Prezydencki projekt ustawy o Sądzie Najwyższym jest równie niebezpieczny dla niezależności sądownictwa, jak zawetowana przez prezydenta ustawa PiS. Usuwa tylko część sędziów, ale wystarczająco dużo, by prezydent mógł SN sparaliżować, a następnie - wspólnie z PiS - przejąć nad nim kontrolę
Prezydencka nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym pozwoli obozowi rządzącemu najpierw sparaliżować, a następnie przejąć SN. Od zawetowanej ustawy PiS różni się tym, że to prezydent, a nie minister sprawiedliwości ma kierować tym przejęciem.
Dzień po ogłoszeniu założeń ustaw o Sądzie Najwyższym i o Krajowej Radzie Sądownictwa prezydent skierował je do Sejmu. We wtorek 26 września 2017 po południu pojawiły się na sejmowej stronie internetowej.
Projekt nowelizacji ustawy o KRS opisaliśmy wczoraj w tekście “Zero złudzeń. Prezydencki projekt przerywa kadencję KRS. Nowych sędziów wybierze PiS”.
Przejęcie Sądu Najwyższego prawdopodobnie będzie więc przypominać pełzające przejęcie Trybunału Konstytucyjnego. Prezydencki projekt pozwala najpierw sparaliżować działanie SN, a w kolejnym etapie zdobyć nad nim kontrolę wystarczającą do rozpatrzenia spraw wygodnych dla władzy po linii przez władzę wyznaczonej.
Oto najważniejsze i najbardziej niepokojące zmiany w Sądzie Najwyższym:
Poniżej analizujemy szczegółowo każdą propozycję prezydenta .
Andrzej Duda chce, by w stan spoczynku, czyli swego rodzaju sędziowską emeryturę, przeszli sędziowie powyżej 65 roku życia. To o pięć lat wcześniej niż w obecnych przepisach. Zmiana dotknie prawie 40 proc. składu SN, w tym także Pierwszą Prezes SN Małgorzatę Gersdorf, choć Konstytucja gwarantuje jej nieprzerwaną sześcioletnią kadencję (kończy się w 2020 r.). Prezydent może zgodzić się na dwukrotne przedłużenie orzekania o trzy lata, ale nie musi.
Liczbę sędziów SN mogą dodatkowo pomniejszyć przepisy nie pozwalające zasiadać w SN funkcjonariuszom lub pracownikom byłych organów bezpieczeństwa państwa w PRL lub osobom uznanym przez IPN za tajnego współpracownika tych służb. W SN nie będą mogli też zasiadać równocześnie małżonkowie, krewni i powinowaci.
W porównaniu z projektem przygotowanym przez PiS to likwidacja Sądu Najwyższego mniej bezczelna, ale równie skuteczna. PiS chciał z dnia na dzień usunąć wszystkich sędziów poza wybranymi przez Ziobrę, prezydent ograniczy się do usunięcia ich decydującej części. To wystarczy, by wpływać na orzeczenia SN.
Usuwanie sędziów przez obniżenie wieku emerytalnego jest też tak samo niekonstytucyjne jak przerywanie ich kadencji bez takiego pretekstu (jak chciał PiS) - tak samo zagraża niezależności sądownictwa.
Dalszy plan prezydenta na przejęcie SN jest podobny do tego, który zawetował. W projekcie PiS tymczasowego Pierwszego Prezesa miał wyznaczać minister sprawiedliwości, w projekcie prezydenta tymczasowego PPSN oraz tymczasowych Prezesów poszczególnych izb wyznaczy prezydent. Dzięki obsadzeniu stanowisk funkcyjnych Andrzej Duda będzie mógł sparaliżować prace SN do czasu zapełnienia wakatów. Jeśli obecni sędziowie SN stanowisk nie przyjmą, skutek będzie ten sam.
Nowych sędziów Sądu Najwyższego wybierze Prezydent spośród kandydatów wskazanych przez Krajową Radę Sądownictwa, a nie Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN, jak obecnie.
Prezydencka ustawa o SN ma trzymiesięczne vacatio legis, więc zanim wejdzie w życie, Sejm zdąży na nowo wybrać sędziowskich członków Krajowej Rady Sądownictwa. A dzięki prezydenckiemu projektowi o KRS - PiS zdobędzie w Radzie większość głosów.
Prezydent, podobnie jak PiS, chce powołania w SN nowej Izby Dyscyplinarnej, zajmującej się przewinieniami zawodów prawniczych. Jako że nikt w tej Izbie jeszcze nie zasiada, prezydent będzie mógł wybrać wszystkich jej członków. Z projektu PiS prezydent skopiował też rozwiązanie pozwalające mu na samodzielne wskazanie rzecznika dyscyplinarnego, który zajmie się sprawą dyscyplinarną danego sędziego Sądu Najwyższego. Z drobną różnicą: w projekcie PiS taką możliwość miał minister sprawiedliwości.
Prezydent chce też, by w sprawach dyscyplinarnych w SN brali udział ławnicy. W składach orzekających jeden ławnik przypadałby na dwóch sędziów. Na czteroletnią kadencję ławników miałby wybierać Senat spośród kandydatów zgłaszanych przez obywateli i organizacje pozarządowe.
Z pozoru wygląda to na zapewnienie społecznej kontroli nad sędziami, ale może być kolejnym sposobem wprowadzania dodatkowej kontroli polityków. W 100-osobowym Senacie PiS ma 64 przedstawicieli i to oni mieliby wybierać, kto zasługuje na to, by być ludowym sędzią sędziego.
Ławnicy mieliby zasiadać także w kolejnej nowo powstałej Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Jej skład także w całości obsadzi prezydent. Ogłaszając założenia ustawy Andrzej Duda mówił przede wszystkim o tym, że Izba będzie rozpatrywać “skargi nadzwyczajne”, czyli odwołanie od prawomocnych orzeczeń wszystkich instancji od sądu rejonowego po Najwyższy.
Taką skargę obywatel będzie mógł złożyć za pośrednictwem m. in. 20 senatorów lub 30 posłów, Rzecznika Praw Obywatelskich czy Rzecznika Praw Dziecka. Choć idea zdaje się słuszna - chodzi o naprawienie ludzkich krzywd - realizacja może doprowadzić do chaosu.
Projekt przewiduje, że w ciągu trzech lat od wejścia ustawy w życie skarga może wzruszyć orzeczenia wydane od 1997 r. To oznacza, że do parlamentarzystów i wyznaczonych instytucji mogą trafić dziesiątki tysięcy skarg, których te wyznaczone organy i gremia nie będą w stanie uważnie rozpatrzyć. Jeśli spróbują - sparaliżuje to ich działanie. Tak czy inaczej, narażą się na zarzuty ignorowania głosu obywateli.
Oznacza to też, że nikt, kto sądził się w ciągu ostatnich dwudziestu lat, nie może czuć się bezpiecznie. Zagrożone mogą być też tak ważne orzeczenia, jak te stwierdzające ważność wyborów czy referendów.
Prezydent nie wspomniał na swojej konferencji o tym, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej będzie zajmować się także:
Wszystko to sprawy o decydującym znaczeniu politycznym. Prezydent zagwarantował sobie i PiS kontrolę nad wybieraniem sędziów, którzy będą o nich orzekać.
Jeśli okażą się być równie posłuszni, jak sędziowie wybierani do TK, PiS będzie w stanie spacyfikować każde zagrażające mu medium lub partię.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze