Nawet jeśli Koalicja Obywatelska zdobędzie 15 października najwięcej głosów, prezydent Andrzej Duda i tak zgodnie z prawem może desygnować na premiera kogoś z PiS. Argument, że należy przerzucić głosy na KO, by to ktoś z opozycji został premierem, jest fałszywy
W kampanii wyborczej pojawiają się rozmaite argumenty, które mają przekonać obywateli do głosowania na taką lub inną partię. Jeden zbiór argumentów to programy partyjne, drugi – taktyczne powody głosowania. W tym drugim zbiorze mieści się teza, która ma przekonać wyborców mniejszych partii opozycyjnych do przerzucenia głosów na największą z nich – Koalicję Obywatelską.
Teza brzmi następująco: lepiej głosować na KO, niż na Trzecią Drogę lub Lewicę, bo jeśli formacja Donalda Tuska zdobędzie więcej głosów, niż PiS, prezydent Duda będzie musiał powierzyć misję formowania rządu komuś z Koalicji Obywatelskiej.
Ta teza jest fałszywa.
Jeśli Koalicja Obywatelska zdobędzie więcej głosów, niż PiS, prezydent Duda będzie musiał powierzyć misję formowania rządu komuś z KO
Konstytucja w żaden sposób nie reguluje tego, komu prezydent powinien powierzyć misję formowania rządu. Desygnowanie na premiera przedstawiciela największego ugrupowania w Sejmie powinno wynikać ze zdrowego rozsądku lub obyczaju politycznego. Andrzej Duda może jednak w tym wypadku zarówno rozsądek jak i obyczaj zignorować – i będzie to zgodne z Konstytucją.
Powstawanie rządu po wyborach regulują artykuły 154 i 155 Konstytucji. W nich znajdziemy słynne trzy kroki konstytucyjne – jeśli żadna z sił opozycyjnych nie będzie w stanie ich wykonać, prezydent będzie musiał rozwiązać parlament. Zobaczmy, jak wyglądają zapisy Konstytucji i przetłumaczmy z języka prawniczego na polski.
W Konstytucji krok 1 opisuje art. 154, w ustępach pierwszym i drugim.
Ustęp pierwszy brzmi następująco: „Prezydent Rzeczypospolitej desygnuje Prezesa Rady Ministrów, który proponuje skład Rady Ministrów. Prezydent Rzeczypospolitej powołuje Prezesa Rady Ministrów wraz z pozostałymi członkami Rady Ministrów w ciągu 14 dni od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu lub przyjęcia dymisji poprzedniej Rady Ministrów i odbiera przysięgę od członków nowo powołanej Rady Ministrów”.
Co to oznacza w praktyce?
Prezydent musi zwołać posiedzenie nowego Sejmu najpóźniej w 30 dniu po wyborach (art. 109 Konstytucji). Przyjmijmy w uproszczeniu, że robi to na ostatnią chwilę i nowy Sejm spotyka się we wtorek 14 listopada. Wtedy nowego szefa rządu prezydent może wskazać nawet we wtorek 28 listopada i może to być dowolna osoba, niezależnie od wyniku wyborów.
Nawet jeśli KO zdobędzie najwięcej głosów, Andrzej Duda może desygnować na szefa rządu np. Marka Suskiego, który wskaże swoich ministrów i będzie legalnym premierem.
Ale do czasu.
Bo wtedy do gry wchodzi ustęp drugi, który brzmi następująco: „Prezes Rady Ministrów, w ciągu 14 dni od dnia powołania przez Prezydenta Rzeczypospolitej, przedstawia Sejmowi program działania Rady Ministrów z wnioskiem o udzielenie jej wotum zaufania. Wotum zaufania Sejm uchwala bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów”.
Co to oznacza w praktyce?
Premier Marek Suski do 12 grudnia musi znaleźć 231 posłanek i posłów, którzy udzielą mu wotum zaufania. To oznacza, że przy założeniu złej woli prezydenta i PiS, Prawo i Sprawiedliwość nawet jeśli przegra wybory, będzie mieć zgodnie z prawem niemal 2 miesiące na znalezienie poparcia. Np. wśród części posłów Konfederacji.
Taktyka PiS będzie zależała oczywiście od tego, ile mandatów zdobędzie partia Kaczyńskiego. Co jeśli jednak premier Suski większości nie znajdzie?
Wtedy prezydent Duda i PiS tracą inicjatywę. A piłeczka jest po stronie Sejmu.
Tę fazę formowania rządu opisuje ustęp trzeci artykułu 154 Konstytucji, który brzmi następująco:
„W razie niepowołania Rady Ministrów w trybie ust. 1 lub nieudzielenia jej wotum zaufania w trybie ust. 2 Sejm w ciągu 14 dni od upływu terminów określonych w ust. 1 lub ust. 2 wybiera Prezesa Rady Ministrów oraz proponowanych przez niego członków Rady Ministrów bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Prezydent Rzeczypospolitej powołuje tak wybraną Radę Ministrów i odbiera przysięgę od jej członków”.
Co to oznacza w praktyce?
W naszym scenariuszu Sejm ma czas na wybór premiera i rządu do 26 grudnia. Jeśli Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica będą mieć co najmniej 231 posłów i posłanek, mogą wtedy spokojnie przeczekać desperackie ruchy Dudy i PiS. W drugim kroku powołają rząd, który prezydent Duda będzie miał obowiązek zaprzysiąc.
Co się jednak stanie, jeśli większości nie będzie miał ani PiS, ani partie opozycji demokratycznej, a Konfederacja nie będzie chciała zagłosować ani za rządem proponowanym przez jednych, ani przez drugich? Żaden rząd raczej nie powstanie, bo przy wymogu większości bezwzględnej głosy wstrzymujące liczą się de facto jako głosy przeciw.
Wtedy inicjatywa znów wróci do obozu PiS.
Tę fazę tworzenia rządu opisuje ustęp pierwszy artykułu 155 Konstytucji, który brzmi następująco:
„W razie niepowołania Rady Ministrów w trybie art. 154 ust. 3 Prezydent Rzeczypospolitej w ciągu 14 dni powołuje Prezesa Rady Ministrów i na jego wniosek pozostałych członków Rady Ministrów oraz odbiera od nich przysięgę. Sejm w ciągu 14 dni od dnia powołania Rady Ministrów przez Prezydenta Rzeczypospolitej udziela jej wotum zaufania większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów”.
Co to oznacza w praktyce?
Gwałtownie obniża się poprzeczka: do udzielenia wotum zaufania nie trzeba już koniecznie większości bezwzględnej, jeśli na sali będzie połowa parlamentarzystów (230), do wotum wystarczy jakakolwiek większość głosów. W tym wariancie głosy wstrzymujące obniżają liczbę głosów potrzebną do zdobycia większości.
Wyobraźmy sobie, że prezydent Duda będzie chciał zrobić Polakom prezent noworoczny i 9 stycznia ponownie desygnuje na premiera Marka Suskiego. Wtedy PiS i Suski będą mieli kolejne 14 dni, żeby przekonać wystarczającą liczbę posłów (np. całą Konfederację), żeby wstrzymali się przy głosowaniu. Wtedy może się otworzyć możliwość na udzielenie wotum zaufania rządowi Suskiego, choć będzie on rządem mniejszościowym i nie będzie dysponować przewagą 231 sejmowych mandatów.
Co jeśli taki manewr się nie uda lub nie będzie możliwy? Wtedy prezydent Andrzej Duda ma obowiązek rozwiązać parlament.
I będziemy mieli przyspieszone wybory.
Podsumowując – z punktu widzenia taktyki głosowania niezdecydowanego wyborcy opozycji, głos na Koalicję Obywatelską tylko po to, żeby choć o jeden głos pokonała PiS, nie ma większego sensu. Nawet jeśli tak się stanie, prezydent Duda i tak będzie mógł w pierwszym kroku desygnować na premiera kogoś z PiS.
Żeby ten manewr się nie udał, Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica po prostu muszą mieć co najmniej 231 posłów i posłanek.
Wtedy w drugim kroku konstytucyjnym będą mogły powołać premiera i rząd, a prezydent Duda nie będzie miał nic do gadania.
A 231 mandatów dla opozycji zależy tyle od wyniku Koalicji Obywatelskiej i PiS, co od wyniku Trzeciej Drogi i Lewicy. Im bardziej dwie mniejsze partie będą miały wynik lepszy w stosunku do Konfederacji, tym bardziej rośnie prawdopodobieństwo stworzenia opozycyjnego rządu po wyborach.
Mamy w OKO.press nowy program polityczny! Co tydzień w czwartki Dominika i Agata Szczęśniak opisują i komentują rzeczywistość polityczną. Czasami na poważnie, kiedy indziej z lekkim przymrużeniem oka. Sprawdźcie najnowszy odcinek"
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze