, że szczepienie uchroni przed chorobą. Nie umiem tego ocenić pod względem merytorycznym, nie jestem lekarzem. Będziemy się zastanawiać, w jaki sposób pogodzić te dwa stanowiska, co nie będzie łatwe" - powiedziała Beata Szydło w Radio Maryja
Co by to miało oznaczać w praktyce? Nie można szczepić w połowie. Beata Szydło, jak i towarzysząca jej Beata Kempa, zapowiadały również istotny udział głosów eksperckich w debacie (lekarzy, naukowców, farmaceutów, epidemiologów), co także zadziwia, zważywszy że specjaliści wielokrotnie wypowiadali się na temat potrzeby szczepień i nie jest to wiedzą tajemną. Konflikt polega na tym, że antyszczepionkowy ruch nie uznaje autorytetu nauki. Przeciwnie, całkowicie lub w znacznej mierze odrzuca osiągnięcia współczesnej medycyny, nie tylko w zakresie szczepień.
Od 15 września cała Polska żyje tematem porwania dziecka ze szpitala w Białogardzie przez rodziców - antyszczepionkowców. Ich działanie motywowane było irracjonalną niechęcią do podania witaminy K, umycia dziecka, wykonania zabiegu Credego (przemycie oczu) i szczepienia oraz ogrzania. W obawie o zdrowie malucha lekarz ze szpitala zgłosił sprawę do sądu rodzinnego, a ten ograniczył prawa rodzicielskie w zakresie decydowania o procedurach medycznych. Prawa te nadano innej osobie, która pozwoliła na pomoc lekarską. Zanim ta nadeszła, noworodka uprowadzili rodzice.
W następnych dniach Justyna Socha, antyszczepionkowa działaczka z fundacji STOP NOP [Niepożądane Odczyny Poszczepienne] i kandydatka z list Kukiz ’15 w Poznaniu w wyborach do Sejmu w 2015 roku, zapraszana była do różnych telewizji gdzie informowała, że ma kontakt z rodzicami, którzy zabrali dziecko. Mimo to policja nie potrafiła ich odszukać, by pomóc niemowlakowi. Ruch antyszczepionkowy zorganizował protest w Białogardzie, skrzyknął się także przez Internet na zbiórkę pieniędzy na wsparcie prawne dla rodziców. Dla Justyny Sochy i STOP NOP cała afera okazała się niezwykle korzystna z marketingowego punktu widzenia.
Sprawę porwania dziecka ze szpitala w Białogardzie podchwyciły wszystkie ogólnokrajowe media, w związku z czym każdy musiał zająć jakieś stanowisko na temat szczepień i jak to często bywa, wiele osób zrobiło to nie zapoznając się wcale z merytoryczną wiedzą w tym zakresie.
Efektem tego jest szerokie spektrum ignorancji – od wypowiedzi negujących sens szczepień, przez nawołujące do ukarania sądu i lekarzy, po „prawdopośrodkowe”, symetrystyczne próby pogodzenia poglądu antyszczepionkowców z nauką.
Nie zabrakło wypowiedzi absurdalnych, m.in. były kandydat na prezydenta Paweł Jan Tanajno stwierdził, że „Plebs szczepi. Klientela 500 plus szczepi”, a Janusz Korwin-Mikke na swoim profilu na Facebooku napisał „Zaraz: za powiedzenie kobiecie "Pani jest chyba chora na rzeżączkę" można dostać w twarz; nieprawda-ż? A czym innym jest profilaktyczny zabieg Credego na dziecku?” w znanym sobie stylu.
W czwartek wieczorem, 21 września, premier Beata Szydło i szefowa jej Kancelarii Beata Kempa były gośćmi Radia Maryja. W pewnej chwili dodzwonił się słuchacz pan Michał z Koszalina, zdeklarowany antyszczepionkowiec, który ma dwóch synów, jeden z nich jest autystyczny. Pan Michał jest przekonany, że autyzm wywołała szczepionka podana po porodzie. Podał też przykład swojej siostry, która nie chciała szczepić nowo narodzonego dziecka i była straszona przez lekarza odebraniem praw rodzicielskich. Pan Michał zapytał premier Szydło czy autoryzuje taką opresję ze strony państwa.
Odpowiedź pani premier była zaskakująca i niepokojąca.
"Są rodzice, którzy mają przeświadczenie, że szczepionka może ich dziecku zaszkodzić, ale są tacy, którzy są przekonani, że szczepienie uchroni przed chorobą. Nie umiem tego ocenić pod względem merytorycznym, bo nie jestem lekarzem" - powiedziała Beata Szydło. Dodała, że sama zaszczepiła swoich synów, i nie ma złych doświadczeń, ale "zna też historie, kiedy dziecko po zaszczepieniu się rozchorowało". Zadeklarowała, że jest zwolenniczką szczepień. Premier ujawniła, że w jej Kancelarii odbyło się spotkanie z tymi rodzicami, którzy "oczekują prawa do nieszczepienia dzieci".
"Będziemy się zastanawiać, w jaki sposób pogodzić te dwa stanowiska, co nie będzie łatwe" - stwierdziła.
Co by to miało oznaczać w praktyce? Nie można szczepić w połowie. Beata Szydło, jak i Beata Kempa zapowiadały również istotny udział głosów eksperckich w debacie (lekarzy, naukowców, farmaceutów, epidemiologów), co także zadziwia, zważywszy że specjaliści wielokrotnie wypowiadali się na temat potrzeby szczepień i nie jest to wiedzą tajemną.
Konflikt polega na tym, że antyszczepionkowy ruch nie uznaje autorytetu nauki. Przeciwnie, całkowicie lub w znacznej mierze odrzuca osiągnięcia współczesnej medycyny, nie tylko w zakresie szczepień – charakterystyczną dla aktywistów antyszczepionkowych cechą jest ogólnie wiara w czary znane pod hasłem „biologii totalnej”, leczenia nowotworów witaminą C czy pestkami moreli (które są trujące), oraz homeopatii (co ciekawe, zwalczanej przez środowiska katolickie ze względu na jej domniemywane historyczne powiązania z okultyzmem).
Jak więc pani premier chce pogodzić stanowisko pseudonauki z nauką i obowiązkowe programy szczepień z walką o ich zniesienie?
Zapowiedzi funduszu mającego wypłacać odszkodowania rodzinom z dziećmi, u których wystąpiły negatywne skutki szczepień, choć brzmiały by uczciwie, nie sprawdzą się w obecnej sytuacji z prostej przyczyny.
Ogromna liczba doniesień o niepożądanych odczynach poszczepiennych okazuje się być zmyślona lub naciągana, tak samo jak w badaniach Andrewa Wakefielda, guru antyszczepionkowców.
W sieci działacze antyszczepionkowi obwiniają szczepienia o coraz więcej chorób, w tym także genetycznych. Niejednokrotnie ich „dowodami” na niepożądane skutki szczepień są wyniki pseudomedycznych badań, takich jak badanie żywej kropli krwi, które nie ma żadnej wartości diagnostycznej i jest oszustwem. Tworzenie specjalnych struktur i funduszy by zadowolić oszukanych przez szarlatanów rodziców nie tylko nie rozwiąże problemu, zrobi krzywdę takim rodzinom, ale także wesprze sam biznes medycznych oszustów.
Wygląda więc na to, że pani premier Beata Szydło nie bardzo wie o czym mówi lub próbuje pokazać, że zależy jej na obu stronach sporu, by populistycznie zachować poparcie obu obozów, ignorując przy tym meritum sprawy i pozostawiając debatę publiczną na niskim poziomie prawdopośrodkizmu.
Działalność antyszczepionkowa jest groźna z kilku powodów. Jeżeli poziom wyszczepialności (odsetek zaszczepionych) w populacji spada, a tak się właśnie dzieje w krajach, gdzie ruchy tego typu są silne i aktywne, zwiększa się ryzyko epidemii. Jest to szczególnie groźne dla osób, które ze względu na choroby np. układu odpornościowego nie mogą zostać zaszczepieni lub szczepionki i tak nie wywołają u nich właściwej odporności.
Problem poza dziećmi dotyczy też ludzi starszych. Na wiele chorób po kilkunastu-kilkudziesięciu latach należało by się doszczepić przy stwierdzeniu braku przeciwciał w badaniach krwi, co nie jest powszechnie praktykowane. Ponadto nieszczepione osoby mogą być dla patogennych mikroorganizmów świetnym środowiskiem do ewolucji biologicznej, co daje im szansę na potencjalne stanie się groźnymi także dla reszty zaszczepionego społeczeństwa.
Rzeczywistość dla antyszczepionkowców jest jednak brutalna. Naukowiec, na którego się powołują – Andrew Wakefield – został pozbawiony prawa do wykonywania zawodu w Wielkiej Brytanii za manipulowanie badaniami pod tezę. Co zrobił? Do swojego eksperymentu, z którego wnioskował, że szczepionki mogą powodować autyzm, wziął dzieci z nielosowej próby – głównie od antyszczepionkowych rodziców, a sama liczba badanych była niewielka. Okazało się też, że przypisywał im nieprawdziwe efekty niepożądane lub dane co do dat ich wystąpienia zmieniał tak, by zbliżyć je do momentu podania szczepionki.
Brał też pieniądze od adwokatów, którzy prowadzili sprawy antyszczepionkowców o duże odszkodowania w sądach, co rodzi oczywisty konflikt interesów i czyni badania jeszcze mniej wiarygodnymi. Po ujawnieniu manipulacji jego publikację naukową wycofano z czasopisma The Lancet.
Antyszczepionkowców to nie przekonuje. Wierzą, że Wakefield i jemu podobni są pozbawiani głosu, bo jakiś bliżej nieokreślony koncern farmaceutyczny lub cała ich grupa chce ukryć przed światem prawdę, że szczepionki wywołują autyzm.
Każdą bardziej medialną lub nośną w social media wypowiedź proszczepionkową działacze antyszczepionkowi traktują jako przekupstwo ze strony korporacji farmaceutycznych. Gdy znani blogerzy parentingowi publikowali swoje wpisy zachęcające do szczepień, Justyna Socha ze STOP NOP pytała, kto zapłacił za takie działania. Zero refleksji, że jest to akcja edukacyjna, same podejrzenia i teorie spiskowe.
Autor Łukasz Sakowski, jest biologiem, i autorem bloga naukowego To tylko teoria
Biolog i bloger naukowy
Biolog i bloger naukowy
Komentarze