0:00
0:00

0:00

Jednak w oficjalnych relacjach z amerykańskiej wizyty prezydenta tych informacji zabrakło. OKO.press publikuje więc relację jednego z naszych czytelników, Dariusza Wiśniewskiego i zdjęcia Adama Tarniowego.

Przypomnijmy, że prezydent Andrzej Duda wrócił właśnie z trzydniowej podróży do USA. W Radzie Bezpieczeństwa ONZ w Nowym Jorku inaugurował w środę (16 maja 2018) dwuletnie niestałe członkostwo Polski.

W programie wizyty nie było żadnych spotkań z liderami polityki amerykańskiej. Według strony polskiej, bo takich planów nie było, według krytyków, bo strona amerykańska nie była zainteresowana.

Prezydent wykorzystał więc czas na odwiedziny Jersey City w pobliżu Nowego Jorku, które zasłynęło z pomysłu przesunięcia pomnika katyńskiego z powodu przebudowy placu, na którym stoi. Tam złożył wieniec na pomniku katyńskim i uzyskał od burmistrza Stevena Fulopa zapewnienie, że pomnik zostanie przesunięty w równie godne miejsce.

Potem poleciał do Chicago na spotkanie z Polonią. W oficjalnych relacjach wyraźnie zabrakło informacji, że dwie grupy polonijne miały do prezydenta pretensje i je publicznie wyraziły. Jedna to Kluby "Gazety Polskiej" - niezadowolone ze zdymisjonowania Antoniego Macierewicza, który niedawno w Chicago gościł, i z powodu "ulegania żydowskim wpływom".

Druga grupa to Polish Freedom Network, utworzona na bazie KOD USA - ta grupa krytykowała prezydenta za nagminne łamanie konstytucji.

OKO.press publikuje relacje nadesłaną przez naszego czytelnika Dariusza Wiśniewskiego z Chicago, uzupełniającą te braki. Dziękujemy także Adamowi Tarniowemu za nadesłane zdjęcia.

W Jersey City prezydent Andrzej Duda wraz z małżonką Agatą i burmistrzem Stevenem Fulopem (nazywanym w polonijnych mediach "chłystkiem" i "żydowskim antysemitą") złożyli kwiaty pod pomnikiem katyńskim. Ceremonia odbyła się w lodowatej atmosferze.

Zgromadzeni przedstawiciele miejscowej Polonii nie zostali dopuszczeni do uroczystości. Wcześniej doszło do spotkania z przedstawicielami organizacji żydowskich, ale nie ma wspólnych ustaleń. Nie wiadomo też o czym była rozmowa. Można odnieść wrażenie, że para prezydencka uczestniczyła w prywatnej sesji zdjęciowej.

Dzień później prezydent Duda wraz z małżonką wylądowali w Chicago. I zapewne odetchnęli z ulgą, gdyż chicagowska Polonia to bastion PIS. A więc prawie tak, jak w domu.

Pierwszym punktem pobytu w Chicago było złożenie kwiatów pod Pomnikiem Katyńskim. Prezydentowi towarzyszyła małżonka Agata Kornhauser-Duda oraz mała grupa działaczy polonijnych.

Na przyjazd prezydenckiej limuzyny oczekiwała pikieta Polonii skupionej wokół lokalnych Klubów "Gazety Polskiej". Zarówno treść transparentów trzymanych przez niedawnych zwolenników prezydenta, jak i wznoszone krzyki świadczyły o topniejącej popularności PAD w Chicago.

Na wczesne godziny popołudniowe w piątek było zaplanowane spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z burmistrzem Chicago Rahm Emanuelem. Przed Art Institute, gdzie skierowała się prezydencka limuzyna, oczekiwała kolejna grupa działaczy polonijnych.

W kierunku unieruchomionej w ruchu ulicznym limuzyny powędrowały okrzyki "Kłamca", "Będziesz siedział". To członkowie Polish Freedom Network utworzonej na bazie dawnych grup KOD w USA wyrażali swoją dezaprobatę dla polityki PAD. Pikiecie towarzyszyła akcja ulotkowa.

W piątek prezydent spotkał się z burmistrzem Chicago Rahmem Emanuelem. Nie było to spotkanie oficjalne. Żadnych wspólnych oświadczeń, tylko relacja prezydenta w półgodzinnej audycji w Telewizji Trwam.

"W polityce międzynarodowej wszystkie miejsca są zajęte. W związku z tym, jeśli idziesz do przodu, poszerzasz swoje wpływy, zwiększasz swoją siłę, to przeszkadza innym, że się rozpychasz, bo w jakimś sensie zajmujesz ich miejsce. Jesteśmy atakowani, bo jesteśmy coraz silniejsi. Słabych się nie atakuje, bo po co?" – wyjaśniał Andrzej Duda widzom stacji.

Najważniejsza jednak była sobota. W prestiżowym Millennium Park, w samym centrum Chicago, para prezydencka spotkała się z Polonią. Organizacją spotkania kierował polski konsulat. Tam zatwierdzano zaproszonych gości. Parafie przy kościołach dużo wcześniej sporządzały imienne zapisy na spotkanie. Dowóz autobusami był darmowy. Krakowiacy i górale ze Związku Podhalan byli obecni. Poczty sztandarowe też. Rozesłano eleganckie zaproszenia dla VIP-ów. Przybyli harcerze i weterani.

Ale najważniejsza była młodzież, która zawsze wygląda radośnie i politykom dodaje ciepła i serdeczności. Młodzież również zwieziono autobusami. Uczestniczyło kilkadziesiąt szkół polonijnych (sobotnich) z całych Stanów Zjednoczonych.

"Musimy godnie powitać głowę państwa polskiego" - wytłumaczyła podopiecznym pani nauczycielka. Każdy uczeń otrzymał biało-czerwoną chorągiewkę. Gdy wszyscy zaczęli machać, to pięknie wychodziło na zdjęciach.

Polonia przybyła na spotkanie w liczbie około 2,5-3 tys. osób. I chciała usłyszeć coś krzepiącego. Prezydent to przewidział. Mówił, że Polonia dzisiaj to już nie tylko chłopi, ale i lekarze i nauczyciele, a nawet prawnicy. To się wszystkim spodobało. I że Polonia przechowuje tradycje, które są potrzebne narodowi, aby przetrwał. Ponownie brawa. I że ciężko pracujemy. I wspieramy ofiarnie kraj.

Ale wtedy wśród tłumu, gdzieś z tyłu, nagle wybuchła wrzawa. Grupa ludzi, która uformowała na plecach napis "KONSTYTUCJA", zaczęła skandować oskarżenia w stronę prezydenta. Na protestujących ruszyli miejscowi narodowcy. Bardzo podobni do krajowych. Z zachowania i wyglądu. Na szczęście pojawili się zaraz ochroniarze.

"Niech Bóg was błogosławi" - zakończył swoje przemówienie prezydent. Błysnęły flesze.

;

Komentarze