0:00
0:00

0:00

Sprawę obszernie opisała łódzka „Gazeta Wyborcza” 20 marca 2018 (jej relacja tutaj). Informowała o niej także prasa izraelska - artykuł o skandalu pojawił się m.in. w „Jerusalem Post”. Tytuły są jednoznacznie krytyczne wobec polskich władz.

Dziennikarze nie mają wątpliwości, że to próba cenzury wystąpienia izraelskiego samorządowca. „Ceremonia upamiętnienia Holocaustu odwołana po ocenzurowaniu izraelskiego przemówienia” - napisał „Jerusalem Post”.

Co się wydarzyło? Oto fakty:

  • Burmistrz miasta Kiryat Bialik Eli Dukorsky miał wystąpić w Radomsku na uroczystości upamiętniającej tragedię Żydów z tego miasta podczas II wojny światowej. Żydzi mieszkali we wsiach pod Radomskiem od średniowiecza, przed wojną stanowili blisko 50 proc. ludności miasteczka. Do getta w Radomsku zwieziono także tysiące Żydów z okolicy: łącznie przed likwidacją było tam uwięzionych w straszliwych warunkach ok. 14 tys. osób. W październiku 1942 roku większość z nich wywieziono do Treblinki. Getto ostatecznie Niemcy zlikwidowali 7 stycznia 1943 roku.
  • Prezydent Radomska Jarosław Ferenc zażądał, aby Dukorsky usunął ze swojego przemówienia wzmiankę o 200 tys. Żydów, którzy mieli zginąć przez Polaków podczas II wojny światowej.
  • Dukorsky zgodził się usunąć ten fragment, ale wówczas prezydent Radomska zażądał kolejnych zmian. „Chodziło o wspomnienie wydarzeń, które przypominały uwikłanie Polaków w proceder prześladowania Żydów w czasie wojny. Zamiast tego miałem powiedzieć o Ukraińcach. Żądali, żebym zamiast o »nazistach« mówił o »niemieckich nazistach«” - opowiadał „Wyborczej” Dukorsky.
  • Żydowski samorządowiec skonsultował się z MSZ Izraela, które doradziło mu, aby nie zgadzał się na cenzurę.
  • Władze Radomska odwołały wspólną uroczystość. W efekcie odbyły się dwie - osobno żydowska, osobno polska.
  • Prezydent Radomska oświadczył, że nie próbował cenzurować przemówienia izraelskiego gościa, ale że z niego wynikało, że „sprawcami morderstw i okrucieństw wobec Żydów byli Polacy, którzy we współpracy z nazistami bez określonej narodowości wymordowali m.in. 200 tys. Żydów”. A na tę liczbę nie ma mocnych dowodów w źródłach historycznych.

Według „Jerusalem Post” przemówienie burmistrza zawierało jeszcze świadectwo żydowskiej dziewczynki z Wołynia, która przeżyła Holocaust. Kluczowy fragment przemówienia brzmiał:

Większość Żydów [z Wołynia] została zamordowana i zarżnięta przez polskich chłopów, którzy pomagali nazistom. Cała rodzina jej matki została zamordowana. 200 tys. Żydów zostało zamordowanych przez Polaków w tej krwawej wojnie. 200 tys. z 6 mln Żydów zamordowanych przez nazistów i ich pomocników.

“Most Jews were murdered and slaughtered by Polish peasants who helped the Nazis. All her mother’s family had been murdered. Two hundred thousand Jews were murdered by Poles in that bloody war; 200,000 out of the six million Jews murdered by the Nazis and their aides.”

Burmistrz cytował także wspomnienia swojej matki Chai Dukorsky, która przeżyła wojnę w ZSRR i w 1945 roku wróciła do Polski. Jedyne jej wspomnienie z tego okresu to stacja kolejowa w Polsce, na której Polacy rzucali kamieniami w wagony i krzyczeli antysemickie hasła.

Spróbujmy teraz tę sprawę rozplątać - krok po kroku.

Cenzura. OKO.press rozumie prezydenta Radomska, który twierdzi, że nie chciał cenzurować wypowiedzi izraelskiego kolegi. Z przykrością jednak informujemy go, że usuwanie czegokolwiek z cudzej wypowiedzi publicznej - z jakichkolwiek pobudek - to cenzura.

Prezydenta Radomska odsyłamy do słownika PWN, w którym może sobie sprawdzić definicję słowa „cenzura” („urzędowa kontrola publikacji, widowisk teatralnych, audycji radiowych itp., oceniająca je pod względem politycznym lub obyczajowym”).

Czy izraelski samorządowiec mówił prawdę? Ta sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. „Wyborcza” cytuje opinię historyka z UMCS, dr. hab. Adama Kopciowskiego, który mówi o liczbie 200 tys. żydowskich ofiar, które zginęły z powodu Polaków: „Jest to teza stawiana przez niektórych badaczy, jednak większość środowiska naukowego uważa, że jest przedwczesna. Sprawa nie została jeszcze do końca zbadana, więc podawanie konkretnych liczb nie jest uprawnione”.

Liczba 200 tys. Żydów, do których śmierci mieli się przyczynić Polacy, pochodzi z szacunków prof. Jana Grabowskiego, historyka Zagłady z Uniwersytetu w Ottawie. Podobne liczby podaje także prof. Jan Tomasz Gross, emerytowany profesor historii z Princeton.

Książki tych autorów oraz wyniki ich badań są szczególnie znienawidzone przez polską prawicę. Próbowano wielokrotnie dyskredytować samego prof. Grabowskiego, jak i wyniki jego badań - np. twierdząc, że błędnie powołuje się na szacunki innego badacza holocaustu, Szymona Datnera. Prof. Grabowski był często celem ataków m.in. wPolityce.pl czy niezalezna.pl.

Skąd się wzięły te szacunki? Wyjaśnijmy: Szymon Datner szacował, że ok. 10 proc. przedwojennej populacji Żydów na terenie Generalnego Gubernatorstwa walczyło o życie - uciekało z pociągów jadących do obozów zagłady albo próbowało ukrywać się „po aryjskiej stronie”. W wywiadzie dla PAP prof. Grabowski podawał liczby:

Historyk Szymon Datner oceniał, że około 10 proc. populacji Żydów podjęło walkę o życie. Rachując zgodnie z tym założeniem otrzymuje się liczbę 250 tys. Żydów, którzy szukali podczas okupacji schronienia na terenie Polski. Większość badaczy zgadza się z szacunkiem, że 40 tys. z nich przeżyło wojnę. (…) nie wiemy, co się stało z 200 tysiącami ludzi, którzy próbowali przeżyć okupację na terenie Polski.

Historycy zgadzają się, że twardych danych jest mało. Nie wiadomo dokładnie, ilu Żydów zginęło z rąk Polaków, ilu zmarło z powodu głodu i zimna w ukryciu, ilu nigdy nie zarejestrowało się po wojnie (a te rejestracje są podstawą do szacowania liczby ocalonych).

Dlatego w książce „Złote Żniwa” prof. Jan Tomasz Gross wprowadził zmianę tuż przed publikacją - zmniejszył szacunkową liczbę tych, którzy zginęli z rąk Polaków ze „100-200 tys.” do „kilkudziesięciu tysięcy”.

Ważne zastrzeżenie: prof. Grabowski nie mówi o 200 tys. „zamordowanych”, tylko o 200 tys. tych, do których śmierci Polacy się „przyczynili”. To nie jest dokładnie to samo! Ukrywających się Żydów często Polacy wydawali Niemcom, którzy ich zabijali. Jest więc prawdopodobne, że szacunki obu historyków nie są sprzeczne: do śmierci 200 tys. łącznie Polacy się przyczynili, w tym - kilkadziesiąt tysięcy zamordowali własnoręcznie, bez udziału Niemców.

Zdaniem OKO.press różnica pomiędzy oboma tymi aktami jest jednak mniejsza, niż się może wydawać: Polak wydający ukrywającego się Żyda doskonale wiedział, co go czeka, i świadomie wydawał go na pewną śmierć. Izraelski samorządowiec, mówiąc o „200 tys. zamordowanych”, wyraził się jednak nieprecyzyjnie.

Czy przemówienie izraelskiego burmistrza naruszałoby ustawę o IPN? Nie wiadomo. Z jednej strony ustawa czyni wyjątek tylko dla „twórczości naukowej i artystycznej”. Z drugiej, burmistrz powołujący się na badania prof. Grossa i prof. Grabowskiego cytowałby uprawnione hipotezy naukowe. Fakt, że nie podobają się naszej prawicy jeszcze nie oznacza, że są nienaukowe. Tak czy inaczej, ustawa nie uprawnia nikogo do cenzury i karze tylko za działanie umyślne.

Jakie te liczby mają jednak znaczenie? Atak na szacunki prof. Grabowskiego przypomina do złudzenia próby zdyskredytowania prof. Jana Tomasza Grossa argumentem, że przeszacował liczbę żydowskich ofiar w Jedwabnem (Gross pierwotnie pisał o 1600, IPN po częściowych ekshumacjach uznał, że było ich raczej ok. 400).

Z moralnego punktu widzenia ta arytmetyka nie ma jednak znaczenia. Nawet gdyby Polacy zamordowali w czasie wojny nie 200 tys., ale 50 tys. ukrywających się Żydów, moralna waga tych zbrodni byłaby identyczna.

Tak czy inaczej, na masową skalę, pomagając Niemcom, mordowali swoich współobywateli. Dodajmy na zakończenie, że historycy mają doskonale udokumentowane - np. w publikacjach Centrum Badań nad Zagładą Żydów - setki opisów poruszających zbrodni dokonanych polskimi rękoma. Dokładnych statystyk zaś najprawdopodobniej nie będziemy znać nigdy.

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze