0:00
0:00

0:00

Danuta Holecka: Czy ta jedność, o której w Deklaracji [Rzymskiej] jest sporo, oznacza, że nie będzie już mowy o "Europie dwóch prędkości"? Andrzej Duda: Tak, to jest bardzo poważny sygnał w tym kierunku.

"Gość Wiadomości" TVP1,25 marca 2017

Sprawdziliśmy

Fałsz. W deklaracji jest możliwość zróżnicowania prędkości integracji.

Twierdzenie, że podpisana w sobotę przez 27 państw Deklaracja Rzymska jest sygnałem przeciwko zróżnicowaniu tempa integracji, jest nieprawdziwe. W treści dokumentu jest wyraźnie odbite stanowisko czterech państw strefy euro - Francji, Niemiec, Hiszpanii i Włoch - których przywódcy spotkali się w Wersalu na początku marca i ustalili wspólne dążenie do zróżnicowania prędkości integracji europejskiej.

"Będziemy działać wspólnie – w zależności od potrzeb w różnym tempie i z różnym nasileniem – podążając jednocześnie w tym samym kierunku, tak jak czyniliśmy to w przeszłości, zgodnie z Traktatami, nie odmawiając tym, którzy zechcą przyłączyć się później" - napisano w Deklaracji Rzymskiej.

Ten fragment otwarcie dopuszcza przyspieszenie integracji przez te państwa, które nie będą chciały czekać i oglądać się na - dysponujące możliwościami weta - kraje Europy środkowej, takie jak Polska i Węgry. Będzie to musiało odbywać się jednak w drodze zgodnej z traktatami, czyli w formie umożliwiającej wszystkim państwom-członkom UE dołączenie do nowych projektów integracyjnych. Osiągnięciem rządu Beaty Szydło było umieszczenie w tym fragmencie słów o "podążaniu jednocześnie w tym samym kierunku".

Pierwotnie ten fragment brzmiał: „niektórzy z nas mogą zacieśnić integrację bardziej, pójść dalej i szybciej w niektórych obszarach”.

Przeczytaj także:

Komu deklaracja "daje podstawy"

W moim przekonaniu [Deklaracja Rzymska] daje pewną, zdecydowaną możliwość powoływania się na to w przyszłości, gdyby pojawiały się tendencje odśrodkowe. Bo ja tendencje do budowy "Unii wielu prędkości" uważam za tendencje odśrodkowe.

"Gość Wiadomości" TVP1,25 marca 2017

Sprawdziliśmy

Nieprawda. Deklaracja daje oparcie zwolennikom szybszej integracji Zachodu.

Równie dobrze na treść deklaracji będą mogły powoływać się te państwa, które będą tworzyć w Unii Europejskiej nowe programy integracji - fragment o zróżnicowaniu tempa i nasilenia integracji w zależności od potrzeb poszczególnych krajów będzie wykorzystywany przez polityków reprezentujących obywateli państw zachodnich, którzy chcą dynamicznej integracji - w przedstawionych wariantach rozwoju Komisja Europejska dopuszcza również możliwości częściowej lub całościowej federalizacji.

Tomasz Bielecki w analizie dla OKO.press przypomniał, że różne prędkości już funkcjonują w Unii Europejskiej. Klubem pionierów integracji instytucjonalnej są kraje związane wspólną walutą, a "różne prędkości" pozwoliły Unii Europejskiej rozwijać strefę Schengen bez ryzykowania weta ze strony Wielkiej Brytanii, która do tego systemu nigdy nie zamierzała wchodzić. Bielecki dodał, że różne prędkości integracji mają swój wymiar polityczny: "na Zachodzie prędkości stają się teraz pomysłem na ratowanie integracji Unii Europejskiej, a czasem także dość drastycznym środkiem politycznego nacisku na kraje naszej części Europy".

Samokrytyka w imieniu PiS

Przyjmowanie do Unii Europejskiej nowych państw bez wątpienia budowało jej potencjał. Jeżeli zaczną być budowane różne, ekskluzywne kluby, w których będą się zamykały poszczególne kraje, to w perspektywie nie wróży nic dobrego. To zły kierunek dla UE.

"Gość Wiadomości" TVP1,25 marca 2017

Sprawdziliśmy

Fałsz lub samokrytyka. UE-14 zaczyna się izolować od rozszerzenia z 2004r.

W wywiadzie dla TVP prezydent Andrzej Duda niechcący skrytykował zachowanie Polski w Unii Europejskiej - mówiąc o "Unii dwóch prędkości" stwierdził, że tworzenie klubów państw, które będą forsować swoje interesy integracyjne kosztem innych, będzie w dłuższej perspektywie niekorzystne dla całej Unii Europejskiej.

Tymczasem ostatnio to Polska jest liderem prób tworzenia takich klubów. Prezydent Duda na arenie międzynarodowej forsuje ideę "międzymorza", a PiS traktuje nieformalną (zrzeszającą Polskę, Węgry, Słowację i Czechy) Grupę Wyszehradzką jako strefę wpływów Polski wewnątrz Unii Europejskiej, starając się, by Grupa spotykała się i przyjmowała wspólne stanowiska przed kolejnymi szczytami Unii Europejskiej.

Takie stanowisko udało się przyjąć przed szczytem w Bratysławie we wrześniu 2016 roku, ale przed ostatnim szczytem na którym Donald Tusk został ponownie wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej, już nie.

Podobne tendencje widać w innych krajach Unii Europejskiej - "duże" rozszerzenie Unii Europejskiej z 2004 roku wskazywane jest przez część komentatorów jako główna przyczyna wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, a państwa "starej Unii" szukają sposobu na wzmocnienie integracji oraz zwiększenie inwestycji i poprawę konkurencyjności strefy euro bez ponoszenia konsekwencji odrodzenia nacjonalistycznych tendencji politycznych w państwach byłego bloku sowieckiego.

"Na Zachodzie dojrzewa przekonanie - nie tylko wśród polityków, ale i opinii publicznej - że głównym błędem jaki Unia Europejska popełniła w ostatnich latach, był nie Brexit, nie imigranci, tylko wielkie rozszerzenie w 2004 roku. Przyjęcie Polski, przyjęcie innych krajów z Europy Środkowo-Wschodniej, a później Bułgarii i Rumunii, jest traktowane jako kolosalny błąd" - mówił ostatnio w TOK FM Aleksander Kwaśniewski.

;
Na zdjęciu Stanisław Skarżyński
Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze