0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Sam prezes NBP jest w wyjątkowo dobrym nastroju, nawet jak na swoje wysokie standardy w tej kwestii. Gdy po godzinie i 25 minutach comiesięcznej konferencji prasowej rzecznik prasowy NBP uciął kolejne pytania i ogłosił koniec, prezes ani myślał przestać mówić.

Zamiast odpowiadać na ewentualne pytania, zwierzył się uczestnikom konferencji, że chciał dziś skończyć w ciągu godziny, ale mu się to nie udało. Po czym mówił jeszcze przez 15 minut: zadeklarował, że jeśli będzie taka potrzeba, zgłosi się do wojska; opowiadał o tym, jak przed laty spał z żoną w namiocie w centrach miast zachodnich. A gdy kolejny raz opowiadał, że Polska pod względem dochodów na osobę dogoni w tej dekadzie Francję, rzucił:

„Gdy mówię o tym studentom, to oni odpowiadają, że to strasznie długo, że oni chcieliby już teraz. No niestety, jak to się kiedyś mówiło: takie rzeczy tylko w Erze” – zakończył, nawiązując do reklamy telewizyjnej sprzed dwóch dekad. I bez słowa pożegnania, wyszedł.

Konferencja świstaka

Z jednej strony, marcowa konferencja nie różniła się znacząco od innych – prezes chwalił rząd, atakował Donalda Tuska (bez nazywania go) i telewizję TVN (również bez wymieniania nazwy). Wplatał w swoje wywody własne refleksje na temat gospodarki, polityki, życia codziennego i polecał wszystkim jedzenie kapusty kiszonej. Uwagi nie na temat i te nie na miejscu wypełniły wyjątkowo dużo czasu. A dodatkowo prezes sam, jasno przyznał się: lubię mówić, lubię ten swój spektakl.

„Przestudiowałem czas trwania konferencji w innych krajach. Trwają przeciętnie około godziny, ale proporcje są inne. Prezes mówi kwadrans, a resztę czasu pytają dziennikarze. Ja przyjąłem inny model. Mówią mi, że moje wystąpienie powinno być krótsze i bardziej suche, ale kto to by oglądał?”

Adam Glapiński jest świadomy, że inni szefowie banków centralnych robią to inaczej. Wie, że jego konferencje są oceniane krytycznie. I zdaje sobie sprawę (o tym też mówił wprost), że jest tematem prześmiewczych memów. A mimo tego dalej jest sam sobą zachwycony. Nie przeszkadza mu, że konferencje te niszczą wizerunek NBP i podkopują zaufanie do tak ważnej w czasach wysokiej inflacji instytucji publicznej.

Prezes w czwartkowe popołudnie zrobił też kolejną, charakterystyczną dla siebie rzecz. Chętnie dzielił się własnymi prognozami, które były nieco bardziej optymistyczne, niż oficjalne prognozy NBP. Według niego już we wrześniu inflacja zejdzie poniżej 10 proc., a na koniec roku zbliży się do 6 proc.

To z jednej strony dynamiczny spadek w ciągu roku. A z drugiej – nawet jeśli przewidywania prezesa się spełnią, to wciąż jest to wysoka inflacja. Dlatego jego doskonały humor niekoniecznie jest na miejscu.

Nowy raport NBP

Na szczęście nie musimy polegać tylko na zdaniu prezesa Glapińskiego. 10 marca NBP opublikował najnowszy raport o inflacji. A w nim znajdziemy najnowsze dane, analizy i prognozy na temat ścieżki inflacji w najbliższych miesiącach. Między innymi na podstawie informacji z tego raportu członkowie Rady Polityki Pieniężnej podejmują decyzje o stopach procentowych.

Raport ten jest publikowany dwa razy w roku. Poprzedni pochodzi z listopada 2022 roku. I trzeba przyznać, że w przypadku prognoz na najbliższe lata nie zmienia się wiele w stosunku do poprzedniej edycji.

Główna różnica to większy optymizm w stosunku do 2022 roku. Zamiast prognozowanej w 2022 roku średniej 13,1 proc., dziś analitycy NBP przewidują 11,9 proc. w całym roku. Przyczyna takiej zmiany?

Zacytujmy raport:

„Korekta scenariusza projekcyjnego jest konsekwencją szybszego od oczekiwań ustępowania skutków negatywnego szoku związanego ze zbrojną rosyjską agresją na Ukrainę. W porównaniu z poprzednią projekcją obniżyły się w szczególności ceny gazu ziemnego i węgla kamiennego na rynkach światowych, a także oczekiwania odnośnie do ich poziomu w przyszłości formułowane w oparciu o wyceny kontraktów terminowych”.

Do celu powoli

Cel inflacyjny NBP to 2,5 proc., ale z jednopunktowymi przedziałami ufności. To znaczy, że misją NBP jest dopilnowanie, by inflacja mieściła się między 1,5 a 3,5 proc. I według projekcji NBP właśnie do górnego pułapu – 3,5 proc. – mamy dojść w 2025 roku.

To według prognozy najbardziej prawdopodobny scenariusz. Jednocześnie nie oznacza to, stanie się tak z pewnością.

W innym miejscu dowiadujemy się, że prawdopodobieństwo, że inflacja w pierwszym kwartale 2025 roku spadnie poniżej 3,5 proc., wynosi 43 proc., a w czwartym kwartale – 56 proc. To wciąż ponad 40 proc., że nawet w ostatnich miesiącach 2025 roku inflacja będzie powyżej górnej granicy celu.

Projekcja przewiduje też szybkie wygaśnięcie efektów wzrostu cen energii i koniec ostrych wzrostów cen żywności. Wskaźnik inflacyjny zrównuje się w niej z inflacją bazową już w trzecim kwartale 2023 roku. Później miejscami to inflacja bazowa jest wyższa. A to znaczy spadek cen energii i żywności. Ale wysoka inflacja bazowa to kolejny powód do niepokoju.

Jasne jest, że inflacja będzie spadać. Ale nie wszystko wygląda tak dobrze, jak przez różowe okulary prezesa Glapińskiego.

Kiedy w celu? Ekonomiści podzieleni

W najnowszym Panelu Ekonomistów 23 specjalistów otrzymało pytanie o powrót inflacji do celu NBP. Tutaj też optymizm prezesa nie znajduje potwierdzenia.

Wśród pytanych, jedynie co trzecia osoba uważa, że do celu inflacyjnego NBP wrócimy w ciągu trzech lat. Co czwarta twierdzi, że stanie się to w ciągu 4-5 lat.

Odpowiedzi są interesujące i nie zawsze przebiegają wzdłuż najprostszych linii ideologiczno-politycznych.

Andrzej Rzońca, profesor SGH, ale też były członek FOR i RPP (z rekomendacji PO) uważa, że cel zostanie osiągnięty do trzech lat.

„1. W kierunku dezinflacji działają nie tylko podwyżki stóp procentowych, ale i »wakacje kredytowe«, w wyniku których udzielanie kredytów gospodarstwom domowym stało się obciążone nadmiernym ryzykiem; w efekcie, główny mechanizm kreacji pieniądza bankowego odpowiadającego za ponad 80% podaży pieniądza został niemal zablokowany. 2. Po wyborach NBP przypomni sobie o swoim mandacie i niezależności. 3. W 2024 roku Polska odczuje opóźnione skutki podwyżek stóp procentowych w USA i strefie euro” – pisze Rzońca w komentarzu.

Dr Marcin Wroński również uważa, że wystarczą trzy lata, „zakładając brak kolejnych szoków zewnętrznych, odpowiednią politykę NBP i rządu”.

Hanna Cichy, analityczka do spraw gospodarczych w Polityce Insight mówi z kolei o okresie 6-8 lat. Według niej powrót do niskiej inflacji utrudniać będą:

  • ceny energii, wynikające z zapóźnień w transformacji klimatycznej w Polsce,
  • ceny surowców i materiałów,
  • utrwalenie inflacji bazowej i odkotwiczenie oczekiwań inflacyjnych,
  • ciasny rynek pracy.

Ten ostatni punkt nieczęsto pada w dyskusjach o inflacji. Chodzi o starzejącą się populacje i wolne uzupełnianie luk na rynku pracy za pomocą migracji. A przez to w wielu miejscach na rynku pracy na dłuższy czas może utrzymać się presja płacowa ze strony pracowników.

Głos pesymisty

Paweł Dobrowolski, główny ekonomista Polskiego Funduszu Rozwoju uważa, że ostatnie dekady niskiej inflacji były anomalią. Jako jedyny wybrał odpowiedź „powyżej 9 lat”. Zgadza się z resztą ekonomistów, że obecne szoki (pandemia, wojna, zatkane łańcuchy dostaw) ustępują. Ale według niego, po nich przyjdą nowe:

  • rosnące wydatki na zbrojenia (na które nie zwiększono podatków),
  • polityka klimatyczna UE,
  • wysokie napięcia międzypaństwowe,
  • brak możliwości zwiększania globalizacji handlu, migracji czy przepływu kapitału,
  • rynek pracy, który będzie generował coraz mniejszą podaż pracy.

To interesujące ćwiczenie intelektualne, bo przepytywani musieli przewidywać przyszłość w długim okresie. A to coś zupełnie innego, niż określenie, jak wysoka będzie inflacja np. za pół roku. I w tak długim okresie widać różnice poglądów oraz różne możliwe ścieżki gospodarki w Polsce i na świecie.

To, że inflacja w najbliższych miesiącach będzie spadać (jeśli nie wystąpi żaden niespodziewany, globalny szok), to dziś już truizm. Pytanie o to, co stanie się w najbliższych latach jest tym, które jest istotniejsze. Prezes NBP cieszy się dziś z tego, co wiemy wszyscy. I dalej odgrywa swój własny, coraz mniej strawny show.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze