0:000:00

0:00

"Ponieważ ogień stosów wygasł inkwizytorzy mogą wyżywać się tylko na papierze. Ale ten wyrok, wykluczający osoby LGBT+ z obszaru tego, co w społeczności ludzkiej jest „naturalne”, „przyrodzone”, „właściwe”, ma swoje dramatyczne konsekwencje społeczne i skutki praktyczne. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się na ulicach polskich miast: bicie i lżenie ludzi, podejrzewanych, że są pedałami albo lesbami" - pisze o stanowisku Episkopatu ws. LGBT+ prof. Jacek Leociak z Instytutu Badań Literackich i Centrum Badań nad Zagładą Żydów, autor kilku głośnych książek* (w listopadzie wyjdzie kolejna - "Wieczne strapienie. O kłamstwie, historii i Kościele").

"Zawiły i bełkotliwy wywód teologiczny, okraszany od czasu do czasu pseudonaukowym żargonem, przekłada się więc na czyny — akty fizycznej agresji i psychicznej przemocy. Bulwersujące jest, że to subtelne podżeganie do nienawiści sąsiaduje z faryzejskimi zapewnieniami o szacunku dla tych, których się stygmatyzuje" - twierdzi Leociak.

"Kościół katolicki w Polsce poniósł spektakularną klęskę w sprawie osób LGBT. Cała jego ewangelizacyjna misja okazała się nic niewarta. Skandal polega według mnie na 'teologicznym' uzasadnianiu, a tym samym zachęcaniu i prowokowaniu przez Kościół w Polsce prześladowań (realnych, a nie tylko symbolicznych) oraz do stosowania przemocy wobec środowisk LGBT.

Symetrystyczne dywagacje, że i jedni (katolicy) i drudzy (środowiska LGBT) mają coś za uszami — odbieram jako moralnie naganne.

Nie jestem w stanie postawić na jednej szali tak mgławicowego pojęcia jak 'obraza uczuć religijnych', a na drugiej realnej, namacalnej, konkretnej agresji słownej i fizycznej" - stwierdza Leociak.

Oto cały tekst artykułu dla OKO.press.

Jacek Leociak: Kościół odsłonił swoje prawdziwe, inkwizytorskie oblicze

„Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+”, przyjęte 29 sierpnia na Jasnej Górze, wywołało burzę i to jest według mnie największa wartość 386. Zebrania Plenarnego KEP.

Kościół - jeden z najważniejszych rozgrywających na scenie politycznej, zabiegający o udział we władzy i przywilejach, aspirujący do ideologicznego monopolu i całkowitej dominacji w sferze symbolicznej - odsłonił się i pokazał swoje prawdziwe oblicze.

Zobaczyliśmy instytucję kompletnie anachroniczną, posługującą się niezrozumiałym szerzej idiomem językowym, stawiającą siebie ponad elementarnymi zasadami świeckiego i demokratycznego państwa, uzurpującą sobie prawo do totalnej kontroli nad najbardziej intymnymi sferami życia wszystkich obywateli Rzeczpospolitej.

Fundamentalizm religijny, doktrynalny dyktat, przeświadczenie o własnej nieomylności, wpieranie w nas jedynie słusznej wizji człowieka i świata, którą należy albo przyjąć, albo liczyć się z „odpowiedzialnością kanoniczno-karną” (§ 39) - to wszystko świadczy o tym, że polscy biskupi czują się właścicielami naszych ciał, dusz i umysłów.

Cieszę się, że ta prawda ponownie tak mocno wybrzmiała w kościelnym dokumencie.

Stanowisko KEP ma więc bezcenny walor autodemaskacji, a zarazem autokompromitacji. Boję się jednak, że cała sprawa znów rozejdzie się po kościach, skandal (nie pierwszy i nie ostatni) nie przełoży się na zmianę społeczną. A przecież radykalnej zmiany w relacjach społeczeństwo - Kościół i państwo - Kościół Polska pilnie potrzebuje.

Grzech

Wystąpienie biskupów ma charakter inkwizytorski. Oto trybunał wydaje wyrok, który jest święty, więc absolutny, ostateczny i nieodwołalny. Biskupi są nieomylni, bo nieomylny jest Kościół Chrystusowy.

Osoby LGBT+ są uznane za grzeszne, a ich postępowanie jest moralnie złe. Jest przed nimi tylko jedna szansa: uznanie swojej grzeszności - spowiedź - pokuta i gorąca modlitwa. A także zalecane przez biskupów leczenie.

Mamy tu subtelne rozróżnienie miedzy „skłonnością” a „aktem” - sens jest mniej więcej taki: niby nie ma grzechu, ale jest „wewnętrzne nieuporządkowanie”, które do grzechu prowadzi.

„W odniesieniu do skłonności homoseksualnych, czy to męskich, czy też żeńskich, Kościół podkreśla, że chociaż [skłonność ta] sama w sobie nie jest grzechem, stwarza jednak mniej lub więcej silną skłonność do postępowania wewnętrznie złego z punktu widzenia moralnego. (…) Kościół naucza, że akty homoseksualne są grzeszne” (§ 55).

Biskupi rozstrzygają wszelkie kwestie związane z LGBT+ wyłącznie na poziomie biblijnym, dogmatycznym i katechetycznym. Pojawiające się pozory dyskursu naukowego są kamuflażem.

Niech nas nie zwiedzie fachowa terminologia z najróżniejszych dziedzin: od antropologii kulturowej, chrześcijańskiej filozofii personalistycznej, przez biologię, endokrynologię, ginekologię, seksuologię, psychologię kliniczną i psychoterapię grupową, aż po endokrynologię, neurologię i genetykę.

Nie ma w „Stanowisku…” żadnych odniesień do jakiegokolwiek tekstu naukowego. Biskupi wyznaczają osobom LGBT miejsce w hierarchii ziemskiej i niebieskiej, opisują ich moralną, psychologiczną i społeczną kondycję, dekretują, co im wolno robić, a czego nie wolno, decydują o całym ich życiu - odwołując się tylko i wyłącznie do św. Jana Pawła II, do Katechizmu Kościoła Katolickiego, do Papieskiej Komisji Biblijnej, do orzeczeń Soboru Watykańskiego II i do najróżniejszych dokumentów kościelnych (w tym do cytowanego ponad 30 razy dokumentu Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej „Stworzył ich jako mężczyznę i kobietę”).

A jeśli odważymy się „negować zło moralne zachowań homoseksualnych”, przeciwstawimy się w ten sposób Kościołowi i kościelnemu nauczaniu, które „opiera się na Słowie Bożym, na żywej Tradycji Apostolskiej i na prawie naturalnym”, a tym samym ma „charakter uniwersalny, niezmienny w czasie i w przestrzeni, i jest nieomylne. Temu nauczaniu towarzyszy bowiem asystencja Ducha Świętego” (§ 50).

Kościół ma zawsze racje, a to, co głosi, ma być bezwzględnie obowiązujące dla wszystkich! Skoro w Biblii nic nie ma o małżeństwach jednopłciowych - no to niczego takiego nie było, nie ma i nie będzie. Roma locuta, causa finita.

Autorzy dokumentu rysują przed nami panoramę straszliwego spustoszenia, jeśli te nieomylne nauki zostałyby odrzucone. Oto co nas wtedy czeka:

  • „negacja istnienia trwale zdefiniowanej w wymiarze płciowym natury mężczyzny i kobiety”,
  • „wynaturzenia ludzkiej prokreacji”,
  • „podważenia sensu podstawowej komórki życia społecznego”,
  • zahamowanie „rozwoju ludzkości”
  • oraz „cywilizacyjnego postępu i integralnego rozwoju człowieka” (§ 51-52).

Wśród tych plag brakuje tylko dżumy, cholery, syfilisu, AIDS oraz pandemii spowodowanej przez koronawirus (COVID-19).

Inkwizytorzy

Ponieważ ogień stosów wygasł, miejmy nadzieję bezpowrotnie, inkwizytorzy mogą wyżywać się tylko na papierze. Ale ten wyrok, wykluczający osoby LGBT+ z obszaru tego, co w społeczności ludzkiej jest „naturalne”, „przyrodzone”, „właściwe”, ma swoje dramatyczne konsekwencje społeczne i skutki praktyczne.

Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się ostatnio na ulicach polskich miast: bicie i lżenie ludzi, podejrzewanych o to, że są pedałami albo lesbami.

Walką z „tęczową zarazą” (słynny już nowotwór językowy Pierwszego Epidemiologa episkopatu abp Jędraszewskiego) zajmują się umundurowani w oznakowane T-shirty, uzbrojeni w różańce i krzyże Żołnierze Chrystusa (ci z emblematem faszystowskiej falangi, symbolem Ruchu Narodowo-Radykalnego w Polsce), Armia Boga czy Siły Specjalne św. Michała Archanioła.

Biskupi w swoim dokumencie zapomnieli im podziękować za czujność, poświęcenie i oddanie świętej sprawie.

Zawiły i bełkotliwy wywód teologiczny, okraszany od czasu do czasu pseudonaukowym żargonem, przekłada się więc na czyny — akty fizycznej agresji i psychicznej przemocy. Bulwersujące jest, że to subtelne podżeganie do nienawiści sąsiaduje z faryzejskimi zapewnieniami o szacunku dla tych, których się stygmatyzuje.

„Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+” wyprowadza Polskę na peryferie cywilizacyjne, spycha w czasy średniowiecznego uniwersalizmu, kiedy cesarz pielgrzymował w stroju pokutnym do papieża i leżał u jego stóp, kiedy wszystkie przejawy życia indywidualnego, społecznego i politycznego w pełni kontrolował Kościół, a Słońce kręciło się wokół Ziemi.

Biskupi chcą nas za wszelką cenę bronić przed miazmatami „cywilizacji śmierci”. Wybierają tym razem z bogatego menu śmiercionośną „rewolucję seksualną”, od której całe zło „ideologii LGBT+” się zaczęło, i proponują jedyne lekarstwo - „kulturę czystości i wstrzemięźliwości”.

Seksualna obsesja Kościoła jest przedmiotem wielu studiów i analiz. Seksualność z natury swej zła i grzeszna, powinna być represjonowana i sublimowana w akcie prokreacyjnym, do którego dochodzi między „biologicznym mężczyzną” i „biologiczną kobieta”, odbywanym w prawowitym łożu małżeńskim, z rękami na kołdrze.

Rodzenie dzieci jest chwalebne, ale lepsza jest wstrzemięźliwość i ofiarowanie Bogu swego męskiego czy kobiecego dziewictwa. Należy się ćwiczyć w „panowaniu nad pożądaniem seksualnym” (§ 14).

Biskupi przestrzegają przed „popędami ciała”, „rozbudzeniem cielesnego pożądania” oraz „kompulsywną masturbacją”(§ 23). Nie dziwię się. Przecież to straszny grzech, śmiertelny. Można za masturbację pójść do piekła.

Stygmatyzacja

Kiedy liderzy instytucji, przedstawiającej się jako Mistyczne Ciało Chrystusa i tym samym sytuującej się ponad prawem stanowionym, dokonują zamachu na prawa człowieka w Polsce, odmawiając równego traktowania grupie obywateli, którą definiują w sobie właściwym i nieprzystającym do żadnych standardów naukowych języku — to sytuacja jest dramatycznie poważna.

Gdyby to był dokument wydany przez Towarzystwo Płaskiej Ziemi, można byłoby się tym nie przejmować. Ale do Kościoła katolickiego przyznaje się zdecydowana większość Polaków, a biskupi tego Kościoła rozstrzygają ostatecznie, co jest dobre, a co złe.

Przez wieki Kościół nie musiał przejmować się prawami człowieka, bo takie pojęcie w ogóle nie istniało. Ale od 1789 roku, od czasu ogłoszenia Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, a przynajmniej od 1948 roku, kiedy to Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych przyjęło Powszechną Deklaracje Praw Człowieka - wypadałoby, żeby Kościół się tym wszystkim przejął, a przynajmniej wziął to pod uwagę w swoich „komunikatach”, „listach pasterskich” czy „stanowiskach”.

Biskupi deklarują całkiem serio, ponieważ wykluczam tu ironię, że „chrześcijaństwo nie należy do ideologii, które wyznaczają sobie za cel zniewolenie człowieka, poniżanie go i narzucenie mu swojej prawdy” (20).

Nawet pobieżna znajomość historii Kościoła przeczy tej deklaracji. Ciekawe, co by na to powiedziały pokolenia Żydów żyjących w chrześcijańskiej Europie i objętych przez Kościół wielowiekowym nauczaniem pogardy, co by powiedzieli tzw. heretycy czy tzw. czarownice - ich odpowiedź zagłusza ogień stosów, na których płonęli. A tzw. poganie? A ludy Nowego Świata?

„Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+” w sposób bezprecedensowy stygmatyzuje ok. 2 milionów obywateli polskich

(według badania Dalia Research przeprowadzonego w kilku krajach Europy, w Polsce około 5 proc. osób identyfikuje się jako LGBT).

Biskupi chcą „leczyć” osoby LGBT w specjalnie do tego celu uruchomionych „poradniach”, których tworzenie uważają za „konieczne”. Poradnie te, prowadzone przez kościelnych specjalistów, mają służyć „pomocą osobom pragnącym odzyskać zdrowie seksualne i naturalną orientację płciową” (§ 38).

Mamy więc tu dyskurs zdrowia i choroby, normalności i nienormalności. Mamy instytucję o charakterze totalnym, która zajmuje się definiowaniem, kogo trzeba poddać terapii, kto jest normalny, a kto nie, kto powinien odzyskać zdrowie i jak to trzeba zrobić.

Pachnie czymś brunatnym

Kiedy czytam ten dokument Episkopatu, w którym jest mowa o „leczeniu homoseksualistów" - przepraszam bardzo, ale pachnie mi to czymś bardzo brunatnym i śmierdzącym. Jako badacz Zagłady nie mogę milczeć.

Następne „stanowisko” Episkopatu może bowiem postulować wprowadzenie do polskiego kodeksu karnego odpowiednika Paragrafu 175 (przepis niemieckiego kodeksu karnego z 1871 roku, który określał homoseksualizm jako „przeciwny naturze nierząd” i był podstawą prawną do krwawych prześladowań homoseksualistów w III Rzeszy).

Niech „nasi” biskupi sobie ten paragraf 175 przypomną. I jego skutki. Niech sobie też przypomną przymusową sterylizacje „niepełnowartościowych” w III Rzeszy.

W zeszłym roku Joanna Ostrowska wybrała, opracowała i opublikowała dokumenty ofiar sterylizacji na Dolnym Śląsku w latach 1934-1944. [książka jest do pobrania za darmo pod tym adresem - przyp. red.] Napisałem blurb do tej książki, który w świetle „Stanowiska” Episkopatu nabiera dramatycznej aktualności.

Wszystkich, których sąd do spraw zdrowia dziedzicznego uznał za „niepełnowartościowych” fizycznie, umysłowo lub niewygodnych pod względem politycznym czy społecznym, poddano przymusowej sterylizacji.

Na straży stali lekarze i sąsiedzi. Donieść mógł każdy. Identyfikacja, stygmatyzacja, wyłączanie prowadzą do eksterminacji. III Rzesza bardzo wcześnie zadbała o utworzenie stref wolnych od tych, którzy zagrażają zdrowej tkance narodu i obciążają społeczeństwo. W państwie poddanym ideologicznemu szaleństwu nikt nie może czuć się bezpieczny. Wtedy i dziś.

Kościelna nowomowa

Elaborat biskupów liczy z górą 48 stron znormalizowanego maszynopisu, zawiera cztery rozdziały poprzedzone wstępem, podzielone na 105 paragrafów.

Tekst dla przeciętnego czytelnika absolutnie niestrawny. Ale dla mnie - ucznia prof. Michała Głowińskiego, pioniera studiów nad nowomową w Polsce - to wzorcowy wręcz przykład nowomowy w jej odmianie kościelnej.

Zacznijmy od rytualizacji przekazu. Mamy tu do czynienia z formułami liturgicznymi sensu stricto oraz sensu largo, czyli utrwalonymi i powielanymi po wielokroć chwytami retorycznymi, seryjnymi formami stylistyczno-leksykalnymi, stałymi związkami frazeologicznymi, obrazowaniem, metaforyką, szczególnie nacechowanym porządkiem składniowym - występującym we wszystkich homiliach, listach pasterskich, adhortacjach, encyklikach etc.

To co chcą nam autorzy powiedzieć, uwięzione jest w językowych kliszach jak w klatce. Każde słowo ma z góry określone miejsce, każde zdanie jest przewidywalne,

całość sprawia wrażenie monotonnego terkotu starego młynka do kawy.

Taki zrytualizowany tekst nasycony jest sloganami i frazesami, pełen językowego banału. Polską specyfiką mowy kościelnej jest niewątpliwie obsesyjne cytowanie św. Jana Pawła II.

Trudno znaleźć tekst, w którym nie byłyby przytoczone te czy inne słowa papieża-Polaka, taki czy inny dokument, taka czy inna encyklika. Jako stały czytelnik strony internetowej KEP oceniam, że nasycenie Janem Pawłem II w „Stanowisku…” jest dobrze widoczne, aczkolwiek według mnie utrzymuje się w strefie stanów średnich.

Za przykład niech posłuży jedna z najsłynniejszych złotych myśli św. Jana Pawła II, otwierająca biskupi dokument: „Człowiek jest pierwszą drogą, po której winien kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła, drogą wyznaczoną przez samego Chrystusa”.

Kościół nieustannie zapewnia, że „człowiek jest drogą Kościoła”. Mógłbym napisać studium na temat tego zdania i jego czterdziestoletniej wędrówki przez kościelne dokumenty, homilie, publicystykę katolicką.

Byłoby to studium pogrążania się myśli w coraz większy banał, stopniowego pozbawiania jej treści, historia postępującej rytualizacji. Byłoby to studium przypadku, dzieje jednego papieskiego powiedzenia jako pars pro toto historii Kościoła w Polsce ostatnich czterdziestu lat: coraz większego odrywania się od rzeczywistości, przy skutecznym zabieganiu o materialne, prestiżowe i wizerunkowe interesy korporacji.

Do frazesów szczególnie irytujących, bo jawnie rozmijających się z działaniami Kościoła w przestrzeni publicznej, jest kolejny cytat ze św. Jana Pawła II (Encyklika Centesimus annus):

„Kościół respektuje słuszną autonomię porządku demokratycznego i nie ma tytułu do opowiadania się za takim czy innym rozwiązaniem instytucjonalnym czy konstytucyjnym”.

Wystarczy otworzyć oczy, by zobaczyć

  • jak Kościół śmiało poczyna sobie na polskiej scenie politycznej,
  • jak rozdziela dobrych polityków od złych polityków,
  • jak szantażuje ekskomuniką posłów nie chcących głosować po jego myśli, wpływając w ten sposób na proces legislacyjny w parlamencie,
  • jak ciężko obraża prawniczki z Biura Analiz Sejmowych oskarżając je o „nazistowską retorykę” (abp Gądecki, przewodniczący KEP).

Zatem ta deklaracja jest pusta i śmiechu warta. Trzeba jednak docenić przewrotne poczucie humoru autorów, którzy ten frazes cytują.

Kolejną istotną cechą nowomowy jest jednowymiarowe wartościowanie: coś jest albo dobre, albo złe; swoje albo obce; postępowe albo wsteczne; zdrowe albo chore; normalne albo nienormalne; grzeszne albo święte.

Łączy się z tym narzucanie własnych wartościowań i poglądów jako jedynie słusznych, jedynie prawdziwych.

"Prawdziwy" i "rzekomy"

Tym zabiegom służą różne mechanizmy językowe, tu skupmy się na zastosowaniu słów „prawdziwy” lub „rzekomy”. To leksykalne perły w koronie nowomowy.

Na przykład: „Do prawdziwego zrozumienia tożsamości kobiety i mężczyzny konieczne jest przezwyciężenie ujęć materialistyczno-naturalistycznych” - czytamy w § 9 dokumentu.

Oczywiście, każdy może coś tam sobie rozumieć, ale do „prawdziwego zrozumienia” drogę otwiera tylko Kościół.

W peerelowskiej nowomowie mamy mnóstwo przykładów użycia słówka „prawdziwy” w tej właśnie funkcji. Prawdziwa demokracja to przecież jedynie „demokracja socjalistyczna”.

Jest też dyżurne słówko „rzekomy”. Biskupi piszą, że „niektóre środki społecznego przekazu” propagują ideologię gender, „promując rzekomą atrakcyjność rozwodów, zdrad, rozwiązłości seksualnej, ośmieszając wierność, dziewictwo, czystość i religijność” (§ 22).

Skoro nasz pogląd jest jedynie słuszny, to ex definitione nie można przyznać żadnemu innemu prawomocności. Słówko „rzekomy” pozwala to uczynić nie wprost, delikatnie, subtelnie. Przywołuję czyiś sąd, ale natychmiast dystansuję się do niego i daję do zrozumienia, że jest on niesłuszny i nie ma racji bytu.

Manipulacja językowa i narzucanie odbiorcy wartościowania są ukryte. Na powierzchni sterczy tylko czubek góry lodowej - słówko „rzekomy”.

W przypadku propagowania atrakcyjności rozwodów, rozwiązłości seksualnej i legendarnego już uczenia czterolatków masturbacji dochodzi jeszcze jeden element - kreowanie niesłusznych poglądów, by z nimi walczyć.

Nowomowę ubarwia kicz językowy, a schematyzacja i rytualizacja łączy się z rozchwianiem stylistycznym, swoistą hybrydyzacją gatunków mowy.

Biskupi zderzają naukowy żargon z dyskursem teologicznym. Język modlitwy, wysublimowanych rozważań religijnych i katechetycznych pouczeń sąsiaduje z hermetyczną terminologię naukową. Tworzy to wybuchową mieszankę i stwarza niezamierzony zapewne efekt komiczny.

Tekst naszpikowany jest takimi określeniami jak stosunkowo niewinne „narządy płciowe” (§ 11) „orientacja seksualna” (§ 10) czy „dawca nasienia” (§ 61); dość sucho brzmiącymi jak „gruczoły płciowe (jądra i jajniki)” (§ 12); obojnactwo (hermafrodytyzm, interpłciowość) (§ 75); tajemniczymi „gametami” (§ 61) lub „kariotypami” (§ 75).

Dokument wylicza wiele rodzajów płci: „płeć genitalna” (§ 62), „płeć genetyczna” (§ 65), „płeć gonadalna” (§ 12), „płeć metaboliczna” (§ 12), „płeć mózgowa” (§ 12), „płeć chromosomalna” (§ 12), wymienione z krytycznym dystansem tzw. „płeć neutralna” (§ 13), tzw. „trzecia płeć” (§ 13), nie licząc już tzw. płci kulturowej.

Przyznam jednak, że mnie najbardziej podoba się „aktywność genitalna” (§ 86).

"Komplementarność"

Szczególną predylekcję wykazują biskupi do komplementarności. Jest to niewątpliwie słowo-klucz tego dokumentu.

Największym problemem naszych czasów jest „nieuwzględnianie komplementarności relacji kobiety i mężczyzny oraz zanegowanie prokreacyjnego celu płciowości” (§ 10 i wiele innych).

Komplementarność jest ideałem, do którego powinniśmy dążyć. Chodzi nie tylko o komplementarne relacje między kobietą i mężczyzną”, lecz także o „komplementarnie relacyjną więź w małżeństwie i rodzinie” (§ 15).

Miłość ze swej natury jest „miłością komplementarną, płodną i zmierza ku wzbudzeniu nowego życia” (§ 58).

Jedynie słuszna definicja małżeństwa wyklucza możliwość istnienia czegoś takiego jak małżeństwo homoseksualistów, ponieważ brak jest „uczuciowo-seksualnej komplementarności między osobami homoseksualnymi” (§ 59).

I tak dalej i temu podobne. „Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+” z całą pewnością sponsoruje słówko „komplementarność”.

Mamy tu jeden wielki językowy miszmasz. Patos biblijnych cytatów, usypiające homiletyczne inkantacje, biurokratyczny żargon i dyskurs medyczny. Otrzymujemy miksturę zwalającą z nóg.

Wstrząs lekturowy przypomina jazdę rozklekotanym gruchotem po kamienistej drodze do Nibylandii.

Klęska

Kościół katolicki w Polsce poniósł spektakularną klęskę w sprawie osób LGBT. Cała jego ewangelizacyjna misja okazała się nic niewarta.

Skandal polega według mnie na „teologicznym” uzasadnianiu, a tym samym zachęcaniu i prowokowaniu przez Kościół w Polsce prześladowań (realnych, a nie tylko symbolicznych) oraz stosowania przemocy wobec środowisk LGBT.

Symetrystyczne dywagacje, że i jedni (katolicy) i drudzy (środowiska LGBT) mają coś za uszami - odbieram jako moralnie naganne.

Nie jestem w stanie postawić na jednej szali tak mgławicowego pojęcia jak „obraza uczuć religijnych”, a na drugiej realnej, namacalnej, konkretnej agresji słownej i fizycznej.

Nie ma mojej zgody na fetyszyzowanie kategorii „szacunku” i wypominanie mniejszości, represjonowanej przez dominującą większość, która ma do dyspozycji polityków, policjantów i biskupów, że nie jest aż tak „delikatna” w swoich rozpaczliwych protestach i samoobronie, jakby tego oczekiwali przedstawiciele tejże dominującej większości.

W 2016 roku odbyła się pierwsza w Polsce kampania społeczna „Przekażmy sobie znak pokoju”, w którą na zaproszenie organizacji LGBT włączyli się przedstawiciele środowisk katolickich skupionych wokół „Więzi”, „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku”.

Szybko okazało się jednak, że w interpretacji Episkopatu podanie ręki homoseksualiście jest „rozmywaniem Ewangelii”. Biskupom akcja się nie podobała, bo „fałszuje niezmienną naukę Kościoła”. Doszło do tego, że redaktorzy „Tygodnika Powszechnego”, powołując się na Mszał Rzymski, tłumaczyli kardynałowi Dziwiszowi, co to jest znak pokoju.

„Magazyn Kontakt”, pismo lewicy katolickiej związane z warszawskim Klubem Inteligencji Katolickiej, opublikował w czerwcu 2019 roku wstrząsający artykuł Marka Błaszczyka Rodzice osób LGBT: „to nie homolobby, lecz homofobia niszczy rodzinę”.

Autor precyzyjnie opisuje cały rozbudowany system niszczenia ludzi LGBT w Polsce. Rodzina, szkoła (koleżanki i koledzy oraz obojętni i przyzwalający nauczyciele), instytucje państwowe, ale przede wszystkim Kościół katolicki i jego „nauczanie o wartościach”.

To jest kuźnia nienawiści. Stamtąd płyną toksyny i zatruwają ludzkie serca, każą rodzicom obracać się przeciwko własnym dzieciom. „Homoseksualność jest wrodzona, homofobia - kulturowa”, czyli nabyta, wyuczona, wytrenowana przede wszystkim przez obłędną katechezę katolicką, która z duchem chrześcijańskiej miłości bliźniego nie ma żadnego związku.

I dalej czytamy: „Nie mamy najmniejszych wątpliwości, że homofobia jest trucizną niszczącą wszystkich — daje pozwolenie na mówienie z pogardą o innych ludziach i usprawiedliwia przemoc”.

Taką właśnie truciznę sączy Oświadczenie Rady Konferencji Episkopatu Polski do spraw Apostolstwa Świeckich w sprawie narzucania ideologii LGBT, datowane 5 lipca 2019 roku, w moim pojęciu jeden z najbardziej przygnębiających dokumentów Kościoła polskiego ostatnich lat.

Jest on smutną lekcją religijnego fundamentalizmu i językowej manipulacji, posługuje się półprawdami, w sposób gorszący pochwala zachowania ksenofobiczne i agresję wobec tych wszystkich, którzy nie wyszli prosto spod igły Episkopatu.

Dziś czytamy z zawstydzeniem i gniewem przygotowany przez biskupów elaborat „Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+”.

Białystok, Marsz Równości, sobota 20 lipca 2019 roku, dwa tygodnie po homofobicznym oświadczeniu biskupów. Metropolita białostocki abp Wojda apeluje do wiernych, by bezbożny Marsz zatrzymać. Wypowiada brzemienne w skutki non possumus. Jego zawołanie biskupie to: „Aby była głoszona Ewangelia”.

Rzeczywiście - zawołał i oto

na ulicach Białegostoku była głoszona ewangelia nienawiści. Głosiła ją Armia Boga, wykrzykując słowa modlitwy, plując i klnąc, rzucając kamieniami i butelkami.

Część kontrmanifestantów miała różańce w rękach i krzyże na piersiach. Dwa dni później arcybiskup Wojda stwierdził, że akty przemocy są nie do pogodzenia z postawą chrześcijańską.

Rzecznik Episkopatu w faryzejskim oświadczeniu też skrytykował „akty agresji”, ale nie omieszkał dodać: „musimy jednak głosić całą Ewangelię — nie unikając wymagań, które ona niesie, i nie przestając nazywać śmiertelnym grzechem tego, co nim w istocie jest”.

Homoseksualiści jeśli nie wyrzekną się tego grzechu, nie przeproszą i nie odpokutują - pójdą do piekła.

Takie wsparcie daje Kościół w Polsce bitym na ulicach członkom społeczności LGBT.

Trujące opary płynące z Episkopatu chłoną politycy, klęczący przed ołtarzem, kiwający się w nabożnym transie i śpiewający Abba, Ojcze! Słyszymy z ich ust, że „LGBT to nie są ludzie, to jest ideologia”.

Powiedział to 16 czerwca 2020 roku na antenie TVN24, w szczytowym okresie kolejnej wojny kulturowej PiS z LGBT, poseł Jacek Żalek. Jeśli więc osoby LGBT nie są ludźmi, to Kościół rzeczywiście nie ma obowiązku się o nich troszczyć, wspierać ich i bronić. Warunkiem, żeby dojrzeć w nich ludzi, jest nawrócenie. Praktykę w nawracaniu ma Kościół wielowiekową.

Sądzę, że doszliśmy do kresu, że miarka się przebrała. W moim pojęciu postawa „rewizjonizmu”, uprawiana przez środowiska otwartej inteligencji katolickiej - już nie wystarcza.

Episkopat najwyraźniej stracił sterowność. Prowadzi Kościół polski i Polskę - niczym dwutysiącletni transatlantyk - na górę lodową.

Biskupi pogubili gdzieś przyrządy nawigacyjne i stracili kontakt z rzeczywistością. Nie pomoże już większa lub mniejsza korekta kursu.

Trzeba ten transatlantyk opuścić jak najszybciej. Miejmy nadzieję, że wystarczy szalup ratunkowych.

*Książki prof. Jacka Leociaka:

  • Tekst wobec zagłady. O relacjach z getta warszawskiego, Wrocław 1997
  • Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście, wyd. 1, Warszawa 2001, wyd. 2. zm., popr. i rozsz., Warszawa 2013 (z Barbarą Engelking)
  • Doświadczenia graniczne. Studia o dwudziestowiecznych formach reprezentacji, Warszawa 2009
  • Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów, Kraków 2010
  • Biografie ulic, Dom Spotkań z Historią, Warszawa 2018
  • Młyny boże. Zapiski o Kościele i Zagładzie, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018.

Udostępnij:

Jacek Leociak

Prof. dr hab. Jacek Leociak jest historykiem literatury, kierownikiem Zespołu Badań nad Literaturą Zagłady IBL PAN, jest także członkiem zespołu Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN.

Komentarze