0:00
0:00

0:00

Prof. Bruce Ackerman, wybitny amerykański konstytucjonalista z Uniwersytetu Yale, wystąpił podczas konferencji "Praworządność a polityka spójności" organizowanej przez "Przyszłość jest teraz", think tank "Gazety Wyborczej", oraz Archiwum Osiatyńskiego 8 listopada.

Sylwetkę i poglądy prof. Ackermana opisaliśmy w Archiwum Osiatyńskiego w tekście "Czy „suweren« to suweren? Jeden z najwybitniejszych konstytucjonalistów na świecie opowie o Polsce".

Jego wykład to sygnał alarmowy dla wszystkich osób, którym zależy na bezpieczeństwie i przyszłości Polski.

Głównym tematem uczynił profesor podobieństwa kryzysu konstytucyjnego w USA i w Polsce - w obydwu krajach wartości demokratyczne są dziś podważane przez siły, które doszły do władzy dzięki mniejszościowym zwycięstwom.

Ackerman podkreślił jednak dwie ważne różnice:

  • rząd Trumpa nie posunął się do jawnego podważenia rządów prawa, w przeciwieństwie do rządu PiS,
  • zmiany w Polsce i to, jak są postrzegane na świecie, mogą realnie zagrozić bezpieczeństwu naszego kraju.

Profesor wymienił szereg niebezpieczeństw dla Polski wynikających zarówno z "reform" PiS, jak i z osłabienia Sojuszu Północnoatlantyckiego przez administrację Donalda Trumpa.

Bezpieczeństwo Polski zależy dziś od chwiejnego układu pomiędzy Trumpem a Władimirem Putinem, nie zaś od NATO, które za kadencji Trumpa zostało znacznie osłabione - ostrzega profesor.

Gdy w obu krajach dojdzie do zmiany władzy, Polska będzie musiała przekonać USA, by odnowiły zaangażowanie w ramach NATO i potwierdziły gotowość do obrony polskich granic.

W tym celu nowe polskie władze powinny pokazać, że Polska różni się od Węgier i Turcji, uważanych za oceanem za przegrane sprawy.

Profesor stoi na stanowisku, że najlepszą metodą, by to udowodnić, jest przeprowadzenie szeregu konstytucyjnych zmian, wzmacniających polską demokrację. Tylko w ten sposób uchronimy się przed agresją Rosji, która rośnie w siłę i zyskuje na osłabieniu Unii Europejskiej.

Zapraszamy do lektury podsumowania wypowiedzi profesora. Powinno to zachęcić prodemokratyczne siły w Polsce do zjednoczenia.

Trump i Kaczyński - liderzy mniejszości

Prof. Ackerman przypomniał, że zarówno PiS, partia Jarosława Kaczyńskiego, jak i Donald Trump przejęli władzę z poparciem mniejszości wyborców. W Polsce PiS zdobyło 38 proc. głosów, co dało mu aż 52 proc. miejsc w Sejmie. Podobnie jak polscy analitycy, za przyczynę takiego rezultatu profesor podał podział lewicy na dwie frakcje, z których żadna nie zdobyła wystarczającej liczby głosów, by pokonać próg wyborczy.

"Gdyby dwie partie lewicowe utworzyły koalicję, Kaczyński nie byłby dziś u władzy. Przepadło prawie 20 proc. głosów" - powiedział.

Profesor widzi jednak pierwsze efekty demokratycznego "przebudzenia". W Polsce PiS nie udało się jednoznacznie przejąć samorządów, w USA Demokraci zwyciężyli w wyborach do Kongresu. Ackerman uważa, że powinniśmy już dziś zastanowić się, jak nowe demokratyczne siły będą wspólnie budować przyszłość Europy w XXI wieku. O ile oczywiście utrzymają swoją dynamikę i pokonają autorytarnych przeciwników w kolejnych wyborach.

Wina po stronie systemu

Ackerman odniósł się też do funkcjonującego w Polsce i USA systemu liczenia głosów w wyborach. Choć istniejący próg wyborczy przyczynił się do porażki polskiej lewicy w 2015 roku, profesor uznaje go za rozsądny sposób zapobiegania fragmentaryzacji parlamentu, sprzyjający stabilizacji rządów.

Skrytykował natomiast system amerykański, w wyniku którego Hillary Clinton przegrała, choć zdobyła o 3 mln więcej głosów.

"Amerykański system, w przeciwieństwie do polskiego, jest całkowicie nie do obrony w XXI wieku. Pochodzi z wieku XVIII, jest przestarzały".

Za jeszcze bardziej niedemokratyczny Ackerman uznaje wynik wyborów do amerykańskiego Senatu, który pozostał w rękach Republikanów: "Wyborca z Wyoming ma 70 razy większy wpływ na skład Senatu niż jego współobywatel z Kalifornii. A są przecież takimi samymi obywatelami USA. Ten system faworyzuje partię republikańską".

Represyjna władza w Polsce, osłabiona Unia

Choć sytuacja w Stanach Zjednoczonych nie jest idealna, to zakres swobód obywatelskich jest tam większy niż w Polsce PiS.

"Prodemokratyczni aktywiści w Polsce stają wobec bardziej represyjnego środowiska politycznego, niż cokolwiek, czego do tej pory doświadczyli aktywiści w Stanach Zjednoczonych. Jestem przeciwnikiem Trumpa, ale na pewno nie trafię za to do więzienia".

Zdaniem Ackermana w Polsce represje władzy są bardziej realne, a mimo to prodemokratyczna i prokonstytucyjna mobilizacja jest silna. Potwierdza to wynik wyborów samorządowych.

Ackerman dostrzegł osłabienie Europy Zachodniej, gdzie tradycyjne partie demokratyczne ustępują pod naporem populistów i nacjonalistów. Ta polityczna dezintegracja nadwątliła siły całej UE, która wydaje się niezdolna do obrony konstytucyjnego porządku w Polsce.

Słabość unijnych instytucji próbują równoważyć europejskie sądy - Trybunał Sprawiedliwości UE i Europejski Trybunał Praw Człowieka - coraz bardziej jednoznaczne w swoich orzeczeniach.

Ackerman przypomniał, że w 2002 roku, po tym jak w Austrii do władzy doszła faszyzująca partia Jörga Haidera, UE zawiesiła prawo do głosowania rządu w Wiedniu i rozpoczęła gospodarczy bojkot. Dziś nie jest gotowa jednoznacznie przeciwstawić się zmianom w Polsce.

UE ma jednak asa w rękawie - unijne fundusze. Do ich zablokowania nie potrzeba jednomyślności, wystarczy większość kwalifikowana. Zdaniem Ackermana to, że Unia nadal nie zakręciła Polsce kurka z euro, świadczy o jej słabości. PiS wykorzystuje tę słabość do swoich celów politycznych. Korzysta z dotacji, by utrzymać wyborcze poparcie.

Los polskiej demokracji zależy od USA

Ackerman jest przekonany, że los demokracji w Polsce w mniejszym stopniu zależy dziś od osłabionej Unii, w większym od rządu w Waszyngtonie. Sukces lub porażka sił prodemokratycznych w wyborach prezydenckich w USA w 2020 roku zadecyduje więc również o demokratycznej przyszłości naszego kraju.

Do czasu wyboru Trumpa na prezydenta, główną osią współpracy Polski i USA było NATO. Polska liczyła na gwarancje wynikające z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego ze względu na zagrożenie ze strony Rosji, co dawało Stanom Zjednoczonym ważny argument w negocjacjach z polskim rządem.

USA mogły wywierać nacisk na rząd PiS - grozić zawieszeniem swoich zobowiązań w ramach NATO, jeżeli Polska nie przestanie podważać rządów prawa.

Ale administracja Trumpa uczyniła z gwarancji art. 5 wydmuszkę. Prezydent otwarcie krytykował zobowiązania sojuszników do obrony w ramach NATO. Za jego słowami poszły też czyny, co najlepiej widać w przypadku Turcji:

"Trump nie tylko »zawiesił« obronę Turcji, ale udziela też pomocy wojskowej Kurdom - oficjalnym wrogom tureckiego rządu. Nie oceniam tu ani Erdoğana, ani Kurdów, ale chcę powiedzieć, że Trump wspiera wroga jednego z członków NATO. Art. 5 stał się bezużyteczny".

Ponieważ Polska nie może już liczyć na pełne gwarancje NATO, Trump stara się uspokoić rząd PiS w inny sposób:

"Mamy więc »stabilizację mocarza« - Trump zakłada, że jego kolega Putin nie tknie Polski w zamian za amerykańskie poparcie dla rosyjskich inicjatyw w innych częściach świata. A Kaczyński ich dopinguje" - mówił profesor.

Polska musi więc polegać na Trumpie, wierzyć, że będzie trzymał się układu z Putinem. To bardzo niebezpieczna strategia. Trump nie dotrzymał słowa zagranicznym przywódcom niezliczoną ilość razy. Strategia ta, zdaniem Ackermana, wyczerpie się jednak w 2020 roku, jeżeli Trump przegra. Kaczyński nie będzie już miał amerykańskiego autokraty, na którym może polegać.

Polska to nie Węgry ani Turcja. Amerykanie muszą to zobaczyć

Jeżeli Polska ma odzyskać amerykańskie wsparcie wojskowe w ramach NATO po przegranej Trumpa, będzie musiała pokazać nowej administracji, że przywraca w Polsce rządy prawa i demokrację. Zdaniem Ackermana nie będzie to możliwe, dopóki Prawo i Sprawiedliwość jest u władzy.

Amerykanie utożsamiają bowiem Polskę Kaczyńskiego z Węgrami Orbána jako liderami walki o "nieliberalną demokrację". Jak podkreślił Ackerman, to duży błąd. PiS zdobywa w wyborach zaledwie jedną trzecią głosów, podczas gdy Fidesz Orbána i skrajnie nacjonalistyczny Jobbik wspólnie mają zdecydowaną większość. Tej fundamentalnej różnicy są jednak świadomi w USA głównie eksperci i naukowcy.

"Większość polityków, a także przeważająca większość zwykłych Amerykanów, uważa Polskę i Węgry za równe w dążeniu do autorytaryzmu" - stwierdził profesor.

Gdy polscy wyborcy odsuną PiS od władzy, nowy rząd musi natychmiast podjąć stanowcze kroki, aby przywrócić rządy prawa, niezawisłość sędziów i wolność słowa. Tylko wówczas nowa administracja amerykańska uzyska poparcie społeczne, by ożywić sojusz z Polską w ramach NATO, a jednocześnie dalej wywierać nacisk na innych członków paktu - Węgry i Turcję".

"Jeżeli pozwolicie, by Amerykanie utrwalili sobie, że jesteście tacy sami jak Węgry i Turcja to będzie źle" - powtórzył Ackerman.

Zwycięstwo Trumpa w 2020 roku - mroczny scenariusz

Jeżeli Trump wygra wybory w 2020 roku, konsekwencje dla Polski będą bardzo ponure. Niewykluczone, że, aby uzyskać wsparcie Rosji dla swoich działań wobec Chin i na Bliskim Wschodzie, będzie skłonny do ustępstw w obronie granic państw bałtyckich. Europa i UE nie są bowiem priorytetem dla administracji Trumpa.

Ackerman stoi na stanowisku, że gdy Rosja przejmie kontrolę nad krajami bałtyckimi, ośrodek władzy w Europie przeniesie się z Brukseli do Moskwy, a Putin będzie grał na dalsze destabilizowanie regionu z Orbánem u boku.

Polsce będzie trudno zachować autonomię. To dlatego polscy i amerykańscy demokraci muszą zrobić wszystko, by jak najszybciej odsunąć od władzy Kaczyńskiego i Trumpa.

Nie tylko zresztą w tych dwóch krajach. Zdaniem Ackermana w obliczu fali populizmu i autorytaryzmu na całym świecie, prodemokratyczne ruchy muszą działać ponad podziałami:

"Nie wiadomo, czy zjednoczony ruch odniesie sukces, ale podzielony polegnie na pewno".

Konstytucja dla bezpieczeństwa Polski

Profesor uważa, że polskie ugrupowania opozycyjne muszą się porozumieć, w celu wypracowania wspólnego programu zmian w konstytucji, który musi zdobyć szerokie poparcie społeczne. Program ten powinien zawierać dwa kluczowe elementy:

  1. Lekcję z przeszłości, lub "nigdy"czyli przepisy zabezpieczające przed naruszaniem konstytucji tak jak to bezkarnie czyni rząd PiS;
  2. Wizję przyszłości, ramy przyszłego ustroju politycznego i "konstytucyjnego porządku".

Ackerman przypomniał, że na sformułowanie takiego przekonującego programu polska opozycja ma rok. To zarazem dużo i mało, dlatego do rozmów trzeba siadać już teraz.

Jak zabezpieczyć konstytucję przed jej łamaniem? Profesor zalecił dodanie do niej m.in. zapisów precyzyjnie określających liczbę sędziów SN oraz ich nieusuwalność. Należy także wpisać do niej, że wolność słowa nie może pod żadnym pozorem być ograniczana.

Tylko w ten sposób Polska pokaże USA, że różni się od Węgier i Turcji i że należą jej się gwarancje NATO.

Nowa definicja stanu nadzwyczajnego

Ze względu na możliwe zagrożenie ze strony Rosji, profesor zasugerował również rewizję obecnych konstytucyjnych przepisów o stanie nadzwyczajnym. Mają zapobiec nadużyciom stanu wojennego z czasów PRL, czas jednak na nowo je przemyśleć.

Bo, zdaniem profesora, ryzyko, że rządzący będą musieli do takich nadzwyczajnych kroków się uciec, istnieje nawet przy amerykańskim wsparciu:

"Będzie powoli - najpierw kraje bałtyckie, potem destabilizacja Polski. Było tak już w polskiej historii. To dlatego lepiej definiować stan nadzwyczajny zanim on się zdarzy" - ostrzegał Ackerman.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze